W krainie poległych znajdziecie życie

Obrazek użytkownika Warszawa1920
Idee

 

Tej ściany

ostatniego widoku

nie ma

 

wapno na domy i groby

wapno na pamięć

 

ostatnie echo salwy

uformowane w kamienną płytę

i zwięzły napis

odbity spokojną antykwą

 

przed najazdem żywych

umarli schodzą głębiej

niżej

 

skarżą się nocą w rurach żalu

wychodzą ostrożnie

kropla po kropli

 

jeszcze raz zapalają się

za byle potarciem zapałki

 

a na powierzchni spokój

płyty wapno na pamięć

 

na rogu alei żywych

i nowego świata

pod stukającym dumnie obcasem

wzbiera jak kretowisko

cmentarz tych którzy proszą

o pagórek pulchnej ziemi

o nikły znak znad powierzchni

 

Zbigniew Herbert, Cmentarz warszawski*

 

Nie ma alternatywy. Wszystko inne, poza istotą, jest światłocieniem. Więc mrokiem. Polska jest tym, czym myślą Polacy. Tym, co Polacy robią. Ale przede wszystkim tym, co Polacy myśleli i co robili w przeszłości. Bo dziś, bez tego, co było wczoraj – nie istnieje. Dziś to życie jednostek, nigdy – życie NARODU.

Budujemy, na powrót, naszą tożsamość. Ja bym powiedział, że ją ODBUDOWUJEMY. Pogruchotana, zapominana – zapomniana, uznana za szkodliwy element. Ale żyje. Bo jest w naszym dziedzictwie. A my nie wyparliśmy jej z pamięci. I pamięć właśnie jest dziś najważniejszym z nośników naszej państwowości. Prof. Zdzisław Krasnodębski wskazał na następujące zjawisko: Komunizm nie stał się zbiorowym sukcesem, lecz zbiorową klęską Polaków. Nic więc dziwnego, że w reakcji na ten eksperyment przez ostatnie 20 lat wybraliśmy zupełnie inną, odwrotną strategię. Uznaliśmy, że wreszcie możemy zadbać o siebie, bo teraz zbiorowy sukces jest sumą sukcesów indywidualnych, mierzonych poziomem życia i możliwościami konsumpcji. Uwolnieni od zbiorowego obowiązku Polacy mogli wreszcie zająć się własnymi celami, swoim życiem, własnymi wyborami. Ogłoszono koniec "paradygmatu romantycznego". Inaczej niż w 1918 roku wolność, którą odzyskaliśmy w 1989 roku, miała być przede wszystkim wolnością jednostki, a dopiero wtórnie poprzez indywidualną wolność wolnością Polski, która wydawała się wreszcie niezagrożona. Gdy powstawała II Rzeczpospolita, budowa suwerennego, dobrze zorganizowanego państwa narodowego była celem oczywistym nie tylko dla elit.** Zgadzając się z tezami, które te słowa niosą, wypada jednak zauważyć, że sytuacja, z którą mamy do czynienia po 1989 r., skłonić powinna do redefinicji pojęcia elita polska. Jest to tym bardziej pożądane, że następuje – mocno akcentowane w wypowiedziach takich myślicieli, jak zarówno wspomniany prof. Krasnodębski, czy prof. Ryszard Legutko – historiograficzne uznanie faktycznej zagłady narodowych elit Polski w wyniku działań Niemców i Rosjan. Analizując więc przyczyny i przebieg owego „końca paradygmatu romantycznego”, w rozumieniu myślenia w pierwszej kolejności o Ojczyźnie, nie sposób zapomnieć o tym, że takie pronarodowe, propaństwowe postawy były całkowicie obce ludziom, których za elitę uznali komuniści. W innym przypadku byłaby to bowiem – przy założeniu, że dyskutujemy poważnie, tj. uznajemy logikę pojmowania rzeczywistości – oczywista sprzeczność. Komunizm nie był jedną z iluś cech polskiego myślenia, w latach 1944 – 1989 nie było w Polsce wojny domowej. Porządek PRL oraz ludzie go tworzący i stojący na jego czele to był ewidentny rak, chory, jawnie zewnętrzny byt. Stąd i wszystko, co ten porządek wytworzył, także jego elity, w sensie przydatności dla budowy polskiej tożsamości, to twory patologiczne. Jeśli przeto, po 1989 r., (przy)gasła polska świadomość narodowa, to w równym stopniu, jak – skądinąd po latach faktycznego materialnego ubóstwa zrozumiałego – przejścia „na pozycje” konsumpcjonistyczne, był to również efekt tego, że, gdy zabrakło elity, jej rolę i zadania musiałaby przejąć reszta społeczeństwa. To, rzecz jasna, było niemożliwe. To z czym mamy dziś do czynienia, a czego doświadczaliśmy i wcześniej, chociażby w 2005 r., w tym kontekście, to są zjawiska niezwykłe. Oto bowiem ujawniają się zarówno emocje, jak i realne działania pokazujące ogromne nie tylko przywiązanie, to słowo przy tym odniesieniu jest za słabe, ale – miłość do Ojczyzny. Płacz nie jest tu może istotnym kwantyfikatorem (choć w sferze emocjonalnej jednoznacznie pokazującym różnice podejść), ale cechy, skala i cele integrowania się Polaków, z którym mamy dziś do czynienia, również w wymiarze czysto fizycznym, wspólnego ze sobą przebywania, wydają się nie mieć absolutnie precedensu w historii Polski po 1989 r. Jedynym, ostatnim w historii, zjawiskiem, które – w mojej ocenie – sytuuje te przejawy życia zbiorowego Polaków na wspólnej płaszczyźnie, to powstanie Solidarności i narodowy opór przeciw komunistom w latach 80-ych XX w. I, żeby była jasność, mówimy tu o integrowaniu się – w atmosferze wykreowanej przez aktualnie rządzący obóz władzy politycznej i ideologicznej – wokół takich pojęć, jak prawda o tragedii smoleńskiej, suwerenność państwa, obrona wolności słowa, posługiwanie się zasadami etycznymi w polityce, czy wreszcie rozwój gospodarczy Polski.

