Skala Fahrenheita czyli, kreowanie narracji

Obrazek użytkownika Jacek Trzaska
Blog

  Fahrenheit utworzył swoją skalę opierając się na najzimniejszym dniu zimy 1708 na 1709r w Gdańsku oraz na temperaturze swojego ciała. I tak – w jego skali – zero stopni, to: – 17, 22 stopnie Celsjusza, a sto – to: +37,8 stopni Celsjusza (pewnie dlatego, że miał wtedy gorączkę, być może twórczą). Właściwie, co to za różnica co będzie wyznacznikiem, ważne: że skala się przyjęła i funkcjonuje z powodzeniem do dzisiaj w wielu krajach anglosaskich. A skala była po prostu potrzebna i wystarczyło ją wylansować… zwłaszcza, że Fahrenheit nie był pierwszym, który wpadł na pomysł oznaczenia i mierzenia temperatury.

  Ojczymowie narodu, tacy jak Ryszard Kalisz, od lat tworzą coś czego nie ma, a co mimo tego funkcjonuje. Biorąc z sufitu „swoje argumenty” tworzą polityczne wartości, którymi mają się posługiwać wyborcy w ocenie demokracji, jej mechanizmów itp… I właśnie o to chodzi, żeby lansować, a potem – już utrwaloną na użytek polityki bzdurę – używać jako odnośnik. I co ciekawe, to działa!

  Oczywiście tworzenie mitów na użytek polityki nie jest wynalazkiem Trzeciej RP, tworzono je z dużym powodzeniem znacznie wcześniej, a niektóre zrobiły wręcz światową karierę. Śmiało należy do takich utrwalonych w powszechnej świadomości mitów zaliczyć czarną legendę Świętej Inkwizycji, która wbrew powszechnym opiniom nie była ani taka krwawa, ani zacofana, jak to powszechnie jest zakodowane w umysłach wielu ludzi. Jeśli dodać do tego, iż oskarżeni „zmuszani” byli do posiadania obrońcy (jeśli nie było ich stać, to z urzędu), a ponadto stosowano wobec nich: poręczenia majątkowe, areszt domowy, zwolnienia za poręczeniem autorytetu, prawo wnioskowania zmiany składu orzekającego ze względu na nieprzychylność, możliwość odwołania się od wyroku do wyższej instancji... [Roman Konik „W OBRONIE ŚWIĘTEJ INKWIZYCJI”] to mamy obraz poważnych przekłamań, które funkcjonują z powodzeniem od czasu „Oświecenia” – na użytek polityczny – do dziś. Warto zważyć również to, że liczby rzekomych ofiar Inkwizycji: zarówno tych torturowanych, jak i tych skazanych na śmierć, są poważnie zawyżone; do tego czasy były okrutne, standardowo domagano się strasznych kar i stosowano je pod byle pretekstem w sądach świeckich, w sprawach kryminalnych. W siedemnastym wieku wojewoda ruski Jarema Wiśniowiecki złapanych na rozboju, wbiciem na pal karał i nie były to wcale rzadkie przypadki ani nadzwyczajne.

 Tak czy owak lepiej zagłębić się w temat, niż bezkrytycznie wsłuchiwać w slogany.

http://www.ksiegarnia-mm.pl/w_obronie_swietej_inkwizycji_roman_konik,p628.htm http://www.krucjata.org.pl/polecane,obrona,inkwizycja.php3

 

  Podobnie rzecz ma się z tak zwaną „skrajną prawicą”, która notorycznie kojarzona jest z neofaszyzmem, ale w rozumieniu jako nazizm (nad czym już niewielu się zastanawia), czyli narodowy socjalizm. Kiedy potocznie ktoś mówi faszyzm, to nie myśli o Włochach Mussoliniego, tylko o nazistowskich Niemcach i dzięki temu narodowy socjalizm, to skrajna prawica. W tym przypadku eliminuje się z podświadomości słowo „socjalizm”, zastępując je słowem „prawica”. Mało kto mówiąc o hitlerowcach użyje słowa „socjaliści”. Wszystko dlatego, że socjalizm ma być trendy. Tymczasem zarówno Hitler, jak i Mussolini, co prawda odwoływali się do tradycji, tyle że z czasów pogańskich i ta ich „prawicowość”, to zwykłe pomieszanie pojęć. Tymczasem przyjęło się, że radykalne prawicowe poglądy mają dużo wspólnego z faszyzmem.

