Bolszewia na uchodźstwie i...jej wspólnicy w Polsce

Obrazek użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
Kraj

Poniżej przedstawiam słynny artykuł pani Elżbiety Szczepańskiej* z Australii, który obiegł już w przeciągu 18 miesięcy chyba już wszystkie środowiska polonijne, a który nic nie stracił na aktualności i ważności. Jest on przeznaczony do WSZYSTKICH POLAKÓW, nie tylko tych poza granicami.Im więcej osób go przeczyta, tym lepiej…    

Bolszewia na uchodźstwie i...jej wspólnicy w Polsce  Ci z nie spalonych WSI

Opadają emocje po ujawnieniu sekretów Wojskowych Służb Informacyjnych. Teraz już nikt nie będzie miał wątpliwości, że w III RP pod nosem polskich polityków najwyższego szczebla, za ich wiedzą i cichą aprobatą, powstała przestępcza i mafijna organizacja opłacana z kieszeni obywateli i działająca przeciwko interesom Polski.
Raport o działalności WSI to ważny etap w walce o suwerenność naszego kraju. W tej potyczce kolejni wrogowie Polski wykurzeni zostali z wypieszczonych i bezpiecznych okopów władzy i wpływów. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że pomimo najnowszych trendów w polskim wymiarze sprawiedliwości, oskarżeni agenci WSI nie będą czekali na wyroki całymi latami i że wyroki te, ”z braku przekonywających dowodów rzeczowych i braku świadków”, nie będą wyrokami uniewinniającymi.

Dla mnie, jako politycznego banity peerelowskich komunistów i służb specjalnych, szczególne znaczenie we wspomnianym dokumencie mają informacje o działalności WSI w środowiskach Polaków mieszkających poza krajem.

Handlarze zwłokami
Z Raportu wynika m. in., że tajny oddział Y II Sztabu Generalnego WP przejmował przez swych agentów majątki po tych Polakach, którzy zmarli na Obczyźnie samotnie, nie pozostawiając potomstwa. Niejaki Tadeusz Mrówczyński zidentyfikowany w Raporcie jako osoba niejawnie współpracująca z WSI w taki właśnie sposób załatwił sobie spadek po obywatelu Kanady pochodzącym z Polski. Według ministra Antoniego Macierewicza agenci WSI zagrabili w ten sposób setki milionów dolarów. www.prezydent.pl
Nie tylko aspekt kryminalny zastanawia w tej skomplikowanej akcji, wymagającej przecież współpracy wielu wysoko-wykwalifikowanych agentów, w tym fałszerzy dokumentów, notariuszy i prawników, ale również rola jaką w akcjach cmentarnych hien odgrywały polskie placówki dyplomatyczne. Można sobie wyobrazić sytuację, kiedy to przetransportowaną z Kanady do Polski trumnę ze zwłokami, na warszawskim lotnisku odbierają agenci podając się za daleką rodzinę zmarłego, przedstawiają fałszywe dokumenty upoważniające ich do odbioru trumny, a potem i majątku nieboszczyka.
Wszystkich zainteresowanych rozmiarem wpływów agentów WSI i innych osób niejawnie z WSI współpracujących, które przez lata dominowały środowiska polonijne, zachęcam do zapoznania się z tym dokumentem. Wynika bowiem z niego niezbicie, iż politykę wobec Polonii wyznaczały właśnie takie osoby, jak np. Marek Jędrys, dyplomata, który „realizował zadania związane z wpływaniem na ambasadora w kierunku pożądanym przez WSI. Pomagał plasować wskazane osoby na placówkach dyplomatycznych”.( Raport s.339). Ze względu na ogromne znaczenie treści tego Raportu, dla wszystkich Polaków mieszkających poza krajem, zamierzam tej sprawie poświecić swój kolejny artykuł.