Obserwując rozwój – i uczestnicząc w nim – społecznego, coraz szerszego, rozbudzania się w Polakach potrzeby zaangażowania w obronę polskiego dziedzictwa, nie można jednak nie wskazywać na potencjalnie ryzyka, które te zjawiska ze sobą niosą. Ryzyka, które – o czym za chwilę – możemy przekuć na wspólne dobro.

Charakterystyczną cechą polskiego postkomunizmu była próba likwidacji historii. Były dwojakie korzenie tej tendencji: tożsamość osób i tożsamość losów. Likwidacja historii była oczywiście w bezpośrednim interesie formacji, która rządziła w okresie PRL- u, i tu występuje tożsamość osób. Co do drugiej formy tożsamości (…) mówiłem o procesie kooptacji po 1989 roku do systemu postsolidarnościowego najpierw ludzi służb, potem niezwiązanych ze służbami ludzi partii, a następnie odwrotnie – ludzi „Solidarności” do tamtych, co nastąpiło po pierwszym przejęciu władzy przez postkomunistów, a później po zwycięstwie Kwaśniewskiego. W tamtym procesie element historii rodzinnej odgrywał olbrzymią rolę: solidarność z przodkami, tak bym to określił. Chociaż oczywiście to nie był jedyny czynnik. Ważne też były pieniądze oraz bezradność w obliczu konieczności sprawowania władzy, co sprawiało, że trzeba było sięgać po pomoc ludzi dawnego systemu. A to się szybko przemieniało w przyjaźń, zażyłość i zmianę systemu lojalności.*** Te słowa Śp. Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego chciałbym w tym miejscu przywołać nie tylko z uwagi na ich celność. Wypowiedział je człowiek, który, jak mało kto w dzisiejszych czasach, zasłużył sobie na miano obrońcy polskich autorytetów. Człowiek, który – na pewno przynajmniej od teraz, po swojej tragicznej śmierci – sam stał się autorytetem. W latach swojej pracy dla Polski, w sposób niezłomny i głęboko przemyślany, dawał świadectwa skutecznej walki o przywracanie polskiej pamięci ludzi, dzieł i czasów pięknych z historii Polski. Muzeum Powstania Warszawskiego, PRZYPOMINANIE O ZAPOMNIANYCH – urealniane w honorowaniu tych Bohaterów najwyższymi polskimi odznaczeniami, inicjatywa uczczenia świętem państwowym żołnierzy walczących od roku 1944 z komunistycznym okupantem. To pewnie tylko namiastka przykładów. Robił to w latach, które – zgodnie z przywołanymi powyżej Jego słowami – cechowały się radykalnie odmiennym wektorem pojmowania istoty polskiego dziedzictwa narodowego. Dał dowód możliwości działań. Rzecz jest to bowiem pierwszorzędnej wagi. Dotyczy nadania – budzącej się powoli – polskiej świadomości głębi i prawdziwości, rozumianych jako zakorzenienie w realiach, ale i imponderabiliach. Kreacja prawdziwych autorytetów, choć w rzeczywistości jest to przecież tylko Ich przypominanie, jest tego tak symbolicznym, jak i wizualnym przejawem. Pisząc wcześniej o ryzykach, które mogą się pojawić (pojawiają się?) w warunkach zmian postaw Polaków na bardziej lub wprost patriotyczne, miałem na myśli właśnie powierzchowne, a czasem wręcz na granicy infantylizmu, rozum(k)owanie na temat przyczyn własnej obecności w sytuacjach, nazwałbym to, „ewidentnie patriotycznych”. Potrzebna jest świadomość nie tylko samego istnienia autorytetów, ale również konstytutywnego Ich wpływu na nasze codzienne życie. Niezbędna jest dlatego wiedza i świadome przekonanie, że dokonaliśmy wyboru takich – cechujących autorytety – a nie innych wartości. Takie przekonanie organizuje ludzi i ich wybory nie tylko w sposób przemyślany, ale jest istotnym przyczynkiem do formowania narodu jako prawdziwego partnera w relacjach międzynarodowych. Powstaje wtedy nie tylko więź z tym, co za nami i z czego wyrośliśmy, ale także – właśnie w oparciu o tę więź – świadome formułowanie potrzeb polskiego interesu narodowego.

