Dostałem artykuł

Obrazek użytkownika Szeremietiew
Kraj

Dr Grzegorz Kwaśniak, oficer rezerwy przesłał mi swój artykuł. Za jego zgodą publikuję ten tekst na moim blogu.
SIŁY ZBROJNE RP OFIARĄ PROPAGANDY (PR) RZĄDU

Kiedy w lipcu 2009 roku ostatni żołnierze z poboru opuścili koszary, rząd ogłosił wielki sukces na drodze do profesjonalizacji sił zbrojnych. Tej optymistycznej atmosfery nie zakłóciły jednak żadne głosy rozsądku płynące od osób i instytucji bezpośrednio związanych z armią. W sferach rządowych zapanował urzędowy optymizm i długo nie można było znaleźć żadnych oficjalnych danych na temat tego „sukcesu”.

Dopiero we wrześniu, trochę przez przypadek, na oficjalnej stronie internetowej departamentu kadr MON (www.kadry.wp.mil.pl ) udało mi się zaleźć informację, że liczba żołnierzy zawodowych Sił Zbrojnych RP w kwietniu 2009 r. wynosiła 82 950, z czego 22 370 - to oficerowie, 41 537 - podoficerowie zawodowi, a 19 043 - to szeregowi zawodowi.

Wynika z tego jasno, że stosunek oficerów do szeregowych wynosi 1 do 0,85, a więc na 1 oficera przypada 0,85 szeregowego. Stosunek ten jest jeszcze bardziej szokujący, jeżeli weźmiemy pod uwagę oficerów plus podoficerów zawodowych (czyli ogólnie kadrę kierującą), wtedy stosunek ten wyniesie 1 do 0,29, czyli na 1 kierownika (oficera lub podoficera) przypada 0,29 bezpośredniego wykonawcy (szeregowego).

Spróbujmy sobie wyobrazić w tej sytuacji funkcjonowanie jakiejkolwiek innej publicznej lub prywatnej organizacji, np. przedsiębiorstwa, gdzie stosunek ten powinien wynosić około 1do 10.

Co to oznacza w praktyce dla naszych sił zbrojnych i dla naszego bezpieczeństwa? Otóż, znaczy to, że w Wojsku Polskim istnieje obecnie następująca sytuacja:

Ø w czołgach i innych wozach bojowych są dowódcy, ale nie ma kierowców

i działonowych - a więc nie ma kto nimi jeździć i nie ma kto z nich strzelać;

Ø samochody pozbawione są kierowców i mechaników - a więc stoją w garażach

Ø i rdzewieją;

Ø w magazynach broni jest pełno karabinów i amunicji – ale nie ma kto z nich strzelać;

Ø na strzelnicach i placach ćwiczeń nie jest realizowane szkolenie - bo nie ma tam kogo szkolić;

Ø natomiast dowództwa i sztaby pełne są dowódców i urzędników wojskowych – którzy produkują tysiące, w większości nikomu niepotrzebnych, dokumentów w postaci rozkazów, pism, załączników, wniosków, próśb, planów, harmonogramów, strategii, wizji, misji, itd.

Co z tego wynika? Otóż od lipca 2009 r. Siły Zbrojne RP nie są w stanie wypełniać swojej konstytucyjnej misji obrony terytorium kraju (art.26) – ani pośrednio przy wsparciu sił sojuszniczych NATO, ani tym bardziej bezpośrednio, czyli samodzielnie, w sytuacji gdyby nasi sojusznicy mieli inne, ważniejsze zadania.

A zatem Siły Zbrojne RP - nie istnieją! Ani w ujęciu funkcjonalnym, ponieważ nie są w stanie właściwie wypełniać swoich podstawowych funkcji, ani nawet w ujęciu organizacyjnym, ponieważ ich struktury istnieją tylko formalnie, pozostały z nich tylko żałosne resztki, które wegetują, podtrzymując tylko z dnia na dzień swoje podstawowe funkcje życiowe (kierowanie, zaopatrzenie, ochrona własna).

Powodem tej sytuacji są oczywiście wieloletnie zaniedbania i błędy popełniane przez kolejne rządy, ale do czasu gdy w szeregach armii służyli żołnierze z poboru, sytuacja, chociaż trudna, możliwa była jeszcze do opanowania. Jednak likwidacja poboru doprowadziła do kryzysu i prawie całkowitej dysfunkcjonalności naszych sił zbrojnych. Sytuację dodatkowo komplikuje jeszcze udział sił zbrojnych w misjach poza granicami kraju, co powoduje dalsze ograniczanie i tak już skromnych zasobów, głównie finansowych, na ich funkcjonowanie w kraju.

