Funkcjonariusz dziennikarz
Anegdotka mi się przypomniała bodaj jeszcze z czasów pierwszej „Solidarności”. Nie wiem czy autentyczna czy też wymyślona w kazamatach centrali SB ku ośmieszeniu ówczesnej nadziei kiełkującego społeczeństwa obywatelskiego i podważeniu zaufania do niej.
Rzecz dziać się miała w jednej z większych i bardziej kluczowych w dziele rośnięcia Polski w siłę i zwiększania dostatku obywateli fabryk w czasach, gdy ów wspomniany związek zawodowy rozplenił się niczym jakiś wirus zjadliwy i miał swą komórkę wszędzie tam, gdzie było choćby dwóch Polaków. Do dyrektora zakładu przybyła, wysłana przez większość a może i całą załogę delegacja. Stanęły chłopy niczym na znanym landszafcie Stanisława Lentza „Strajk” (skądinąd znakomitym moim zdaniem jeśli chodzi o kompozycję i tę rękę z żyłami) – tu nie mogę się oprzeć pokusie wlepienia obrazu ku lepszemu funkcjonowaniu wyobraźni,
i zażądały od dyrektora, by ten zgodził się na powieszenie krzyży w pomieszczeniach fabrycznych. W halach, w magazynach, w części socjalnej… Ku zaskoczeniu przybyłych dyrektor ucieszył się, przyklasnął pomysłowi i nawet rzekł, że to wspaniały pomysł. Zaraz jednak zauważył, że krzyż to krzyż i nie można go traktować go ot tak, jak zwykłego kawałka drewna. Tedy postawił warunek, że krzyże zawisną, jeśli wcześniej załoga na te krzyże przysięgnie, że nie będzie kombinować, wynosić nic z zakładu, że nie będzie do pracy na cyku przychodzić a już tym bardziej pić w zakładzie. Nie skończył jeszcze dyrektor wyliczać tych oczekiwań, które wobec krzyża wypadałoby spełnić a za rozmówce miał już tylko stojącego ze zdumioną miną i krzyżem w ręku szefa zakładowej „Solidarności”. Reszta delegacji rozpierzchła się w trakcie…
Przypomniałem sobie tę anegdotę, gdy z dużym opóźnieniem i jeszcze większym rozbawieniem przeczytałem gdzieś wysunięty przez część dziennikarskiego „środowiska” postulat, by dziennikarze byli chronienie przez prawo niczym funkcjonariusze policji na służbie. Słowem tacy funkcjonariusze- dziennikarze jako to stoi w tytule.
„Świetny pomysł!” pomyślałem i nadto od razu dzięki niemu znalazłem zastosowanie dla najświeższego, wedle mnie jakże słusznego i jakże nierealnego równocześnie pomysłu przywrócenia kary śmierci. Ot akurat można by właśnie w tym celu, rzecz wdrożyć, że tak powiem, pilotażowo. Oczywiście nie tak, że od razu i zawsze! Wyobraźmy sobie, że gdzieś tam w ogniu wykonywania swych obowiązków taki funkcjonariusz- dziennikarz zalicza od jakiegoś czymś urażonego obywatela „michę”. Z miejsca sędzia sądu 24- godzinnego ordynuje odjęcie ręki temu, co ją na funkcjonariusza podniósł! Można podać więcej przykładów a nawet stworzyć taryfikator crimenów przeciwko życiu i mieniu tej grupy zawodowej kończący się obowiązkowo na decymacji ul. Marszałkowskiej jako rekompensacie za wóz transmisyjny duży – szt. jeden oraz wóz dziennikarski mały – szt. jeden.
Tyle, że jakoś tak nie w porządku wydało mi się przyznanie tej koncesji w tak jednostronnej formie, dającej tylko przywileje. I z miejsca poczułem się w skórze tego dyrektora, który tak poważnie i rozważnie odniósł się do krzyża przed laty. I tak sobie ( w duchu) zagadałem do owego środowiska:
- Zgoda, panie i panowie. Będziemy ucinać każdą taką rękę, co się na was odważy podnieść. Ogniem i żelazem wypalimy całą agresję wobec was i waszej profesji. Ale pod jednym warunkiem, panie i panowie. Pod tym, że wy dla odmiany zgodzicie się by z taką samą surowością ścigane były wszelkie przejawy braku zawodowej etyki, bezstronności czy zwykłej uczciwości przy wykonywaniu swych zawodowych obowiązków.
Czujesz czytelniku ten przeciąg, który wywołały tak licznie wymykające się w trakcie mej przemowy jednostki składające się na owo „środowisko”? No bo co? Mają się dać zakuć w dyby, wybatożyć za każdy razem gdy im się wypsnie to czy tamto nie zawsze związane z meritum i z tematem? Toż by nam katów i siepaczy zabrakło! A po cóż męczyć ludzi tak bezowocnie? O siepaczach rzecz jasna tu mówię.