Inny Raport, inni Polacy
W podsycanej przez media atmosferze napięcia związanego z oczekiwaniem na opublikowanie raportu o WSI, zupełnie niepostrzeżenie przemknęła w polskich i polonijnych środkach masowego przekazu informacja o innym rządowym raporcie, dotyczącym ponad 17 milionów Polaków mieszkających poza granicami kraju.
Otóż, 14 lutego 2007 roku Sejmowej Komisji łączności z Polakami za granicą przedstawiony został raport opracowany w ramach prac Międzyresortowego Zespołu ds. Polonii i Polaków za Granicą. Raport ten jest, jak to określił doradca premiera ds. Polonii i Polaków, Michał Dworczyk, „próbą diagnozy” aktualnej sytuacji Polonii i Polaków mieszkających poza krajem.
W raporcie zwrócono między innymi uwagę na „nieefektywny system finansowania Polaków za granicą, utrudniony dostęp do nauki języka polskiego i polskich mediów”.
Z danych zawartych w raporcie wynika, że w 2006 roku na rzecz Polonii przeznaczono łącznie około 136 mln zł; z Senatu przeznaczono 52 mln, 7mln zł wyasygnowano z funduszy różnych ministerstw i Kancelarii Prezydenta.
http://www.pis.org.pl/article.php?id=6324
Wydatki związane z udzielaniem pomocy Polonii w roku 2007 jeszcze bardziej wzrosną gdyż na zadania polonijne Kancelaria Senatu zaplanowała wzrost środków finansowych w wysokości 75 000 zł, co w porównaniu z 2006 r. stanowi wzrost o 46,2%.

Na posiedzeniu Komisji do Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, 19 grudnia 2006 roku, zastępca szefa Kancelarii Senatu Romuald Łanczkowski poinformował, że Kancelaria Senatu zaproponowała zwiększenie „wydatków na zadania programowe i inwestycyjne środowisk polonijnych i polskich na świecie, i ma na celu zapewnienie pomocy finansowej jak największej liczbie środowisk i zaspokojenie ciągle rosnących potrzeb polskiej diaspory.”

Priorytety finansowania zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą oraz kierunki działania są określane przez Senat RP w oparciu o Uchwałę Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 30 kwietnia 2002 r. (M.P. z dnia 15 maja 2002 r).

Pomoc czy zalegalizowana kradzież?
Cieszy fakt, że wreszcie po dziewiętnastu latach, w pomagdalenkowej Polsce, ktoś odważył się zwrócić uwagę na sprzeniewierzane przez Senat i Wspólnotę Polską setki milionów złotych pochodzących z kieszeni polskich podatników.
Wymienione powyżej kwoty, wydatkowane na pomoc borykającej się z „nędzą”(?!) Polonii wskazują, iż przez te wszystkie lata na wspieranie aktywności wielu niezlustrowanych pseudoreprezentantów tzw. Polonii zorganizowanej, często wywodzących się w prostej linii z agentów i donosicieli infiltrujących środowiska polonijne od 1944 roku i wspieranych przez napływających z PRL-u złodziei, kombinatorów, handlarzy, cinkciarzy i kryminalistów, wydano ponad dwa miliardy polskich złotych.
Miliardy złotych wyciągane są z budżetu państwa podnoszącego się z komunistycznej, politycznej i gospodarczej ruiny. Najwyższy czas, aby ten proceder zakończyć, najwyższy czas odsunąć „ryje od koryta”. Zbyt kosztowne jest dla naszej Ojczyzny, wspieranie bolszewii na Uchodźstwie, której lewą nogę od 1992 roku wzmacniają jej „Wspólnicy” w Polsce.
Pełnym szacunkiem darzę tych Polaków, którzy mieszkając poza krajem bezinteresownie poświęcają swój czas na krzewienie polskiej kultury, języka, tradycji i czynią to pracą własnych rąk. Chylę głowę przed tymi wyrobnikami pracy społecznej. Natomiast niechęć i niesmak czuję, gdy wyciąga się do Polski ręce po pieniądze, wiesza najwyższe odznaczenia państwowe na piersiach rozmaitych prezesów, podczas gdy prawdziwi społecznicy odchodzą w zapomnieniu.

Kto za tym stoi
Głównymi sponsorami zbolszewicowanej Polonii były „niedoinformowane” kolejne rządy RP i przymykający na ten proceder oczy, Senat. To te gremia, nakłaniał do często bezsensownych i niczym nieuzasadnionych wydatków 83- letni profesor Andrzej Stelmachowski, prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska, manipulowany umiejętnie przez swoich asystentów i doradców. Zainteresowanym polecam zapisy stenograficzne z posiedzeń Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą z lat 1997-2007, szczególnie zapisy nr 42(8.12.2005), 63(22.12.2005), 75 (6.01.2006)
http://www.senat.gov.pl/k6/kom/index.htm
Warto przypomnieć, że prof. Stelmachowski był jednym z inicjatorów Okrągłego Stołu, za co magdalenkowi biesiadnicy wynagrodzili go wyniesieniem na stołek marszałkowski Senatu RP. W latach 1989-1991, gdy jego akcje nieco spadły, w rządzie Olszewskiego objął on stanowisko ministra kultury, a od 1992 jest prezesem "Stowarzyszenia Wspólnota Polska" w Warszawie. Od tego czasu trwa marnotrawienie polskich pieniędzy i wydawanie ich często niezgodnie z interesem polskiego państwa i Polonii.

