O włoskiej muzyce i polskiej historii. Pamięci Pana Przemka

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Tak już jest w naszej Polszcze, że kiedy nisza albo specjalizacja artystyczna zostanie obstawiona przez jakiegoś mistrza i jest przy tym eksploatowana przez media to nie ma mowy, by ktoś pozwolił ma jej twórcze rozbudowanie. Nie ma mowy, by pojawił się inny mistrz, który twórczo cokolwiek rozwinie. Bierze się to wprost z tego nędznego ruskiego wychowania, którym jesteśmy dręczeni od lat i które nie zmieniło się ani na jotę od lat dwudziesty kilku, czyli od tak zwanego przewrotu demokratycznego. Chodzi o to, że publiczność wychowywana jest do słuchania jednej tylko piosenki i nie ma siły, by ją od tego odzwyczaić. Perfidia tej konstrukcji polega na tym, że najprostszym wyjaśnieniem tych opętań jest zwalanie winy na publiczność i jej niewyrobienie. To błąd, bo jak powiedział klasyk „inni szatani są tam czynni”. Inni i w dodatku widać ich bardzo wyraźnie. Siedzą w czarnych kątach i piszczą. Jak szczury zupełnie.
Dzięki tej wspaniałej konstrukcji kontakt z muzyką poważną przeciętny odbiorca w Polsce łapie poprzez występy „Grupy Mozarta”. To są sympatyczne chłopaki, ale jak widać oni w lot zorientowali się o co chodzi i swój sukces opierają na tym co sprzedaje się najłatwiej – robieniu tak zwanych jajec. To jest znamienne przesunięcie akcentów. Przesuwa się je z muzyki lub jak kto woli z jakości na jajca. Oczywiście, bez jakości nie byłoby jaj, a oni dobrze grają (ponoć, bo nie mam porównania, słuch za słaby), ale nie jakość jest tu dla odbiorcy najważniejsza. I to właśnie ów moment jest dla piszczących w kątach szczurów najważniejszy. To jest ich sukces.
W latach pięćdziesiątych wymyślono od nowa folklor irlandzki i Irlandczycy rozpoczęli swój triumfalny pochód poprzez sceny i scenki świata tego, moda ta przetaczać zaczęła się powoli do innych krajów. W byłych demoludach także owa moda jest, ale w Polsce widać ją najsłabiej, a to z tego względu, że jedyny zespół jaki poważnie się za folk polski zabrał czyli „Kapela ze wsi Warszawa” robi karierę za granicą. Dokładnie dlatego, by czasem polski odbiorca się tym graniem nie zachwycił. Aby mieć pewność, że się nie zachwyci lider tej formacji musiał podpisać cyrograf i gra teraz oraz śpiewa piosenki noszące tytuły dość zaskakujące, takie jak” „Zrucić księdza z kazalnicy” na przykład. Toyah twierdzi, że to samo jest w innych folkowych niszach, że przejmowane są po prostu przez pogaństwo i satanizm.
Rzecz nie dotyczy jedynie muzyki, to samo jest w branży literackiej, naukowej i każdej innej. Przepaść pomiędzy autorem, wykonawcą, wykładowcą, a odbiorcami pogłębia się cały czas sprzętem ciężkim i wynajętym nie wiadomo gdzie. Poddając przy tym tegoż odbiorcę obróbce, której nie powstydziłby się Josef Goebbels.
Można na przykład ułożyć długą listę francuskich autorów piszących o historii Francji w sposób interesujący, ciekawy, kontrowersyjny, można wymienić pisarzy powieści, eseistów i popularyzatorów z tytułami profesorskimi oraz bez żadnych tytułów. W Polsce od czasów Pawła Jasienicy nie napisano na temat Polski i jej historii nic poza wydawanymi co rok nudnymi cegłami zawierającymi te same ograne banały. I nie ma szans by to się zmieniło. Bo mamy przed sobą całą piramidę godnych i godniejszych autorów, którzy już za chwileczkę, już za momencik zabiorą się za coś, co urzeknie nas i zainteresuje naprawdę, ale najpierw muszą wygłosić serię wykładów, potem zrobić habilitację, potem coś tam jeszcze, potem okazuje się, że jest jeszcze ktoś godniejszy, kto chce się zająć ważnym tematem, a na koniec obydwóch wkładają do trumny. Zdziwieni zaś studenci dowiadują się nad grobem o ich wielkości, której niestety nie zauważyli, bo obaj mistrzowie byli tak zajęci ważnymi sprawami, że nie zdążyli wychować następców.
Wracajmy jednak do muzyki. Zmarł wczoraj Przemysław Gintrowski, który był tu z nami w blogosferze, o czym nie miałem pojęcia. Przemysław Gintrowski był moim zdaniem jednym z tych artystów, którzy wymienione wyżej ograniczenia tworzone przez zło w postaci czystej, choć nędznej i podłej, próbował skutecznie przełamywać. Był Przemysław Gintrowski długi czas postrzegany jako „ten drugi”, człowiek z cienia swojego wielkiego kolegi. Konstrukcja ta była fałszywa i krzywdząca, ale była, bo tak to widziano przez telewizor. I mimo tego właśnie dziwnego ustawienia, niekorzystnego dla wielkiego artysty i wielkiej indywidualności Przemysław Gintrowski trwał i robił swoje. I niech się komuś nie zdaje, że to jest łatwe, albo że można o tym nie myśleć kiedy się gra lub śpiewa. To są sprawy, o których myśli się cały czas.
Sądzę, że Pan Przemek zwyciężył, że obronił się i odszedł w glorii. I wszyscy pamiętać będziemy, jaki był dobry.
Na koniec chciałbym umieścić tu coś co w mojej ocenie jest zupełnie fantastyczne, mianowicie włoską muzykę. Włoską muzykę, która jest po prostu najlepsza na świecie. Włoska muzyka to nieprzeliczona ilość pieśni wykonywana na różne sposoby przez nieprzeliczoną ilość wykonawców, którym nikt nie odmawia prawa do swojej, jedynej i ważnej dla odbiorcy interpretacji. Oto jedna piosenka w trzech odsłonach. Tarantella di Sannicandro. Pamięci Przemysława Gintrowskiego.

