Barbarzyństwo pani minister Katarzyny Hall.

Obrazek użytkownika DoktorNo

<p>Pan Łukasz Warzęcha, a w ślad za nim inni bloggerzy w tym Ribitzky i Unicorn poruszyli tematykę nowej propozycji kanonu lektur szkolnych. Pani Hall idzie z duchem czasów i wywala z spisu książek obowiązkowych "Quo Vadis", a także Gombrowicza (<strong>HALO! TU ZIEMIA! ZIEMIA DO MICHNIKOIDÓW! BIJĄ GOMBROWICZA!</strong>), "Potopu" (sic!), "Konrada Wallenroda" i… "Kubusia Puchatka".</p>

<p>Decyzja ta wpisuje się w antyintelektualne trendy naszego świata, wzmocnione i zwielokrotnione przez "przekaziory". Pisałem dwa lata temu:</p>

Współczesne dzieciaki żyją w świecie, w którym to liczba kanałów którymi przekazywana jest informacja wzrosła niewspółmiernie w porównaniu z zeszłym stuleciem. Nic dziwnego więc, że wpływ rodziców, szkoły, państwa i Kościoła (lub innej religii) uległ systematycznemu zmniejszeniu, zupełnie jak w sytuacji, w której osoba nawykła do oglądania góra czterech kanałów TV po przesiadce na tuner TV satelitarnej, gdzie liczba kanałów jest liczona w setkach, będzie coraz rzadziej oglądała owe cztery kanały, a nawyk przełączania kanałów może u niej przybrać formę nerwowego "zappingu".

<p>Dyletanctwo zostało podniesione do rangi cnoty, jeżeli ktoś stara się głosić ustalenia historyczne na podstawie solidnej metodologii, jak pan Chodakiewicz, zostaje szybko obrzucony inwektywami przesz tych, co aspirują do miana "otwartych umysłów". Popularność powieścidła Dana Browna, "Kod Leonarda DaVinci", gdzie dyletanctwo autora poraża, jest kolejnym przykładem. Tylko min. nieznajomość zasad kompozycji obrazu i historii malarstwa renesansowego mogły zasugerować autorowi tajne kody w obrazach mistrza Leonarda. Elementarna wiedza na temat historii sztuki i plastyki mogła by skutecznie przeciwstawić się zalewowi intelektualnej tandety. Ciekawe na ilu lekcjach plastyki ta tematyka jest poruszana?</p>

<p>W Wielkiej Brytanii, kraju który wpadł w otchłań politpoprawności, tamtejszy odpowiednik MENu wywalił z programu wiedze o Churchillu, zastępując go min. globalnym ocieplenie. Zadaniem takiego systemu edukacji nie jest wychowanie małego Brytyjczyka, świadomego swej historii, ale małego lewackiego aktywistę, który poczytując "Guardiana" i oglądając BBC, w ręka w rękę z miejscowymi islamistami idzie na "manify" na popieranie sprawach wskazanych przez środowiskowy konformizm i ideologiczne zaślepienie. Na marginesie; tamtejszy MEN obniża z roku na rok wymagania wobec uczniów.</p>

<p>W Szwecji jest nie lepiej, jak napisał "social", znany z Salonu24.pl:</p>

Jak najbardziej się zgadzam z Pana wpisem, tzn. moje odczucia są identyczne. Mieszkam w Szwecji i tu tego typu fajne reformy zostały wprowadzon - 2 lektury przez cały rok, brak ocen do 7 klasy, każdy przechodzi do następnej klasy, szkołę średnią skonczyc można z niedostatecznymi, maturę zlikwidowano, nastawienie na praktyczna naukę. W Szwecji właśnie stawiano na tą praktyczność, żeby umieli sobie w życiu poradzić, np. z prowadzeniem konta. Efekt tego mizerny, bo to w Szwecji oszuści wyciągający numery kont, kart, piny robią to bez problemu (a niby się tego w szkole uczą jak postępować). Z historii i geografii ich wiedza jest żadna. Zaskoczeniem jest, że Hitler pochodził z AUstrii, a w Kanadzie mówi się po Francusku, w Polsce nie pisze się cyrylicą, a na studiach zetknąłem się z ludźmi studiującymi prawo (trzeba mieć same bdb żeby się dostać), którzy dziwili się, że Polska leży nad morzem... Cytaty z literatury światowej (nawet Biblii - kto jest bez winy...) są kompletnie nie łapane przez nich, większość lektur czyta się we fragmentach, więc nie umieją nic. Autentycznie NIC!! Nawet jak jeżdżą na te swoje wyprawy dookoła świata, to sami nie wiedzą co oglądali - np. swego czasu słyszałem teorię kogoś kto był w Egipcie, że te piramidy to Arabowie budowali. Studenci I roku filologii nie znają takich słów jak przysłówek czy przymiotnik, i nie mają pojęcia kto to jest Vonnegut. Smutne, no ale widać taki nasz cel.
Żeby było śmiesznie, autorzy tych zmian (politycy) posyłają dzieci do szkół prywatnych, gdzie się same tego wszystkiego co trzeba uczą - tak jest i w Szwecji i w Polsce...

