Wielkie oszustwa jeszcze większe zdrady

Obrazek użytkownika Jadwiga Chmielowska
Historia

Ślązacy na próżno czekali na obiecany w pisemnym rozkazie Wojciecha Korfantego odwołującym powstanie, sygnał do wybuchu powstania, który miał nadejść do 15 maja 1919 r. W kwietniu w ostatniej chwili odwołał on wybuch powstania ogłoszony przez Komitet Wykonawczy P.O.W. W maju nastąpiły aresztowania. Zatrzymano między innymi Michała Wolskiego – Prezesa „Sokoła” Śląskich Kółek Śpiewaczych. Przeprowadzane były masowo rewizje np. J Bądkowskiego - byłego burmistrza Tarnowskich Gór, Józefa Michalskiego w Wodzisławiu. Żołnierze wpadali na zebrania towarzystw śpiewaczych, „Sokoła i innych stowarzyszeń polskich. Rewizje były przeprowadzane bardzo często nocami, by zwiększyć ich uciążliwość i przestraszyć najbliższą rodzinę.

Korfanty się zgadza na powstanie
Pod koniec maja dowiedziano się, że W. Korfanty jest w Warszawie. Natychmiast udała się tam ze Śląska delegacja. Józef Biniszkiewicz i Wiktor Rumpfeldt działacze PPS sympatyzujący z Piłsudskim i Adam Postrach z TG „Sokół” spotkali się z Korfantym w kawiarni na krakowskim Przedmieściu. W spotkaniu uczestniczyli również księża z poznańskiego Paweł Pośpiech i Józef Kurzawski. Gdy Korfanty znowu wysłuchał o konieczności walki zbrojnej rzekł: „Nie możecie wytrzymać, to róbcie powstanie i telegrafujcie: „Ciocia chora, ksiądz zaopatrzy o godzinie…”. Wracając na Śląsk delegacja zatrzymała się w Sosnowcu. Postanowili rozmawiać z Józefem Dreyzą, który po wstrzymaniu w kwietniu przez Korfantego wybuchu powstania organizowanego przez Komitet Wykonawczy P.O.W. z Bytomia, został namaszczony przez niego na odpowiedzialnego za sprawy wojskowe.
Komendanci powiatowi i dowódcy baonów nie mogąc się doczekać walki, jeździli do Sosnowca i naciskali na wydanie rozkazu rozpoczęcia powstania. Dreyza, gdy usłyszał w relacji z Warszawy o przyzwoleniu Korfantego na rozpoczęcie walk, zwołał na 20 czerwca 1919r. spotkanie komendantów w Piotrowicach.

Dyplomacja w Paryżu
W połowie czerwca 1919 r. dyplomaci polscy zaczęli w Paryżu ustępować pod naciskiem Anglii i Ameryki, które domagały się przeprowadzenia na Śląsku plebiscytu. Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że nic więcej nie wytargują. Do Paryża udała się delegacja Śląska. W składzie: inż. Stanisław Grabianowski z Katowic i redaktor Edward Rybarz z Bytomia – wysłannicy Podkomisariatu bytomskiego oraz Józef Rymer z Katowic – delegowany przez Naczelną Radę Ludową (NRL) z Poznania, a który reprezentował również polskie organizacje robotnicze Górnego Śląska.

Grabianowski i Rybarz przerażeni zgodą polskich dyplomatów na plebiscyt powiedzieli Ignacemu Paderewskiemu: „Górny Śląsk nie zapomni tego nigdy, tym polskim mężom stanu, którzy zgodzą się na zarządzenie plebiscytu” i natychmiast usłyszeli odpowiedź: „Jeżeli pada deszcz i biją pioruny, to ja temu nie jestem winien”. Gdy Rybarz przekonywał, że uzależnienie ekonomiczne i terror sprawiają, że na Śląsku w ostatnich tygodniach ludzie boją się już oficjalnie demonstrować polskość, Paderewski odpowiedział szczerze: „ Panowie! W zagranicznych kołach dyplomatycznych często spotykamy się z zarzutem, że Polacy mają imperialistyczne dążenia i plany. Jest przesąd, przeciwko któremu, zwłaszcza w ostatnich dwóch tygodniach walczyć musieliśmy, a uczyniliśmy to wytężeniem wszystkich sił. W tym kierunku dużo udało nam się zrobić, lecz wątpię, czy to wystarczy, ażeby od Górnego Śląska odwrócić to, co wy nazywacie niebezpieczeństwem, t. j. plebiscyt.”.

