Gruba kreska – jeden ze zgniłych korzeni III RP

Obrazek użytkownika tonymld
Kraj

Ostatnio zauważyłem w statystykach, że jest stosunkowo dużo wejść na bloga z zapytaniem o grubą kreskę. Uznałem, że skoro są zainteresowani, to należy spełnić ich życzenie. Choć w jednym z wcześniejszych wpisów trochę o tej kwestii pisałem, jednak zechcę teraz zająć się owym zagadnieniem bardziej kompleksowo. Niewątpliwie pierwsze lata transformacji ustrojowej, pierwsze istotniejsze decyzje zadecydowały o tym jak wygląda dzisiejsza Polska. Nie tyczy się to wyłącznie gospodarki, dotyczy to także społeczeństwa i sposobu postrzegania poszczególnych wydarzeń z przeszłości. Choć można by dużo słodzić o naszych „sukcesach” w pierwszych latach po transformacji, ja w zamian zafunduję Państwu zimny prysznic, ponieważ osiąść na laurach każdy głupi potrafi. Moim zdaniem warto i trzeba ciągle wymagać od siebie, jak i polityki (i polityków) więcej i więcej! To nasze zacne prawo i obowiązek.

Pewne tematy w polskiej polityce powracają niczym bumerang, idealne przykłady to aborcja lub lustracja. W wypadku aborcji należy to traktować jako temat zastępczy, każdy taki powrót tematu, to w moim odczuciu jest chęć ukrycia rzeczy ważniejszej, aby nie była zbyt głośno (lub wcale) wspomniana w debacie politycznej. Z kolei obecnie jednym z istotnych i budzącym niemałe kontrowersje tematów w polskiej polityce jest i najprawdopodobniej będzie, owiana aurą nienawiści lub wielkim mitem zdrady i zamachu stanu - lustracja, która bardzo wyraźnie dzieli scenę polityczną na zwolenników lustracji, umiarkowanych (czyli żadnych) i przeciwników. Oczywiście nie trzeba się dużo zastanawiać, aby stwierdzić, że konserwatyści (PiS) jest zdecydowanym zwolennikiem lustracji, liberałowie natomiast przyjęli ciekawą strategię – w zależności od społecznego poparcia (w tym głównie słupków poparcia dla Jedynej Słusznej Partii) zmieniają swoje zdanie. Natomiast moralny (?) następca komunistów, czy tam Lewica lub SLD (ciekawy zabieg, z tymi ciągłymi zmianami) należy do zdecydowanych przeciwników lustracji – to specjalnie dla tych którzy do tej pory mieli niejasność co do tej kwestii.

W wypadku PO, da się zrozumieć ich myślenie: gdy mówiło się o POPiS to miało to sens, jeszcze wtedy nie doszło do tak dalekiego i zaawansowanego zbliżenia z „autorytetem” Wałęsą. Dodatkowo okazało się, że problem dotyczy członków PO, którzy nie zawsze byli szczerzy co do przeszłości, czyli wzrosły by koszta własne partii. Bo o ile za komuny, w jakiś sposób da się zrozumieć i wytłumaczyć ich zachowanie, o tyle w czasach Wolnej Polski i przy doktrynie Grubej Kreski, można było zacząć od nowa, i sprawić aby spadł kamień z serca tym, którzy na pewno wewnętrznie jakieś rozterki przeżywali. Dziwi więc fakt, że do tej pory, nie było ich stać na akt ekspiacji (w tym wypadku niekonieczna byłaby ustawowa lustracja), choćby w formie publicznego wyznania grzechów. Jestem wręcz przekonany, że właśnie w początkowej fazie III RP takie deklaracje nie budziły by zdziwienia, wręcz przeciwnie, wtedy to znalazły by zrozumienie większości – choć pewnie zawsze znalazł by się ktoś, kto powtarzałby za Orwellem, że „Raz kur.., zawsze kur…”.

