Coming out i zemsta Kronosa

Obrazek użytkownika MagdaF.
Kultura

Anna Micińska, eseistka, historyk i krytyk literatury, która za cel swojego życia naukowego postawiła sobie uporządkowanie spuścizny po genialnym polskim artyście Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, nie zdążyła święcić triumfu, który był jej pomysłem, udziałem i zrealizowanym marzeniem. W ubiegłym roku nakładem Pastwowego Instytutu Wydawniczego wydano ostatni, IV tom „Listów do żony” Witkacego, efekt żmudnej, pracochłonnej, wręcz detektywistycznej pracy autorki, która opatrzyła też listy własnym komentarzem. Otrzymaliśmy dokument niezwykłej wagi; nie tylko najprawdziwsze źródło wiedzy o życiu i twórczości genialnego artysty, znane nie z mitów i „czarnych” legend krążacych na jego temat, ale z pierwszej ręki, od żony, którą traktował wręcz jak spowiednika, powierzając jej najskrytsze tajemnice duszy i ciała. Otrzymaliśmy też szczery do granic ekshibicjonizmu dokument psychologiczny, odsłaniający osobowość człowieka, jego relacje ze światem i najbliższymi, w którym zderzają się dwie legendy: człowieka i artysty. Czy są one dopełnieniem, czy triumfem jednej z nich, osądzą czytelnicy, ale nie można zapominać, że u źródła ich odkrycia leżała, delikatnie mówiąc, nielojalność żony, Jadwigi z Unrugów. Bowiem Witkacy nie pisał listów ze świadomością, iż mogą trafić w obce ręce i zostać opublikowane. Zaklinał swoją żonę, by listy, jedynie do wiadomości adresata, korespondencja prywatna i wyjątkowo intymna, zostały spalone, bo mogłyby go skompromitować. Jadwiga nie wypełniła prośby męża; nie tylko nie spaliła listów, ale przekazała je przed swoją śmiercią zaprzyjaźnionej Marii Flukowskiej, zastrzegając tylko, że nie można ich udostępniać i publikować przez 20 lat.

Stanęliśmy więc wszyscy, nie tylko wydawnictwa, przed odwiecznym dylematem: artysta i społeczeństwo, bardziej moralnym niż historycznoliterackim, trudnym i w gruncie rzeczy nierozwiązywalnym, który próbuje się lekceważyć lub tłumaczyć dobrem wyższym, naginaniem do niezrozumiałej w tym wypadku epistemologii czy wręcz komercją albo polityką, co swego czasu zastosowała wdowa po Zbigniewie Herbercie, odmawiając prawa do cytowania jego poezji jednej opcji politycznej. Pytania kim jest artysta, człowiekiem wolnym i nieskrępowanym, który jak każdy ma prawo do własnego marginesu prywatności, czy własnością społeczeństwa, który na ołtarzu własnej sztuki musi złożyć też swoje życie prywatne, bagaż doświadczeń i przeżyć osobistych, własne lęki, obawy, fobie, dziwactwa i ułomności, jako część własnej spuścizny, jest nadal otwarte. Po części to my sami, zawładnięci mentalnością „kamerdynera – podglądacza”, dajemy na nie odpowiedź. Przeciwni prześwietlania życia polityków, z lubością jednak lubimy babrać się w życiu artystów, „odbrązawiać”, pomawiać, tropić, na światło dzienne wyciągać to, co nieistotne dla sztuki, ale fascynujące, więc dobrze sprzedające się w naszym współczesnym świecie skandali, „pudelka” czy „plotka”.

Stąd niezwykła popularność dzienników i pamiętników, tych najbardziej osobistych form literackich, a także filmów czy seriali, których tworzywem fabuły są biografie znanych ludzi. Nie odróżniamy jednak celowego zabiegu artysty, który wybiera formę osobistych zwierzeń, godząc się na ich upublicznienie czy nawet tworząc z tym zamiarem, jak Zofia Nałkowska, Maria Dąbrowskia, Gustaw Herling-Grudziński czy Stefan Kisielewski i ich dzienniki, od bezprawnej, nieuzasadnionej po ludzku żadnym dobrem nadrzędnym, formy ekshibicjonizmu pośredniego, niepoprzedzonej żadnym dylematem etycznym czy chwilą refleksji.