Byli zdruzgotani, wiedzieli, że pomimo znacznej przewagi ludnościowej plebiscyt skończy się krzywdą dla Polski. Trochę otuchy dały im słowa Paderewskiego, które wypowiedział na pożegnanie: „ Teraz już musicie jechać, tu już nic nie osiągniecie. Losy będą rozstrzygnięte na miejscu. Gdy przyjedziecie na Górny Śląsk, to tam już będą walki”. Wracali z ciężkim sercem tak jak XIX emisariusze, którzy też liczyli na pomoc europejskiej dyplomacji. Cieszyło ich jedynie to, że niektórzy członkowie polskiego przedstawicielstwa widzieli jeszcze ratunek dla Śląska – zbrojne powstanie.

Decyzja o powstaniu
Traf chciał, że red. Edward Rybarz wracając z Paryża jechał przez Piotrowice i trafił właśnie na zwołane przez Dreyzę spotkanie mające zadecydować o wybuchu powstania. W zebraniu tym wzięło udział około 40 osób. Obserwatorem z ramienia Komitetu Wykonawczego POW w Bytomiu był Adolf Lampner. Dreyza przewodniczył spotkaniu i wygłosił płomienne przemówienie, które zakończył słowami: „Dosyć tego marudzenia! Albo zaczynać z powstaniem albo skończyć z organizacją.” Zaczęła się dyskusja. Kapitan Zygmund Pisarski, przysłany z Poznania do pomocy POW, oficer carski, który szybko uciekł ze Śląska do Sosnowca i współpracował z Dreyzą zadawał trudne i dziwne pytania:

„Gdy rozpoczniemy wojnę z „Grenzschutzem, to czy uzyskamy aprobatę miarodajnych czynników? Co się stanie, jeśli Poznań nie przyjdzie nam z pomocą? Czy teraźniejszej ogromnej przewadze „Grenzschutzu” zdołamy skutecznie stawić czoła przy naszem niedostatecznym uzbrojeniu? Red. Rybarz zabrał głos. Zdał relację z pobytu delegacji w Paryżu i zakończył swe wystąpienie: „Spodziewałem się, ze powróciwszy na Śląsk zastanę was w walce z „Grenzschutzem” a wy tu przewlekle debatujecie nad pytaniem, czy ruszyć lub nie ruszyć! W Paryżu są zdania, że jedno tylko może uratować Śląsk, to jest akcja zbrojna przeciwko Niemcom. Uważam, że miałem obowiązek wam to powiedzieć.”

Alfons Zgrzebniok, Józef Buła i Adam Postrach zdecydowanie domagali się rozpoczęcia walk. Dreyza, który jeszcze przed wyjazdem w Sosnowcu mówił: „Ja tym chłopcom pokażę, jak się robi powstanie! Dam hasło do ruszenia, a gdy zacznę młócić, to po biodra będę brodził w krwi niemieckiej”, teraz spuścił z tonu i próbował blokować entuzjazm powstańczy krzycząc:„Hola! To nie idzie tak szybko, wszystko trzeba gruntownie rozważyć” – tak wyglądała relacja z tej narady złożona przez Lampnera w Komitecie Wykonawczym POW w Bytomiu.
Wtedy do akcji wkroczył Lampner zabrał głos w imieniu Komitetu Wykonawczego i zarządził osobną 20 min. naradę z Dreyzą i oficerami z Poznania - Jesionkiem i Andrzejewskim. Podjęto decyzję rozpoczęcia powstania w nocy z 22 na 23 czerwca.

