Bo to jest jak wojna. To powinna już być wojna.

Obrazek użytkownika Warszawa1920
Kraj

Gdy w sierpniu i we wrześniu 1939 r. II Rzeczpospolita stanęła w obliczu niezwykle dynamicznie rozwijającej się współpracy pomiędzy komunistyczną Rosją i nazistowskimi Niemcami, było już za późno na efektywną politykę. Pozostała bohaterska, ale jedynie – obrona. Nie podjęcie idei wojny prewencyjnej przeciwko Niemcom, branej pod uwagę przez Marszałka Józefa Piłsudskiego w pierwszej połowie lat 20 XX w., zemściło się. Nie wykorzystana, po raz kolejny w historii Polski, szansa na uderzenie wyprzedzające na przeciwnika czasowo słabszego od nas, ale o wyraźnie wrogich zamiarach na przyszłość, odwróciła się w sytuację, w efekcie której Polska realnie stanęła na granicy biologicznej zagłady.

Wiosna 2011, czas będący funkcją 10 Kwietnia, ale też tego, co spadło na Polskę po jesieni 2007, pokazuje, że nawet czas semantycznej „bez - wojny” może dla państwowości polskiej oznaczać sytuację dramatyczną. Piszę do Polaków, którzy obecną rzeczywistość nie tylko doskonale rozumieją, ale potrafią ją także analizować i wysnuwać na tej podstawie wnioski. Nie będę więc powtarzał opisu status quo. Wielokrotnie to było, i wciąż jest, także tu na Niepoprawnych, czynione. Nie muszę przeto tłumaczyć, że naród polski znalazł się na takim etapie swojego rozwoju, że – bez cienia przesady – możemy zaryzykować tezę o wyborze pomiędzy „przetrwać w swej istocie i z własnym duchem” a „zostać miazgą bez idei i ducha w obcym i przysposobionym ciele”.

Jest cały szereg zjawisk składających się na dramatyzm stanu Polski. Z reguły mają one wspólny mianownik w postaci jedynie obowiązującej po 1989 r. idei rzekomo nowoczesnego społeczeństwa, idei wyzutej z cech narodowych, pozbawionej elementów polskiej tradycji, z przekreślonym historycznym dziedzictwem, w to miejsce zaś wyposażonej w dogmat nowozdefiniowanego kanonu tzw. kultury oraz całkowicie zmieniony model człowieka świadomego. Politycznie - idei aktualnie urealnionej w rządach PO.

Ta pseudofilozofia życia i rządzenia jest zaprzeczeniem wszystkiego, co dotychczas miało źródło w polskiej tradycji i kierunkowało obywatelskie myślenie Polaków. Powiedzieć o tej wizji, że jest nacechowana cynizmem, arogancją, prymitywizmem, skrajnym egoizmem, to nie tyle powiedzieć za mało, to – opisać ledwie codzienność działań i myśli ludzi tą wizją kierowanych. Przyznam szczerze, że – dla mnie – gdyby te cechy wyczerpywały katalog „życiowych wskazań” owych ludzi, nie byliby oni specjalnie groźni. Powiem więcej: w szeregu zachowaniach nie odróżnialiby się niczym szczególnym od „działaczy” publicznych z wydawałoby różnych od nich środowisk.

Istotą jest tu to, co wewnątrz. A wewnątrz jest – w przypadku tego sposobu myślenia – całkowita negacja polskiej podmiotowości oraz kompletne ignorowanie już nie tylko takich determinujących życie narodu imponderabiliów, jak wolność i niepodległość, ale nawet odrzucanie znaczenia suwerenności traktowanej bardzo wąsko, zaledwie w kategoriach prawnomiędzynarodowych. Taka postawa prowadzi bezpośrednio do działań i zaniechań niszczących polską państwowość, tym samym zaś – degenerujących jakość życia obywateli. Z uwagi na skrajnie amoralny charakter, tak samo skrajne są narzędzia wybrane do realizacji tejże wizji.

