Uroki dworu, czyli o czujności pisarza w reżimie komunistycznym.

Obrazek użytkownika rekontra
Historia

„… cieszyłem się, że półfeudalna struktura Polski została złamana… „ – Czesław Miłosz o II RP, "Nie" - 1951

 „Nie pamiętam rzekomo sączonej tam propagandy, tylko Mundzia (Tadeusz Fijewski) i jego matkę (Irenę Kwiatkowska). Ona dawała oddech w tym mrocznym czasie. Dzięki tej audycji pokochałam radio, uczyłam się na niej pewnego typu humoru, pure noncenc'u, dowcipu abstrakcyjnego. To był pomost, żeby później zrozumieć Gombrowicza, Mrożka. Jeśli były w tych audycjach elementy żartów ze spekulantów amerykańskich, to musiały być tak finezyjne, że raczej kpiące z tych, którzy to pojęcie wprowadzili do naszego życia Cenzura wtedy tego nie zauważała. (…)

To nie byli żadni kolaboranci, tylko autentyczni inteligenci, świadomi, że nawet w tych warunkach trzeba nieść "kaganek oświaty" czyli wypełniać misję … „ – przeczytałem słowa Niezależnej na blogu Teologii Politycznej.

Piszesz, że nie pamiętasz „rzekomo” sączonej propagandy. I kończysz myśl pisząc, że to nie byli kolaboranci, tylko autentyczni inteligenci wypełniający misję. Nie uważasz, że historycy, w tym historycy literatury, niezależni krytycy, są w stanie ocenić, czy sączyli propagandę i jeżeli tak, jakich używali środków?

A pamiętasz tygodnik Przekrój? Co nim sądzisz? Jak wrył się w Twoją pamięć ? Przekrój wydawany w których latach ewentualnie pamiętasz, gdyż to również jest istotne?

Wiesław Paweł Szymański napisał szkic o „Przekroju”, zatytułowany „Uśmiech Sartre`a”, pomieszczony w tomie „Uroki Dworu” zasłużonego wydawnictwa dla odkłamywania historii  „Arcana „ Pozwolę sobie podać link do tej książki – LINK- wznowione wydanie i posłużę się cytatem ze strony internetowej wydawnictwa:

„Ataki na Uroki dworu Wiesława Pawła Szymańskiego uczyniły z tej książki jedno z najbardziej dyskutowanych, a więc ważnych osiągnięć krytyki literackiej ostatnich lat (…). Żadnemu pisarzowi nie udało się obudzić tak gwałtownych emocji i polemik. Spór o Uroki dworu nie jest przy tym sporem o fakty (kolaboracja wybitnych pisarzy z władzami PRL-u nie budzi chyba wątpliwości u nikogo), ale o ich znaczenie moralne i o nasze prawo oceniania tych faktów w jednoznacznych etycznie kategoriach. Jest to więc już spór nie tylko o charakterze środowiskowo-towarzyskiego skandalu ani nawet historyczny, ale – ideologiczny. Spór o moralne znaczenie przeszłości, o nasz stosunek do literatury, a nawet do kultury. (…)

Znaczenie książki Szymańskiego polega m.in. na tym, że przypomina ona o grzechu zapominania, który stał się udziałem polskiej literatury po 1945. Grzechu niewiedzy o tym, co stanowiło o jej tożsamości. … (…) W III RP weszliśmy z bagażem fałszywych idei i autorytetów, słabej i łatwej literatury.

Baliśmy się sobie to powiedzieć, baliśmy się rzetelnie spojrzeć w przeszłość i przyszłość. Dyskusja wokół Uroków dworu przypomina jak bolesne musi być takie spojrzenie. Przypomina też, że spór, który dzieli naszą kulturę, jest sporem między pamięcią a zapomnieniem, między tymi, którzy chcieliby komplikować i tymi, którzy chcieliby podporządkować i odbudować polską kulturę.”