Korfanty wkracza do akcji
I znów Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu zadziałała! Postanowiono za wszelką cenę nie dopuścić do powstania.
Korfanty, gdy dowiedział się o decyzji, powiedział dziekanowi wojsk powstańczych ks. Janowi Brandysowi, który był wtedy w Poznaniu: - „Księże, jesteśmy wszyscy straceni, gdy Górny Śląsk ruszy, ponieważ ani oni, ani my nie mamy amunicji. Z tego powodu w tej godzinie jeszcze lecę do Sosnowca samolotem, żeby wstrzymać wybuch powstania”. Jak zapowiedział tak zrobił. To co usłyszał od Korfantego, Dreyza nie nadaje się do cytowania. Stulił uszy po sobie i odwołał powstanie. Rozkazy jednak nie dotarły do powiatu kozielskiego. W tym powiecie powstanie wybuchło. Walczący nie dostali wsparcia z innych powiatów. Cały „Grenzschutz” ruszył na nich – w popłochu uchodzili w kierunku Sosnowca, Piotrowic i Częstochowy. Niemcy otrzymali namacalny dowód istnienia zbrojnej konspiracji gotowej do walki.

„Zajścia w Kozielskiem były też zapoczątkowaniem dekonspiracji POW, która z tym momentem zaczęła szybko przybierać na rozmiarach” - napisał w swej książce Józef Grzegorzek. Tajna policja rozpoczęła wielką obławę na członków polskiej organizacji wojskowej. Coraz częściej zdawano sobie sprawę z tego, że brak jednego sprawnego i decyzyjnego dowództwa doprowadzi do tragedii, gdyż powstanie wybuchnie spontanicznie. „Chłopcom zachciało się wojenki” – tak często wyrażał się Korfanty, nie zastanawiał się jednak, dlaczego Ślązacy zdecydowali się walczyć. Przecież tyle razy im mówił przy świadkach, że na ich miejscu sam podejmowałby decyzje i nie pytał nikogo o zdanie. Czy tak mówił na pokaz? Dlaczego nie znając sytuacji na Śląsku miał czelność już drugi raz ingerować? „Nie jest żadną tajemnicą, że ludność górnośląska oczekiwała przybycia Korfantego, w różnych krytycznych momentach, a ponieważ się nie zjawił, sarkała głośno i dawała wyraz swemu oburzeniu w słowach ostrych i dosadnych” - wspomina Grzegorzek. Korfanty cały czas przebywał po za Śląskiem.

Dywersje bojowców
Obok POW na Śląsku działały też bojowe oddziały lotne. Były one szkolone i cały czas wspomagane przez dawnych towarzyszy broni Piłsudskiego - bojowców. W okolicach Praszki organizował je por. Władysław Malski z Ekspozytury Biura Wywiadowczego Wojska Polskiego w Częstochowie. W czerwcu 1919r. zaostrzył się konflikt polsko-niemiecki. W nocy z 7 na 8 czerwca Piotr Horzela, Jan Zolis i Franciszek Hałasik wysadzili most kolejowy pomiędzy Olesnem a Sowczycami. Sparaliżowali w ten sposób jedną z najważniejszych linii kolejowych, którymi przerzucano na Śląsk wojska niemieckie. Piotr Horzela należał do bojowego oddziału lotnego złożonego ze Ślązaków mającego bazę w Praszce, a Jan Zolis i Franciszek Hałasik byli członkami POW G. Śl. - dowiadujemy się z listu P. Horzeli do W. Korfantego z 15.01.1920r.

Miesiąc później, w lipcu 1919r. wysadzono most pod Markowicami, paraliżując linię kolejową z Wiednia do Berlina. Istniała obawa, że Niemcy mogą tę trasę wykorzystać w ataku na Polskę. „W akcji zniszczenia mostu, oprócz pchor. Jana Mynarka ps. „Mrozek”, pracownika Ekspozytury Biura Wywiadowczego w Częstochowie, znającego ten teren z racji pełnionych obowiązków, uczestniczyli też peowiacy: Arka Bożek i Sylwester Janosz. Zużyto w niej 50 kg dynamitu.” – czytamy w książce Zyty Zarzyckiej „Polskie Działania Specjalne na Górnym Śląsku”. Choć powstania wciąż jeszcze nie było, to jednak Ślązacy z POW cały czas walczyli wykonując większe i mniejsze akcje sabotażowe.

