Pułkownik Szostak "Filip"

Obrazek użytkownika Andrzej Wilczkowski
Kraj

Pułkownik Józef Szostak „Filip” o Powstaniu Warszawskim.

Pułkownik Szostak zmarł w dniu 11 lutego 1984 roku w wieku w wieku 86 lat.
Jako osiemnastoletni chłopak rozpoczął on wojaczkę w Pierwszym Pułku Ułanów Beliny, aby przez najbliższe 30 lat być kolejno: oficerem Pierwszego Pułku Szwoleżerów i Siódmego Pułku Ułanów, dowódcą szwadronu przybocznego Prezydenta RP, szefem sztabu 2 Dywizji Kawalerii, kierownikiem samodzielnego referatu operacyjnego „Wschód” w Sztabie Głównym, dowódcą 13 Pułku Ułanów Wileńskich w Kampanii Wrześniowej. W AK został szefem Oddziału III Komendy Głównej.
Kiedy wypuszczono go z więzienia w PRLu miał lat 58.

W maszynopisie pamiętnika, którym po śmierci Pani Pułkownikowej opiekowałem się w okresie stanu wojennego, na temat Powstania Warszawskiego znajdujemy takie fragmenty: „…nie miałem zamiaru pisać historii powstania – stwierdza Szostak. – Historia jest już opracowana lepiej lub gorzej, tendencyjnie i bezstronnie, ja natomiast starałem się opisać to na co patrzyłem własnymi oczami i co sam przeżywałem.”
I dalej: „Zryw narodu i jego ofiarność nie może wypływać z namowy lub rozkazu. Powstanie dało dowody olbrzymiej ofiarności społeczeństwa warszawskiego. Aby zrozumieć przyczyny decyzji walki powstańczej trzeba sięgnąć dużo dalej niż do roku 1944 a nawet 1939. Polacy od czasu utracenia niepodległości stale czepiali się wszystkich możliwych środków aby tę niepodległość odzyskać, choć różni „trzeźwo myślący” ludzie nazywają to romantyzmem, ale nie jest powiedziane, że ten romantyzm nie jest jedną z naszych realnych broni chroniących naród przed wynarodowieniem.”

Uwaga AW:
Na tajnych kompletach, podczas okupacji uczyłem się również łaciny. Do dziś pamiętam: podwójne przeczenie jest silnym twierdzeniem. Tak też odbieram powyżej przytoczone zdanie pułkownika Szostaka. (AW).

Dalej pułkownik: „Pokolenie z przed pierwszej wojny światowej dostąpiło tego szczęścia, że dzięki uzyskaniu okazji politycznej i z woli narodu odzyskaliśmy niepodległość w 1918 roku. To szczęście było odczute przez cały naród. ..
Jakkolwiek występowały już i wtedy nasze wady narodowe i bywały rządy lepsze lub gorsze ale wszystko robiły one dla dobra kraju i narodu. Żaden, najmniej udany rząd nie pracował na korzyść obcych państw, a widział, słusznie lub niesłusznie, tylko interes Polski. Całe społeczeństwo nastawione było patriotycznie i patriotyzm uważało za najwyższą cnotę. Niepodległość była dumą narodową, a myśl o jej utracie była nie do zniesienia. Kiedy w 1939 r. zbliżała się groza wojny naród był nastawiony na walkę i gdyby np. Prezydent Mościcki chciał wejść w porozumienie z Hitlerem i pójść na ustępstwa wątpię, czy przeżyłby ten moment…
I teraz pytanie: czy Delegatura Rządu na Kraj mogła nie liczyć się z nastrojami społeczeństwa? Musiała się liczyć.
Walka w Warszawie była nie do uniknięcia. Żądza odwetu była nie do przezwyciężenia. Gdyby dowództwo Armii Krajowej nie zarządziło powstania walka wybuchłaby spontanicznie i bezplanowo. Żołnierze nasi samowolnie przyłączaliby się do grup walczących”.
I dalej… „Oceniano, że Niemcy będą się bronić w Warszawie. Aby uniknąć zniszczenia stolicy należało możliwie skrócić okres walki. W tym celu, kiedy Armia czerwona będzie dążyła do opanowania Warszawy Armia Krajowa powinna uderzyć na Niemców i opanować miasto.”
I dalej…. „Liczyliśmy się z możliwością, że po wkroczeniu wojsk sowieckich zostanie aresztowana zarówno Delegatura Rządu jak i Komenda Główna.”
I dalej… „Uważałem, że mimo trudności musimy przystąpić do walki. Dziś też jestem zdania, że trzeba było mimo szalonych ofiar tę walkę przeprowadzić… Oczywiście uważaliśmy, że jeżeli w odpowiednim momencie rozpoczniemy działanie, to zostanie ono uwieńczone powodzeniem. Nie zostało. Moment był wybrany źle. Powstanie wybuchło za wcześnie.”
Jeszcze może przypomnę fragmenty pamiętnika gdzie płk Filip wspomina odprawę w przeddzień wybuchu.
„Przyszedłem na nią punktualnie, najwyżej w granicach minut w tę lub w tamtą stronę. Nieprawdziwie podają „historycy” że spóźniliśmy się – ja, Heller i Kuczaba. ” (Heller – Kazimierz Iranek-Osmecki, Kuczaba – Kazimierz Pluta- Czachowski przyp. AW).
Po krótkim opisie jak wyglądał pokój i co kto robił kiedy on pojawił się na odprawie Szostak stwierdza:
„Nawet nie zdążyłem przywitać się z obecnymi gdy Bór z punktu oświadczył: ‘no Filip, jutro o 17 zaczynamy’. Nie siadając nawet wyraziłem pewne zdziwienie i zapytałem, czy do podjęcia decyzji nie byli potrzebni szefowie oddziału III i II.”
Szostak zaraz opuścił odprawę tłumacząc się obowiązkami pilnymi w związku z przekazaną mu decyzją. Na klatce schodowej minął idących osobno na górę Iranka i Czachowskiego.
Nie będę kontynuował opowieści, bowiem pamiętniki Szostaka zostały wydane (bodaj w 1993 roku) przez KPN. Przypuszczam, że są bardzo trudno dostępne, bo miały wszelkie cechy wydawnictwa podziemnego – ale są. Tak o nich zapomniano, że nawet w internecie w nocie biograficznej Szostaka nie znalazłem o nich wzmianki.

