Wielkie boom i dymisja

Obrazek użytkownika gw1990
Kraj

Zbigniew Ćwiąkalski był fatalnym ministrem, jednym z najgorszych w rządzie PO - PSL. Gdy byłem na zajęciach z historii, doznałem szoku - historyk obwieścił mi, że minister sprawiedliwości podał się do dymisji w związku ze sprawą Olewnika. Nie mogłem w to uwierzyć, bo posypały mi się, na całe szczęście, dwie negatywne hipotezy. Samo wytłumaczenie powodów przez zainteresowanego wzbudza tylko ironiczny uśmiech.

Jak podają wszelkie media, dymisja ma prawdopodobnie związek z odwiedzinami przed śmiercią Pazika jego brata w zakładzie karnym, również powiązanego z całą sprawą. Od razu podam swoją dygresję - nie wierzę w to. Odpowiedzialny minister, który nie ma sobie nic do zarzucenia (jak twierdzi sam zainteresowany) nie chowa głowy w piasek w obliczu problemów, szczególnie, jeśli obiecuje rodzinie poszkodowanego profesjonalną pomoc. W tym aspekcie, dymisja może być objawem po prostu tchórzostwa, ponieważ Ćwiąkalski nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć trzech więźniów i spotkanie Pazika z bratem. Za to winę ponosi przede wszystkim zakład karny. Minister nie "prowadzi" tej sprawy tak, jak należy - z pełną premedytacją i wolą. Tłumaczenia Ćwiąkalskiego, że Tusk przyjął jego dymisję "dla koalicji" należy włożyć między bajki. Zresztą, minister mota się niemiłosiernie. Z jednej strony twierdzi, że nie ponosi odpowiedzialności za ostatnie wydarzenia, po czym rozbrajająco szczerze dodaje: "Trudno wytrzymać atak ze wszystkich stron, w szczególności, gdy jest on niezasłużony". Zbigniew Ziobro często powtarzał argument, że (zgodnie z prawdą) był atakowany i nienawidzony często niezasłużenie. I umiał to potwierdzić - na stanowisku pozostał, nie chował głowy w piasek przed niezręcznymi, czasem bzdurnymi zarzutami nt. choćby Barbary Blidy. Ten sam człowiek, który rok temu wyśmiewał się z Ziobry, a konkretniej z jego tłumaczeń, teraz wszystko to powtarza. Z tym, że miał komfort - zarówno medialny, jak i koalicyjny. Zadaniu po prostu nie sprostał.

Nie sprawdzają się moje dwie, pesymistyczne teorie - że Ćwiąkalski zostanie na stanowisku do końca rządów PO-PSL i nie będzie komisji ds. Olewnika. PO nagle zmiękła i bardzo dobrze. Okazuje się, że komisja śledcza jest niezbędna, bo w sprawę wmieszany politycznie jest także były minister Ćwiąkalski, nadzorujący prokuraturę w ciągu ostatniego roku. Fatalnym błędem było powołanie tego człowieka na stanowisko przez Donalda Tuska. A powodów, by go z rządu wyrzucić - co nie miara.

Zbigniew Ćwiąkalski zamiast realnie zmieniać polski wymiar sprawiedliwości, chciał ujrzeć Ziobrę za kratkami. Podobnie zresztą, jak i byłego premiera - Jarosława Kaczyńskiego. Zarzuty pod adresem poprzednika o topienie laptopów w wannie i łamanie kart pre-paid w czasie afery gruntowej spełzły na niczym. Co ciekawe, Ćwiąkalski wyrzucił do kosza projekt Ziobry, mający na celu redukcję korporacjonizmu na studiach prawniczych, przez co "zwykli" studenci mieliby większe szanse. Synowi ministra - Piotrowi, dziwnym trafem udało się zyskać w tym roku aplikację prawniczą. Gdy odkryli sprawę dziennikarze, ten nie przyznał się do tego, że jest synem ministra. Moim zdaniem, ktoś kto pisze ekspertyzy prawne dla Ryszarda Krauze, czy też jest obrońcą Henryka Stokłosy - ministrem być nie powinien. Nigdy nie można być w stu procentach pewny, czy wówczas swoich obowiązków nie będzie wypełniał partykularnie.

Z jednej strony - jest się z czego cieszyć, jeden z najgorszych ministrów wreszcie przestał sprawować rządów nad wymiarem sprawiedliwości. Tylko, że nie znamy następcy, a Andrzej Zoll właściwie nie gwarantuje zmian. Sprawa Ćwiąkalskiego być może poskutkuje powołaniem komisji śledczej. Najważniejsze jest jednak wyjaśnienie sprawy zabójstwa Olewnika od początku, do końca. A minister Ćwiąkalski, gdyby był do końca czysty i wypełniał swoje obowiązki, także w tej sprawie, należycie, nie musiałby chować głowy w piasek i odchodzić.

Brak głosów