Relacja - Grzegorz Braun w Cork

Obrazek użytkownika Niepoprawne Radio PL
Blog

Grzegorz Braun w Cork
W Ludowej Republice Cork rozbestwiony socjal hula na wyżynach bliskich orbit szwecjalizmu (choćby fundując afrykańskim imigrantkom fryzury na koszt podatnika). Ludziska, dumni ze swej niegdysiejszej rebelii przeciw angielskiej tyranii, nierzadko podwieszają pod tę dumę slogany komuny. A plakaty obwieszczające spotkania, z których można się dowiedzieć, że Marks to piewca wolności i „czy kapitalizm przetrwa”, to jedna z turystycznych ciekawostek. Kapitalizm zdaje się pełnić tu funkcję mitycznego „czarnego luda” – trudno orzec, kiedy ostatnio ktoś go w pobliżu spotkał, lecz prawie wszyscy wiedzą, że to on wszystkiemu winien..
Do tego położonego wśród pełzających po ziemi chmur miasta, przyjechał pan Grzegorz Braun na minicykl swych wieczorów autorskich, zatytułowanych „Człowiek i Polska w New World Order”. Publiczność dopisała, niektórzy tłukli się z Tralee i Dublina, by przespawszy parę nocy w B&B spędzić dwa wieczory, obejrzeć dwa znakomite obrazy i wysłuchać ich autora.
Film pierwszy to „Eugenika – w imię postępu”. Film ten to coś daleko więcej niż tylko pełne wdzięku ujęcie złożonego tematu, to zarys historyczno-filozoficzny.
Pamiętacie Heideggera, wielkiego filozofa i wyznawcę religii hitleryzmu? Miał on umiłowaną uczennicę Hanię Arent, która po wojennej awanturze została jednym z bardziej nagłaśnianych krytyków totalitaryzmu. W swych ”Początkach totalitaryzmu” umieściła takie oto słowa: „Laboratoria, gdzie testuje się naturę ludzką (...) są sprawą całej ludzkości. Chodzi tu o naturę ludzką jako taką, i mimo iż zdaje się, że eksperymenty te zaowocowały nie tyle zmianą człowieka co zniszczeniem go, (...) powinno się pamiętać o koniecznych ograniczeniach eksperymentu, wymagana jest globalna kontrola, jeśli chce się otrzymać jakieś roztrysłyście rezultaty”. Ergo – krytykowała środki, oszczędzając principium. Wytknął jej to Eric Voegelin, stwierdzając iż dopuszczenie myśli o „zmianie natury” człowieka (zawsze na lepsze ma się rozumieć) to symbol intelektualnej zapaści cywilizacji białego narcyza: „Prawdziwa linia podziału” – twierdził – ”biegnie nie pomiędzy ‘liberałami’ a totalitarystami, ale między religijnymi i filozoficznymi transcendentalistami z jednej strony a liberalnymi i totalitarnymi immanentnystycznymi sekciarzami z drugiej”. Film Brauna i Kaczmarka świetnie wyeksponował tę linię, ukazując LOGICZNY CIĄG między Cold Spring Harbor, Auschwitzem i laboratorium in vitro, między amerykańską teorią (Sanger, Grant & co.) a niemiecką (i nie tylko niemiecką) praktyką. („Jest pan moim bohaterem” Hitler w liście do Granta). W filmie pada też kluczowe zdanie na temat wiary w ewolucję: że samo jej przyjęcie prędzej czy późnej rodzi chęć jej dopomożenia. „Narodowy socjalizm to biologia w działaniu”, mawiał Hitler.
A co na to lekarze leczący bezpłodność ? Zdania są podzielone. Jedni unikają filozofii „jak diabeł święconej wody”, zaznaczając że porównanie techniki in vitro do rampy w Auschwitzu to jednak nadużycie, inni z kolei bez ogródek stwierdzają, iż niczego nie trzeba udowadniać, „to życie nie ucieka, nie krzyczy, ale jest”, zarodek człowieka potrzebuje do realizacji pełni swego potencjału tego samego, co każdy z nas – odżywiania i bezpiecznego środowiska.
W dyskusji, jaka miała miejsce po pokazie, autor wskazał jeszcze inne aspekty plagi ulepszaczy świata i natury ludzkiej. By doktor Frankenstein czy Mengele mogli realizować swe obsesje, poza pieniędzmi, dużymi pieniędzmi, potrzeba władzy ludowej, „która podniesie to, co pan doktor wymyślił, a milioner umasowił, do rangi prawa stanowionego, do rangi zasady”. Socjalizm z zasady prowadzi do depopulacji, twierdzi autor, jako że opiekując się nami „od żłobka do nagrobka”, musi minimalizować koszta, stąd logiczna zachęta do eutanazji osób starszych i nieuleczalnie chorych.
Jednak cały film niesie w gruncie rzeczy pozytywne przesłanie: projekty przymusu sterylizacyjnego w latach nastych, dwudziestych i trzydziestych zostały zblokowane w krajach, w których świadomość społeczną przez wieki kształtowała religia katolicka. Więc można było przeciwstawić się postępowi, wystarczyło troszeczkę stanowczości. Podobnie jak dziś potrzebna nam ta „odrobina” stanowczości, by powstrzymać pochód sodomy i molocha.

