A polscy esesmani mordowali niemieckich antyfaszystów

Obrazek użytkownika Szeremietiew
Historia
Za dwa dni, 18 maja, będziemy obchodzić kolejną 65. rocznice zwycięstwa polskiego żołnierza w bitwie o Monte Cassino. Historyk przypomina, że w bitwie tej "w jednym szeregu spotkali się żołnierze września 1939, kampanii norweskiej i francuskiej 1940, więźniowie sowieckich łagrów, obrońcy Tobruku".
A ponadto po raz pierwszy jednostki Polskich Sił Zbrojnych wystąpiły w samodzielnym związku operacyjno – taktycznym, jako korpus polski. Dowódca II Korpusu gen. Władysław Anders wspominał „... wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu.” Na cmentarzu wojennym, na którym spoczęło ponad tysiąc polskich żołnierzy i gdzie w 1970 r. został pochowany ich dowódca wyryto napis "PRZECHODNIU POWIEDZ POLSCE, ŻEŚMY POLEGLI WIERNI W JEJ SŁUŻBIE".

Znamy łacińskie powiedzenia historia magistra vitae. Ktoś przytomnie zauważył, że tak naprawdę jedynego, czego historia uczy to tego, że nikogo i niczego nie nauczyła.

Docierały wiadomości, że w światowych mediach nie wiedzą, iż w latach II wojny światowej Niemcy na terenie okupowanej Polski wymordowali miliony ludzi. Brak takiej wiedzy w Honolulu, czy gdzieś na Madagaskarze pozwalał dziennikarzowi, gdy dowiadywał się, że obóz zagłady był w polskiej miejscowości, nazwać go „polskim” obozem zagłady. Było to wysoce krzywdzące dla Polaków, ale można było tłumaczyć delikwenta brakami w wykształceniu. Ostatnio mamy objawy czegoś, co nie wydaje się być następstwem głupoty lub tylko niewiedzy. Oto w Europie, ba, w samych Niemczech, mamy ostatnio wysyp różnego rodzaju doniesień o „polskich obozach śmierci”. Podają takie brednie dziennikarze niemieccy, media demokratycznego państwa niemieckiego - jak by nie było prawnego spadkobiercy III Rzeszy, sprawcy popełnionych zbrodni. Ostatnio mogliśmy przeczytać, że wg jednej z niemieckich gazet Sobibor był „polskim esesmańskim obozem”.

Pamiętamy jak w czasie defilady zwycięstwa w 60. rocznicę zakończenia wojny (2005 r.) prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin wymieniając państwa walczące z Niemcami nie zapomniał o wkładzie wojennym niemieckich i włoskich „antyfaszystów”. O Polsce, kraju, który pierwszy stawił Niemcom zbrojny opór, i o Polakach, walczących z Niemcami na wszystkich frontach do zwycięskiego końca prezydent Rosji nie wspomniał. Na trybunie siedział prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, a w gronie zaproszonych gości był uczestnik II wojny światowej gen. Wojciech Jaruzelski, ale najbliższe miejsca obok prezydenta Rosji zarezerwowano dla kanclerz Niemiec i premierów Japonii oraz Włoch. Mołotow z Ribbentropem siedzący w piekle musieli mieć chwilę radości.

Jest czymś zakrawającym na ponury żart, gdy wpływowym politykiem z niemieckiej partii rządzącej, domagającym się zadośćuczynienie za krzywdy, których Niemcy doznali w następstwie wywołanej przez nich wojny jest córka żołnierza, która przyszła na świat na polskiej ziemi bowiem jej tatuś tę ziemię podbił. A została „wypędzona”, gdyż nadciągała sowiecka armia wyzwolicieli. Rodzice tej pani nie chcieli być wyzwoleni przez Rosjan.

Normą staje się opowieść, że II wojna światowa to sprawka jakichś anonimowych „nazistów”. Rosjanie twierdzą, że to polityka władz polskich doprowadziła do wybuchu wojny. Natomiast powodem, dlaczego ci anonimowi „naziści” postanowili wymordować Żydów w „polskich obozach” był polski antysemityzm.

