Ludzie spalonego lasu

Obrazek użytkownika wojcicki
Kultura

Jakaś czwarta nad ranem była, letnią porą, kiedy podniosłem głowę znad stołu i spojrzałem w szarzejące okno. Nieco bardziej szara była wyraźniejąca bryła sąsiedniego bloku. A poza tym cisza i monokolor. Po mojej lewej stronie podniosła głowę Teresa i jakby odruchowo spytała: “I co"?”. Po prawej Lena-Ukrainka poruszyła się i skierowała swoje piękne, intensywnie czarne oczy w okienną studnię na świat. Znieruchomiała, a ja spojrzałem na stół.

Odnalazłem w bałaganie papierosy i zapaliłem jak zwykle z wściekłą przyjemnością. Na blacie stały, albo i leżały – tego nie pamiętam – bo to nieistotne – ze dwie, trzy butelki po wódce, tyleż samo po jakimś tanim, kwaskowatym rieslingu, puste kieliszki, jak zrozpaczone żałobnice, nie mogące nieść pociechy potrzebującym i kilka soczystych petów, pachnących zagrychą ludzi samotnych. Ale w dalszym ciągu mimo sponiewieranej nawierzchni stół był naszym jedynym oparciem w szarzyźnie tego poranka.

I nagle usłyszałem wspaniały, głęnoki głos, melodię i ukraińskie słowa dumki posłane na przywitanie nadchodzącego i niepewnego czasu. Lena wciąż patrząc w ciemnoperłowe niebo śpiewała jakimś wilczym głosem, jakby znalazła się pośród leśnych drzew w środku mroźnej zimy, a nie w bloku na letniej Ochocie.

Wpatrzyłem się w nią z uczuciem niezbyt przytomnego uczestnika misterium kaca. Była piękna, wspaniale zbudowana, śniada o gładkiej i sprężystej skórze i drapieżnych powolnych, ale bardzo naturalnych ruchach. Samotna kobieta w średnim wieku, kochanka jakiegoś podejrzanego technika dentystycznego, który brylował w “Kongresowej”, każąc do siebie mówić “panie doktorze”. Koledze Jarkowi tak naprawił ząb, że mu po kilku godzinach cały wypadł. Namawiał nas, abyśmy przyprowadzili jakieś dziewczyny, a on skombinuje filmy pornograficzne i będzie wesoło. Pokpiwaliśmy z tego ładowanego cwaniaczka i specjalnie nie zwracaliśmy na niego uwagi.

Ale na nasze spotkania u Teresy, Lena przychodziła sama, siadała przy stole i widać było, że odczuwała ulgę w obcowaniu z niezbyt urządzonymi w życiu, ale swobodnymi ludźmi, z którymi na pewno można się bezpiecznie napić, zwłaszcza sporo napić.

Kilka lat wcześniej znalazłem się u Teresy i stałem się częstym gościem, a zwłaszcza słuchaczem historii jej życia. Była społeczną sierotą wojenną i w wieku kilku lat została przygarnięta przez państwa B., z którymi doczekała początków PRL-u. Potem tułała się między Białymstokiem, a innymi miastami północno-wschodniej Polski, aby trafić w końcu do Warszawy i wyjść za mąż za wyjątkowo wrednego komunistycznego dziennikarza, piszącego najordynarniejsze książki propagandowe.Wkrótce się jednak rozwiedli i ów sługa reżymu przepadł w tłoku podobnych mu obwiesiów. I dobrze się stało, że właśnie tak się stało. Pies z nim tańcował.

Zgrabna była z Teresy kobieta, o ładnym ciele, ciekawie sklepionym brzuchu itd… .Siadałiśmy do stołu, na którym pojawiało się to, co trzeba łącznie z grzybkami w occie. Nie zaczynaliśmy bez dwóch półlitrówek, aby się później nie denerwować drobiazgami. Ale i tak musiała się znaleźć i trzecia, po kilku godzinach, kiedy już wszystko było jasne i świat cały ulegle krążył w zasięgu ręki.

I zaczynały się jej wspaniałe opowieści, których słuchałem z prawdziwym oddaniem, które ona wyczuwała. Wiedziała, że naprawdę jest słuchana. Mówiła o swoim udziale w pracach zespołu “Kurpie Zielone”, co za każdym razem wywoływało moje zdziwienie. Uporczywie upewniałem się, czy rzeczywiście była ludową śpiewaczką i sugestywnie jej tłumaczyłem, że to przecież niemożliwe, bowiem członkinie ludowych grup artystycznych nie chodzą tak – po prostu – po świecie, i nie istnieją po to, żeby pić z zasłuchanym, o 15 lat młodszym człowiekiem rodzaju męskiego.

Mówiła też o swojej bezdzietności, cierpiała z tego powodu i patrzyła wtedy na mnie załzawionymi oczami tak, jakbym mógł coś poradzić w kwesti owego biologicznego nieszczęścia. W takich momentach była tak kobieca i po ludzku bezradna, że mnie aż ze wzruszenia zatykało i bardzo żałowałem, że jej nie kocham i nie mogę z nią być na zawsze, towarzyszyć jej w unikaniu  nieuchronnych psychicznych pułapek. Jeszcze kilka razy w życiu odczuwałem tak bolesny brak uczucia miłości.

Tak więc bawiliśmy się na alkoholowych kolacyjkach i na kolacjach proszonych. Tylko alkohol dawał nam poczucie rzeczywistości oswojonej. Ona świetnie wyglądała, a ja ją lubiłem. Tak było przez prawie pięć lat, a później nasze drogi… i tak dalej… .

Spotkałem ją kilka lat temu, koło jej bloku. Miała już około 70 lat, uściskałem ją, ucałowałem,

poszliśmy do jej mieszkania, ale już dalej nie chcę ciągnąć tej historii.

 

Uprzedzam jednak, że inne historie o ludziach mojego spalonego lasu mogą kończyć się smutniej. Bo tak było.

Brak głosów