Spękana ziemia na pustyni Sonora, a Witold Głowacki swoje…

Obrazek użytkownika RP
Kraj

Ignorować autorów niemądrych tekstów? Czy jednak polemizować? Poświęcę się, pro memoria. W Gazecie Wrocławskiej (mutacja Polska The Times) nr 246 z 21 X 2013 r. (s. 10) pojawił się tekst Witolda Głowackiego: „A Macierewicz swoje”. Już tytuł oddaje intencje autora, ale treść jest jeszcze gorsza. Zawiera insynuacje i niczym nieuprawnione uogólnienia. Głowacki zauważa: „wiarygodność sporej części występujących na konferencji [smoleńskiej - RP] profesorów stoi bowiem pod ogromnym znakiem zapytania”. Panie Głowacki. Manipulowanie, manipulowanie, manipulowanie to Pańska metoda. A argumentów czasami Pan używa? Nie? Bo i po co? Może jakiś konkret? Jakiś konkrecik? Jakieś nazwiska? Spora część profesorów – uczestników smoleńskiej konferencji jest Pańskim zdaniem niewiarygodna? Na jakiej podstawie Pan tak twierdzi? Nie podaje Pan konkretów. Nie podaje, bo ich Pan nie posiada. Ale ważna jest wierszówka. Byle nawijać, byle pleść trzy po trzy.

Zauważa Pan iż „władze Politechniki Warszawskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej ogłosiły, że pracujący u nich eksperci zespołu Macierewicza … nie są ekspertami ds. badań katastrof lotniczych”. No dobrze. A dlaczego nie przeszkadza Panu fakt, że Maciej Lasek de facto nie jest ekspertem od katastrof lotniczych? Z całą pewnością nigdy nie prowadził i nie prowadzi żadnych badań związanych z tą tematyką. Jest ekspertem, bo kiedyś pomyślał sobie, że dobrze by było jakoś zarabiać na życie i przyszło mu do głowy, że zostanie „ekspertem”. Jakiś inny „ekspert” klepnął mu certyfikat. I oto mamy „eksperta”. Pisze Pan „nastroje ekspertów z kręgu zespołu parlamentarnego … nie mogą być dobre”. I powołuje się Pan na problemy ze skype. Powoływanie się na summa sumarum błahostkę dowodzi, że nie ma Pan nic, ale to nic do powiedzenia. Pański tekst przypomina jałową ziemię na pustyni Sonora. Podpiera się Pan jedynie kilkoma medialnymi wrzutkami. Że zostały dawno zdementowane? Kto by się tym przejmował? Panu to w każdym razie nie przeszkadza. Dyskredytowanie - jak sam Pan zauważa - „ponad setki pracowników naukowych różnych uczelni i instytutów badawczych” jest zwykłą, prymitywną złośliwością.

Prawdy Pan nie zakrzyczy. A z pewnością nie rozwieje Pan w ten sposób wątpliwości, które kłębią się wokół katastrofy smoleńskiej niczym węże wokół głowy mitologicznej Meduzy. Im bardziej próbujecie wykpić tych, którzy wątpliwości mają, tym podejrzenia wydają się jeszcze bardziej uzasadnione. Ja wątpliwości posiadam, choć niczego definitywnie nie przesądzam. Panu nawet przez myśl nie przejdzie, że to jednak naukowcy mogą mieć rację. No i co z tego? Są poeci, są i wierszokleci. Są dziennikarze i pismaki.

Brak głosów