Gorzej niż Dyzma.

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb
Kraj
Bóg mi świadkiem, że nie jestem skłonny do rozpisywania się na temat Miłościwie Nam Panującego Geniusza Kaszub, Słońca Pomorza, Neptuna Trójmieścia, Kondora Andów, Pogromcy Dolomitów, Triumfatora z Davos,
Najwspanialszego i Wiecznie Szczęśliwego Słuchacza Dody Naszych Czasów et caetera, et caetera, Nad Którego Chyżym Rojem Oby Gwiazdka Pomyślności Nigdy Nie Zagasła, słowem… – ale chyba już wiecie, czyje to splendory wymienił niżej podpisany i niegodny, permanentny obskurant.

 

Po przeprowadzeniu bloggerskiego rachunku sumienia znalazłem tylko jedną, krótką i zamierzchłą notkę poświęconą Jego Wspaniałości (http://www.niepoprawni.pl/blog/287/patent-na-nicnierobienie), zatem pozwolę sobie na kolejną, tusząc, iż nie zostanie mi przez to przypisany kompulsywny obsesjonatyzm na tle freudowskich kompleksów i czarnosecinnych majaczeń.
No, tośmy sobie krzynkę pokrotochwilili, a teraz do rzeczy:
- Jak nazwalibyście gościa, który wprasza się na imprezę i nawet nie przynosi ze sobą pół litra?
- Jak nazwalibyście tegoż osobnika, który mając wcześniej okazję odbyć darmową „podróż życia”, nie raczył na nią zaprosić gospodarzy przyjęcia, u których teraz chce się gościć?
- Jak wreszcie można określić tupet indywiduum, które ewidentnie swą obecnością pragnie zepsuć cudzą imprezę, licząc na to, że dla krzykliwych kumpli rządzących ulicą, właśnie fakt jego obecności, bądź nieobecności, stanie się głównym „przekazem dnia”?
- Co powiedzielibyście o kolesiu, który na chama wpycha się tam, gdzie go nie proszą?
- No, jak takiego można nazwać?
Gdyby chociaż, ślepym trafem, znalazł bilet na raut, jak niejaki Dyzma…
…i wemknął się chyłkiem, licząc na to, że nikt nie odkryje blagi…
Ale nie, on wszem i wobec oznajmia, że być tam powinien, ba, insynuuje miedzy wierszami, iż jego objawienie się jest nieodzownym gwarantem merytorycznej dyskusji…
Doprawdy, tupeciarstwo różnych Elektrod wymieszanych z Jolami R., to przy Jego Niedościgłości, mały pikuś. Powinny się schować i podglądać z ukrycia, skrzętnie skrobiąc notatki w swych pensjonarskich kajecikach.
Pozwólcie, że skończę, bo wrodzona pokora podpowiada mi, że i tak zbyt długo podnosiłem swe niegodne pióro na Jego Wszechobecną Doniosłość.
Oddalam się, wijąc w pokłonach…
Gadający Grzyb
P.S. Jednak nie odmówię sobie małej glossy. Urzędujący premier wpychający się na kongres opozycyjnej partii – doprawdy, jest to prawdziwe novum w nadwiślańskiej polityczno – pijarowskiej praktyce. Czujecie, jaki byłby dym, gdyby premier Kaczyński zechciał ogłosić „cóś takiego” względem opozycyjnej Platformy? Toż byłby to ostateczny dowód na skrajną faszyzację kraju, zaś Żakowski z Michnikiem i tabunami artystów scen polskich lali by na zmianę w pieluchy w permanentnym, dusznym zalęknieniu przed porannym mleczarzem… czy jakoś tak.
Polecam też notkę Iwony Jareckiej "w tym samym temacie": http://www.niepoprawni.pl/blog/141/don-tus-kongres-pis
Brak głosów