POrnopolityka, duch IV RP i tańczący z sitwami

Obrazek użytkownika MagdaF.
Kraj

POrnopolityka, duch IV RP i tańczący z sitwami

Mój poprzedni tekst o Kongresie Kobiet, notabene słusznie odbyty w PKiN (dawniej im. J.Stalina), wywołał sporo zamieszania na blogu w Newsweeku. Kilku komentatorów nawet powątpiewa, że jestem kobietą podważając moje atrybuty kobiecości, ale skoro sami piszą pod nickami obojętnymi płciowo, mogę im się zrewanżować, dzięki czemu dyskusja nadal będzie prowadzona zgodnie z parytetem. Jedyny z odsłonięta przyłbicą Piotr Bratkowski (udowadniając swój rodzaj męski zdjęciem) skonstatował, że: „Kobietą - może i tak (wielkie dzięki Panie Piotrze!), (choć każdy może se wymyśleć (pisownia oryginalna) tożsamość sieciową, jaką chce). Gorzej, że nie mającą (pisownia oryginalna) pojęcia, o czym pisze. To w ogóle nie był kongres feministyczny, a przedstawicielki ruchów feministycznych (oraz "lewactwa i jego wyuzdanych form", jak elegancko pisze autorka) miały do niego - z tego, co czytałem (a czytałem, bo lubię wyuzdane formy lewactwa) - mocno zdystansowany i dość krytyczny stosunek”.

Tak się więc szczęśliwie złożyło, że gusta Pana Piotra w temacie „wyuzdanych form lewactwa” zaspokoiła wreszcie prof. Magdalena Środa, członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet i organizatorka wszystkich czterech kongresów. Na początku myślałam, że to poseł Janusz Palikot w damskim przebraniu, który kocha wręcz lewicowe wyuzdanie, a właściwie tylko jego plastikową protezę, ale oczom i uszom nie wierząc rozpoznałam, że to pani teoretyczka etyki, filozofka, publicystka i feministka w jednym, która na blogu w tokfm.pl ostro krytykując ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina za wypowiedź "Mam w nosie literę przepisów. Ważny jest ich duch", pisze: „Z moralnego punktu widzenia wolałabym widzieć ministra kopulującego przed kamerami niż ministra, który publicznie lekceważy sobie praworządność i literę prawa”.

Czołowa feministka III RP nie użyła sformułowania „z dwojga złego”, co oznaczałoby, że lekceważenie zapisów prawa jest równie naganne, jak kopulacja na ekranie, choć to drugie bardziej widowiskowe, a nawet przynoszące pożytek w postaci narodzonych dzieci (dodam od siebie, że nie z feministką o antykoncepcyjnej mentalności), ale użyła sformułowania „z moralnego punktu widzenia”, dając jako etyk przyzwolenie na wspomniane wcześniej „wyuzdane formy lewactwa”, np. w postaci show „Kopulowanie na ekranie”. Koniecznie w przyjaznej TVN. Profesor Środa idzie dalej i w apostrofie do premiera Tuska apeluje o zdymisjonowanie ministra sprawiedliwości, a Marek Siwiec, ten od całowania ziemi kaliskiej pisze, że J.Gowin, „powodowany żarliwością, ideowością i pychą” (a więc wszystkimi cechami, którymi chełpią się organizatorki Kongresu Kobiet), „stawia ideologię nad praworządnością”.

Znaleźliśmy się więc na etapie politycznej pornografii, po „wykopkach”, jak określiła Teresa Torańska ekshumacje ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, co udowadnia, że puściły wszelkie hamulce i wyszło chamstwo, prostactwo, agresja i zwykła podłość. Struktury grzechu obejmują zarówno polityków jak i dziennikarzy „republiki kolesi” i sitw, posługujących się metodami obleśnymi moralnie, obrzydliwymi językowo, prezentują obraz zdegerowanego antyrządu i antymediów, uprawiających polityczną goliznę i plugawe stręczycielstwo jedynie słusznych poglądów. Jest pewne, że owa rozwiązłość polityczna jest odzewem na niepowodzenia rządu na wszystkich frontach, począwszy od katastrofy smoleńskiej, poprzez afery i wszystkie wpadki rządzących, którzy zachowują się jak mężczyzna po nieudanym akcie seksualnym, który wmawia sobie, że dał radę. Podniecenie polityczne wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do możliwości i umiejętności rządzenia, a „szczytowanie” cynizmem, kłamstwem i nikczemnością żeruje na najniższych ludzkich instynktach.