„Wspólnota Polska” dzieckiem niezlustrowanej dyplomacji i Okrągłego Stołu
Utworzona na fali pomagdalenkowych politycznych deformacji „Wspólnota Polska” uzasadniała konieczność swojego istnienia fobią Polonii wobec polskich placówek dyplomatycznych. To, że środowiska polonijne miały podstawy nie ufać reprezentantom Moskwy w polskich ambasadach, choćby z racji prowadzonej przez te placówki przez pół wieku infiltracji, inwigilacji, dezinformacji i dezintegracji Polonii, zupełnie nie docierało do kolejnych pomagdalenkowych ministrów i szefów MSZ.
http://www.videofact.com/polska/robocze%20today/cenckiewicz_sb_polonia.htlm
Niemal wszystkie placówki dyplomatyczne: ambasady, konsulaty i izby handlowe przed 1989 rokiem były obsadzone przez „fachowców”, którzy swoje kwalifikacje zdobywali w Akademii Nauk Społecznych przy KC PZPR i kontrolowanej, przez KGB i GRU, moskiewskiej akademii dyplomatycznej MGIOMO.
Byli oni rekrutowani do pracy w dyplomacji przez tajne służby i wywodzili się z pezetpeerowskich aparatczyków, lektorów KW i KC PZPR, działaczy Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, ZMS-ów, politruków stanu wojennego, potomków rozmaitych maści i odcieni sekretarzy komunistycznych partii i stronnictw sojuszniczych, z dziatwy oficerów stalinowskiej informacji wojskowej, LWP, SB i MO oraz służby więziennej (K. Górecki MSZ Cimoszewicza, czyli raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy, „Gazeta Polska, 2005, M. Krajewska, „Co odzyskaliśmy w MSZ, czyli Jurassic Park – i Dudek”, Niezależna Gazeta Polska, wrzesień 2006).

Antypolonijna polityka rządów III RP
Od roku 1989 niewiele się zmieniło, a „obecna elita resortu to drugie pokolenie, dzieci działaczy o stalinowskim rodowodzie sięgającym KPP, synowie wysokich urzędników i bonzów gmachu na Szucha, zmuszonych w 1968 r. do opuszczenia stanowisk w wyniku wewnątrzpartyjnych rozgrywek. W 1989 r. pod rządami Mazowieckiego i z błogosławieństwem Wałęsy przejęli ster dyplomacji.
http://www.medianet.pl/~naszapol/0535/0535gori.php
Wśród gwiazd polskiej dyplomacji nadal znajdują się byli instruktorzy Komitetu Centralnego PZPR i etatowi funkcjonariusze aparatu tej partii: Ireneusz Makles - konsul generalny w Karaczi; Stanisław Borek - wicedyrektor Departamentu Europy; Andrzej Kasprzyk - ambasador, wydelegowany na obserwatora do misji OBWE w Górnym Karabachu; Jan Ludwik Wdowik - minister pełnomocny w Paryżu; Janusz Mrowiec - ambasador w Algierze; Jan Michałowski - ambasador w Hadze; Janusz Niesyto (ambasador w Bernie); Grażyna Bernatowicz-Bierut (drugiego członu nazwiska nie używa) - ambasador RP w Madrycie, do 1989 r. pracownica PISM, w 1989 r. dyrektor Departamentu Integracji Europejskiej.
http://www.radiopomost.com/index.php?option=news&task=viewarticle&sid=5241
W Australii znalazło się miejsce na przechowanie dla Jerzego Więcława (graduate master's degree of the Moscow Institute of International Relations (1973) and Foreign Service Postgraduate School at the Higher School of Social Sciences, Warsaw (1980) i jego małżonki Bogumiły.
http://www.poland.org.au/index.php? 39

.. mówiliśmy wam, że wrócimy!

