PO co teatry? (stocznie, uzdrowiska, wolne media i takie tam)

Obrazek użytkownika roland
Kultura

Teatry w Polsce stały się znowu miejscami chętnie odwiedzanymi - o ile nie wręcz "modnymi", i dotyczy to także teatrów na tzw. "prowincji". Kilku reżyserów zyskało renomę na świecie. Brakuje nam jeszcze dojrzałych i mądrych nowych tekstów mówiących o dzisiejszej Polsce, choć tu i ówdzie dyskusja o polskich biedach i kompleksach oraz rozmowa po-smoleńska uwidacznia się na scenie. Jest również mnóstwo głupoty i chamstwa, taniego prowokowania oraz zwykłej tandety - niestety. Nie wypracowaliśmy poetyki, która przystaje do dzisiejszej wrażliwości i koresponduje z tożsamością i tradycją, niemniej wciąż można zobaczyć na scenie klasykę narodową, często poddaną krytycznemu oglądowi, co także jest cenne (np. spektakle Jana Klaty).

W dziedzinie kultury szykuje nam się jednak niesPOdzianka. Nowela do ustawy o działalności kulturalnej.

Urzędnicy powiązani z PO traktują Polaków dość obcesowo. W swoim myśleniu dostosowują ich do własnego POziomu. Niestety jest to poziom żałosny, świadczący o ignorancji urzędniczej i platformerskiej bucie (ze słomą w bucie). Najlepiej w teatrze grać komedyjki i farsy - a jeszcze lepiej żeby były one grane przez objazdowe teatry z Warszawy, w gwiazdorskich obsadach. Na to urzędas ciągnie, często odwiedzając teatr za publiczne (urzędowe, tak, tak) pieniądze. Po co teatrowi własny zespół artystyczny, po co pokazywać coś, co się "nie sprzeda"? Po co reżyserzy - artyści (wspomnę o próbie usunięcia z fotela dyrektorskiego Jacka Głąba w Legnicy; trudności ma też G. Jarzyna w TR). Urzędnicy żądają od dyrektorów przedstawienia szczegółowych planów repertuarowych, wraz z wykazaniem realizatorów spektakli - jednak do planowania takiego repertuaru, do podpisywania wstępnych umów, potrzebna jest elementarna pewność, co do budżetu na najbliższy sezon, dwa, a nawet więcej! To w horyzontach urzędniczych już się nie mieści.

Już teraz urzędnicy próbują narzucać teatrom konkretne propozycje repertuarowe. Nakłada się również na teatry obowiązki związane z zapewnieniem odpowiedniej frekwencji na widowni.

Nie wszystkie eksperymenty na polskich scenach są trafione, część naprawdę złych przedstawień jest finansowanych z publicznej kiesy, ale sztuka nie jest produktem generującym doraźny zysk. Czy mamy być przez rządzących obecnie ignorantów traktowani jak idioci? Czy teatr ma nie być przestrzenią dialogu - może niekiedy trudnego, ale niezbędnego?

Po co niszczyć to, co jest narodowym dobrem - a jest nim sieć teatrów repertuarowych z własnym zespołem artystycznym. Jeśli dziś nie będzie szans na szukanie nowych polskich dramatów - za kilka lat nie będzie miał kto podejmować dialogu z tradycją i rozmawiać o polskich problemach. To obecnej władzy na rękę, prawda? Wiele też narodowych dóbr PO roztrwoniła, obawiam się że teatr będzie następny. Szkoda, bo miał szansę integrować wokół ważnych dla Polaków spraw.

Przez 20 lat IIIRP, z okładem, teatr przeżywał różne fazy, okresy "burzy i naporu" i ataku neobrutalistów, jednak w czasie tak potężnego GŁODU WOLNEGO SŁOWA, z jakim mamy do czynienia dziś, właśnie przed teatrem rysowała się nowa szansa. Wygląda jednak na to, że dla społeczeństwa rządzonego przez postkolonialnie myślących urzędników - teatr ma być luksusem i rozrywką, niestety coraz bardziej banalną, mimo że podrasowywaną snobizmem. Aż w końcu przestanie interesować kogokolwiek.

Polecam też link:
http://www.rp.pl/artykul/9147,956682-Konflikt-w-teatrze.html

Brak głosów