Czy można dziś uczyć dzieci panowania nad sobą?

Obrazek użytkownika Dariusz Zalewski
Kraj

Trudno być zwolennikiem przygotowywanej przez rząd podstawy programowej. Napisana pod dyktando unijnych dyrektyw, podporządkowuje ucznia państwu i akcentuje uzawodowienie. Jednak gdzieniegdzie można w niej znaleźć pozytywne wątki, jak na przykład zapisy o potrzebie kształtowania ogólnego u dzieci w wieku przedszkolnym. Chodzi tam między innymi o zapoznawanie maluchówi z muzyką poważną czy ćwiczenie umiejętność spokojnego i cichego mówienia. Dziennikarze namierzyli te zapisy i oczywiście wydrwili, jako nieżyciowe.

Uwaga ogólna: absurdem jest, że to, czego ma uczyć się moje dziecko, ustalają jakieś komisje i podkomisje; absurdem jest, że system nie pozwala przebywać dzieciom jak najdłużej w domu, tylko zmusza je do chodzenie na wychowanie do obcych. Ale cóż zrobić – taka jest rzeczywistość. Pozostawiając te absurdy na boku, należy stwierdzić, że akurat cytowane przed chwilą zapisy w podstawie programowej nie są najgorsze. Co złego w tym, że dziecko liźnie trochę kultury ogólnej i będzie uczyło się panowania nad sobą. To jakby pozostałości klasycznej paidei w szkole uzawodowionej, przygotowując nierozgarniętego odbiorcę reklam i kampanii politycznych. Dobrze, że takie “konserwatywne” elementy pojawiły się w tym “nowoczesnym” dokumencie, choć oczywiście nie należy przeceniać ich znaczenia, biorąc pod uwagę ogólny kontekst ministerialnego dzieła.

Brak głosów