Z opublikowanego 16.02.2007 Raportu WSI wynika , że w Ministerstwie Spraw Zagranicznych aż 108 pracowników było agentami tych służb, 32 było umieszczonych w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, w Centralach Handlu Zagranicznego 383 a w firmach polonijnych 25 (Raport WSI, s.11-17 )
Do tej pory, po 19 latach, na placówkach dyplomatycznych III Rzeczypospolitej wśród 172 ambasadorów, konsulów i radców 75% z nich reprezentują przemalowani na biało absolwenci szkół moskiewskich. http://www.msz.gov.pl W Edynburgu konsulem Generalnym jest p. Aleksander Dietkow, w Erewaniu Tomasz Knothe, w Grodnie Andrzej Krętkowski, w Ho Chi Minh Przemysław Jenke, we Lwowie znalazł się Wiesław Osuchowski, w Wilnie panuje ambasador Janusz Skolimowski (osobisty sekretarz E. Gierka). W imprezach towarzyszą mu konsulowie Mariusz Gasztoł i Stanisław Cyngarowski (IPN BU 021811748- z listy Wildsteina).

Kulisy przyznawania funduszy dla Polonii

Chora politycznie, zarażona komunizmem Polska dyplomacja opierająca się w większości na sierotach po Stalinie, posłusznych aktywistach ZMP i ZMS, często miernotach moralnych i intelektualnych, oraz zaniechanie całkowitej wymiany personelu dyplomatycznego, doprowadziło do utrwalenia i rozrostu organizacyjnej, biurokratycznej atrapy w postaci „Wspólnoty Polskiej”. Przejmując rolę jedynej organizacji realizującej potrzeby środowisk polonijnych, z każdym rokiem zwiększała ona swoją supremację w przyznawaniu „pomocy” rozmaitym organizacjom polonijnym, zarówno na ich działalność jak i na inwestycje.
Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, z wnioskiem o przyznanie funduszy na działalność organizacyjną mogą wystąpić jedynie te polonijne organizacje, które są zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym lub posiadają inny dokument rejestrujący organizację na terenie Polski. Zadania państwowe mogą być zlecone tylko krajowym jednostkom nie zaliczanym do sektora finansów publicznych, mającym siedzibę w Polsce, które spełniają wymogi formalne określone w ustawach o finansach publicznych, o rachunkowości, prawie zamówień publicznych oraz o pożytku publicznym i wolontariacie (Zarządzenie nr 18 Szefa Kancelarii Senatu z dnia 20 grudnia 2002). A zatem Stowarzyszenie Wspólnota Polska posiada nieomal całkowity monopol na występowanie w imieniu organizacji polonijnych o fundusze na wspieranie ich działalności poza granicami kraju.
Aby dzielić i szastać pieniędzmi „Wspólnota” musi być lubiana przez Senat RP i marszałka Senatu. Aby być lubianym, trzeba o tę sympatię zabiegać. Dlatego wspólnicy ze „Wspólnoty” ofiarowują posłom i senatorom oraz ich rodzinom, nie pomijając oczywiście członków Komisji Senackiej, atrakcyjne wycieczki nad Jezioro Świteź, Niemen, do domu Polskiego w Wilnie, pod Ostrą Bramę. Zrelaksowani, odurzeni gościną i niejednokrotnie wzruszeni politycy (ze wszystkich politycznych frakcji) tracą swoją czujność. Tempo w jakim prowadzone są dyskusje nad przyznawaniem funduszy dla Polonii jest niewiarygodne.

O większy kawałek tortu

Pierwszym etapem jest zaopiniowanie złożonych w Kancelarii Senatu wniosków, które przesłały organizacje polonijne i inne, teoretycznie działające na rzecz Polonii w kraju. Wnioski te opiniuje Zespół ds. Finansów Polonijnych, w którym kolejni marszałkowie Senatu mieli i nadal mają swoje wierne wtyki. To siła ich lobbingu decyduje o tym, że opinii Zespołu nikt nie kwestionuje, że są one akceptowane szybko i bez szemrania. Następnie wnioski, te które miały być przyjęte, trafiają do senackiej Komisji ds. Emigracji i Polaków za Granicą. Komisja zaś znów bez jakiejkolwiek dyskusji ze wszystkim się zgadza i na ogół je przyklepuje.
Na prawie wszystkie posiedzenia Komisji przychodzi (jest przyprowadzany) prezes Stelmachowski. To właśnie jego obecność ma nie dopuścić do jakiejkolwiek dyskusji i nadać wnioskom i ich wnioskodawcom wiarygodność. Przed prezesem nieomal wszyscy gną się w wiernopoddańczych ukłonach. Postępujące skorumpowanie Senackiej Komisji wspierane przez kolejnych marszałków Senatu, brak kontroli nad podejmowanymi decyzjami finansowymi..... widmo peerelu krąży w Senacie III RP.

