Czy dżinsy są do zbawienia koniecznie potrzebne?

Obrazek użytkownika Dariusz Zalewski
Blog

“Teraz już nie ma ani dziecka, ani kobiety, ani mężczyzny, ani robotnika, ani profesora, gdyż teraz wszyscy jesteśmy jednością … w dżinsach. ” Tak najlepiej można wyrazić pewną ideę, parafrazując znany werset z Listu do Kolosan.

Ale po kolei. Na frontonie jednego z brytyjskich kościołów powieszono figurę Chrystusa w dżinsach. Jak nietrudno się domyślić, to jeszcze jeden z tych genialnych postępowo-pasterskich pomysłów, mających przybliżyć Zbawiciela “współczesnemu światu”. Po ulicach snują się bowiem miliony dżinsowatych osobników, którzy nie rozumieją “cierpiętniczego Chrystusa” w powłóczustych szatach. Teraz, gdy ubrano Go w modne spodnie ma być bardziej zrozumiały dla mitycznego, “współczesnego człowieka”. Ten nieskomplikowany sposób myślenia może porażać i poraża, ale niestety jest faktem.

“Blue Jeans” to nie tylko przejściowa moda, to także wyraz pewnej filozofii życia, zmaterializowane odbicie określonych idei społecznych. W zamierzchłych czasach komunizmu, młódź kupując na bazarze “Levi Straussy” czy “Wranglery”, nie tylko chciała być modna, ale równocześnie kontestowała komunizm. Co oczywiście jest zabawne i zarazem infantylnie urocze, gdyż marksistowsko-sartrowscy studenci, robiąc rewolucję w 1968 roku, uczynili z kontestacyjnych portek symbol walki nie z komunizmem, ale z patriarchalno-katolickim światem.

Błekit dżinsu stał się jednym z symboli i zarazem reklamowych gadżetów “rewolucji rozczochrańców”. Jak zauważa amerykański publicysta M.T. Horvat, noszone niezależnie od wieku, płci, statusu społecznego miały być wyrazem globalnej rewolucji, wszechświatowego zjednoczenia ponad podziałami.

Św. Ambroży mawiał, że “stan umysłu rozpoznaje się ze stanu ciała”. Mechanizm ten potwierdza współczesna psychologia zachowań niewerbalnych. To jak się ubieramy, zachowujemy, wpływa na sposób naszego myślenia. Nie ma w tym wielkiej filozofii. Człowiek nie znosi sprzeczności pomiędzy postawą zewnętrzną, a wewnętrznymi poglądami. Czuje się wtedy rozdarty. Pojawia się naturalna tendencja do przywrócenia spokoju: albo zmodyfikuje zachowania, albo zmodyfikuje poglądy. Jeśli zatem uda się narzucić mu określone zachowania czy mody, będzie starał się tak zrekonstruować swój światopogląd, by pasował do tego, jak wyraża siebie na zewnątrz.

Wpływ sposobu ubierania na przyszłą formację człowieka może nie jest kluczowy (nie można przesadzać), ale na pewno ważny. Nikt dziś przecież nie neguje wpływu stroju na delikatne formowanie gustów i moralnych smaków młodzieży. Konserwatyści domagają się, aby w szkołach uczniowie chodzili w jednolitym stroju, który podkreśla ich status uczniowski, a także pewną pokorę wobec świata. Lewica, liberałowie i anarchiści chcą zaś “różnokolorowej, tęczowej młodzieży” (inny symbol rewolucji “kinder cwietów”), by wyrazić w ten sposób równoprawność rozmaitych poglądów i otwartość na relatywizm moralny. Tym samym jedni i drudzy zgodnie doceniają znaczenie ubioru w formowaniu przyszłych pokoleń.

W cywilizacji łacińskiej strój odpowiadał pozycji społecznej, płci, wiekowi. Podkreślał istnienie pewnej harmonii społecznej, ładu, który Rewolucja usiłuje zniszczyć. Dżinsomania i generalnie prymitywizm w dziedzinie mody jest jednym z aspektów tych działań. Ot, jeszcze jedna bezwonna trucizna, która z jednej strony wpływa na ludzi ciągnąc za sobą symbole Rewolucji, z drugiej – wpisuje się w pewien utylitarno-wygodniacki kanon myślenia o życiu, który w konsekwencji sprzyja postępowym ideom. Na przykład, nauczyciel czy profesor, rezygnując z powagi swojej funkcji i ubierając się do pracy tak jak do garażu czy na działkę, tj. “dżinsowato”, w konsekwencji nie różni się pod tym względem od swoich wychowanków. Robi się wtedy bardzo demokratycznie, równościowo. W takich warunkach łatwiej kwitną idee praw ucznia, bezstresowego wychowania itp.

Nie oznacza to oczywiście, że każdy dżinsowiec jest kryptokomuchem (zdrowy rozsądek zawsze się przydaje). Niemniej lekceważenie dżinsomanii czy innych współczesnych mód jest przejawem dosyć naiwnego sposobu myślenia. Nie ulega bowiem wątpliwości, że mody niepostrzeżenie kształtują umysły i zmieniają obyczaje oraz moralność.

Paradoks pomysłu brytyjskiego proboszcza polega zatem na tym, że ubierając Chrystusa w dżinsy nie gromadzi on wiernych wokół Ukrzyżowanego, ale wokół pewnej lewackiej utopii, która w konsekwencji negatywnie wpływa na katolików. Przy okazji włącza Zbawiciela w działania piarowskie na rzecz Rewolucji. A przecież dżinsy nie są do zbawienia koniecznie potrzebne.

Brak głosów