Jednak większość przyjęłaby do wiadomości, i po kilku latach nie było by tematu. Sprawa byłaby rozwiązana, tak jak zrobiono to sprawnie w Czechach czy byłym NRD. Jednak my, Polacy, ku wielkiej szkodzie dla nas samych do tego nie doszliśmy. Ten oto cytat oddaje esencję potrzeby odkrycia mrocznej przeszłości PRL:

„Żaden kraj nie może być wolny tak długo, jak długo nie jest w stanie udźwignąć swoich prawd. Gruba kreska oddzielająca przeszłość oraz ograniczenie dostępu do prawdy nigdy nie służą prześladowanym, lecz zawsze przedstawicielom byłego establishmentu”.

Proszę zauważyć jak zorganizowani Niemcy, z pomocą aliantów obeszli się ze swoją niechlubną przeszłością! Wiem, porównywanie zbrodni narodowego socjalizmu do zbrodni PRL nie jest może sprawiedliwe. Jednak to co mnie zawsze raziło i razi w tej kwestii to niebywała przewaga kata nad ofiarą! Że ci którzy łamali życia i kariery, są praktycznie bezkarni. Żyją w dobrobycie i dzięki dobrej pozycji wyjściowej w momencie transformacji (żeby nie powiedzieć ironicznie: układom) świetnie zaadoptowali się do nowych, pseudo – demokratycznych warunkach (pseudo, ponieważ jak można nazwać sejm kontraktowy – nie był w pełni demokratyczny!). Przykład z miasta pana Palikota, którego jest honorowym obywatelem: były pracownik bezpieki, obecny radny miasta Biłgoraja, Artur Bara - założył agencję ochrony mienia i osób na początku III RP? Ja rozumie, że zwykły Kowalski mógł sobie warzywniak otworzyć wtedy, ale na tego typu agencje, to jakieś zezwolenia trzeba było, nie? Dostęp do dokładnych informacji mieli ludzie, którzy byli z byłych służb – proszę niektórych obecnych polskich „biznesmenów” i ich ewentualne wypowiedzi o współpracy ze służbami, choćby właściciel Polsatu. Albo kto mógł jeszcze w roku 1986 uzyskać wyłączność na dystrybucję filmów wideo na terenie PRL – taka tam nieznana firma ITI czy coś takiego… Zresztą w pierwszych latach nowego systemu (1989 – 92), część agentów bała się konsekwencji, dlatego schowali się w cień, słuch po nich zaginął.

Z kolei ci drudzy (ofiary reżimu komunistycznego) zostali podwójnie poszkodowani. W byłym systemie wiedzieli jeszcze, że walczą o coś, o ideę, o wolność. Ponieśli tego ostre konsekwencje, nie mogli studiować, odsiedzieli swoje za chwałę Ojczyzny, z której wielu później wyemigrowało (emigracja lat osiemdziesiątych). Najgorsze jest we wszystkim to, że ci co ponieśli jedne z największych ofiar za ojczyznę nie są zawsze tymi, „co napinają klapę” na medale. Oni raczej żyją z głodowych emerytur i rent w zapomnieniu. Ich prześladowcy nie dość, że bezkarni, to żyją w dobrobycie i transformacja ustrojowa jeszcze polepszyła ich sytuację. Ci niepamiętani bohaterowie zapewne nie o taką Polskę walczyli. Ich wizja ojczyzny przepadła, wraz z wybawicielami typu Balcerowicz czy Mazowiecki. A może po prostu oczekiwania były za wysokie?

Niezależnie od oczekiwań, co do kwestii gospodarki i rzekomych cudów, guru finansowego, pana profesora B., które zresztą widzieliśmy, i o których efektach i konieczności można wiele i różnie dyskutować o tyle kwestia zwykłego rozliczenia się z przeszłością nie wydaje się być tak złożona, jak polityka makroekonomiczna. Tutaj sprawa jest z pozoru prosta. Jednak Tadeusz Mazowiecki, Pierwszy premier wolnej Polski, uznał inaczej. Jego zdaniem „gruba linia” (brzmienie oryginalne) powinna oddzielić epokę PRL od poczynań nowego rządu. Chodziło zapewne o zdobycie zaufania i gotowość do wyrzeczeń w imię wspólnego dobra.