Następnego dnia obejrzeliśmy „New Poland”, film, który znów nie tylko zademonstrował proces montowania i strukturę fundamentów PRL-u oraz techniki i narzędzia, którymi posłużył się Stalin, kiedy niszczył polską emigrację, ale dostarczył również odpowiedzi na kolejną filozoficzną kwestię, tym razem z dziedziny „filozofii Polski”. Mianowicie: „na co komu dziś taki projekt polityczny jak Polska?”. Pytanie na czasie, skoro w naszym kraju pierwszym ministrem uczyniono osobnika, który zdefiniował polskość jako schorzenie, a publiczne wtykanie polskiej flagi w psi kał bynajmniej nie naraża PO-wiatowego gnoja na utratę uzębienia. Odpowiedzi dostarczyły nam wypowiedziane za grobu słowa pułkownika Ignacego Matuszewskiego: ”takie jest prawo tamtych regionów, że kiedy Polska traci wolność, to i inne ludy tam żyjące tracą wolnoć. I kiedy Polska jest wolna, to inne ludy żyjące w naszej części Europy są wolne”. Tak więc misja Polski to jest więcej niż sprawianie przyjemności samym Polakom. Dopowiada po projekcji autor filmu: to dzięki istnieniu naszego kraju w tej części Europy ludzie mogą cieszyć się wolnością. Tak się składa, że Niemcy i Rosja po setkach lat trzymania swych rabów i knechtów za twarz pragną dzielić się tym doświadczeniem z narodami mającymi „szczęście” z nimi sąsiadować. Istnienie wolnej, naprawdę wolnej Polski stoi na przeszkodzie zaspokojeniu tych ciągot.
Polacy z kolei łatwo dają sobie wmówić, że tak zwana „sprawa Polska” to kwestia polskiej megalomanii, podczas gdy w Teheranie i w Jałcie była ona sprawą numer jeden. Podczas dyskusji Grzegorz Braun wskazał też na niektóre stereotypy, jakie pokutują wśród polskiego społeczeństwa, dotyczące zamachu smoleńskiego, jak choćby ten: „a któżby tam miał interes w mordowaniu Polskiego prezydenta?”. „Kiedy świszczą kule” – odpowiada reżyser – „najpierw szukam schronienia, dopiero potem zastanawiam się, kto i dlaczego strzela”.
Oglądając oba filmy Brauna, nie sposób oprzeć się wrażeniu, jak bardzo to, co nas spotyka, powiela rozgrywane poprzednio schematy. Pan Grzegorz określił to jako „stałe warianty gry”. Zarówno w czasach, o których opowiada film „New Poland”, czyli jeszcze w trakcie II wojny światowej, jak i dziś – każdy, kto ma odwagę jasno artykułować polską rację stanu, określany zostaje mianem faszysty. Pamiętacie marsz niepodległości sprzed roku i ujadanie janczarów postępu... Szkalowanie kościoła to kanon klepany przez oświeconych każdej epoki. Innym stałym wariantem gry jest podpuszczanie polskiego narodu do „spontanicznych” zbrojnych zrywów, kończących się wymordowaniem najwartościowszych jego przedstawicieli, Autor przestrzega przed prowokacją kontrolowanego kryzysu. Pozytywny aspekt „stałych wariantów” to ich względna przewidywalność, dająca możliwość spojrzenia na obecną sytuację w szerszym kontekście i bardziej chłodnym okiem.

Na koniec drugiego wieczoru jedna z pięknych słuchaczek Niepoprawnego Radia PL wręczyła pamiątkowy upominek dla naszego gościa, bukiet doznań irlandzkiego ducha od pokoleń doskonalony w rodzie Jameson. Ludzie chcieli też wiedzieć, kiedy znów pan Braun do nas zawita. Pracujemy nad tym. Ktoś też po leninowsku rzucił: „Co robić?”. Monarchista odparł: bogacić się, chronić Kościół Rzymski i Państwo Polskie. Jednak podczas jednej z prywatnych rozmów ujął to jeszcze zwięźlej: „tworzyć drużyny pierścienia”. Toć o nas prawi, pomyślałem wtedy, o Niepoprawnym Radiu PL i przyjaciołach. Tak więc: may the grace of Valars protect us all!
Filip K. Ubik

Brak głosów