Lektura szkicu Wiesława Wrońskiego pozwoli Tobie Niezależna z innej perspektywy spojrzeć na tę parę „znakomitych twórców”. Znakomici twórcy, byli bowiem najbardziej cenni dla władz komunistycznych. We Lwowie pod okupacją sowiecką najcenniejszy okazał się  Tadeusz Żeleński – Boy. Po wojnie cenna dla reżimu komunistycznego była służba Czesława Miłosza na placówkach dyplomatycznych w Nowym Jorku i Paryżu. Bardzo cenny był powrót do Polski Antoniego Słonimskiego i jego „służba” kulturze. Cenna była Maria Dąbrowska. Lista „wypełniających misję” niesienia kaganka jest bardzo długa.  Jest tak długa, że nie dziwi amputowanie Pamięci, manipulowanie historią, głoszenie postulatu likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej i chcą zabetonowanie archiwaliów.  Ci którzy odważą się badać przeszłość i ją opisywać, są piętnowani i wykluczani z publicznego życia.

Wracając do szkicu Szymańskiego – pisze tak:

„Od pierwszego numeru „Przekroju" zaczęła się ta gra: trochę kłamstwa (oficjalnej komunistycznej propagandy), trochę prawdy. I od tego pierwszego numeru po dzień dzisiejszy trudno jest precyzyjnie ustalić, jeżeli to w ogóle moż­liwe, jakie były proporcje między tymi dwoma rodzajami infor­macji.” i następnie

“Główny cel redakcyjnej polityki „Przekroju" był jednak bardziej perfidny. Wszczepiać ideę bolszewicką po­przez gatunki żartobliwe: satyrę, poezję, groteskę, rysunek, karykaturę, dowcip, powiedzenie... Oczywiście idea bolszewi­cka miała być wszczepiona nie we wszystkie te gatunki naraz. Wystarczyło, a nawet było jak gdyby obowiązkiem polityki re­dakcyjnej, aby to zaszczepienie w poszczególnym numerze do­konało się tylko raz, najwyżej dwa razy (trzy...) i wcale oczywi­ście nie na pierwszej stronie, ale gdzieś na przedostatniej, ostatniej”.

I najważniejszy fragment, odpowiedni do twoich rozterek – a może ich braku:

"I to, co nazywam „ideą bolszewicką", nie było naturalnie cytowaniem, czy odwoływaniem się do dzieł lub myśli Lenina i Stalina, choć i takie wypadki były bardzo częste. Ta „idea" była po prostu zwykle tylko wzmocnioną aprobatą jakiejś części reżi­mowej rzeczywistości, która nastała po roku 1945. Albo zaprze­czeniem czy wykpieniem, wyszydzeniem tego wszystkiego, co owej rzeczywistości się przeciwstawiało. To opóźnione działa­nie komunistycznej infiltracji dlatego tak było niebezpieczne, że ukrywało się w tej części, na tych stronach „Przekroju", które były jak gdyby sferą prywatną, w jakiejś mierze nawet intymną. Ta prywatność była adresowana do czytelnika, gdy znajdował po pracy trochę wolnego czasu, gdy chciał się „zrelaksować", odpocząć. Czytelnik miał z „Przekrojem" obcować tak, jak się obcuje z przyjacielem, w zaciszu pokoju, przy filiżance kawy (filiżanka będzie w tym szkicu niebagatelną odgrywała rolę), w atmosferze dobrego samopoczucia. Bo tylko wtedy, gdy jest się odprężonym, rozluźnionym psychicznie, można się pośmiać z rysunku satyrycznego, dowcipu, krótkiego opowiadania, wier­sza, mini-felietonu, nie zauważając, że gdzieś tam, w którymś z tych niewinnych na pozór materiałów, kryje się żądło."

Niezależna – piszesz, że audycja radiowa, była pomostem, żeby później zrozumieć Gombrowicza, Mrożka. A znasz Mrożka? Właściwie powinienem zapytać, jakiego znasz Mrożka?