W 2005 r. ukazała się w Polsce książka Chrisa Bishopa „Zagraniczne formacje SS”. Autor w skondensowanej formie przedstawia skład narodowościowy kilkusettysięcznej ochotniczej armii Wafen SS. Formacja ta walczyła, ale jej jednostki dopuściły się także ogromnej ilości zbrodni i została uznana za związek przestępczy. Wojskami SS przysięgającymi na wierność Hitlerowi dowodzili Niemcy. Ale byli w nich Holendrzy, dwie dywizje SS i Belgowie – też dwie dywizje. Francuzi, osławiona dywizja Charlemagne i brygada szturmowa SS. Byli Duńczycy, ponad 10 tyś. w dwu dywizjach Wiking i Nordland. W dywizji Wiking było też kilka tysięcy ochotników z Norwegii – Den Norske Legion. W SS był pułk i batalion Finów – 3000 ludzi. A także 2 tyś. esesmanów z Luksemburga. 1000 ochotników z Hiszpanii w ochotniczej dywizji SS Walonien. Po 300 ochotników z krajów neutralnych – Szwecja, Szwajcaria. Była ukraińska SS-Schutzen Division Galitzien, dwie rosyjskie dywizje grenadierów Wafen SS i kozacki korpus kawalerii SS oraz „legiony” Ormiański, Azerski, Gruziński, Północnokaukaski, Turkmeńsko – Muzułmański, Tatarski. Litwini nie utworzyli jednostek SS, ale ponad 50 tys. litewskich ochotników trafiło do Polizei-Bataillonen Schumas, które uczestniczyły w zbrodniach popełnianych przez esesmanów. Łotwa to ponad 80 tyś. ochotników w dwu dywizjach SS. Byli Estończycy – jedna dywizja, Rumuni – dywizja kawalerii SS, Węgrzy, dywizje Hunyadi i Hungaria, Chorwaci – dywizje Handschar i Kama, Serbowie – Serbisches Freiwilligen Korps, Albańczycy dywizja górska SS Skanderbeg. Nawet Bułgarzy wystawili pułk grenadierów SS.

Prezentację narodów, które miały "swoich" esesmanów kończą Polacy. Bishop napisał:

POLSKA

Liczba ochotników: 0

Główne jednostki, SS, w tym ochotnicze: Żadne.

Biorąc pod uwagę skład narodowościowy Waffen SS można by rzec, że była to prawdziwie europejska armia. I była w niej cała Europa "od Atlantyku po Ural", tylko Polaków tam zabrakło. Może, więc dziś ten „polski esesmański obóz” jest próbą naprawienia dawnego polskiego „błędu”? Dziennikarze niemieccy po prostu chcą, aby Polacy, tak jak Holendrzy, Francuzi, czy Rosjanie też mieli tradycje współpracy z Niemcami.

Byle tylko w Moskwie nie wzięto tego za dobrą monetę. Mogą przecież nakręcić film, w którym polscy esesmani rozstrzeliwują niemieckich „antyfaszystów”. Główne role: np. dowódca Polnisch SS-Schutzen Division Gruppenfuhrer hetman Kibowski alias Obwisłowąsy (aktor Michał Żebrowski), a bohaterski przywódca niemieckich antyfaszystów Parteigenosse Max Otto Stirlitz (aktor ]]>Wiaczesław Tichonow]]>). Na premierze filmu w pierwszych rzędzie mogłaby zasiąść niemiecka „wypędzona” przez polskie SS antyfaszystka Erika i może paru zasłużonych w walce z polskim faszyzmem ukraińskich kombatantów spod znaku Stepana Bandery.

============================

Cztery obwody: lwowski, tarnopolski, iwano-frankowski (stanisławowski) i chmielnicki (płoskirowski) ogłosiły rok 2008 rokiem Stefana Bandery, jak informuje witryna „Narodnyj Ogliadacz”. W Kijowie partie nacjonalistyczne 2 stycznia świętowały jego 99-lecie urodzin. Spędzając we Lwowie Sylwester 2007/2008 można było spostrzec plakaty z portretem Stefana Bandery i podpisem „Czy jesteś tak odważny jak on?”. A jeśli jest ktoś tak „odważny” to, co ma teraz zrobić – dorżnąć Lachów?
Brak głosów

Komentarze

Zapomniał pan o Legionie Hinduskim SS, przejętym przez Japończyków. Oni też kładli podwaliny, naszego wspólnego domu: Europy.
Może jeszcze nie teraz, ale za kilkadziesiąt lat, będziemy się wstydzić, ze zabrakło Polaków, wśród tych prekursorów Nowego Świata.

Vote up!
0
Vote down!
0
#20116

Niestety spotkałem się z poglądem, wg, którego formacje SS złożone z obcokrajowców stanowiły część wielkiej europejskiej krucjaty przeciwko komunizmowi, która miała bronić " tradycyjnej " Europy przed hordami ze wschodu. Kolejne kłamstwo historii, zwalczajmy takie chore poglądy

Vote up!
0
Vote down!
0

Wiara katolicka i Duma Narodowa to moja siła

#20119