Irlandia znowu powie Unii "nie"!

Obrazek użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
Świat

Archiwizacja/Dokumentacja

 

Unię można zmienić tylko od wewnątrz

Aleksandra Rybińska

Jesteśmy jak rycerze, którzy stoją przed żelazną wieżą, i rzucają w nią kamieniami. Aby ją zdobyć, musimy się dostać do środka. Musimy zdobyć Brukselę – przekonuje lider irlandzkich przeciwników traktatu lizbońskiego Declan Ganley w rozmowie z Aleksandrą Rybińską

 

 

Rz: Irlandzki rząd chce przeprowadzić w październiku kolejne referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. Nie obawia się pan, że Irlandczycy poprą w końcu traktat?

Jeśli rząd zdecyduje się na drugie referendum, co w tej chwili jest mało prawdopodobne, to znów zwyciężą przeciwnicy traktatu. Irlandczycy wiedzą, że unijne instytucje, które ma powołać traktat, byłyby antydemokratyczne. Ludzie nie dadzą się tak łatwo oszukać. Ponadto nie będą zadowoleni, że suwerenna decyzja, którą podjęli w referendum, jest ignorowana przez rząd. Premier Brian Cowen nie potrafił przekonać ich do słuszności tego traktatu. Poniósł klęskę, a teraz nie chce tego przyjąć do wiadomości. Nie chce bronić woli narodu irlandzkiego, któremu przecież powinien służyć. Jest tchórzem i Irlandczycy o tym wiedzą.

Ludzie mają dosyć politycznej elity, która ugina się przed Brukselą, występując przeciwko własnemu społeczeństwu. Jeśli więc dojdzie do drugiego referendum, Irlandczycy znów zagłosują na nie, choćby po to, by ukarać rząd. To będzie koniec politycznej kariery Cowena. Premier dobrze sobie z tego zdaje sprawę. Dlatego nie wierzę, by był gotów podjąć ryzyko. Całe to gadanie o drugim referendum jest zwyczajnym mydleniem oczu. Irlandzki rząd nie podejmie w tej sprawie żadnych wiążących decyzji przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w czerwcu. A do tej pory może się wiele wydarzyć...

Liczy pan na to, że sprawę traktatu rozstrzygną wybory do Parlamentu Europejskiego?

Chciałbym, aby wybory do Parlamentu Europejskiego stały się plebiscytem w sprawie traktatu. Ani Polacy, ani Francuzi, ani Czesi nie mieli referendum, w którym mogliby ocenić traktat lizboński. My, Irlandczycy, mamy za to głosować dwa razy. To jakiś absurd. Każdy Europejczyk powinien mieć prawo wyrażenia swojej opinii na temat dalszej integracji politycznej Unii. Rozwiązaniem jest więc połączenie tej kwestii z wyborami do parlamentu UE. Jestem niesłychanie wdzięczny polskiemu prezydentowi, że nie podpisał traktatu. Jest jedynym politykiem w Europie, który szanuje obowiązującą zasadę jednomyślności. Jako jedyny rozumie, że jeśli jeden kraj odrzuca traktat, to kończy się dyskusja. Unia Europejska musi przestrzegać własnych reguł. Traktat, aby wejść w życie, musi być przyjęty przez wszystkie kraje Unii. Przestańmy oszukiwać ludzi. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy również o tym wie, lecz nie przestrzega zasad demokracji. Nie chce wysłuchać własnego narodu, nie słucha narodu irlandzkiego.

Sarkozy powiedział mi w Dublinie prosto w twarz, że gdyby we Francji odbyło się referendum w sprawie traktatu lizbońskiego, to ludzie by zagłosowali na nie. Przyznał się do tego otwarcie. Narzuca się więc pytanie: dla kogo, do cholery, pan pracuje, panie Sarkozy? Dla narodu francuskiego? Na pewno nie.

Zdaniem Brukseli traktat lizboński usprawni działanie Unii.

Dlaczego mielibyśmy przekazać władzę w ponad 60 dziedzinach brukselskim eurokratom, jeśli nie mamy możliwości demokratycznej kontroli ich działań? Traktat lizboński tworzy urząd prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych Unii. Bez demokratycznych wyborów. Wyobraźmy sobie, że prezydentem Unii zostanie Nicolas Sarkozy. Czyich interesów będzie bronił? Polskich? Na pewno nie. Oznacza to, że panią, mnie i miliony europejskich obywateli będzie reprezentował człowiek, którego nie wybraliśmy i na którego działania nie mamy żadnego wpływu. Co się dzieję z Unią Europejską? Dzięki traktatowi lizbońskiemu Unia zmieni się z mało demokratycznego systemu w system otwarcie antydemokratyczny.

Brzmi to trochę jak teoria spiskowa. Jaką korzyść może czerpać Bruksela z oszukiwania obywateli?