Dziś nie mam dostępu nawet do maszynopisów. Wszystko oddałem synowi pułkownika. Jestem jednak przekonany, że kto będzie chciał dotrzeć do wydanej książki – ten dotrze.

Jeszcze trochę chcę powiedzieć o zbieraniu broni przez żołnierzy podziemia opierając się jedynie na tym co mówił mi pułkownik w kilku przeprowadzonych z nim rozmowach.
Zastrzegam, że o ile to co napisałem w tym tekście dotychczas można zweryfikować po zapoznaniu się z pamiętnikiem pułkownika, dalsza część jest oparta jedynie o moją pamięć. Notatki z rozmów z pułkownikiem robiłem dopiero w domu i głównie rozmawialiśmy o Kampanii Wrześniowej, bo tym czasie pisałem moją „Anatomię Boju”, która ostatecznie ograniczyła się jedynie do bitwy pod Mokrą. Były to pierwsze lata stanu wojennego i to również nie sprzyjało zarówno wymianie myśli jak i wszelkim zapisom.
Dostęp do Pamiętnika, ba, wiedzę o tym, że on istnieje uzyskałem dopiero po śmierci autora. To jego żona wybrała mnie na strażnika tekstu. Przypuszczam zresztą, że nie byłem jedynym wybranym.
Dalszym zapiskom nadałem formę dialogu, bo może to zachęci do lektury. Ale jest to dialog zapisany teraz. Przypomnę, że ja dziś mam 80 lat, a pułkownik, kiedy ze mną rozmawiał miał 83 - 85. Cóż – kto chce – niech wierzy.

Pułkownik: „Pyta mnie pan o broń. W 39 roku – jako dowódca pułku ułanów miałem jedynie zadbać, żeby moi żołnierze mieli wszystko co Ojczyzna dała w odpowiedniej ilości i jak najlepszym gatunku. I ja tak dostałem. Zapasy wiozłem w taborach. Tak było aż do Wisły. Zaryzykuję twierdzenie, że podobnie było we wszystkich „etatowych” pułkach, które wiozły swoją broń na miejsce koncentracji. Tragedia była w jednostkach rezerwowych tworzonych już podczas działań wojennych. One uzbrajały się w to, co było pod ręką. W centralnych magazynach – jak Stawy pod Dęblinem, czy Palmiry pod Warszawą nowa broń ciągle była. Z Palmir dowożono ją do Warszawy, Modlina i innych pobliskich punktów umocnionych aż do 21 września. Potem – jak Niemcy poprzerywali ciągi komunikacyjne palmirskie składy wysadzono w powietrze. Że nie były puste świadczy o tym rozmiar dołu jaki po nich pozostał.
Nas zgubiła opóźniona na życzenie aliantów mobilizacja powszechna i pogoda. Gdyby w dniu 2 września lunął deszcz i padał przez trzy tygodnie niebo byłoby puste. A tak wszystkie nasze ruchy były dezorganizowane przez Luftwaffe. Z całą pewnością nawet mimo wkroczenia bolszewików trzymalibyśmy się znacznie dłużej niż Francja”.