Pierwszym chronologicznie z tych narzędzi stało się kłamstwo, zmienione już nie, jak za PRL, w kluczowy środek propagandy, ale wręcz w instytucję o charakterze ontologicznym, także prawnym, administracyjnym, a wreszcie i medialnym. Kłamstwo, stało się, można rzec, upaństwowione (w rozumieniu „ich” państwa). Kłamstwo zastąpiło wszelką debatę publiczną, wszelką rozmowę „narodu z władzą”. Na kłamstwie jednak nie poprzestano, także z uwagi na współczesne możliwości komunikowania się ludzi, a przede wszystkim ich aktywność łamiącą granice „nowego porządku”. Podjęto działalność bezpośrednią. Bezpośrednio godzącą w ludzi, idee i instytucje o innych kryteriach wartości. Cele zostały tu osiągnięte: wielu spośród TYCH NAJWAŻNIEJSZYCH już nie ma wśród żywych, idee zostały wyparte do faktycznego podziemia, zaś instytucje spacyfikowane.

Równocześnie podjęto się zadania kompletnego rozbrojenia gospodarczego Polski. Zabiegi na tym polu działań prowadzone są z tak olbrzymim zaangażowaniem, że jego skalę możemy przyrównać wyłącznie do skali pasywności w obronie polskiej racji stanu na arenie międzynarodowej. Zaangażowanie to – należy wyraźnie podkreślić – ma jeden geograficzny kierunek, czasami kierunki geograficzne są dwa, obydwa jednak mają te same polityczne wektory. PO, przy tym, w swym poświęcaniu kolejnych segmentów polskiego interesu narodowego Rosji, wydaje się być jeszcze bardziej cyniczna i bezwstydna niż postkomuniści, którzy swoje działania, w istocie tożsame z aktualnym serwilizmem PO, starali się przynajmniej ukrywać, choć tak, jak w przypadku PO – sprawa dotyczyła wtedy i przywódców postkomunistycznych.

Wyjątkowego znaczenia, w tym kontekście, nabiera to, co się dzieje pod rządami PO/PSL z polską energetyką i jej bezpieczeństwem. Przyczynkarsko pisałem już o tym (http://niepoprawni.pl/blog/3973/agenci-wplywu-i-dzialacze-bezposredni-jeden-dzien-z-zycia-wicepremiera-pewnego-postkolonia). (Na marginesie dodam jedynie, że „przygotowywanie” Enei do „dalszych działań” nie skończyło się 31 marca br.: dziś, tj. 8 kwietnia br. kurs akcji tego giganta energetycznego wynosił na zamknięcie 19,50 PLN, notując nieznaczną zwyżkę po rozpoczętym owego 31 marca okresie utrzymywania się w trendzie spadkowym.) Sprawa jest jednak na tyle ważna, że temat należy kontynuować.

Nie ma na świecie państwa, które – chcąc pełnić podmiotową rolę na arenie międzynarodowej – pozbywałoby się wpływu na żywotne elementy życia zbiorowego tych państw. Nie ma państwa, w tym gronie, które nie zachowałoby kontroli (czy to poprzez prywatny, ale rodzimy kapitał, czy – wprost udział w akcjonariacie) nad sektorem energetycznym. PO, wierny kontynuator działań postkomunistów, chce takim innym niż wszystkie państwem uczynić Polskę. I ten plan realizuje. Umowa z Gazpromem i okoliczności towarzyszące jej podpisaniu (wymuszona zmiana zarządu EuRoPol Gaz S.A. i w efekcie umorzenie Rosjanom ponad 1 mld PLN długu, uzależnienie Polski od rosyjskich dostaw przynajmniej do 2022, skrajnie niskie stawki za tranzyt gazu przez Polskę, powiązane z mechanizmem trwałego zablokowania zysku za tranzyt na jednym poziomie, niekorzystny model cenowy za gaz dla Polski przy nieracjonalnym zwiększeniu limitu dostaw, etc) to drugi etap. Pierwszym była całkowita rezygnacja już nawet nie z polityki zablokowania projektu budowy gazociągu Nord Stream, ale z przynajmniej zabezpieczenia interesów Polski w strefie podejść portu w Świnoujściu. Takich etapów jest przy tym znacznie więcej, przykładem chociażby wspomniana powyżej sprawa Enei. Wydaje się jednak, że krytyczna masa całego planu uprzedmiotowienia Polski, a nazywając rzeczy po imieniu: zdrady i zniszczenia polskiej racji stanu, zawarta jest w pomyśle sprzedaży akcji Lotosu. W warunkach polskich nie ma rodzimego kapitału, który mógłby kupić owe akcje i zarazem dawałby gwarancje – tak polityczne, jak i biznesowe – na zabezpieczenie naszych interesów ekonomicznych w obszarze ciągłości dostaw na rynek produktów ropopochodnych. Już więc sam pomysł sprzedaży takiej własności Skarbu Państwa musi budzić czujność, abstrahując nawet od wyceny tej własności (skądinąd również bardzo „tajemniczo” niskiej, jeśli weźmie się pod uwagę jeden z najwyższych w Europie potencjałów technologicznych i unikalny know – how tej spółki). Zastanówmy się więc nad szczegółami i okolicznościami tegoż pomysłu.

