Telewizja znowu kłamie?

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Tekst ten pod nieco zmienionym tytułem ukazał się w dwutygodniku "Nowy czas" wychodzącym w Londynie. http://www.nowyczas.co.uk/

Wielu z nas pamięta pojawiające się w stanie wojennym napisy na murach i śmietnikach tej treści właśnie – telewizja kłamie! Chodziło, rzecz jasna o telewizję Jaruzelską, gdzie gwiazdą była Irena Falska i kilku smutnych panów w mundurach bez dystynkcji. Chodziło o telewizje, w której pokazywał się Jerzy Urban i wypowiadał swoje słynne zdanie – rząd się sam wyżywi. Był to szczyt bezczelności i policzek wymierzony wprost bezbronnemu społeczeństwu.
I oto w roku 2010 i w 2011 doczekaliśmy się telewizji, która co prawda nie pluje jeszcze na obywateli jadem, nie strofuje ich i nie stawia do kąta, ale z powodzeniem ogranicza udział programów publicystycznych prowadzonych przez dziennikarzy niewygodnych dla ekipy rządowej. Z anteny zniknęły już programy Bronisława Wildsteina i Rafała Ziemkiewicza, nie można już obejrzeć ‘Pod prasą” Tomasza Sakiewicza, nie ma ‘Wojny światów” Terlikowskiego i „Boso przez świat” Cejrowskiego. Nie ma bo nie ma i już. Ważą się losy jednego z najpopularniejszych programów publicystycznych w telewizji polskiej – „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego jest jeszcze na antenie, ale już zapowiedziano zatrzymanie emisji. Prawie od razu jednak pojawiły się pogłoski, że program zostanie. Jak będzie – zobaczymy na wiosnę.
Miast publicystyki, którą jedni określają mianem prawicowa lub jeszcze lepiej – skrajnie prawicowa, a inni słowami „katolicko-narodowa” (ciekawe swoją drogą co Wildstein ma wspólnego z katolicyzmem) mamy w polskiej telewizji nieustający show taneczny przerywany co jakiś czas reklamami lub prognozą pogody. Publicystyka jeśli już się ostanie, po tych wszystkich czystkach to będzie to publicystyka w wykonaniu Tomasza Lisa lub Jacka Żakowskiego. Popularność obydwu panów w Polsce jest mniej niż nikła, nie przeszkadza to jednak władzom TVP lansować ich postaci, ich poglądów ich myśli i ich języka, jakże dalekiego od doskonałości. Jackowi Żakowskiemu, wykładowcy dziennikarstwa na uczelni „Collegium Civitas” zdarzyło się nawet coś takiego jak niewłaściwe zinterpretowanie słów pana prezydenta dotyczących Katastrofy Smoleńskiej. – Źle przepisałem – powiedział z rozbrajającą szczerością Jacek Żakowski – źle przepisałem. Cytat z Juliusza Machulskiego sam się ciśnie na usta – „może czas pomyśleć o azylu….siostro?!”
Zostawmy jednak Żakowskiego i jego publicystykę, której tezy można obstawiać w ciemno, tak jak zwycięzcę w wyścigu ślimaka z hartem. Wróćmy do telewizji. Mamy oto w tej całej telewizji prezesa pana Dworaka, który jest jedną z najdziwniejszych postaci, jakie w ogóle przez telewizję się przewinęły. Z mojego punktu widzenia tak to wygląda, bo jak wygląda to z innych punktów – nie wiem. Jest pan Dworak jednym z najmniej widocznych prezesów telewizji w całej jej historii. Pamiętam dokładnie prezesurę pana Kwiatkowskiego i miałem wtedy zawsze wrażenie, że po otwarciu lodówki u mnie w domu, ale konserwy dla psa wyskoczy z niej pan Kwiatkowski prezes TVP i powie – cheese! Teraz mamy sytuacje odwrotną. Dworaka nie widać, co nie znaczy że jest lepiej. Niektórzy mogą tak myśleć – prezes się nie pokazuje znaczy nie zależy mu na poklasku, woli pracę w zaciszu gabinetów. Obawiam się, że ta narracja jest mylna i nie oddaje istoty sprawy. Gdyby bowiem pan Dworak robił to co do niego należało czyli dbał