Jest jednak jeszcze druga perspektywa opisywanych tu zmian i działań takich, jakie podejmował Śp. Nasz Prezydent, czy podejmuje Instytut Pamięci Narodowej. To zagadnienie (od)tworzenia elit. Należy pamiętać, że – jak wspomniałem wcześniej – rzeczywistość historyczna była straszna. Wymordowanie polskiej inteligencji przez obydwu okupantów miało przynajmniej dwa wymiary. Andrzej Bobkowski, w "Szkicach piórkiem", dziele o niezwykłej wartości profetycznej, pisał w Paryżu 15 kwietnia 1943 r.: (...) Niemcy odkryli i odkrywają coraz to nowe groby masowe, wypełnione po brzegi trupami naszych oficerów. (...) Jako Polak jestem na każdym kroku zapytywany przez sceptycznie i niedowierzająco nastawionych do tego Francuzów. Bo Francuzi nie n i e wierzą, lecz nie c h c ą uwierzyć, uważając to za chwyt propagandy niemieckiej i posuwając swą "niechęć do uwierzenia" do twierdzenia, że to sami Niemcy wymordowali tych ludzi. Na pytania odpowiadam krótko: "Nie mam żadnych obiektywnych powodów, aby nie wierzyć, że zrobili to Rosjanie". Jestem od pierwszej chwili przekonany, ze jest to istotnie robota GPU. Gdy myślę nad tym, mam uczucie, że od miesięcy już oczekiwałem jakby jakiegoś takiego coup de théâtre. Nie ma we mnie żadnego uczucia niespodzianki - wprost przeciwnie - poczucie, że to jest właściwie normalne, że jest w tym konsekwencja, rozwijająca się wolno jak nitka z tego samego kłębka już od wielu miesięcy. Ustosunkowanie się Rosjan do Polski, pomimo wszystkich dyplomatycznych krętactw, jest wrogie. Do dziś dnia rząd polski nie może załatwić sprawy deportowanych do Rosji, nie może doszukać się ludzi. Wymordowanie tysięcy oficerów polskich nie byłoby niczym wyjątkowym. Wprost przeciwnie - niewymordowanie ich byłoby raczej dziwne. Jest to unicestwienie części polskiej inteligencji, o której Rosja wie, że nigdy nie zechce ona pogodzić się z programem komunistycznym. Katyń, to po prostu wykonanie jednego z punktów programu, który przygotowany jest dla Polski.**** Polska elita dla nazizmu i komunizmu stanowiła realne zagrożenie, stąd – ale także z przyczyn ideologicznych lub rasowych – została skazana na biologiczne unicestwienie. I Katyń oraz niemieckie działania o kryptonimach Tannenberg (wrzesień 1939), Sonderaktion (listopad 1939) i Außerordentliche Befriedungsaktion (wiosna – lato 1940) są tu, symbolicznie przykładowymi, strasznymi dowodami tego wymiaru. Obok jest wymiar drugi, immanentny dla rozumowania okupantów: brak elit to degeneracja reszty społeczeństwa. Naród skupia się wokół pewnych symboli, ale duchowymi opiekunami tychże są członkowie elity narodowej. W warunkach (pół)niewolniczego traktowania ludności, ważnym stają się zupełnie atawistyczne potrzeby, na czele z fizycznym przetrwaniem, dlatego nikt nie będzie wtedy o symbolach pamiętał, zwłaszcza, że też nikt o tych symbolach nie będzie już mógł przypominać.

