ODŁAMKI, CZYLI CORPUS DELICTI

Obrazek użytkownika Martynka
Kraj

W dniu dzisiejszym został upubliczniony raport autorstwa doktora inżyniera Grzegorza Szuladzińskiego, niezależnego eksperta Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy TU 154 M w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Doktor Szuladziński przedstawił niezwykle spójną hipotezę przebiegu katastrofy polskiego samolotu, która po raz pierwszy od dwóch lat wyjaśniła większość wątpliwości wokół tej tragedii. Na wstępie ekspert ZP wyjaśnia, iż głównymi kryteriami były ilość oraz wielkość szczątków, a także niektóre dane nawigacyjne.
Jaki obraz wyłania się z raportu doktora Szuladzińskiego?
Polski samolot TU 154 M numer boczny 101 uległ rozbiciu w wyniku dwóch eksplozji w czasie podejścia do lądowania, które zapoczątkowały destrukcję samolotu jeszcze w powietrzu. Pierwszy wybuch miał miejsce na lewym skrzydle, powodując jego wielkie zniszczenie, którego efektem było rozdzielenie skrzydła na dwie części. Drugi wybuch, wewnątrz kadłuba dopełnił tragedii, powodując całkowite rozczłonkowanie kadłuba na tysiące niewielkich fragmentów, zwanych odłamkami. Autor raportu dowodzi, iż nie było możliwe tak duże rozczłonkowanie samolotu w terenie zalesionym, niezależnie od konfiguracji w chwili rozbicia, bez użycia ładunku wybuchowego. Stanu samolotu nie tłumaczy też pożar, który był niewielki, co jest również kolejnym, mocnym dowodem na wybuch. Dlaczego?
Otóż w chwili upadku samolotu na ziemię, którego skutkiem jest jego rozbicie, dochodzi do pożaru ogromnych rozmiarów, a jak wszyscy pamiętamy, w Smoleńsku było inaczej:
„Inaczej wygląda skutek detonacji bomby. (Słowo „bomba” jest tu jedynie skrótem myślowym pojęcia „materiał wybuchowy, który ma ulec detonacji”.) Jeśli bomba jest zawieszona w powietrzu, w celach doświadczalnych, wybuch jest jednoczesny z powstaniem kuli ognia. (Przy znanej masie ładunku można rozmiar tej kuli obliczyć). Powierzchnia tej kuli to fala uderzeniowa. Gdy średnica kuli osiągnie pewną wielokrotność średnicy bomby, wtedy fala oddziela się od kuli i kontynuuje swój szybki ruch, atakując wszystkie przeszkody na drodze. Krótko mówiąc, ogień ma ograniczony zasięg.

[…] W związku z tym należy patrzeć na charakter pożaru jako na jeszcze jedną przesłankę wybuchu we wnętrzu samolotu”.

Raport dr. Szuladzińskiego przynosi również rozwiązanie zagadki punktu TAWS # 38 (w dokumencie jako punkt K) oraz punktu „zamrożenia” FMS”, gdzie nastąpiła całkowita utrata zasilania na wysokości około 15 m nad ziemią. Były to dwa, krytyczne punkty dla polskiego samolotu. W okolicach TAWS # 38 doszło do gwałtownego wydarzenia - wybuchu, które spowodowało destrukcję skrzydła. W wyniku eksplozji i utraty skrzydła samolot gwałtownie zmienił kurs, a jednocześnie wystąpiło przyspieszenie pionowe ok. 0,27 g, skierowane do góry względem samolotu, wobec czego system podwozia samolotu zareagował tak, jakby nastąpiło lądowanie (uruchomiły się czujniki umieszczone w goleni). Jest jeszcze jedna przesłanka wskazująca na gwałtowne wydarzenie w okolicach TAWS#38 – nagrania CVR:

„Jest pewna wskazówka w zapisach dźwiękowych opublikowanych przez MAK i przez
Komisję Millera oraz w transkrypcji zapisu dźwiękowego opracowanej na zlecenie
polskiej prokuratury przez Instytut Ekspertyz Sądowych, którą wraz z innymi danymi
można użyć do przyjęcia hipotezy wybuchu, mającego miejsce na skrzydle. Nagrania dźwiękowe wykazują, że niedaleko przed Punktem K (TAWS#38) pilot zaklął, a pasażerowie zaczęli krzyczeć”.