Jednak poprzez brak podjęcia kwestii sprawiedliwości dziejowej (czyt. lustracji), gruba kreska Mazowieckiego staje się synonimem braku chęci i wręcz strachu rozliczenia się z niechlubną przeszłością. Wielu obrońców tej koncepcji (chociażby wszechmocny książę prasy – A. Michnik) twierdzi, że wtedy należało sprawić, aby Polacy byli jednym narodem, aby nie było podziałów. Jednak jak można budować solidny fundament, na de facto chronieniu funkcjonariuszy i decydentów byłego reżimu? Pikanterii dodaje fakt, że najczęściej obrońcami statusu quo są osoby, które mają coś na swoim sumieniu i nie chcą, aby prawda wyszła na jaw – chociażby Lesław Maleszka (Ketman), który na łamach GW należał do jednych z najbardziej zaciętych przeciwników lustracji, choć sam był nie fair, i to on jako rzekomo obiektywny dziennikarz, kształtował opinię narodu. Pewnego rodzaju „solidarność narodową” można było osiągnąć poprzez spowiedź publiczną i wybaczenie sobie grzechów nowy początek! Jednak jak wiemy te dwa pojęcia są obce ludziom z kręgów lewicowych, dlatego niedopuszczaną oni takowej możliwości. Dodatkowym faktem, przemawiającym za przeprowadzeniem lustracji w tamtym okresie, były doświadczenia naszych sąsiadów (jeszcze niedawnych wtedy bratnich narodów), którzy jak już wcześniej wspomniałem wykazali więcej krzepy i odwagi w tej kwestii – dla przykładu wcześniej wspomniana NRD z „Instytutem Gaucka” na czele.

Dziś lustracja i gruba kreska, są przez wielu uznawane za „odgrzewany kotlet” – a jak wiemy po takim czasie kotlet nie smakuje najlepiej, raczej trzeba go wyrzucić, ale śmierdzi i będzie śmierdzieć nadal. Ja należę do grona osób, będących zdania, że idealny moment na lustrację to właśnie pierwsze trzy lata nowej Polski. Wtedy to pamięć była na tyle świeża, aby kwestę całkowicie rozwiązać, w razie wątpliwości można było powołać żyjących jeszcze wtedy świadków i sprawę rozwiązać!

Niestety tak się nie stało, smród lustracji i kontrowersje z nią związane są niespełna dwadzieścia lat po upadku komunizmu w Polsce obecne. Dlaczego się tak stało? O lustracji Polacy nie zapomnieli, nie było tak, że kwestia faktycznie była odłożona na bok. Wręcz przeciwnie, stała się ona [lustracja] narzędziem rozgrywek politycznych jak i/lub medialnych. Jednak zanim ktokolwiek pozwoli sobie, na zarzucanie komuś gry teczkami, powinien pamiętać, że np. PiS był i jest zwolennikiem lustracji – czyli krótko ujmując, rozwiązania tej haniebnej kwestii. Pisząc haniebnej mam na myśli fakt, że do tej pory się z tym nie rozprawiliśmy. Daliśmy radę wejść do NATO i UE, więc taka błahostka powinna być dla nas niczym! Powinna, ale jest. A może tylko strach ma wielkie oczy?

Już Andrzej Milczanowski (tamtejszy szef UOP – dzisiejszy odpowiednik ABW) w roku 1991 sporządził listę możliwych agentów (biorąc pod uwagę kandydatów do Sejmu i Senatu) na podstawie archiwów MSW. Problem polega w tych archiwach – obecnie pod kontrolą IPN, że znajdują się tam współpracownicy (TW) jak i kandydaci na współpracowników (TW-k), którzy niekoniecznie wiedzieli nawet o tym, że są przedmiotem analizy. Jak wynika z ostatnich informacji, w niektórych wypadkach pracownicy SB tworzyli teczki „duchy” agentów – w końcu za każdego agenta otrzymywali wynagrodzenie + dodatkowe środki operacyjne na ich pozyskanie i utrzymanie. W niektórych przypadkach, tworzenie teczki, było próbą chronienia bliskich lub znajomych (np. sprawa Pani Gilowskiej).