  Takich przykładów można oczywiście wyliczyć znacznie więcej: chociażby „kult Che Guevary” czy „mroki średniowiecza”, a wszystko na zasadzie, że przecież człowiek musi mieć jakieś poglądy, no to dlaczego akurat nie takie, jakie pasują określonym celom politycznym? I tak niewielu będzie chciało je weryfikować…

  Mamy i u nas, w ostatnim dwudziestoleciu, do czynienia z twórczością stereotypów na potrzeby Trzeciej RP. Wypada przeprosić: nie tylko stereotypów, ale i legend – „ratowanie nas przed napaścią radziecką przez Jaruzelskiego”, mitów – „jacy to politycy są głupi”, że niby wyborcy są mądrzy (zwłaszcza jak nie głosują), a nawet apokryfów – „cudowny skok Wałęsy przez płot”.

   A oto jeden z ciekawszych przykładów, nawet nakazany prawnie i nie tylko u nas, chodzi o wymaganą w demokracji apolityczność: urzędów, służby zdrowia, sądownictwa, prokuratorów, Krajowej Rady Radia i Telewizji, związków zawodowych i wielu innych – słowem: wszyscy pracujący w wymienionych instytucjach, powinni z założenia być idiotami – czyli „apolitycznymi”?! Tymczasem, o ile pewna część obywateli rzeczywiście ma problemy z wyrobieniem poglądu na politykę, to reprezentujący powyżej wymienione instytucje z reguły takich problemów nie mają, a nawet nierzadko polityka bywa ich życiową pasją. Tak więc wiara, że nie mają oni poglądów, jest nader naciągana, a co za tym idzie, ich „apolityczne” postępowanie w wielu sprawach również. Demokracja – to wpływ na wybór: jaka polityka ma być realizowana, a nie zabranianie tejże. Toteż spory o apolityczność, szafowanie tym słowem, to nic innego, jak tworzenie fałszywej płaszczyzny myślenia na użytek polityczny, płaszczyzny, która z powodzeniem zaciera obraz wyborcom w wielu ważnych kwestiach.

  Takim przykładem na rzekomą „apolityczność” związków zawodowych, były protesty służby zdrowia w okresie rządów PiS-u, zaraz po największych podwyżkach płac, jakich służba zdrowia doświadczyła w naszym kraju?! Wtedy to nastąpiła prawdziwa nagonka na rząd koalicji, chociaż ci sami związkowcy wcześniej nie widzieli powodu do protestów; no – ale wcześniej rządziła lewica i zarobki były OK., toteż o głodówkach czy miasteczkach pod kancelarią premiera nie mogło być mowy… Warto również pamiętać o zmianach w „apolitycznym” sądzie w sprawie FOZZ, gdy sprawę przejął sędzia Kryże i podejściu prokuratury do sprawy Krzysztofa Olewnika, z których to spraw wynika, że polityczna opcja rządząca miała ogromny wpływ na przebieg postępowań i w zależności, kto sprawował władzę, albo się dało coś zrobić, albo nie.

  Innym przykładem sztucznego kodowania stereotypów jest wychowanie dzieci i młodzieży. Co rusz pokazuje się w mediach zbrodniarzy maltretujących, często ze skutkiem śmiertelnym, swoje dzieci, nie widząc jednocześnie tego, że sprawcy wychowali się w „bezstresowych” szkołach według zaleceń lansowanych w tychże mediach. Mimo tego większość ludzi przywykła do stereotypu obecnej szkoły i nie wyobraża sobie, by mogło być inaczej.

  Mit średniej krajowej: na świecie zapytają, a co to takiego? W krajach wysoko rozwiniętych kryterium podstawowym zarobków jest najniższa płaca, a jeśli jakaś średnia, to w jakiejś branży... Tymczasem u nas, tak jak w PRL-u, podaje się tak zwaną „średnią krajową”, która niewiele wspólnego ma z sytuacją materialną Polaków, a to dlatego, że większość jej po prostu nie osiąga, za to o niej marzy. Powinna się mówić o „średniej marzonej”. W końcu ci, którzy mają zaszczyt do niej się zbliżyć uważani są za „dobrze sytuowanych”. Dzięki temu reliktowi komunistycznej propagandy status milionów Polaków jest sprytnie omijany i możemy się czuć lepiej, jako zamożne społeczeństwo na dorobku.