I w innej rozmowie: „Kiedy planowaliśmy „akcję Burza” miała ona nie obejmować wielkich miast. Takie rozwiązanie pozornie bardzo słuszne ze względu na rozmiary strat wśród ludności cywilnej miało wiele wad. Niemniej od jesieni 43 pracowaliśmy nad takimi założeniami. Im dłużej nad tym siedzieliśmy tym bardziej te braki kłuły w oczy. Ciekawe, czy pan je dostrzega…?”
Nie wiem czy pan mnie nie przecenia, panie pułkowniku?
„No właśnie chcę wiedzieć z kim rozmawiam” – przerwał mi ostro Szostak.
Taka „prowincjonalna” Burza – powiedziałem – do złudzenia przypominałaby Powstanie Styczniowe. Rozproszone po lasach oddziały partyzanckie, a w Warszawie i innych wielkich miastach rządy rosyjskie. A Rząd Narodowy w konspiracji czeka aż go aresztują. Tak się zresztą skończyło i w 45 roku, ale przecież nie o to wam chodziło. Mówił mi to pan kilka tygodni temu.”
„Głupi pan nie jest” ucieszył się pułkownik. „I jeszcze jedno – dodał – ktokolwiek by nie służył w tych leśnych oddziałach pozbawionych wsparcia wielkich miast, bolszewicy natychmiast by donieśli po świecie, że się kryjemy za chłopskimi plecami.”

Innym razem usłyszałem: „Armia Krajowa to było ok. 400.000 zaprzysiężonych żołnierzy. Mobilizacja Burzy objęła ok. 100.000 ludzi. Inne źródła podają ze to straty w zabitych, rannych i zaginionych wynosiły 100.000. Do tego trzeba dodać 50.000 wywiezionych na Syberię. Wszędzie były braki w uzbrojeniu. O powstaniu Warszawie zaczęło się mówić na kilka tygodni przed rozpoczęciem walki.
Dziś oceniam, że w czasie od jesieni 1943 do czerwca 44 mogło opuścić magazyny warszawskie od 5 do 8.000 sztuk broni strzeleckiej. O dziwo, nie dotarła do mnie żadna wiadomość, żeby któryś z transportów wpadł w niepowołane ręce, natomiast w Warszawie były wpadki. W jednej zginęła magazynierka broniąc Niemcom dostępu.
Na mój gest niewiary dotyczący transportów pułkownik powiedział: „Na jedną dwu i półtonową ciężarówkę wchodzi 500 mauserów z amunicją a mieliśmy i większe pojazdy… Niestety. Co dwa tygodnie jeden samochód … Organizacyjnie to nie był duży problem…”
I po chwili „Nie powinienem użyć słowa „niestety”. Tej broni nie wysyłaliśmy dzieciom do zabawy. To zresztą nie odegrało decydującej roli. Termin powstania był wybrany źle. Za wcześnie. Znacznie za wcześnie.”

Na zakończenie jednej z ostatnich rozmów – może nawet ostatniej – pułkownik westchnął. „Późno pan do mnie zaczął przychodzić. Od tamtych czasów minęło 40 lat. Nie wszystko pamiętam, zresztą mam już swoje lata. Staram się rozmawiać z panem bardzo ostrożnie. Ale ta wiedza przepaść nie może, to nasza historia.”

Dziś, po kolejnym ćwierćwieczu mógłbym dosłownie powtórzyć zdanie pułkownika Szostaka.

Brak głosów

Komentarze

Cześć Jego Pamięci.

Dziękuję z całego serca za piękny wpis. Za kolejną ważną cząstkę Polski.

Ja za mało rozmawiałem z moim ojcem, stryje, dziadkami - oficerami A.K., B.Ch. i K.O.P.-u.

Choć na tyle, że mi po polsku w duszy gra.\

Ukłony

jwp

Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

Vote up!
0
Vote down!
0

jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

#178766