Lista Milczanowskiego (bo tak nazwano ten zacny dokument) zawierała takie nazwiska jak: Michał Boni, Wiesław Chrzanowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Roman Jagieliński, Jerzy Jaskiernia, Janusz Maksymiuk, Leszek Moczulski, Stefan Niesiołowski, Kazimierz Nowak, Jan Tomasz Zamojski. Bycie na liście niekoniecznie oznaczało bycie agentem, jednak istniała niejasność. Niektóre z tych osób, udowodniły sądownie, że są niewinne. Inni z kolei prędzej lub później przyznali (Boni) lub zostali uznani za „kłamców lustracyjnych” (Moczulski). Oczywiście po ukazaniu się tej listy, wybuchła panika, którą jeszcze bardziej podgrzał wielki antykomunista, nazywany przez niektórych nawiedzonym, Antoni Macierewicz. Przyczynkiem do powstania tzw. listy Macierewicza, była uchwała lustracyjna zgłoszona przez Janusza Korwin – Mikkego (dokładniejszy opis: Uchwała, nakazująca ministrowi spraw wewnętrznych ujawnienie nazwisk posłów, senatorów, ministrów, wojewodów, sędziów i prokuratorów będących tajnymi współpracownikami UB i SB w latach 1945-1990).

Niby zwykła uchwała, ale narobiła dużo szumu. Doprowadziła ona do konfliktu pomiędzy rządem Jana Olszewskiego (którego ministrem był Macierewicz) a prezydentem Lechem Wałęsą, czego główną przyczyną było umieszczenie na liście agentów także Wałęsy, zarejestrowanego rzekomo jako TW Bolek. Już wtedy pojawiły się zarzuty o wykorzystywanie lustracji do walki politycznej. Rząd Olszewskiego odwołano (), w trakcie tzw. „Nocnej Zmiany” (film dostępny na YouTube). Tamtejsze wydarzenia były bardzo dynamiczne, i budzą wręcz moje głębokie zdziwienie. Otóż zamiast zająć się kwestią w dniu następnym, bardzo szybko złożono wniosek o odwołanie całego rządu, a nie jednego ministra, na którego można by zrzucić (polityczną) za zaistniałą sytuację. Później TK uznał poszczególne punkty uchwały, która wywołała tyle szumu, za niezgodne z konstytucją. Faktem jest, że uchwała to tylko uchwała i nie dostarcza odpowiednich narzędzi do weryfikacji archiwów, także każdy przypadek jest nieco inny i wymaga oddzielnego rozpatrzenia. Nie znaczy to jednak, że lustracja jest niepotrzebna. Skoro chcieliśmy budować demokrację, opartą na sprawiedliwości i transparentności życia publicznego, to elementem składowym powinna być właśnie lustracja, potwierdzeniem czego były podobne praktyki w państwach sąsiednich. Nie był to więc wynik czyjegoś „oszołomstwa” lub brudnej walki politycznej.

Aby proces lustracji przebiegał prawidłowo (ach ci instytucjonaliści) należało stworzyć instytucję zajmującą się archiwami z dawnego MSW (oraz z innych źródeł). Taka instytucja – Instytut Pamięci Narodowej, został powołany dopiero w roku 1999! Wpływ na to miały: nieudane rządy Pawlaka I oraz Hanny Suchockiej, a także przegrane wybory przez partie prawicowe, na korzyść byłych komunistów. Wraz z IPN powołany został śledczy - Rzecznik Interesu Publicznego, który badał oświadczenia lustracyjne składane przez posłów, senatorów i inne osoby pełniące funkcje publiczne (prezydent RP, eurodeputowani, sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, rektorzy - Ustawa lustracyjna Dz.U. 1997 Nr 70, poz. 443.) i w razie wątpliwości co do prawdziwości zeznań, składał oskarżenie w Sądzie Lustracyjnym. Sąd Lustracyjny na podstawie dowodów oraz zeznań świadków oceniał, czy podane oświadczenie lub pomówienie (autolustracja) było zgodne z prawdą. Ważne jest, aby pamiętać, że osoba uznana za kłamcę lustracyjnego, miała możliwości odwołania lub kasacji, przez to takie procesy były dość długotrwałe. To prawo było dość liberalne, ponieważ nie odbierało biernego prawa wyborczego po przyznaniu się, tylko dopiero po uznaniu za tzw. „kłamcę lustracyjnego”. Moje pytanie brzmi następująco: Jeśli byśmy przeprowadzili lustrację na początku lat dziewięćdziesiątych, to ile różniłaby się nasza polityka?