Wspólnicy „Wspólnoty” w Senacie i ich protegowani na Wschodzie
Senat, który ma ambicje prowadzenia własnej polityki zagranicznej, szczególnie na Wschodzie – niekoniecznie zgodnej z tym, co akurat robią prezydent, rząd i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, uparcie wzmacnia polonijną wschodnią nogę. Zachęca go do tego "Wspólnota Polska", od lat uwikłana w rozgrywki polityczne na Litwie, Białorusi i Ukrainie. W ciągu ostatnich lat "Wspólnota" wyhodowała sobie całe zastępy zawodowych "Polaków ze Wschodu", rywalizujące o "dojścia" do karmiącej ich piersi krajowych prominentów, o zaproszenia na prestiżowe imprezy w kraju, a przede wszystkim o dary od wszelkich możliwych instytucji. Dary, z których Ci wszyscy „działacze”, ich rodziny i ich krewni mogą nieźle żyć, nawet jeśli lokalna społeczność nic z tego nie ma.
Z profilu wydatków widać wyraźnie, że to właśnie za wschodnią granicę odpływa 90% wszystkich funduszy inwestycyjnych przeznaczonych na pomoc dla Polonii na całym świecie. Mało tego, pieniądze te są głównie przeznaczane na zakup, remonty, ogrodzenia, dachy deficytowych polskich domów, szkół i przedszkoli we wsiach i małych miasteczkach byłych sowieckich republik, w których liczba polskich dzieci ciągle maleje. Znacznie rozsądniej i znacznie taniej byłoby płacić za wynajem pomieszczeń, niż stale remontować nadające się najczęściej do wyburzenia rudery, jak na przykład w Ejszyszkach, gdzie polskie dzieci nie mają butów, aby przyjść do szkoły, a jeśli już przyjdą, to są po prostu głodne (inf. Piotr Chlebowicz-Wydzial Wschodni Solidarności Walczącej).

O co tu chodzi
Z zestawienia przyznanych dotacji sporządzonego na podstawie uchwał Prezydium Senatu z dnia 13.03.2002, zlecających wykonanie zadań państwowych w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w roku 2002 wynika, że na inwestycje w Rosji, na Litwie, Ukrainie, Białorusi i Łotwie wydano łącznie 17 mln złotych, w tym między innymi na remont Domu Polskiego w Usolu Syberyjskim i zakup lokalu w Emiliczynie. W czasie posiedzenia Komisji Senackiej nikogo nie dopuszczono do dyskusji i nie umożliwiono zadawania jakichkolwiek pytań. W ten oto sposób niezwykle szybko rozdysponowano ponad 40 000 000 złotych.
Wspólnota Polska skromnie chciała dostać mniej pieniędzy, bo zwróciła się o przyznanie jej „tylko” 2 mln 763 tys. 525 zł z przeznaczeniem ich na wspieranie organizacji polonijnych za granicą, jednak szczodrze przyznano jej (za sprawą ówczesnego marszałka Senatu Longina Pastusiaka) - 3 mln 445 tys. 998 zł. Na niedopracowany i dlatego niewiele warty program edukacyjny Wspólnota zawnioskowała o przyznanie jej 5 708 700 zł, a otrzymała 7 504 806 zł.
Na wspieranie kultury i tzw. dziedzictwa narodowego zażyczono sobie 3 281 114 zł. To wspieranie kultury będzie polegało na zakupie strojów ludowych dla zespołów tanecznych. Za pieniądze z Polski Polonia będzie się mogła wystroić w stroje krakowskie, kurpiowskie i i łowickie, przyozdobić w korale, wianki, fartuszki, kierpce podhalańskie i kontusze.