Unia, tak jak każdy układ polityczny, usiłuje gromadzić w swych rękach coraz więcej władzy. Nie jest gotowa, tak jak każda instytucja, się tą władzą podzielić lub choćby po części z niej zrezygnować. Brukselskim eurokratom chodzi wyłącznie o władzę. Oni się przeciwstawiają jakiejkolwiek kontroli. Już teraz nie mamy prawie żadnego wpływu na decyzje podejmowane w Brukseli. Jednak to od nas zależy, jak będzie wyglądała przyszłość Unii.

Jestem niesłychanie wdzięczny polskiemu prezydentowi, że nie podpisał traktatu. Jest jedynym politykiem w Europie, który szanuje obowiązującą zasadę jednomyślności

Niech pani mnie dobrze zrozumie: ja nie jestem eurosceptykiem. Popieram europejską ideę. Jednak nie o takiej Unii marzył Robert Schuman. To nasza ostatnia szansa na uświadomienie eurokratom, że nie godzimy się na to, by robiono z nas idiotów. Chcemy mieć wpływ na politykę unijną. Mamy do tego prawo. Nie można podsuwać ludziom liczącego 400 stron traktatu, wiedząc, że nie będą w stanie go przeczytać. Potrzebna jest debata nad tym dokumentem. Polacy, Irlandczycy, wszyscy powinniśmy móc zdecydować, czy chcemy tej reformy. Zakładamy w tej chwili europejską partię polityczną Libertas. Jej kandydaci będą startowali w czerwcu we wszystkich krajach Unii w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Także w Polsce?

Dziś zakładamy w Polsce stowarzyszenie Libertas. Później zamierzamy stworzyć think tank, prawdopodobnie w Warszawie. Wyłoniliśmy już pierwszych kandydatów do wyborów. Ich nazwiska pozostaną jednak na razie tajemnicą. Ujawnimy je prawdopodobnie dopiero w kwietniu, na początku kampanii wyborczej.

Co chcecie osiągnąć w europarlamencie?

Mamy nadzieję, że zdobędziemy wystarczająco dużo mandatów, by stanowić znaczącą siłę. Wtedy Bruksela nie będzie mogła nas dłużej ignorować. Liczymy na to, że oddadzą na nas głos wszyscy, którzy chcą wyrazić swój sprzeciw wobec traktatu, bez względu na to, czy mają przekonania lewicowe czy prawicowe. Jeśli nie chcecie traktatu lizbońskiego, to głosujcie na nas, jeżeli uważacie, że traktat jest dobry, to głosujcie na kogoś innego. Oto nasze przesłanie. Kartki z głosami na Libertas będą tak naprawdę kartkami z napisem „»nie« dla traktatu”.

Zdajemy sobie sprawę, że Unię można zmienić wyłącznie od wewnątrz. W tej chwili jesteśmy jak rycerze stojący przed żelazną wieżą, którą jest Bruksela, i rzucający w nią kamieniami. Musimy się dostać do środka. Jak mawiał Benjamin Franklin: „albo będziemy się trzymać razem, albo będą nas wieszać oddzielnie”. Kiedy już zasiądziemy w Parlamencie Europejskim, przed- stawimy nasze postulaty. Wtedy będą musieli je wziąć pod uwagę. Media także nie będą mogły nas zignorować.

Podkreślam jednak: nie chcemy powrócić do Unii państw narodowych, chcemy, by Unia była silna i odnosiła sukcesy. Jednak domagamy się poszanowania dla zasad demokracji.

Nie zdobędziecie tyle głosów, aby udało wam się zablokować traktat.

To prawda. Jeśli jednak Libertas zdobędzie wystarczająco dużo mandatów, będziemy mogli zablokować nominację przewodniczącego Komisji Europejskiej oraz przewodniczącego Parlamentu Europejskego. Wtedy będzie bardzo trudno przepchnąć ten traktat. Obiecuję.

Skoro uważa pan, że Unia już dziś lekceważy zasady demokracji, to dlaczego zwalcza pan traktat, a nie samą Unię?

Oczywiście jest wiele rzeczy, które mi się w Unii nie podobają. UE nigdy nie była tak antydemokratyczna jak dziś. Żeby znów zacytować Benjamina Franklina: „ten pociąg już odjechał”. Jest już za późno, by go zatrzymać. Musimy go więc dogonić, do niego wsiąść i nim pojechać. Po drodze możemy spróbować go zreformować. To moim zdaniem jedyna opcja, jaka nam pozostaje. Nie mamy innego wyjścia.

Declan Ganley jest biznesmenem i politykiem. Założył w Irlandii organizację Libertas, która przed referendum w sprawie traktatu lizbońskiego przeprowadziła udaną kampanię i doprowadziła do odrzucenia traktatu

Rzeczpospolita

Brak głosów