Z pewnością nasz sposób postrzegania rzeczywistości różniłby się od obecnego, ponieważ nasze opinie tworzyli ludzie, którzy mieli w tym własny interes, aby „zniechęcać” do lustracji. Jak już wcześniej wspomniałem, przeciwnicy lustracji wymieniają za koronny argument, że prowadziła by ona do podziałów. Ja jestem przeciwnego zdania. Śmiem wręcz twierdzić, że brak prawdziwej lustracji, wtedy kiedy trzeba było to przeprowadzić, doprowadził do jeszcze większych podziałów i strat, w tym politycznych. Zwykli ludzie mają dość powracającej co jakiś czas dzikiej lustracji! Mówi się, że nie ma co się na przeszłość oglądać i trzeba iść do przodu. Zgadzam się. Ale czemu naszymi prorokami przyszłości, są demony przeszłości?

W ogóle dzisiaj przeciwnicy lustracji używają wręcz bezczelnie uproszczeń myślowych, twierdząc zaparcie, że jak ktoś już agentem był, to nie szkodził. Zanim dojdą do przyznania, że ktoś był agentem to wielce go bronią, a potem tłumaczą… Dziwne, ale widzę analogię co do logiki tłumaczenia ekscesów alkoholowych byłego prezydenta, najpierw że nie był pijany, potem może trochę, a później przyznanie racji…

Ciekawym elementem dzikiej lustracji, a tak nazywano wycieki lub oskarżenia (nie wiem czy mniej lub bardziej świadome) z IPN, była tzw. lista Wildsteina. Bronisław W. wyniósł z IPN spis imion i nazwisk wraz z sygnaturami akt. Nie była to lista agentów, a lista osób które figurują (czyli mieli założone teczki). Szkoda, że wtedy (przełom 2004 i 2005 r.) nikt się nie odważył na inicjatywę kompletnego otwarcia archiwów i zakończenia tej parodii demokracji w Polsce, jaką jest brak lustracji. Następnym krokiem była, uznana za „ostrą” i na dodatek niezgodną w niektórych punktach z konstytucją propozycja PiS (Ustawa z 18 października 2006). Pozwolę sobie przytoczyć kilka kwestii z Wikipedii:

- „objęcie lustracją ogółu naukowców, dziennikarzy, członków zarządów i rad nadzorczych spółek giełdowych i banków, rewidentów, doradców podatkowych, dyrektorów szkół niepublicznych, członków władz związków sportowych;

- uznanie za “organy bezpieczeństwa PRL” Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk oraz Urzędu ds. Wyznań;

- automatycznie nakładane kary za niezłożenie oświadczenia lustracyjnego i złożenie oświadczenia fałszywego;

- utworzenie w Instytucie Pamięci Narodowej katalogu tajnych współpracowników i kontaktów operacyjnych organów bezpieczeństwa PRL oraz publikacja tego katalogu;

oddanie w ręce prezesa IPN decyzji o przyznaniu lub nieprzyznaniu naukowcowi lub dziennikarzowi dostępu do akt, bez określenia kryteriów decyzji.

Trybunał nie zakwestionował przepisów o lustracji kandydatów na wysokie stanowiska w administracji publicznej, wraz z sankcjami w postaci utraty prawa kandydowania w razie niezłożenia oświadczenia lustracyjnego lub złożenia fałszywego. Kandydaci nie mogli składać oświadczeń, bo Trybunał zakwestionował konstytucyjność wzoru i treści tych oświadczeń. Badać je miał Wydział Lustracyjny IPN, którego istnienia TK nie zakwestionował. Ale unieważnił część zapisów określających procedury pracy Wydziału, co zdaniem części fachowców uniemożliwia jego działanie, a tym samym weryfikację oświadczeń.”