Odrzucając taki ahistoryczny nonsens, jak to, że po komunizmie pozostała jakaś elita, staje się jasnym, że Polska elitę musi dopiero odtworzyć, a właściwe – stworzyć ją na nowo w oparciu o wartości, którym służyli bohaterowie przemilczani wcześniej, a teraz – dzięki staraniom wielkich mężów stanu, Śp. Naszego Prezydenta, Śp. Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki, Śp. Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego i wielu, wielu innych, w tym także poległych 10 Kwietnia – przywracani narodowi. Symbolika musi być na powrót przywołana ludzkiej pamięci, ale symbolika ta musi być również opisana. I to jest rola nowej elity.

Dlatego należy podejmować takie działania, jak te, które realizuje IPN. Dlatego trzeba szukać grobów takich bohaterów, jak przywódcy IV Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN: ppłk. Łukasz Ciepliński, mjr Adam Lazarowicz, Mieczysław Kawalec, kpt. Franciszek Błażej, Józef Rzepka, Karol Chmiel, Józef Batory. Data Ich zamordowania, po barbarzyńskim trwającym 3 lata śledztwie, 1 marca 1951 r., stała się symboliczną datą uhonorowania Wszystkich Żołnierzy walczących o wolną Polskę od 1944 r.

Przez groby rozmawiamy z przeszłością. Groby to przejaw naszej ludzkiej wrażliwości. Groby to nigdy koniec, bo groby tworzą żyjący.

Taka jest nasza historia. I nic tego nie odwróci. Bo i nie chcemy, MY, tego odwracać.

* Zbigniew Herbert, Wiersze zebrane, opracowanie edytorskie: Ryszard Krynicki, Wydawnictwo a5, Kraków 2008, s. 37

** Zdzisław Krasnodębski, Nie będzie Polaków bez Polski, w: Już nie przeszkadza. Szkice polityczne III, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2010, s. 101

*** Łukasz Warzecha, Lech Kaczyński ostatni wywiad, Wydawnictwo Prószynski i S-ka, Warszawa 2011, s. 116

**** Andrzej Bobkowski, Szkice piórkiem, Towarzystwo Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu i Wydawnictwo CiS, Warszawa 1997, s. 403

O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.

 

Brak głosów

Komentarze

Warszawa 1920. Katyń 1940, odhołowienie, te wszystkie Sonderaction Krakau i Tannenberg i pozostałe. Mają jeden mianownik wspólny. Elity zniszczono a elyty, to tylko destrucja Polski.. Przez lata i to wciąż trwa. ... Groby, Przeszłość. To Nasze Życie.To Historia Naszego Narodu. I To Nasza Przyszłość.
To Przyszłość Polski. I nikt tego nam nie da za nic.
O TO trzeba zawalczyć. Czyli kontynuować Dzieło Zamordowanego Prezydenta i Pozostałych Ofiar Tej Wizyty, na Grobach Ofiar Katynia. Wizyty Która nie znalazła spełnienia, a Polsce przysporzyła tylko Nowych Grobów... I Morze Nowych Słonych Łez.
Jak to jest, że ja wciąż widzę Twarze Tych Wszystkich, których już nie ma prawie rok? Widzę Ich jakby wciąż żyli... I wciąż
Byli wśród nas. Czy ja jestem chory ?

Vote up!
0
Vote down!
0
#147443