Po wybuchu na skrzydle, w ciągu kilku sekund została zerwana łączność z samolotem, a urządzenia przestały działać. Druga eksplozja miała miejsce w kadłubie, w jego środkowej części, w okolicach świeżo remontowanej salonki numer 3 i wydarzyła się w miejscu określanym, jako punkt zamrożenia FMS.
Co wskazuje na wybuch wewnątrz samolotu? Na taki scenariusz wskazuje między innymi rozrzucenie fragmentów samolotu na dużej przestrzeni, duża ilość odłamków (kilkucentymetrowych fragmentów), jakie odnaleziono,rozprucie segmentu kadłuba z charakterystycznym rozwarciem i wywinięciem krawędzi pęknięcia (stopień rozwarcia blach kadłuba jest miarą energii materiału, który eksplodował),wygląd fragmentów kadłuba widzianych wzdłuż osi Zawartość została „wydmuchnięta”,gwałtowne przyspieszenie pionowe, ok. 0.78 g, skierowane w dół względem samolotu oraz niewielki, incydentalne ogniska pożaru.

Najmocniejszym dowodem, na to, iż Tupolew uległ katastrofie w wyniku wybuchu jest duża ilość odłamków, które nie powstają w żadnej innej, niż wybuch sytuacji. Doktor Szuladziński w swoim raporcie napisał:

„Wyobraźmy sobie pojemnik, jak np. stalowa beczka, użyty do celów doświadczalnych.
Beczka jest wypełniona wodą, której ciśnienie stale rośnie. W pewnym momencie beczka pęka. Jeśli ciśnienie rosło powoli, pękniecie jest typowo wzdłuż jednej linii. Jeśli natomiast ciśnienie wzrasta gwałtownie, beczka może rozpaść się na kilka części. Jeśli zamiast wody włożymy do beczki ładunek wybuchowy, to im więcej tego materiału jest, tym na więcej części beczka się rozpadnie. Przy silnym (lub dużym) ładunku, fragmenty beczki będą miały bardzo różne rozmiary. Najmniejszy może mieć 2 cm2, a największy będzie znaczną częścią beczki. Te małe kawałki nazywamy odłamkami. Są one charakterystycznym skutkiem działania materiałów wybuchowych. Jedyna inna możliwość wytworzenia odłamków z konstrukcji lotniczych to uderzenie o sztywną przeszkodę z dużą prędkością. Sztywnej przeszkody w omawianym wypadku nie było, a 270 km/h jest niedostateczną szybkością, by powstały odłamki”.

Raport doktora Szuladzińskiego, jak już napisałam na wstępie, wyjaśnia większość wątpliwości, które towarzyszą katastrofie smoleńskiej, jak choćby słaba słyszalność eksplozji, czy niewielki pożar, a także duży rozrzut fragmentów wraku. Jak dotąd najpełniej i najdoskonalej łączy wszystkie dotychczasowe badania, i analizy autorstwa pozostałych ekspertów ZP. Czy można postawić kropkę nad „i” w sprawie wydarzeń 10 kwietnia 2010 r.?
W ostatnich akapitach raportu doktor Szuladziński napisał:

„Dopóki nikt nie wystąpi z lepszą hipotezą, zgodną z okolicznościami, jest to jedyne wyjaśnienie przyczyn katastrofy”.

Brak głosów

Komentarze

 Dzisiaj, tzn wczoraj, oglądałem w kablówce film o katastrofie we Włoszech, kiedy to samolot zwiadu elektronicznego US Air Force z 4 osobową załogą z bazy w Aviano podczas lotu treningowego na bardzo małych wysokościach (160-310 m) w dolinach około jeziora Garda ściął skrzydłem 6 cm stalową linę kolejki górskiej, a efekcie czego wagonik kolejki z 20 narciarzami rozbił się, wszyscy zgineli, ale... mimo że w efekcie zdarzenia, znaczna część skrzydła samolotu uległa zniszczeniu, to załoga - w oczywisty sposób winna zdarzeniu - zdołała po 20 minutach lotu awaryjnie lądować z powrotem w Aviano...

Jest to - według "ekspertów" Anodiny i "ekspertów" Millera - oczywisty dowód na większy opór dynamiczny 20 cm brzozy smoleńskie ściętej skrzydłem ponad 100 tonowego samolotu, w porównaniu z 6 cm liną stalową kolejki górskiej ściętą samolotem o masie mniej niż 20 ton...

A w dodatku w Smoleńsku, kadłub samolotu "implodował", zapewne od wiosennych zarodników kwitnącej pancernej brzozy smoleńskiej...

Ot Putin, to taki Łysenko XXI wieku...

Tylko, kime się Tusku???

Liczę na logiczne odpowiedzi na pytanie w ostatnim zdaniu...

Vote up!
0
Vote down!
0
#255641