http://www.youtube.com/watch?v=KaiFwfnHQXw

http://www.youtube.com/watch?v=6zY3BstuX8c

http://www.youtube.com/watch?v=R2zV0XSwrw0&feature=related

Brak głosów

Komentarze

W związku z http://www.youtube.com/watch?v=KaiFwfnHQXw

Muzyka włoska z pewnością, ale malarstwo .... francuskie. Zgadnij koteczku jaki to artysta.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299876

"Był Przemysław Gintrowski długi czas postrzegany jako „ten drugi”, człowiek z cienia swojego wielkiego kolegi. Konstrukcja ta była fałszywa i krzywdząca, ale była, bo tak to widziano przez telewizor."

To nie do końca tak.
Był tak postrzegany także na początku lat osiemdziesiątych, kiedy kopiowało się ich muzykę z kasety na kasetę, zwykle w fatalnej jakości. Wyławialiśmy z kolegami słowa, spisywaliśmy teksty...I mówiło się o tym, jako o piosenkach i koncertach Kaczmarskiego. Myślę, że to nie tylko moje doświadczenia.
Przez telewizor nie widziano ich wtedy wcale.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299877

Kiedy była w Polsce największa moda na muzykę irlandzką (lata 90.), to największą popularnością u jej fanów cieszył się zespół "Carrantuohill".
Teraz wszystko zeszło na nie tę drogę (aluzja do "The rocky road to Dublin" Dublinersów).

Vote up!
0
Vote down!
0
#299940

Zapomniałam dodać, że "Carrantuohill" to oczywiście zespół polski.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299942

No, powiedzmy, "Pan Przemek"? Tak się mówi do hydraulika.
Po śmierci Gintrowski dorobił się, jak widać, wielu kumpli.
Mam dla ciebie wierszyk. Jak znalazł.
"A kiedy Winicjusz Dreptak kolejny swój utwór ułożył,
jęknęli chórem w zaświatach orżnięci kompozytorzy
i na niejednym żyjącym koszula zrobiła się mokra,
bo Dreptak muzyczne kawałki na chama wszystkim był pokradł!