o pluralizm poglądów w zarządzanej przez siebie instytucji wtedy Anita Gargas nie wyleciałaby z TVP za nakręcenie filmu o Jaruzelskim. Gdyby ktoś nie wiedział o kim mówię – przypominam – chodzi o tego Jaruzelskiego, który wprowadził stan wojenny, o tego samego za rządów którego strzelano do górników na „Wujku”. O nim właśnie powstał film i za jego realizację znana dziennikarka została zwolniona z pracy. Okazało się bowiem, że dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości, której grabarzem był między innymi pan Wojciech telewizja polska uważa powiedzenie kilku słów prawdy o nim za temat tabu. Tak właśnie. To nie geje, lesbijki, teletubisie z torebkami i marsze równości są w Polsce i w polskiej telewizji tematem zakazanym – jest nim przeszłość Wojciecha Jaruzelskiego, który – co nie powinno już nikogo dziwić – zapraszany jest oficjalnie na narady do prezydenta Komorowskiego, jako wybitny ekspert w sprawach rosyjskich. To tak, jakby zapraszać Stalina na debatę o głodzie na Powołżu. Był wszak wybitnym specjalistą w tych sprawach, na pewno mógłby wiele interesujących spraw wyjawić.
Jaruzelski podobnie jak Wałęsa nie nadaje się do tego, by grzebać mu w przeszłości. Czyniono tak już kilkakrotnie i zawsze kończyło się to awanturą. Lepiej więc milczeć i tańczyć z gwiazdami. Taniec bowiem to ruch, a ruch jak wiadomo to zdrowie.
Polityka w telewizji to jeden z wielu pretekstów do tego by ograniczyć wolność słowa w Polsce. Polityka i kneblowanie dziennikarzy, nie odbiera ochoty ludziom siedzącym przed telewizorami do wymiany poglądów. Siedzą tam sobie w domach i gadają. A jak już się nagadają między sobą włączają Internet i zaczynają wpisywać tam treści, które wcale nie są kompatybilne z komunikatami lansowanymi przez polityków PO. Piszą na przykład ludzie, że nie zgadzają się z tym co mówi niejaka Anodina, albo że nie podoba im się Palikot i jego wieśniacki styl. Więcej – potrafią ci ludzie napisać także, że nie czytają „Gazety Wyborczej”, a ich ulubionym politykiem jest Jarosław Kaczyński. I to jest prawdziwa groza. Jarosław Kaczyński! Słuchajcie, słuchajcie! Nie Jaruzelski wcale – jak to lasować usiłuje telewizja polska, ale kartofel, człowiek skończony, polityczny bankrut, ba – polityczny trup, człowiek bez charakteru, który zbija kapitał polityczny na śmierci własnego brata. Skąd to wszystko wiemy? - zadać należy pytanie. Skąd wiemy to wszystko o Kaczyńskim? Z telewizji oczywiście, która zdejmując z anteny programy publicystyczne inne niż żakowsko-lisowe, napełnia jednocześnie informacyjne ramówki Jarosławem Kaczyńskim. Człowiek siada przed odbiornikiem i ma wrażenie, że to nie Ruppert Murdoch jest największym medialnym potentatem na świecie, ale Kaczyński właśnie. Wszędzie on, ze swoją zajadłą twarzą, ze swoją nienawiścią, ze swoją przewrotną logiką – czarnej jest białe, a białe jest czarne, z półotwartymi ustami i wzrokiem wpatrzonym niewiadomo gdzie. Oglądając polską telewizje – i nie ma właściwie znaczenia, który kanał akurat włączymy możemy odnieść wrażenie, że Kaczyński wykupił wszędzie czas antenowy, by nasycić go swoją osobą. Po co to czyni?! - Pyta poczciwy ćwierćinteligent zasłuchany w publicystkę Żakowskiego. Bo jest chory z nienawiści – odpowiada Lech Wałęsa. I przebiegły – dodaje w myśli nasz poczciwiec. Tak sobie te występy w telewizorze bez problemu załatwia. Wszędzie go widać. Zgroza. Dobrze, że jest telewizja, która przed nim ostrzega. Można spać spokojnie. Właśnie – to marzenie – spać spokojnie.

Brak głosów