Tzw. prywatyzacja Lotosu, formalnie już rozpoczęta 30 października 2010 r. zaproszeniem do negocjacji, jakie do inwestorów skierowało Ministerstwo Skarbu Państwa, jest aktualnie w fazie oczekiwania na wstępne oferty na nabycie 53,19% kapitału spółki. MSP przesunęło termin negocjacji na 27 kwietnia br., równocześnie twierdzi się (w tym i Tusk), że wybór inwestora nastąpi nie wcześniej niż w 2012. (Zobaczymy ….) Lista oficjalnych potencjalnych zainteresowanych nie jest znana, wg źródeł amerykańskich z poważnych podmiotów należy oczekiwać ofert takich firm, jak rosyjski Gazprom Nieft, rosyjsko - brytyjski TNK-BP Holdings, węgierski MOL, w Polsce wymienia się również kolejną spółkę z Rosji – Rosnieft. Co najważniejsze, przypuszczenia odnośnie przedstawienia ofert przez firmy rosyjskie graniczą z pewnością, że faktycznie do tego dojdzie. Takie informacje bowiem przekazały najwyższe władze Rosji, na czele z prezydentem Miedwiediewem (zresztą podzielił się nimi w Polsce). Przyjrzyjmy się więc pokrótce owym firmom z Rosji:

1) Gazprom Nieft

Spółka całkowicie kontrolowana przez Gazprom, stanowiąca front ropy naftowej (eksport do blisko 50 państw świata) tego gazowego ministerstwa spraw zagranicznych Rosji, jakim jest spółka – matka. W 2004 r. Gazprom próbował przejąć aktywa Jukosu – likwidowanego rękami Putina – by również w produkcji ropy naftowej osiągnąć absolutny monopol, właśnie swej spółce – córce chcąc następnie przekazać te aktywa. Zwycięską hieną w tym starciu okazał się jednak Rosnieft, choć Gazprom uzyskał na ten cel, zorganizowany na rynkach bankowych świata przez Deutsche Bank (!!!), kredyt o wartości nawet 10 mld dolarów. Według oficjalnych rosyjskich czynników (minister energetyki), Gazprom Nieft planuje ofertę przedłożyć wspólnie z największym rosyjskim gigantem naftowym, firmą Rosnieft.