Żarty żartami ale ów postulat, wyartykułowany przez tak zwane „środowisko” w czasie gdy zawód dziennikarza przywodzi na myśl uczucia znane z czasów PRL-u to jawny dowód albo na brak zdolności do refleksji albo wyjątkowej bezczelności ludzi tworzących owo „środowisko”. Tym bardziej to słuszne, że za PRL-u wiadomo, dziennikarze w większości byli faktycznie funkcjonariuszami władzy, werbowanymi nadto spośród takich, co to z własnej mamy by amerykańskiego szpiega zrobili gdyby mogli liczyć na uznanie władzy i idące za nim profity zawodowe oraz osobiste. Dziś zaś skończonymi kut***mi są z własnej woli i inicjatywy. I w tym z zapałem się doskonalą bardziej niż w czym innym. Choć dobrze wiedzą, ba, przekonują o tym z zaangażowaniem wyglądającym niemal jak szczera wiara, że dziś za prawdę raczej nikt ich nie ukarze.
Prawda zaś jest taka, że gdyby wprowadzić w życie ów pomysł „środowiska” wzbogacony moją modyfikacją to tych uciętych rąk nie byłoby zbyt wiele. W odróżnieniu do batożonych dziennikarskich grzbietów.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2154 odsłony
Komentarze
za PRL dziennikarze w większości byli funkcjonariuszami władzy
27 Listopada, 2011 - 15:48
za 3RP są również funkcjonariuszami władzy!!- nie ma żadnej różnicy, w przeciągu zaledwie 4 lat bolszewikom udało się dokonać rekomunizacji Polski
aby nie stawiać tez bez przeprowadzenia dowodu (dość mamy na codzień czczego bełkotu w mendiach wszelakich) zapraszam do lektury notki dokładnie na temat poruszony powyżej przez Autora
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ataki-na-ekipy-tv-dziennikarze-chca-spotkania-z-mi,1,4934282,wiadomosc.html
zwracam uwagę szczególnie na ten fragment i zawarte w nim (podkreślone)sformułowanie "Stowarzyszenie Fotoreporterów... popiera inicjatywę Press Clubu Polska zmiany przepisów w celu zwiększenia ochrony prawnej dziennikarzy i pracowników mediów podczas wykonywania przez nich obowiązków dziennikarskich i służbowych."
Prosta analiza semantyczna: fotoreporterzy to nie żadni freelancerzy uganiający się za gorącym tematem by go sprzedać koncernowi medialnemu i zarobić na tym dobre pieniądze - to raczej czynownicy, mają swoje stowarzyszenie, wykonują "obowiązki dziennikarskie i służbowe" - mi się to bardziej kojarzy z SBkami czy ORMOwcami niż przedstawicielami wolnego zawodu. kontekst wskazuje że są zadaniowani przez ABW i rozliczani (opłacani) za efekty (dez)informacyjne
jak któryś źle wypełnia te "służbowe obowiązki" to mało że nie dostanie zapłaty to może być wywalony na pysk - żaden z tych zdemoralizowanych pismaków nie łapsnie się nigdy za uczciwą robotę więc będąc "na służbie" wykonują toczno rozkazy ABW (oczywiście ABW jest tu umownym określeniem, wiadomo o jakie kręgi spec-służb chodzi)
patrząc z takiej optyki na rolę funkcjonariuszy mediów na froncie (dez)informacji możemy krzyknąć EUREKA! - rozwiązaliśmy największą zagadkę światka medialnego - dlaczego tyle wystrzałowych (myśląc o zbrodni smoleńskiej to nawet dosłownie wystrzałowych) tematów leży odłogiem i żaden "dociekliwy" pismak nawet ich nie liźnie?- mają inne zadania i odpowiadają ze nie ... no może jeszcze nie głową ale zważając że fala rekomunizacji idzie ze Wschodu ostrzegam niniejszym dziennikarsko-bezpieczniacką brać - tam za Bugiem wyrzucają z okien i strzelają w łeb "niesłusznie piszącym" dziennikarzom - tego właśnie chcecie??
"Nie odzywając się w towarzystwie ryzykujesz uznanie za głupka, odzywając się rozwiejesz wszelkie wątpliwości" O. Wilde
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, a*ldd meg a Magyart
Re: Funkcjonariusz dziennikarz
27 Listopada, 2011 - 17:47
W pełni popieram. Co myślą o funkcjonariuszach prawdziwi dziennikarze możemy tu posłuchać:
http://vod.gazetapolska.pl/749-rozmowa-niezalezna-wojciech-reszczynski
Za świadome kłamstwo i manipulację powinna być kara na tyle wysoka żeby nikomu to się nie opłacało. Ale do tego potrzebne są również uczciwi sędziowie.
dziennikarz nie powinien mieć wiekszej ochrony niż inny obywatel
27 Listopada, 2011 - 19:08
Tym bardziej kurwy udające dziennikarzy.
-------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
Sprawa jest dość prosta
27 Listopada, 2011 - 19:54
Mają instynkt samozachowawczy i planują swoją przyszłość w obliczu zbliżających się trudności w wykonywaniu zadań funcjonariusza. W końcu nikt nie lubi obrywać po łbie w imieniu zleceniodawców.
Sprawa jest dość prosta
27 Listopada, 2011 - 19:54
Mają instynkt samozachowawczy i planują swoją przyszłość w obliczu zbliżających się trudności w wykonywaniu zadań funcjonariusza. W końcu nikt nie lubi obrywać po łbie w imieniu zleceniodawców.