O polskiej zawiści

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Wśród cech przypisywany en masse Polakom zawiść jest tą szczególnie eksponowaną. Polak to zawistny bydlak, który modli się w nocy na balkonie o to, żeby sąsiadowi źle się wiodło. Tak to nam pokazał w filmie mistrz Koterski i myśmy w to uwierzyli. Uwierzyliśmy, bo najistotniejszą cechę charaktery Polaków nie jest zawiść bynajmniej, ale idiotyczna kokieteria i chęć przypodobania się wszystkim za wszelką cenę. Nawet za cenę ośmieszenia. Tak więc chcąc usłyszeć cokolwiek na swój temat, słyszymy, że jesteśmy zawistnymi dupkami i podskakujemy z radości w górę, bo oznacza to, że ktoś się nami jednak interesuje. My sami, w przeważającej większości, takiego zainteresowania nie wykazujemy, bo temat ten wydaje nam się nudny lub wstydliwy.

Zawiść także ma swoje miejsce w ludzkich sercach, nie jest jednak tak wyraźna, ani tak okropna jak kokieteria. Zawiść jest i ma moim zdaniem źródło w poczuciu krzywdy i bolesnej świadomości istnienia w Polsce hierarchii fałszywych, które mnożą się przy tym i klonują korzystając z bezwolności otoczenia. Większość ludzi uważa, że nie można zrobić w Polsce kariery. Jest to wiedza podstawowa. Nie można jej zrobić, bo trzeba mieć bardzo dobre kontakty z ludźmi z dawnych służb lub służb obecnych. I tyle. Każdy kto próbował pracować w jakichś wielkich instytucjach, a nie miał odpowiedniego umocowania, ani referencji napotykał w pewnej chwili przeszkodę określaną malowniczo jako szklany sufit. Niby wszystko widać, niebo, chmurki, czasem gwiazdy, ale wyżej wejść się nie da. Trudno, by w takich warunkach, w warunkach totalnej bezradności nie było w ludziach zawiści.

Postępek Koterskiego czyniącego z zawiści główną cechę Polaków jest więc wyjątkowo podły i nędzny. My jednak się tym zachwycamy, bo pan rezyser powiedział nam prawdę o nas samych. Tego rodzaju wstawki, podobnie jak inna socjotechnika, z konkursami literackimi włącznie służą trzymaniu ludzi w ryzach i zapędzaniu ich do zagrody. Niczemu więcej. To się zaczęło dawno, gdzieś w okolicach mistrza Wańkowicza, a może jeszcze wcześniej w organie „Stańczyków”. I nikt chyba, póki co, nie wpadł na pomysł, by zbadać jaki wpływ na mistrza i na organ mogła mieć tajna policja narodów ościennych.

Zawiść w Polakach bierze się też z faktu, że wobec istnienie tego lasu hierarchicznych drabin wokół, drabin na których siedzą wściekłe lub pijane małpy plujące na ludzi od czasu do czasu (jeśli ktoś nie wie o co mi chodzi, wyjaśniam: o Melera i Hołdysa ), ludzie są po prostu bezradni. Nie ma możliwości, żeby coś osiągnąć w normalnym systemie, tak jak dzieje się to w USA czy Wielkiej Brytanii – pracujesz i masz sukces. W Polsce jeśli pracujesz masz garba i musisz się wstydzić, że nie umiesz się przystosować. Tak jest tu od wojny, a może jeszcze wcześniej. Zmiana tego stanu rzeczy jest niemożliwa, bo stopień degeneracji i życiowej niedojrzałości, a także wyuczonej bezradności jest zbyt duży. Nie ma poza tym w Polsce żadnej idei dla której ludzie mogli pójść na wojnę z sitwami. A jeśli nie ma idei strach jest uczuciem dominującym.