2) Rosnieft

Największy producent ropy naftowej w Rosji, spółka całkowicie kontrolowana przez Kreml. Jest klasycznym przykładem quasi – kapitalistycznej spółki, faktycznie służącej globalnym interesom Moskwy i dosłownie zarządzanej przez rządowych nominatów (odpowiedzialny za rosyjską energetykę wicepremier Igor Sieczyn jest szefem rady dyrektorów Rosnieftu). Firma jeszcze kilka lat temu była słabym, bliskim bankructwa, prowincjonalnym przedsiębiorstwem, została jednak wykorzystana w wewnętrznej walce politycznej pomiędzy strukturami władzy w Rosji i – kosztem, o czym wyżej, Gazpromu – przeniesiono na nią aktywa ówczesnego giganta naftowego, prywatnej firmy Jukos, zniszczonej z woli Putina. Michaił Chodorkowski do dziś wraz z Płatonem Lebiediewem wegetują w łagrze, zaś Rosnieft rozszerza swą potęgę, korzystając z opieki Kremla. Bardzo ciekawie o przejęciu Jukosu, podając wiele szczegółów i okoliczności tych wydarzeń, prawdziwie obrazujących filozofię rządzenia Putina, pisze Robert Amsterdam (http://www.robertamsterdam.com/polska/2008/01/rosnieft_reaktywacja.html, tamże szereg dalszych odniesień). Rosnieft jest niezwykle silnie infiltrowany przez rosyjskie tajne służby. Wiceprezesem spółki jest Rezo Tursunow, generał FSB. W radzie dyrektorów Rosnieftu zasiada między innymi Nikołaj Tokariew, przypuszczalnie znający się z Putinem w czasach służby w sowieckim wywiadzie KGB, a będący dziś generałem wywiadu cywilnego SWR. Niedawno skierowany został do spółki, w charakterze doradcy prezesa i człowieka odpowiedzialnego za projekty międzynarodowe (!), jeden z 11 złapanych w USA (i wymienionych na 4 agentów amerykańskich) szpiegów Rosji. Innym doradcą (Sieczyna) w Rosniefcie jest Andriej Patruszew były (?) wysoki funkcjonariusz FSB (prywatnie syn szefa FSB Nikołaja Patruszewa).

3) TNK-BP Holdings

Firma stworzona przez rosyjskich miliarderów (Michaił Fridman, German Chan, Wiktor Wekselberg i Len Bławatnik) oraz brytyjską spółkę BP. Chociaż jest jednym z największych w branży podmiotów na rynku Rosji, ma dosyć niestabilną pozycję. Wynika to po części z wewnętrznych sporów pomiędzy udziałowcami, po części zaś także (prawdopodobnie) zakamuflowanych działań Kremla, chcącego wyeliminować rywala takich firm, jak rządowe Rosnieft, czy Gazprom Nieft. Firma znalazła się również w bardzo ostrym sporze prawnym właśnie z Rosnieftem, który zawiązał sojusz bezpośrednio z BP. W planach tego sojuszu była m. in. wzajemna wymiana akcji o łącznej wartości 16 mld dolarów oraz podjęcie wspólnej eksploatacji gigantycznych złóż gazu ziemnego i ropy naftowej na rosyjskim szelfie kontynentalnym arktycznego Morza Karskiego. TNK-BP skierowało sprawę do londyńskiego sądu, argumentując, że posiada w umowie założycielskiej wyłączność na współpracę z BP na obszarach Rosji i Ukrainy. Sąd w Londynie, przed przedłożeniem sprawy niezależnemu arbitrażowi gospodarczemu, podzielił stanowisko TNK-BP i zakazał wymiany akcji oraz wspólnych inwestycji BP i Rosnieftu w Arktyce. Arbitraż w Sztoholmie podtrzymał ten zakaz, przedłużając go do odwołania. Sprawa jest wielce interesująca z uwagi na możliwość użytecznej obserwacji poczynań rządu Putina wobec międzynarodowych rozstrzygnięć prawnych. Należy bowiem wiedzieć, że strategiczne porozumienie BP i Rosnieftu Putin poparł osobiście, zaś jego prawa ręka, wicepremier Sieczyn, inicjował element tego porozumienia, jakim miała być wymiana akcji. Rzecz wiąże się i z potencjalnie możliwą – w efekcie orzeczeń sądów europejskich w sprawie nielegalności działań Kremla wobec Jukosu – falą roszczeń finansowych kierowanych przez byłych akcjonariuszy tej spółki pod adresem władz Rosji. Umowa z BP mogłaby, w tej sytuacji, mówiąc oględnie – legalizować transakcje przejęcia przez Rosnieft akcji Jukosu, zaś określając rzeczy po imieniu: czyniłaby z tej brytyjskiej firmy pasera, zaś z samego porozumienia – pralnię pieniędzy. Wreszcie, w aktualnej strategii Rosji Rosnieft ma pełnić rolę analogiczną, jak Gazprom na rynku gazu. Do mariażu z BP przywiązywano stąd na Kremlu olbrzymią wagę, gdyż w jego ramach miało także dojść do częściowego przejęcia aktywów paliwowych BP w Niemczech (w tym rafinerii niedaleko Szczecina), z którymi Putin układa nowy porządek energetyczny Europy.