Co mnie dziwi i martwi, to fakt że partia mająca jako niemalże sztandarowe hasło lustracja i sprawiedliwość, nie była wstanie przygotować ustawy zgodnej z konstytucją. Żyjemy w jakiejś tam niedoskonałej demokracji, jednak demokracji i minęły czasy kiedy można działać niezgodnie z prawem lub na jego granicy. Taka ustawa, o temacie jednak gorącym i budzącym kontrowersje, musi być dobrze przygotowana i brać pod uwagę, że jednak istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności, uczciwość postępowania czy brak stronniczości. Dlatego też uważam, że funkcja RIP (rzecznika interesu publicznego) jest potrzebna, bo nie może być tak że instytucja mająca pieczę nad archiwami jednocześnie je ocenia. Grozi to posądzeniem o stronniczość czy nawet lustrowanie na zamówienie! A przecież jeszcze nie tak dawno pewne służby działały podobnie… Nie należy brać z nich przykładu!

Z kolei książka o Lechu Wałęsie („SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii.”, autorstwa Cenckiewicza i Gontarczyka dostępna także w sieciach wymiany plików p2p), istotnej postaci publicznej, wzbudziła wielkie emocje i została przez niektórych nazwana pisaną na zamówienie, dla zniszczenia Wałęsy! Ja jednak twierdzę, że właśnie były prezydent i przywódca „Solidarności” jako osoba publiczna musi się pogodzić z tym, że jego przeszłość czy postawy będą i mają prawo być przedmiotem badań naukowców. Solidarność i prezydentura Wałęsy miały znaczący wpływ na życie Polaków. Tym bardziej, że jak na razie nie widać zapowiadanych pozwów pod adresem autorów, ze strony byłego już prezydenta, czyżby mieli rację? Jeśli w teczce TW Bolek, znajdowały się jakieś materiały nie mające nic wspólnego z LW to po co w ogóle występował on o udostępnienie mu tej teczki, z której potem w dziwnych okolicznościach zginęły rzekomo materiały? Podobnie ciekawa wydaje się kwestia agenta SB, który rzekomo miał zwerbować Wałęsę – celowo uśmiercony (?), nagle zmartwychwstaje, aby obronić Wałęsę przed niedobrymi Kaczyńskimi. Pytań jest wiele, ale najważniejsze dla mnie jest, że w obliczu tylu niejasności, niedomówień i poważnych oskarżeń, kluczem byłaby przeprowadzona w czas lustracja, nie doprowadziłaby do polskiej parodii demokracji, dlatego śmiem twierdzić że III RP jest bardzo blisko PRB, czyli Polskiej Republiki Bananowej!

Także jest widoczne ostrzenie zębów na IPN ze strony PO jak i SLD najprawdopodobniej doprowadzi to do jakieś nowelizacji ustawy lustracyjnej, co raczej będzie wersją bardzo „light” lustracji, bądź praktycznym jej zniesieniem. Na tej płaszczyźnie istnieje realne zagrożenie. A co ciekawe np. po takiej aferze Wildsteina, wiele osób było zadowolonych z takiego obrotu sprawy i zgodnych co do konieczności otwarcia archiwum! Jedne z nowszych danych mówią o poparciu 45% ankietowanych dla otwarcia archiwów (dane z czerwca 2008 r., sondaż Polska The Times). Czyli jeszcze raz podkreślam, to nie jest tak jak usiłuje się wmówić społeczeństwu, że lustracja nikogo już nie obchodzi i się „przejadła”.

Dlatego wnioskuję o całkowicie otwarcie archiwów IPN oraz upublicznienie ich w Internecie, aby zakończyć ten wykańczający proces. Ci którzy byli uczciwi nie mają się czego bać. Zresztą o człowieku nie decyduje tylko to, co znajduje się w jego teczce, jest to tylko część. Jedni pokazali, że mimo skaz w życiorysie potrafili wyjść na prostą i publicznie przeprosić (dokończyć) a inni stchórzyli i schowali się za plecami niewydolnego systemu.