Małpa w saunie
Na tym samym posiedzeniu Komisji Senackiej senatorowie zostali poinformowani, że "Wspólnota Polska” rękami zakontraktowanych przez siebie wysoko wykwalifikowanych specjalistów, bez przeszkód rozpoczęła budowę Domów Polskich w Kurytybie (Brazylia) i Usolu Syberyjskim, o którego istnieniu senatorowie nigdy nie słyszeli. Jak jednak wyjaśnili usłużni asystenci prof. Stelmachowskiego, dotarli tam księża katoliccy i domek na koszt polskiego państwa by im się tam przydał.
Potem jak po równi pochyłej, decyzja za decyzją; ( ...”nikt z szanownych członków Komisji nie chce spędzić świąt w Senacie?” – żartowano zalotnie). Kolejne pieniądze wrzucono na udoskonalanie Domu Polskiego w Wilnie. Ten deficytowy moloch niczym mauzoleum dla pana Stelmachowskiego pożera miliony polskich pieniędzy ......... i chyba dlatego zgodzono się na zainstalowanie w nim sauny. Nic dziwnego, że kilkudziesięciu innym polonijnym organizacjom do podziału zostało niewiele ponad 2 mln złotych i prawie nic na książki, biblioteki, media.

Jarmarki i internet
Z dokładniejszej analizy wydatków Wspólnoty Polskiej tylko w tym jednym 2002 roku wynika, że w konfrontacji z krakowiakami i przytupami, nowe i atrakcyjne dla nowej generacji Polaków urodzonych poza krajem inicjatywy, takie jak na przykład internetowa szkoła języka polskiego, długo jeszcze nie będą miały szans na realizację. Tym bardziej, że wielkomocarstwowe dążenia prof. Stelmachowskiego do inwestowania w deficytowe domy polskie, za kilka lat zaczną obciążać budżet państwa. No cóż, w wieku profesora łatwiej przychodzi wspieranie np. Stowarzyszenia Parafiada im. św. Józefa Kalasancjusza, które pragnie pomóc odnaleźć się człowiekowi we wspólnocie parafialnej, czy misji pijarów w Afryce (40 tys.) lub zakonu bonifratrów.
I tak mijają lata, te same organizacje, ta sama szopka. Aktywnie dobijają się do inwestowania na Litwie powstające jak grzyby po deszczu polonijne organizacje, będące dziećmi ambasadora Skolomowskiego (wierny przyjaciel Edwarda Gierka), i konsulów Mariusza Gasztoła i Stanisława Cygnarowskiego. Nie bez powodu przyznano na rozbudowę szkoły w Landwarowie w rejonie trockim na Litwie (w roku 2003) - 3 257 134 zł., na remont przedszkola w Starych Trokach - 47 032, remont domu polskiego w Suczowie – 235,000.
Powołanie Klubów Olimpijczyka w środowiskach polonijnych kosztowało skarb państwa polskiego 91 370 zł. Hojną rączką w imieniu polskiego podatnika dano na wykończenie poddasza w Santanie (w Brazylii) - 50.000 zł, za partycypację w kosztach zakupu lokalu na Dom Polski w Florianopolis w Brazylii - 40.000, a na zakup okien do Izby Polskiej w Taagerup w Dani 70.000 zł. Poza tym 38 tys. 255 zł przyznano na remont szkoły w Libii.

Inne finansowe ciekawostki
W 2004 zażyczono sobie na budowę szkół w Starych Trokach 1 609 080 zł, podczas gdy na promocję spraw polskich na całym świecie przeznaczono sumę 1 004 713 złotych. I dalej, na wspieranie aktywności obywatelskich w polonijnych środowiskach lokalnych w krajach ich zamieszkania 350 000, na wykończenie Domu Polskiego w Gobernador Roca Missiones w Argentynie 80 000, na zakup lokalu w Sankt Petersburg 1 700 000 i na wspieranie organizacji polonijnych w Australii, na wniosek organizacji w Australii 25 287 zł. Nawiasem mówiąc jak dotąd żadna polonijna organizacja w Australii nie przyznała się do otrzymania w prezencie od Wspólnoty Polskiej ponad dziesięciu tysięcy dolarów. Polonijna społeczność nie została poinformowana ani o dotacji, ani o jej wykorzystaniu.
Jak się okazuje „Wspólnota” może również sfinansować pobyt w Polsce osobom starszym i weteranom wojny (20.000 zł), a także organizuje co roku Polonijną Gwiazdkę na sportowo w Częstochowie za jedyne 24.500 zł. Ostatnio koszty wzrosły do 30.000 zł. Ciekawe jaki zespół przygrywa tam do tańca?
I tak dalej i tak dalej: w 2005 (auto dla Andżeliki Borys 60 000 zł,) 2006 - budowa Ośrodka Młodzieżowego w Argentynie - Burzaco i na zakończenie budowy Domu Polskiego w Kirowogardzie na Ukrainie, wyposażenie szkół polskich w Trypolisie, w Bengazi i w Bernie w Libii.

