O dziwnych okładkach moich książek

Obrazek użytkownika coryllus
Kultura

Już dawno miałem ochotę o tym napisać, ale jakoś się nie składało. Okładki dwóch nowych książek zaprojektowałem, a raczej wymyśliłem po prostu, sam. Pierwsza z nich, okładka „Baśni jak niedźwiedź” przedstawia fragment dekoracji z kaplicy kościoła św. Trójcy w Tarłowie. Każdemu, kto będzie przejeżdżał przez to miasteczko polecam wizytę w tej świątyni. Jest tam bowiem wyobrażony taniec śmierci, mrożące krew w żyłach sceny, które skłonić miały dawnych Sarmatów do opamiętania się i życia w zgodzie z Bożymi przykazaniami.

Pomysł, by fragment tej dekoracji umieścić na okładce przyszedł mi do głowy nagle i niespodziewanie. Wśród zaś różnych wyobrażeń spotkania człowieka ze śmiercią wybrałem to, na którym widać starca ze szkłem powiększającym przy oku, jak przygląda się z ciekawością nieznanemu gościowi z pustymi oczodołami i przegniłym brzuchem. Ten zaś patrząc krzywo pokazuje mu uskrzydloną klepsydrę symbolizującą upływający czas. Czas bowiem nadszedł i człowiek z siwą, długą brodą, w kabacie sięgającym kolan, w butach z miękkiej skóry żegnać się musi z tym światem.

I tak ma szczęście, że dożył tak późnego wieku, obok bowiem są przedstawieni inni. Ci mieli mniej szczęścia, śmierć spotkała ich dużo wcześniej. Mikołaj Oleśnicki, tłusty magnat w kołpaku patrzy jak śmierć targuje się o jego życie. Młoda dziewczyna, uśmiechając się, nieświadoma z kim ma do czynienia idzie wraz ze śmiercią wśród kwiatów. Śmierć zabiera ojca dzieciom i podrzuca coś do kosza pełnego zbiorów wędrującemu drogą rolnikowi. Jest podstępna i zdradliwa. Nie ma także litości dla dzieci. Bawi się z nimi wcielona w postać małego chłopca, który odwraca się ku nam i śmieje się pustymi oczodołami i bezzębną szczęką.

Pomyślałem, że program ikonograficzny tej kaplicy bardzo dobrze pasuje do polskich historii, do Baśni jak niedźwiedź. Tam wszędzie wśród tych pięknych ludzi, pięknych wspomnień i jeszcze piękniejszych przygód jest obecna ciągle śmierć i zdrada. Zdradzony został major Dobrzański, zdradzony został Edward Raczyński i Jan Potocki. Śmierć zaś wkraczała na salony w wielkich pałacach i dworach przebrana w mundur rosyjskiego dragona, jechała w czołgu niemieckim sunącym po łąkach nadnarwiańskich i szarżowała na pułki Skrzyneckiego w Olszynce Grochowskiej. Tak mi się to wszystko skojarzyło i stąd ta okładka.

Choć mniej widowiskowa, równie dziwna, jest okładka „Dzieci peerelu”. Nie miałem żadnego pomysłu na to jak zilustrować tę książkę, póki ktoś nie wrzucił na blog, pod kolejnym odcinkiem „Dzieci” obrazka Tadeusza Makowskiego. Wtedy mnie olśniło. Chciałem, żeby Makowski był na okładce. Okazało się jednak, że nie jest łatwo zrobić fotografie znanego obrazu, który w dodatku jeszcze wisi w Muzeum Narodowym w Krakowie. Historycy sztuki i muzealnicy to dziwne i krnąbrne plemię, lepiej nie mieć z nimi nic wspólnego. O „pożyczeniu” sobie obrazka z sieci nie było mowy. Okazało się jednak, że jest w Warszawie malarz, który uwielbia obrazy Tadeusza Makowskiego. Kocha je po prostu i maluje płótna podobne do nich, różniące się jednak w pewnych istotnych szczegółach.

Mnie najbardziej spodobał się obraz Makowskiego pod tytułem „Odlot Jaskółek”, okazało się, że nasz artysta namalował podobny. Różni się on od oryginału tym, że na drutach telefonicznych siedzi jeden rząd ptaków, a nie dwa jak to namalował Makowski. Obraz ten, bardzo podobny do dzieła mistrza, możecie właśnie oglądać na okładce „Dzieci peerelu”.

Zapraszam więc na stronę www.coryllus.pl gdzie od wczoraj prócz moich książek można także kupić tomik poezji Ojca Antoniego Rachmajdy redaktora naczelnego „Zeszytów Karmelitańskich” pod tytułem „Pustelnik północnego ogrodu”.

Brak głosów