Ostatnio, ich katalizatorem stał się Jarosław Gowin, ostatni, choć nie pierwszy eksperyment, przed ostateczną niemocą Tuska. Wszyscy zresztą ministrowie sprawiedliwości w rządzie Tuska, czworo na pięciolecie rządów, to skutek nieprzemyślanych eksperymentów premiera, krótkiej ławki wcześniejszego „gabinetu cieni PO” albo dążenia do ochrony układu, który wyniósł go na premiera. Pierwszy, Zbigniew Ćwiąkalski, który sprawował swój urząd dwa lata, to przedstawiciel prawniczej korporacji, zwany „obrońcą mafii”, który został wybrany jako przeciwwaga „okrutnego szeryfa” pisowskiego, Ziobry. Odszedł, ponieważ zlekceważył kolejne zagadkowe śmierci bandytów ws. zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Kolejny eksperyment to Andrzej Czuma, dawny opozycjonista, który rządził jedynie 9 miesięcy. Kłamstwa w „ankiecie bezpieczeństwa osobowego” przy ubieganiu się o certyfikat, nieuregulowane obciążenia finansowe, żenujący występ medialny w „Warto rozmawiać”, gdzie bronił akcji ABW wobec dziennikarzy, niechlubny udział w komisji śledczej ds. nacisków, obecność w radzie nadzorczej firmy syna i zatrudnienie go w resorcie, a także jego wypowiedź do afery hazardowej: „Drzewiecki i Chlebowski są absolutnie niewinni”, a Mariusz Kamiński, szef CBA, „działa w amoku”, to wielka porażka, także premiera. Kolejny minister, Krzysztof Kwiatkowski, którego działalność była wielokrotnie tematem mojej uwagi (na stanowisku utrzymał się 2 lata), to kliniczny przypadek partyjnego POlitruka, nawet nie ślepo wykonującego polecenia władzy, bo dokonania ma mierne, ale obdarzonego przez naturę zdolnością pustej retoryki. Jego kompromitacja po Marszu Niepodległości równa jest kontroli w 2009 roku Sądu Okręgowego w Gdańsku, po której nie stwierdził żadnych nieprawidłowości, choć to za jego kadencji hulał po Polsce Amber Gold i latał OLT.

Jarosław Gowin, nominowany w celu poprawy nadszarpniętego aferami rządu PO i PSL, miał za zadanie naprostowania wizerunku Platformy, skręcającej w lewo, w okolice Palikota i jego systemu moralnego na pograniczu politycznej pornografii, powiedział to, co przeraziło Tuska i jego akolitów. To, co jest kwintesencją najważniejszego dzieła Monteskiusza, który już 300 lat temu wiedział, że wartość praw jest względna, a istotą państwa powinno być przekonanie o bezpieczeństwie jednostki, wolność obywateli, uwarunkowana istnieniem ochrony państwa i prawa. Czarę goryczy przelała też ostatnia odpowiedź ministra sprawiedliwości na stanowisko tzw. super prawnika Polski, że nie miał prawa kontroli akt sądu Marcina P. Oświadczył: „Wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli a nie na straży sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych. Ja wiem, że ta sitwa jest dzisiaj przerażona tym co robię i chcę żeby stąd poszedł jasny przekaz do tej sitwy - NIE ZASTRASZYCIE MNIE”.

Bo Gowin nie ma nic do stracenia. Jest bezkompromisowy i nie przestraszył się „złotoustego mecenasa” i gwiazdy mediów wszelakich, uczestnika manif zwanego „tęczowym jastrzębiem” i elastycznego prawie-liberała, który bawi się w wielkiego inkwizytora żądając Trybunału Stanu dla ministra sprawiedliwości. Zarzuca mu, że Gowin złamał prawo żądając z sądu dokumentacji procesów karnych ws Amber Gold, zapominając już, jak akta w jego sprawie dostarczono prezydentowi A. Kwaśniewskiemu, by mecenas nie znalazł się w Rejestrze Osób Skazanych.

To jest polityczna pornografia, której źródłem jest strach.

Dlatego ruszyła nagonka na ministra sprawiedliwości. Prezes think-tanku pod nazwą Instytut Spraw Publicznych, stwierdza, że Gowin, jako skrajny ideolog przywołuje widma IV RP, a cała Czerska, ustami swej ideolożki Ewy Siedleckiej zachłysnęła się ze zgrozy przed pisowskim stylem rządów ministra.

Bo przecież nie chodzi o to, że „złotousty mecenas” przyznał się w tabloidzie, że w młodości uprawiał seks w maluchu ani nawet o tę kopulację na ekranie, którą woli M.Środa, o obsceniczne zachowania rządzących, obleśne oskarżenia pod adresem opozycji i Narodu, ani, wbrew pozorom, o żadnego „ducha prawa”. Jedyny duch, który jest niebezpieczny, bo zagrażający całej tej zgniliźnie moralnej partyjniactwa, nepotyzmu, kolesiostwa, kłamstwa i złodziejstwa, jest duch IV RP. I aby zakończyć ten felieton nutką optymizmu i nadzieją, że walka z polityczną pornografią, całym tym przysłowiowym syfem, który toczy rząd Tuska – jest i dobra wiadomość. Jarosław Gowin, na przekór Platformie, poprze wniosek o komisję śledczą w sprawie Amber Gold i namówi do tego kolegów. Choć naboje do jego odstrzału przesłano już Rafałowi Grupińskiemu.

Tekst opublikowany w nr. 39/2012 Warszawskiej Gazety

Polecam też moją książkę:
http://polskaksiegarnianarodowa.pl/pl/p/Hej-kto-Polak/152

Brak głosów