Jak królik po grządce kapusty – on po twórczości ich kicał:
na “A” obrobił Alabiewa, Aleksandrowa i Albeniza,
na “B” – Beniamina Brittena, który aż zadrżał ze strachu,
jak również Beethovena, Bartoka i pięciu Bachów,

tudzież Albana Berga, Berlioza i Bizeta,
a wreszcie Bacewiczównę (choć wstyd, bo to przecież kobieta!),
na “C” – Cimarosę, Czyża i Czajkowskiego też,
tylko Chopina opuścił, bo myślał że Chopin przez “Sz”.

Na “D” – Donizattiego, Dunajewskiego i Debussy’ego…
Aż trafił na Depcikółkę, a ten w krzyk: – Ty tu czego?!
(Bo Depcikółko tak samo kompozytorstwem się trudnił:
ułożył nawet suitę Członkowie spółdzielni u studni,
hymn na cześć dyrektora, dwa bardzo ładne twisty
i prześlicznego walczyka Striptiz seminarzysty.)

Jak złapał więc tego Dreptaka, jak nim nie potelepie:
– W naszej twórczości grasujesz jak szczur w spółdzielczym sklepie!
Nas chcesz ograbić z arcydzieł?! Nasze kawałki byś grywał?!
(Tu objął Chaczaturiana, choć tamten się wyrywał.)
– Mój stary – rzekł chłodno Dreptak – nie strzęp no paszczy na próżno,
sam żeś – jak wszyscy wiedzą – kawałek Moniuszki urżnął,
podobnie źle się obszedłeś z Griegiem, Mascagnim i z Lisztem,
a Verdiemu wyciąłeś pół “requiem” jak jaką ślepą kiszkę!
Więc nie krzycz i nie rozrabiaj, bo i tak nie ma tremy!
Depcikółko westchnął z rezygnacją: – No klawo… to się dzielemy…

I jęli dzielić dobytek, siedząc wygodnie na sofie
i mówiąc: – Dla ciebie Szpilman, to dla mnie – powiedzmy – Prokofiew…
I dzielili się jak opłatkiem, bez żadnych nerwowych zrywów…
Dobrze jest w każdej dziedzinie ustalić strefy wpływów!"
O kurcze!
Waligórskiego też będziesz musiał zaatakować!
Jest bardziej znany niż Coryllus!!!

------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#300100

Powiedzmy, że od "wtedy":
//Coryllus
Dziękuję za ten poruszający tekst.

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
TVPinfo wywaliłem z pilota.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
PRZEMO 1 02270 | 25.11.2011 20:54| | zablokuj //

http://coryllus.salon24.pl/367677,system#comment_5348766

Vote up!
0
Vote down!
0

Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo

#300103

Coryllus, w tekście który tu komentujemy, pisze:

" Zmarł wczoraj Przemysław Gintrowski, który był tu z nami w blogosferze, o czym nie miałem pojęcia."

Na tamten komentarz nawet nie zareagował. Bo nie wiedział.
I nie ma w tym nic złego. To jest OK, w przeciwieństwie do Twojej próby udowadniania czegoś zupełnie innego.

Pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0
#300110

Dowcipasy przy takiej okazji?

Jak wiadomo szczera i bezinteresowna niechęć pana "D" obejmuje nie tylko Autora.Podobnie wiadomym jest,że w Indiach istnieje coś takiego,jak święte krowy,które są całkowicie bezkarne.Jako jedno z uzasadnień owej bezkarności podaje się fakt,że w/w krowy podnosząc ogon wydalają fekalia w kształcie placków,które suszy się na słońcu i używa jako opał.Pojawienie się (po długiej nieobecności) pana"D" i jego obfita produkcja niechybnie świadczą o tym,że nadchodząca zima ciężką będzie i opału trzeba nazbierać wiele.A przedtem wyprodukować  surowiec na ten opał.Podziękujmy więc panu "D", bo i Nibiru coś nam szykuje.

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#300131