W odniesieniu do prywatyzacji Lotosu należy zauważyć, że Rosjanie – poza wszystkim – mają również bardzo ściśle zdefiniowane biznesowo, żeby nie powiedzieć – technicznie, interesy w zapewnieniu sobie kontroli nad rafinerią gdańską. Otóż, jak sugerował rosyjski dziennik "Wremia Nowostiej", pozyskanie przez któryś z tamtejszych koncernów potencjału przetwórczego oraz logistyki przesyłu Polski mogłoby dopełnić konstrukcji nowej naftowej magistrali łączącej Rosję z Europą Zachodnią. W sprawie tej chodzi o, z jednej strony (Rosji), polityczne bezpieczeństwo rosyjskiego przesyłu ropy na zachód, z drugiej zaś – korzyści finansowe, które może odnosić Polska z tranzytu tej ropy. Rosjanie prowadzą bardzo zintensyfikowane inwestycje w sieciach dystrybucyjnych, chcąc uniezależnić się od dotychczasowych ścieżek tranzytowych przez Białoruś, Polskę i Ukrainę. Ucierpi na tym rurociąg „Przyjaźń” – wg Wikileaks jedyny strategiczny z punktu widzenia Amerykanów obiekt w Polsce – gdyż właśnie budowana przez Rosję infrastruktura pierwszej nitki tzw. BTS-2 (druga część Bałtyckiego Systemu Rurociągowego) może przekierować tranzyt z lądu poprzez Białoruś i polski odcinek „Przyjaźni” na formułę dystrybucji Bałtykiem via port w Ust – Łudze pod Petersburgiem np. do, właśnie, Gdańska. Zakładając przejęcie przez Rosjan Lotosu, taki scenariusz to dla Polski, która straci panowanie nad polityką rafinerii gdańskiej i stanie się właścicielem bezużytecznej magistrali „Przyjaźn”, wyłącznie generator strat. (więcej: http://www.deon.pl/wiadomosci/biznes-gospodarka/art,1051,rosjanie-zainteresowani-kupnem-grupy-lotos.html; http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/wydarzenia/gazprom-nieft-potwierdza-zainteresowanie-lotosem,8062,1)

Mówiąc o Lotosie należy również pamiętać, że wszystko to wiąże się i z największym polskim koncernem naftowym, PKN Orlen. Nie jest on przecież zaopatrywany w surowiec z Księżyca, ale przez Rosjan i także przez port w Gdańsku. Co się wydarzy w efekcie prywatyzacji rafinerii gdańskiej, z całą pewnością wpłynie też na sytuację w Płocku. Trudno sobie bowiem wyobrazić, żeby Rosjanie, mając bezpośrednią władzę nad Lotosem i monopol dostaw do Orlenu, nie prowadzili polityki opartej na bezwzględnym egzekwowaniu tych przywilejów.

Rozpatrując potencjalne warianty, należy uznać, że najpewniejszym jest przejęcie kontroli nad Lotosem przez strategicznie połączone w tej inwestycji Rosnieft i Gazprom Nieft, choć wariant TNK-BP również może mieć „skuteczny marketing”. Dwie pierwsze spółki to de facto ministerstwa kremlowskie, nie tylko korzystające z „opieki” rządu, ale wprost wpływające na jego politykę energetyczną. W Rosniefcie Moskwa pokłada olbrzymie ekspansjonistyczne nadzieje, Gazprom zaś od lat jest w natarciu, także w obszarze wydobycia ropy, dla której musi szukać nowych rynków. TNK-BP z kolei mogłaby dla Kremla być wygodnym narzędziem propagandowym: spółka niby mniej związana z rządem Rosji, w połowie stanowiąca własność kapitału brytyjskiego (więc – cywilizowanego). Oczywiście, faktycznie mechanizm byłby zupełnie odwrotny, tzn. Brytyjczycy, raz - nauczeni „zasadami” prowadzenia biznesu w Rosji (np. aktualny prezes BP, gdy kilka lat temu pełnił funkcję prezesa TNK-BP, oprócz innych szykan ze strony władz rosyjskich, został skazany zaocznie przez sąd na zakaz kierowania spółkami z powodu … braku osobistego dopilnowania, by kilkanaście tysięcy pracowników zapoznało się z regulaminem pracy!), dwa - znajdujący się po katastrofie ekologicznej w Zatoce Meksykańskiej w defensywie, zapewne nie wtrącaliby się w strategię działania w Lotosie, zaś część rosyjska szybko okazałaby się mniej lub bardziej zakamuflowanym realizatorem polityki decydentów kremlowskich.