Gwoździem do trumny naszych sił zbrojnych stała się więc nieprzemyślana i pośpieszna, ale za to typowo propagandowa (pijarowska) decyzja obecnego rządu, a dokładnie premiera Donalda Tuska, o przeprowadzeniu ich profesjonalizacji do końca 2010 r. oraz jej bezkrytyczna i bezmyślna realizacja przez ministra Klicha, przy biernej i konformistycznej postawie decydentów wojskowych.

dr Grzegorz Kwaśniak

Brak głosów

Komentarze

A ten ideał powinien się nazywać OAZ w skrócie, a pełna nazwa Oficerska Armia Zawodowa.

Wiwat nasz wódz ukochany! Wiwat nasze słoneczko Peru!

Hm, tylko jedno pytanie. Kto ma bronić granic Polski? Eee tam, mamy przecież jeszcze Boga! Ciszej tam, tuskiem naprzód marsz!

______________________________________________________

"Strzeżcie się Wilki, strzeżcie się przynęty..."

Vote up!
0
Vote down!
0

"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."

#35067

Jest gorzej niż Pan pisze.
Wojsko nie jest w stanie zapewnić nawet ochrony własnej.
Przykład, proszę bardzo. Sytuacja z września tego roku, port wojenny na Helu.
Brama główna czyli tak zwany posterunek numer 1. Na bramie stoją faceci z prywatnej firmy ochroniarskiej - wniosek nie ma kompanii wartowniczej.

Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#35101

Kraj, którego nie stać na armię w pełni profesjonalną, nie powinien rezygnować z poboru.

Piszę to, świadoma armijnych trudności.
Wszyscy chłopcy z mojej rodziny odbyli służbę zasadniczą. Powiedzmy, że takie mają wariactwo, bo oczywiście opóźnia to funkcje życiowe.
Każdy z nich poszedł do koszar jako rozpieszczony bachor,każdy wrócił jako mężczyzna.

Najbardziej płakałam nad własnym, najmłodszym "synkiem ukochanym", który zwykle non - stop chorował, a dowiedziałam się o całej historii post - factum: zgłosił się na ochotnika, na wszelki wypadek wybierając jednostkę ( ochotnicy maja prawo) na innym końcu świata.

Kiedy usłyszałam o zimnych koszarach,zużytych, cienkich kocach, zimnej wodzie w kranach, butach, które pękły ( w mróz), etc. - obiecałam sobie i jemu, że użyję jakiegoś impulsatora kinetycznego w celu przestawienia dziecku klepek w właściwe miejsca.
Na pierwszej przepustce zobaczyłam ciuchy ( zwykle malowniczo rozwieszone po całym pokoju) ułożone w kant na niewielkim taborecie, uroczyste czyszczenie butów w domu ("daleko od szosy"), gdzie nikt nie miał zobaczyć tego dziwowiska.
Zrezygnowałam z używania przemocy.Nie chodziło o ciuchy i buty, chodziło o zasady.

Dziecko było żywe, zdrowe - i stanowczo odrzuciło oferty wyciągnięcia go z tego wojskowego ambarasu.
Był jeszcze jeden sposób: bliska osoba na bardzo wysokim szczeblu dowodzenia,konkretnie w tej jednostce, o której dziecko nie miało pojęcia.Zresztą z wzajemnością.
Zostawiłam sobie tę ostatnią nadzieję na jakąś "ostateczną ostateczność".
Nie było potrzeby użycia, a osoba, poinformowana o zaistniałej sytuacji już po wszystkim, była mi wdzięczna za niemieszanie jej w sprawy. Natomiast "żołnierza" zdążyła poznać i zapamiętać, początkowo z powodu awantury z elementami pokutujących jeszcze resztek "fali" - kilka dni szpitala, areszt.
Ale to podobno żołnierz przejść powinien (no, może bez szpitala). Dalej było tylko lepiej, ciekawiej, chociaż bardzo ciężko, głównie - z braku ludzi.

Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim jest "lepiej i ciekawiej", ale te ostatnie roczniki twierdzą, że wojsko wybiera się z pełną świadomością - zawsze można uciec w najgłupszą szkołę wieczorową. Wojsko również rezygnowało w ostatnim czasie z ilości na rzecz jakości. Tak przynajmniej wydawało się chłopcom: nie radziły sobie z wyszkoleniem "techniczno -matematycznym" ( jednostka pancerna) pojedyncze osoby.

Nie wiem, kto - i dlaczego - wpadł na ten głupi pomysł z armią zawodową, na którą nie ma pieniędzy.
Chyba, że pomysł nie jest głupi, że z jakichś powodów zrobiono to z premedytacją.
Pomysłodawcy i wykonawcy przejdą do historii...
A my będziemy utrzymywać armię, złożoną z nieprzydatnej - w braku żołnierzy - kadry.

Vote up!
0
Vote down!
0

mona

#35117