Coraz poważniej zastanawiam się nad inicjatywą ustawodawczą o otwarcie archiwów IPN i ich publikację w Internecie. Startujemy z pozycji straconej, bo raz na zawsze nasza szansa na normalność została przekreślona, jednak jest to jedna z niewielu rzeczy, które jeszcze możemy zrobić. Otwarcie archiwów dopiero teraz będzie miało wymiar bardziej symboliczny, ale będzie w końcu znaczyło, że zatriumfuje dziejowa sprawiedliwość zamiast zakłamywania, upraszczania historii i mitologizowana rzekomych autorytetów. To jest nasza historia i ona nam się należy!

Źródła:

GAUCK, Joachim: Prawda nigdy nie szkodzi, Rzeczpospolita z dn. 24/05/2008, wersja online: http://www.rp.pl/artykul/138345_Prawda_nigdy_nie_szkodzi.html.>

KAPUSTA, Janusz: grafika umieszczona przy moim wpisie, także pochodzi z ww. artykułu z Rzeczpospolitej, wersja online: http://grafik.rp.pl/grafika2/138345,147566,3.jpg.

Nazwy ustaw, oraz osoby wymienione na listach Milczanowskiego i Macierewicza opracowane na podstawie Wikipedii oraz wiedzy własnej.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

na te same sprawy. Zapraszam.
Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0
#11115

... za wyczerpujące podsumowanie.
Warto pamiętać, że "przemianą ustrojową" zaczynaliśmy nie tylko z prezydentem Jaruzelskim, ale też z ministrem spraw wewnętrznych Kiszczakiem. Zgroza!

Vote up!
0
Vote down!
-1

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#11120

I to jest właśnie odpowiedź na wiele pytań co zmian ustrojowych. Jeśli przy "okrągłym stole" była obecna wyłącznie koncesjonowana opozycja i mordercy tacy jak: Kiszczak i Jaruzelski to już wiemy jaki był zamysł "ustrojowy".
Zresztą prawda jest taka, że Kiszczak i Jaruzelski robili to co im nakazało KGB. Gdyby się sprzeciwili to by ich usunięto.
Warto przeczytać Michaela Wallera, amerykańskiego sowietologa, który przedstawia dokumenty z archiwów rosyjskich opisujące "rozmowy okrągłego stołu". Dokumenty te są kompromitujące dla działaczy UW, którzy sprzedali się KGB-owcom. Dlatego właśnie tak niewielu ludzi zna te dokumenty w Polsce.
Pozdro.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#11139

u nas to wogóle, niby wolność i demokracja, ale nie wolno krytykować np. byłego prezydenta lub analizować dokładnie przebiegu obrad okrągłego stołu czy życiorysu ww. prezydenta. Dlaczego?

Czy nie mamy prawa poznać dokładniej, jak było? Czy może lepiej abyśmy niewiedzieli? Tylko dla kogo?

Vote up!
0
Vote down!
0
#11141

Kurcze, dla ubeków i donosicieli to też oczywistość, a w jakiś dziwny sposób dla "pożytecznych idiotów" nie. :(
Jak powiedział "Bolek": "Stłucz pan termometr, nie będziesz pan miał temperatury".

Vote up!
0
Vote down!
-1

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#11142

ale czym wiecej informacji i dokumentow
tym wieksza budzi watpliwosc w realnosc grubej kreski
niestety

Vote up!
0
Vote down!
0

dobra kobieta

#11143

Im więcej wątpliwości, dokumentów i ujawnionych po latach biografi z IPN-u tym bardziej kruszy się mit "pokojowej rewolucji". Jeśli nie było zmian demokratycznych, to w takim razie był to "cyrk" reżyserowany przez KGB. Co za tym idzie, ludzie, którzy firmowali "okrągły stół" to ludzie powiązani z KGB.
I tutaj pojawia się wiele pytań co do "demokracji" lat 90-tych.
Pozdro.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#11144