W aktualnym stanie rzeczy, tj. kierowania prywatyzacją Lotosu przez PO, przejęcie tej spółki przez Rosję jest pewne. Ważne są tu nie wypowiedzi takich osobników, jak Tusk, czy Grad, ich słowa mają znaczenie zeszłorocznego śniegu; decydujące dla oceny sytuacji są głosy samych Rosjan, takie jak prezydenta Miedwiediewa (Jesteśmy zainteresowani tym, żeby rosyjskie spółki inwestowały w Polsce.), czy wicepremiera Sieczyna (Istnieje również plan polskich władz co do prywatyzacji kilku spółek ropy naftowej. Jeśli te plany zostaną zrealizowane, to spółki rosyjskie będą mogły otwarcie, w sposób rynkowy, wziąć udział w realizacji tych planów i wykazać swoją skuteczność.).

Dla Rosji to zapewne jest jedna z wielu ofensyw dyplomatycznych i biznesowych, dla Polski to – walka o przetrwanie jako państwa podmiotowego.

Stajemy więc w obliczu swoistej wojny; swoistej, bo – przynajmniej na razie – bez starcia zbrojnego, ale jednak wojny, gdyż na końcu znajdzie się odpowiedź na pytanie najważniejsze: Czy żyjemy we własnym państwie?

Dziś tę wojnę Naród musi podjąć samodzielnie, gdyż – w przeciwieństwie do sytuacji w 1939 r. (co zresztą przez lata było całkowicie zakłamywane przez komunistów) – jest zupełnie pozbawiony nie tylko suwerennych i wolnych, ale także i choćby po ludzku odważnych przywódców. Przewaga jaką, jako Naród, posiadamy nad naszymi wrogami jest taka, że znamy etapy tej wojny. To są przede wszystkim jesienne wybory do parlamentu, ale to będą również działania wcześniejsze:

  • czczenie rocznicy 10 Kwietnia – 10 kwietnia 2011 i w kolejnych miesiącach,
  • zaangażowanie w kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości,
  • opór wobec inicjatyw społecznych i medialnych PO,
  • popieranie, choćby przez oddanie swojego głosu, różnych petycji i akcji protestu wobec działań PO, wymiaru sprawiedliwości, czy mediów reżimowych,  
  • publiczne zadawanie PO pytań w sprawach polskiego interesu narodowego,
  • publiczne ujawnianie i wyśmiewanie przykładów indolencji intelektualnej liderów PO,
  • eksponowanie swojego patriotyzmu (choćby np. zapalony znicz, polska flaga) w sytuacji wspomnień dzieł i dat z życia i śmierci Papieża oraz takich świąt, jak 3 Maja, wybuch Powstania Warszawskiego, czy zwycięstwo w 1920 r.,
  • wspieranie wolnych mediów poprzez np. kupowanie „Gazety Polskiej”, „Arcan”, czy „Gazety Warszawskiej”, ale też niezależnych publikacji książkowych,
  • ignorowanie mediów reżimowych (np. poprzez nie kupowanie prasy reżimowej, typu „GW”, „Wprost”, „Polityka” i „Przegląd”, czy nie branie udziału, i publiczne ogłaszanie tego, w „rozmowach” z takimi ludźmi, jak Niesiołowski, czy Pitera)
  • i zapewne wiele, wiele innych.

To będzie nasza nauka i nasza praca, nasz rozwój, nasze zaangażowanie społeczne, nasze publiczne wypowiedzi i działania.

O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.

Brak głosów