Weźmy choćby taki salon24. Hierarchia budowana tutaj miała przez dwa lata mojej tu obecności świetny moment, było tak jak być powinno, czyli ludzie utalentowani pokazywani byli na górze. Teraz na górze pokazuje się Libickiego z Migalskim, bo to jest właściwa funkcja tego miejsca. Oczywiście, nikt nie protestuje, bo nie ma gdzie iść i każdy jest zadowolony, jeśli dostanie jakiś ochłap, jakieś bardziej eksponowane miejsce. Póki co nie ma gdzie iść, ale może się zdarzyć, że będzie. Wielu ludzi rozczarowało się projektem NE i nie chce tam pisać, projekt ten bowiem zamienił się w przedsięwzięcie polityczne, a nie autorskie. Co jednak będzie jeśli pojawi się projekt autorski, tylko dla blogerów, w dodatku sprawniejszy niż „Niepoprawni”? Zobaczymy.

Kiedy latem byłem w Londynie rozmawiałem z grupką starszych pań, z dawnej jeszcze emigracji. Atmosfera była fantastyczna i tak od słowa do słowa doszliśmy do omawiania moich powieściowych projektów, które są tak świetne, że przy swoim gadulstwie nie mówię o nich ani słowa, żeby nie zapeszyć. Opowiedziałem tam jednak przy stole co i jak. -To super – zawołały panie (średnia wieku 75 lat) to jak Harry Potter, na pewno będzie sukces. - Musisz tylko – dodały – przetłumaczyć to na angielski i wydać tutaj. Tu każdy chce zarobić i na rynku chodzi tylko o pieniądze. O nic więcej.

Właśnie – na rynku książki i na każdym innym rynku w Wielkiej Brytanii chodzi o pieniądze, wyłącznie. Na tym czymś co udaje rynek w Polsce chodzi o grabież. O okradanie z pomysłów, z pieniędzy, ze wszystkiego, po to, by owa tajemnicza kasta, którą utrzymujemy miała poczucie, że jest ważna i potrzebna. Tu chodzi tylko o to. Wielu Polaków to wie i wyjeżdża. Nie znajdują jednak na Zachodzie ukojenia, bo nikt ich tam nie rozumie. Tam chodzi przecież tylko o pieniądze. Masz pomysł zarabiasz. Nie masz, no trudno – poczekaj może jakiś przyjdzie.

Odkąd pamiętam, mam same pomysły, jedne gorsze, drugie lepsze, ale ich ilość przekracza znacznie średnią krajową. Nie mam za to żadnych tak zwanych kontaktów, z czego bardzo się cieszę. Żałuję trochę, że nie wyemigrowałem dwadzieścia lat temu, ale może nie będę musiał, a jeśli już to pewnie nie jako robotnik budowlany. Sądzę bowiem, że wysiłek każdego z nas z osobna i wszystkich razem powinien zmierzać ku temu by omijać lub psuć istniejące w Polsce fałszywe hierarchie, by budować własne, oparte na realnych wartościach i pracy prawdziwej. Nawet jeśli musielibyśmy robić to za granicą. Nie ma innej drogi. Można oczywiście obejrzeć sobie film Koterskiego i zadumać się nad polskim losem, ale to jest zajęcie dla pedałów tak naprawdę, nie dla prawdziwych dżygitów. Tak więc zachęcam wszystkich do działania i nonkonformizmu. Ja wiem, że za największą zaletę w ukształtowanych przez PRL i III RP środowiskach uchodzi umiejętność wchodzenia bez wazeliny i to jedynie zasługuje na medal i uznanie. Pamiętajmy jednak, że to jest specyfika tutejsza, ale nie nasza, specyfika osadzona mocno w przestrzeni, a co najważniejsze w czasie. Czas zaś, jak wiadomo, płynie. I tego zmienić się nie da.

Wszystkich zapraszam serdecznie na moją stronę www.coryllus.pl gdzie można już obejrzeć okładkę nowej książki „Atrapia” - w sprzedaży za kilka dni. Oraz kupić książki wydane przed wakacjami.

3
Twoja ocena: Brak Średnia: 3 (1 głos)