Próby dezintegracji POW
Korfanty chciał za wszelką cenę sparaliżować działania ośrodka kierowniczego POW, gdyż najprawdopodobniej bał się, że kolejnego wybuchu powstania nie zablokuje nawet latając samolotami i wydając w ostatniej chwili rozkazy. Postanowił radykalnie sprawę rozwiązać – czyli zlikwidować POW. Komitet Wykonawczy dostał od Korfantego nakaz likwidacji ale się temu nie podporządkował.
„Wreszcie Korfanty chwycił się ostatecznego środka i odebrał organizacji wszelkie dotychczasowe zasiłki pieniężne”- pisze Józef Grzegorzek w swej książce wydanej w 1935r., czyli wtedy, gdy żyli jeszcze świadkowie tych wydarzeń. Chodziło o to, by konspiratorzy nie mogli jeździć, spotykać się a także kupować na lewo broni.

Na szczęście Komitet Wykonawczy miał spore oszczędności i finansował nawet Komendę Główną w Strumieniu. Po odwołaniu przez Korfantego powstania w kwietniu, byli przygotowani na to, że już niedługo nie będą mogli najprawdopodobniej liczyć na Poznań. Nie mogąc rozwiązać POW Korfanty wpadł na pomysł utworzenia konkurencyjnego dowództwa. Zgodnie z postanowieniem z 7 lipca były komendant na powiat kozielski kpt. Alfons Zgrzebniok został przez Korfantego mianowany głównym komendantem POW. Zgrzebniok powołał sztab w składzie: Józef Buła - szef sztabu, Jan Wyglenda –z-ca komendanta i szef wydz. informacji, Mikołaj i Józef Witczakowie – wydział organizacyjny, Maksymilian Basista wydz. personalny, Józef Połomski wydz. gospodarczy, Karol Grzesik – wydział broni, Leon Murłowski – wydział techniczny, Jan Zgrzebniok – wydz. łączności, Franciszek Lazar – wydz. prasowy, Adam Postrach – wydz. obrony krajowej. Śląska POW dorobiła się wreszcie sztabu złożonego z samych Górnoślązaków. Wreszcie przestano liczyć w tym zakresie na pomoc Naczelną Radę Ludową (NRL) w Poznaniu. Zaczęła się żmudna praca sztabowa. Co więcej Korfantemu nie udało się ambicjonalnie podzielić Ślązaków. Była pełna współpraca.

Ze względów taktycznych sztab powstańczy przeniesiono do Strumienia. Był jeden problem - sztab znajdował się po za granicami Śląska i trzeba było przekraczać granicę. Z Komitetem Wykonawczym w Bytomiu można się było łatwo skontaktować. Aby uporządkować sytuację organizacyjną w POW i uciąć domysły rywalizacji struktur Grzegorzka i Zgrzebnioka, zwołano 11 sierpnia 1919r. odprawę 12 komendantów powiatowych w Bytomiu. Józefa Grzegorza wybrano Naczelnikiem POW z siedzibą w Bytomiu, potwierdzono skład osobowy sztabu ze Zgrzebniokiem na czele. Powołano radę wojskową w składzie Bronisław Hager –Zabrze, Marian Nerski – Bytom, Tomasz Przybyłek – Piekary oraz radę polityczną, do której weszli: Paweł Maciejczyk i Edward Rybarz z Bytomia i Wiktor Rumpfeld z Zawodzia. Zlikwidowano wszystkie dotychczasowe struktury P.O.W. G. Śl. Od 12 sierpnia 1919r. odprawy nowego kierownictwa odbywały się codziennie.

„Śląska organizacja bojowa miała aż trzy ośrodki dyspozycyjne, z których dwa: Komitet Wykonawczy P.O.W. w Bytomiu (Józef Grzegorzek - przyp. red.) i Wydział Wojskowy Podkomisariatu Rady ludowej w Sosnowcu ( Józef Dreyza – przyp. red.), były związane z Naczelna Radą Ludową w Poznaniu, natomiast trzeci: Dowództwo Główne P.O.W. z siedzibą w Piotrowicach, na czele którego stał kpt. Alfons Zgrzebniok, pozostawał pod wpływami Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Ten trializm nie miał, co prawda większego wpływu na funkcjonowanie organizacji w terenie, ale w niedalekiej przyszłości miał zaważyć na przebiegu I powstania.” – pisze Zyta Zarzycka w swej pracy „Polskie działania specjalne na Górnym Śląsku 1919-1921”.