  Ciekawą sprawą jest również mit „upadku komunizmu”, który tak upadł, że przywalił swoim ciężarem wszelką uczciwość w Polsce. Niby system jako taki mocno się przepoczwarzył, a to już coś, ale istota zniewolenia i zależności pozostaje bez zmian. Wszyscy ci, którzy dzięki cwaniactwu odnosili sukcesy w PRL-u, odnoszą sukcesy i obecnie, a do tego reprezentują podobną moralność, co im tenże sukces warunkuje, nic więc dziwnego, że gospodarowanie pieniędzmi bardzo przypomina czasy socjalizmu i jego wszystkie „zalety”. W końcu cwaniactwo, to wcale nie jest wynalazek liberalny, przebiegłość pozwalała nieźle żyć również w PRL-u i lansowanie takiego postępowania psuje znacząco społeczeństwo, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

  Najwięcej zabawy dają jednak tzw. domniemania, czyli co by było gdyby. Od wielu lat możemy usłyszeć wywody, jakie to będą rządy Kaczyńskiego w przyszłości, jakie to ma okrutne plany. Przy tej okazji ostrzega się społeczeństwo o „przyszłym państwie policyjnym”, o „polowaniach na czarownice”, „wszechwładnym Kościele”, „potwornościach IPN”… i podobnie jak to robią dzieci na przerwie w szkole, tworzy się kolejne oskarżenia, bujając ile wlezie. Wypadało by zapytać: skąd tyle strachu, to przecież niezdrowe? Tymczasem społeczeństwo się boi, czego wyrazem był wynik wyborczy 2007 roku. Boi się: ponieważ oprócz gadaniny lewaków, ma jeszcze do czynienia z prowokatorami, czyli niby prawicowymi działaczami, którzy robią wszystko, aby prawicę obrzydzić i ośmieszyć. I to działa. Ludzie przyzwyczajają się do „faktów” branych z powietrza, a jak są zbyt głupie, to prowokatorzy uspokoją ich sumienia kolejną „walką o moralność”: a to żądając całkowitego zakazu aborcji, a to walcząc o zakrywanie „golizny” na ulicy, to znowu domagając się czegoś innego, byle ludzi wkurzyć i podzielić. Do tego robią to zawsze w momentach, w których dokonują się ważne przesilenia polityczne, grożąc rozłamem w szeregach prawicowych, a ludzie jak to ludzie, nie lubią zakazów, nawet gdy są moralnie uzasadnione, i awantura gotowa.

  (Tak przy okazji, kiedyś przebywając w sanatorium, na początku turnusu poznałem mojego współlokatora, a ten po przywitaniu zapytał mnie – czy planuję zapoznanie jakichś kobiet? [oczywiście, że był żonaty] i pokazał mi ogromną paczkę prezerwatyw. Po turnusie zrozumiałem, że mój kolega wcale nie zamierzał zdradzać swojej żony, ale bycie dobrze „uzbrojonym” wyraźnie poprawiało mu samopoczucie w czasie całego pobytu...)

  Bo jest jeszcze jeden mit, o który lewica dba w sposób szczególny, to mit „ciemnogrodu”, czyli prawicy, której należy się bać! Prowokatorzy, to najlepszy sposób na sprawowanie władzy również w ustroju demokratycznym. Żeby skutecznie ośmieszać prawicę, niezbędni są przecież śmieszni prawicowcy, a najlepiej tacy, którzy pod szyldem – najlepiej katolickim – będą się wygłupiać ile wlezie, a którym drogę do popularności ułatwiają lewacy. Najlepszym przykładem takiego świętoszka jest Stefan Niesiołowski, którego działalność na rzecz ustawy antyaborcyjnej w początku lat dziewięćdziesiątych przekonuje zwolenników Platformy, że jest to partia prawicowa, a jaki on prawicowy, to zwolennicy PiS-u nieraz się przekonali...

&&&&&

  Jedną z cech Boga jest jego wiekuistość, co wielu wyborców w Polsce zrozumiało, jakoby wiecznie można było naginać jego cierpliwość. W tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym piątym roku, mimo jego wielkiej cierpliwości do przywar naszych przodków, klamka jednak zapadła i to na 123 lata, w czasie to których, pod obcym panowaniem, wzrósł szacunek do prostego chleba i utraconej ojczyzny…

  W 2007 roku wyborcy polscy zachowali się tak, jakby głosowanie do parlamentu zwalniało od skutków tegoż głosowania, a jak widać – nie zwalnia. 

Brak głosów