Bo coming out stał się modny. Wyjście z szafy, szuflady, spod łóżka, z własnej płci, religii, moralności, tradycji czy przekonań jest oznaką tej najgorszej formy nowoczesności, którą dał nam globalny świat odzierając człowieka, w imię jego fałszywej wolności, z tego, co ma najcenniejszego: podmiotowość, indywidualizm, odmienność. Ci sami, którzy uważali peerelowską akcję MO „Hiacynt” za zbrodnię komunizmu, bo „ewidencjonowała” homoseksualistów, dziś domagają się jawnej rejestracji swych związków w urzędach stanu cywilnego, dumnie odkrywając przed państwem nie tylko swój pesel, ale i wizerunek swój i swoich „partnerów” w mediach. Wystawianie prywatności na publiczny użytek, afiszowanie się prywatnym życiem, liczbą mężów, kochanków, zdrad, rozwodów, aborcji, operacji plastycznych, ten tabloidalny ekshibicjonizm zaciera granice między sferą publiczną a sferą prywatności i zgoła intymności. Podporządkowany jest koniecznością zaistnienia w świecie publicznym lub podtrzymaniem swej obecności jako przedmiotu ciągłego zainteresowania nie tylko przez marnych artystów, aktorów, polityków, ich byłe i obecne żony, gwiazdeczki seriali, kuchni, „towarzyszki panienki” i innych celebrytów. Wabik dla publiczności, niewyczerpana porcja realnych i wymyślonych skandali, otwarte drzwi salonów i duża kasa.

Właśnie do Polski przyjechała Rita Gombrowicz, wdowa po polskim pisarzu Witoldzie Gombrowiczu, promować sekretny dziennik pisarza pt. „Kronos”. Mitologiczny Kronos, tytan, syn Uranosa i Gai, połykał swoje dzieci zaraz po urodzeniu z obawy, by nie pozbawiły go tronu. Ostatnie dziecko, syna - Zeusa uratowała Rea podając Kronosowi do połknięcia kamień owinięty w pieluszkę. Pokonany przez tytanów Kronos, teraz się mści. Swoje zapiski, wielką tajemnicę i sekretny nałóg owija w karton i chowa pod łóżkiem. Czterdziestu lat potrzeba było, by Rita Gombrowicz łyknęła ten kamień, wypluwając go w Wydawnictwie Literackim przed polskimi czytelnikami, bo jak mówi: „Artysta należy do świata”. Trzeba przyznać, wstrzeliła się idealnie w czas. Mentalność społeczeństwa, a raczej władzy, całkowicie się zmieniła. Homoseksualiści w Polsce dawno już wyszli z szafy na okładki tabloidów, zasilili grono celebrytów i jurorów znanych programów, a zwykłym padałom, zafundowano na otarcie łez homoseksualną tęczę na Placu Zbawiciela. Czy odkurzony mit gasnącej popularności pisarza tak samo „łykną” czytelnicy, twórcy podstawy programowej czy uczniowie nawracani na „Synczyznę”, jak zrobiła to Rita Gombrowicz, z tęsknoty za „rajem utraconym”, który jak wiemy, nie musi być tożsamy z rajem dla czytelników? Jaką korzyścią obdarzył nas pisarz, który mówił: „Dziennik kupuje się dlatego, że autor jest sławny. A ja dziennik piszę, by stać się sławny”. Czy będziemy przez tę prawdę zdrowsi, lepsi, bardziej wierni? Czy niezbędna jest nam wiedza na temat twórców dotycząca intymnych związków, wczesnego lub spóźnionego erotyzmu, seksualnych inicjacji z les petits garçons de la cuisine, czyli chłopcami kuchennymi, kartoteki doświadczeń seksualnych, liczby „przeleconych” prostytutek czy sponsoringu młodych chłopców? Czy ktoś ośmieli się wykorzystać instruktaż, że najlepszym lekarstwem na odzyskaną „możność” jest „kurwa z tryprem spotkana”? Czy chcemy znać detale wszystkich cierpień pisarza, także tych na hemoroidy, podagrę, wrzody żołądka i przeróżne bóle? Artysta nie jest własnością świata. Jest wolnym bytem, niebezpiecznym wówczas, gdy próbuje światem zawładnąć. Jeśli w ogóle pod łóżkiem istnieją potwory, to są one zamierzoną kreacją. Czyli komercyjnym oszustwem.

Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie

Brak głosów

Komentarze

prof Rycho:

Trafne spostrzeżenia, no i właśnie - salony i skandale--karmienie szumem, rozrywka, wymóg czasów. Plebs kupuje, a za tym stoi jeszcze kasa. Pozdr

Vote up!
0
Vote down!
0

prof Rycho

#358094

 Tworczosc artysty nalezy do swiata, jego zycie prywatne - nie.

Tak samo jak nie interesuja mnie malzenstwa, rozwody i historie operacji plastycznych gwiazd filmowych, tak samo nie interesuja mnie inicjacje seksualne, wrzody na zoladku i zmagania wewnetrzne pisarzy - ani te pisane dla slawy czy samoreklamy, ani tym bardziej te haniebnie zdradzone przez najblizsze im istoty, wydane bez zgody autorow, a nawet wbrew ich zyczeniu. Pamietnikow, dziennikow, wspomnien i biografii nie lubie, nie kupuje i nie czytam.

Mam wlasne zycie do przezycia, zycie zyciem innych ludzi mnie ani nie interesuje, ani nie podnieca, czesto wrecz brzydzi, a tego typu fascynacje u innych budza co najwyzej zdziwienie i lagodne politowanie.

Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!

Vote up!
0
Vote down!
0

Lotna

 

#358116