„Czuwanie pisarza"

"Pisarz ma takie same obowiązki czujności, jakie ma na przykład dyrektor fabryki. Tak samo powinien zabezpieczać się przed sabotażem. Różnica polega tylko na tym, że, jak to już dawno wypowiedział Majakowski — pisarz sam jest fabryką, a jego myśli i uczucia są kosztownymi aparatami, od których zależy produkcja.Produkcja — to piękna, socjalistyczna twórczość. Wszystko, co sprawia, że twórczość taką nie jest - wszystko to jest sabotażem w naszej fabryce.

Każdy pisarz, zasługujący na to miano, jest także stacją odbiorczą. Jego rozwinięta wrażliwość odbiera głosy i znaki od wszystkiego, co go otacza. Pisarz korzysta z nich, jak z materiału do produkcji. Sprawa świadomego korzystania z tego olbrzymiego materiału jest sprawą czujności pisarza.

Pisarz, który zdaje się całkowicie na żywioł doznań, który nie porządkuje swojego świata, odbitego od świata rzeczywistego, popełnia pierwsze wykroczenie przeciw czujności. Nie można pisać o tak wszechogarniającym i bogatym procesie, jak budownictwo socjalistyczne bez porządku w sobie, bez klucza, a kierując się jedynie metodą polowania na przeżycie. Nie bezwładne oddanie się wrażeniom, tak miłym pisarzowi, ale mądre rządzenie się wśród ich mnogości, odróżnianie wypadku od przypadku — jest czujnością pisarza.

Nie tylko wroga ideologia we wszystkich maskach i postaciach, która na odcinku pisarza jest owym dywersantem przekradającym się przez pogranicze - korzysta chętnie z faktycznej bezradności i ślepoty takiej metody twórczej. Każde wypaczenie naszej ideologii, naszej rzeczywistości, o które przy takiej metodzie nie trudno — tak samo sprzyja wrogom. Czujnością pisarza jest selekcja doznań na podstawie naukowego, marksistowskiego światopoglądu." - pisał Sławomir Mrożek w Krakowie w 1953 roku.

Nie mogę rozwijać tematu, analizować zdania po zdaniu z deklaracji „inżyniera dusz” Mrożka, zastanawiać się jakie procesy zachodziły w jego duszy, zwykły brak czasu. Myślę, że gdy wskazówki zegara nie będą mnie poganiać, będę mógł przedstawić swój punkt widzenia na „kolaborację” późniejszych „autorytetów moralnych”  z reżimem komunistycznym, myśli będą precyzyjne, a tekst nie będzie pisany na kolanie – gdyż temat jest zbyt poważny. Dodam tylko, że w Urokach dworu pomieszczone są także szkice „Uroki dworu” o Marii Dąbrowskiej, oraz „Bezwonny niebyt” o Wisławie Szymborskiej.

Nawiązałem do Lwowa, gdyż ze Lwowa przybyła duża część „inżynierów dusz”, a zakończę w Wilnie. Szymański w „Moim dwudziestoleciu 1918 – 1939” cytuje słowa Miłosza – „Jest pod bokiem najciekawszy kraj świata, ZSRR” .

A ja się zastanawiam co w „duszy” Miłosza się działo, że w 1932 roku tak postrzegał Związek Sowiecki. Czy wybielanie komunizmu, lekkie traktowanie stalinizmu i jednocześnie bardzo surowa ocena II RP, nie ma źródeł w młodzieńczych fascynacjach. W obcowaniu z Dembińskim oraz Putramentem, w tym, że swoim mentorem i najbliższym przyjacielem  uczynił Tygrysa. Więc na koniec sięgam do Milosza korespondencji z pisarzami „Zaraz po wojnie” i cytuję: „My sowieckimi kolbami nauczymy ludność tego kraju myśleć bez alienacji”

I zastanawiam się, co się działo wówczas w „duszy” Milosza, gdy czytał takie słowa, o „ludności tego kraju”. Napisałem, że Kroński był mentorem Miłosza, bliskim przyjacielem i w tym momencie powinienem sięgnąć do ”Rodzinnej Europy” i opisać ten związek dwóch „dusz”.  Ale czas minął. Później dodam kilka słów o wybielaniu komunizmu i o „Sprawie Miłosza”.

 

Brak głosów