Link

<p>W Washington Post ukazał się znakomity tekst Susan Jacoby pt."Ogłupianie Ameryki" ("Dumbing America"), którego autorka dowodzi, że Amerykanie są coraz bardziej anty-racjonalni, anty-intelektualni i po prostu mało ambitni. Czytelnictwo książek, mimo hitów w stylu "Harrego Pottera" spada, z czego prawdziwym fenomenem jest młodzież, często po uniwersytetach, która nie przejawia żadnych głębszych refleksi intelektualnych i jest po prostu głupia i zamknięta, "dumb and proud" (po polsku: "wykształciuchy" lub "niedokształciuchy"). Media tylko ten stan pogłębiają, prezentując wspomniany często tutaj "infotainment", kulturę obrazkową i swoisty informacyjny odpowiednik ADHD; czyli brak koncentracji na jednym zagadnieniu. Poprzez głupotę należy rozumieć bezkrytycyzm, brak dociekliwości i erozje wiedzy ogólnej (autorka podaje przykład w którym to w czasach II W.Ś Amerykanie masowo kupowali mapy, aby wiedzieć gdzie toczą się zmagania wojenne, teraz wielu młodych Amerykanów nie wie gdzie jest Irak).</p>

<p>Wracając do lektur: co takiego chce przekazać młodemu pokoleniu nasz system edukacji? Jakie role modelowe chce pokazać następnym pokoleniom? Jakie wzorce etyczne chcemy, aby nasze dzieci przestrzegały w swoim życiu? Dode Elektrode i Paris Hilton?</p>

<p>Umiłowanie prawdy, piękna i uczciwości - te idee powinny być przekazywane przez system edukacji, nie tylko na poziomie uniwersyteckim.</p>

<p>Nie łudzę się, że obciążenie uczniów lekturami obowiązkowymi coś da. Na pewno jednak kanon lektur obowiązkowych można zrewidować. Na pewno można coś usunąć (np. wiele książek eksponowanych w PRL-u, np. "Niemcy" Kruczkowskiego, czy propagandówki o wyzyskiwanych Eskimosach na Alasce), chodzi mi o to, aby jednak mieć pewien ideał jako model dla uczniów do naśladowania, i co najważniejsze, uczyć PEWNEGO SPOSOBU MYŚLENIA; autentycznie otwartego, dostrzegającego pewne prawidłowości w rozwoju kultury i w pełni świadomego dziedzictwa kulturowego, zarówno narodowego jak europejskiego i światowego. Nawiasem mówiąc, widać jakich spustoszeń dokonały ekranizacje lektur szkolnych i ich wykorzystywanie w charakterze materiałów dydaktycznych (sic!). Gdyby chodzi o porównanie ekranizacji z książką jest dobrym pomysłem, i na pewno bardzo odkrywczym, ale najpierw tak czy siak trzeba przeczytać książkę!</p>

<p>Pan Łukasz opisuje, że w jego klasie czytanie było po prostu modne. i to mi cały czas chodzi. Czytanie lektur ma być modne, tak samo jak czytanie Harrego Pottera! Jedną z ról modelowych dla dzieci w szkole jest nauczyciel. Jeżeli pani Hall, oraz (przykre, ale prawdziwe) niektórzy nauczyciele obniżają sobie poprzeczkę i stwierdzając, że "i tak nikt tego nie czyta", to z automatu stają się wyjątkowo skutecznymi rozsiewaczami antyintelektualnej trucizny.</p>

Brak głosów