Wspólnie okradana Polska i Polonia?
Te same organizacje, ta sama strategia i ta sama gra. Pojawiają się nowe, bezsensowne propagandowe inicjatywy np. program wspierania aktywności zawodowej i gospodarczej w środowiskach polonijnych, akademickie spotkanie polonijne w Portugalii, program rozwoju organizacji młodzieżowych, harcerstwa i polonijnego sportu, plener malarski w Karpaczu i wspieranie Towarzystwa Miłośników Mazurka Dąbrowskiego.
W kuluarach Senatu rozpowszechniane są złowieszcze wieści o braku zainteresowania działalnością „starych”, wiecznie skłóconych organizacji polonijnych. Nie pamiętają szanowni senatorowie i posłowie, że skłócenie to jest efektem skutecznych działań dezintegrujących, jakim poddawano Polonię przez 60 lat. Nic dziwnego, że nieufne wobec dzieci PRL-u środowiska i organizacje nie były ani przyjazne, ani specjalnie atrakcyjne (polska wieś tańczy i śpiewa) dla nowej emigracji z lat 80.
W świetle powyżej przedstawionych faktów wydaje się, że w obecnej sytuacji najkorzystniejszym dla Polonii rozwiązaniem byłoby odcięcie Senatu od polonijnej kasy i likwidacja Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.
Nikomu jednak nie zależy na wprowadzeniu odważnych zmian. I chociaż rozsądnie myślący wiedzą , że „Wspólnota Polska”, jest organizacją archaiczną, z okresu pomagdalenkowych deformacji, jest tworem sztucznym, czymś w rodzaju tłumacza pomiędzy ludźmi mówiącymi tym samym językiem, nikt jakoś nie ma odwagi rozliczyć ją z jej szczodrobliwości co do grosza, ujawnić jej niekompetencję i niegospodarność. A przede wszystkim potępić za korupcyjne praktyki rodem z PRL-u.
Pewne jest, iż potrzebna jest nam, Polakom, szczera i rzeczowa dyskusja nad przyszłością naszej narodowej koegzystencji, gdziekolwiek byśmy nie mieszkali. Być może lepiej byłoby przekazać sprawy polonijne polskim placówkom dyplomatycznym i Ministerstwu Spraw Zagranicznych, kiedy to na mocy nowej ustawy lustracyjnej cały korpus dyplomatyczny zostanie poddany lustracji? Tak przecież było w czasach II Rzeczypospolitej. Obyśmy tej historycznej szansy, na stanie się jednym Narodem nie przegapili i aby rządzący dzisiaj w naszej Ojczyźnie politycy dowiedli, iż to właśnie dobro całego Narodu jest najwyższym prawem - Vox populi suprema est (Cicero)

Elżbieta Szczepańska
19.02.2007
Australia  ___________________________________________________________*Elżbieta Szczepańska - Australia - http://www.replika.com.au
Psycholog/psychoterapeuta, dziennikarz działacz społeczno - polityczny (Amnesty International, Oxfam, Free China) aktywny działacz NSZZ "Solidarność", internowana 1981-82, obiekt esbeckiego rozpracowywania, kryptonim "Reformatorka"- SOR "Ośmiornica" i "Sieć”) konspiracyjna działalność 1983-1987, status osoby pokrzywdzonej, antykomunistka, współinicjator akcji na rzecz lustracji środowisk polonijnych, wice-koordynator i rzecznik prasowy Australijskiej Grupy Lustracyjnej, przedstawiciel Stowarzyszenia Internowani w Australii, b. prezes i współzałożyciel Australian-Polish Historical Society.
 Źródło: http://www.kworum.com.pl/art556,bolszewia_na_uchodzstwie_i_.html 

Brak głosów