Józef Grzegorzek tak komentuje w swych wspomnieniach dziwną politykę tamtych dni: „Komisarz Korfanty powoływał dwukrotnie nowych ludzi na czoło organizacji wojskowej. Na początku stycznia 1919r., wyraziwszy Dreyzie wotum niezaufania, oddal wszelkie pełnomocnictwa, związane z powołaniem do życia POW, Grzegorzkowi. W miesiącu lipcu tegoż roku, by okazać niezadowolenie Komitetowi Wykonawczemu z powodu natarczywości w kierunku wywołania powstania, Korfanty mianował Głównym Komendantem organizacji wojskowej A. Zgrzebnioka. W obu wypadkach nie usunięto z zajmowanych posterunków dotychczasowych mandatariuszy. Taki sposób postępowania daje wiele do myślenia. Logicznie myślącemu człowiekowi mimo woli nasuwa się podejrzenie, że taktyka Korfantego, była celowo stosowaną, bo przecież w obu tak ważnych pociągnięciach nie mogło zajść to samo niedopatrzenie. Divie et impera! – „dziel i panuj” – oto zasada, która niezawodnie nasunie się krytycznie usposobionemu czytelnikowi.”

Radykalne rozwiązanie
Latem 1919r. zaczęto masowo zwalniać z pracy w przemyśle Polaków, by na ich miejsce przyjąć Niemców - członków Górnośląskiego Korpusu Ochotniczego, który rozwiązano. „Spowodowało to falę strajków. Strajkowało 80% załóg hut i kopalń. Przeciwko nim komisarz rządu niemieckiego na Górny Śląsk, Otto Hörsing, polecił użyć sił porządkowych, w tym również formacji Ochrony Pogranicza (Grenzschutz), której trzon stanowiła 117 dywizja piechoty gen. Carla Höfera.” – opisuje w swej książce Zyta Zarzycka. Hörsing żądał bezwarunkowej kapitulacji strajkujących. 15 sierpnia polała się krew. Grenzschutz krwawo rozprawił się z górnikami kopalni Mysłowice. W POW zawrzało - już nie chciano czekać na żadne odgórne dyrektywy – szykowano się do powstania.

Do Kwatery Głównej w Bytomiu zgłosili się Stanisław Piecha i Alojzy Kot ze Związku Wzajemnej Pomocy dla Robotników Górnośląskich, którzy oświadczyli wprost, że rozstrzygający głos ma teraz POW. Nazajutrz, 16 sierpnia 1919r. Józef Grzegorzek Naczelnik śląskiej POW i porucznik Józef Szafarczyk z Bytomia pojechali do Strumienia, by z kpt. Alojzym Zgrzebniokiem Komendantem POW ustalić jednolity plan działania. Niestety nie zastano go ale posiedzenie sztabu zwołał jego zastępca por. Jan Wyglenda. Nie było kryzysu kompetencyjnego, na który liczył Korfanty. Niestety w tym już czasie w porównaniu nawet z czerwcem nie mówiąc o kwietniu, sytuacja się diametralnie zmieniła. Niemcy mieli ogromną przewagę liczebną i w uzbrojeniu. Tym razem podjęto decyzję o nie rozpoczynaniu powstania. Szef sztabu Józef Buła zabrał stosowne rozkazy i w towarzystwie między innymi Józefa Grzegorzka, Józefa Jendrośki, Franciszka Lazara i Józefa Szafarczyka udali się w drogę powrotną do Bytomia. Przeszli granicę i ok. godz. 20. przybyli na dworzec w Pawłowicach, by dalej wyruszyć pociągiem do Bytomia. Podczas całej drogi a zwłaszcza w pasie granicznym stosowano wszelkie środki ostrożności. Nie byli śledzeni. Grzegorzek kupował bilety. Wtedy zobaczył, że do jego towarzyszy podszedł cywil i zabrał ich do biura. Udał, że ich nie zna i spokojnie wyszedł na peron. Widział jak jego towarzyszy rozbrajano i odbierano dokumenty. Grzegorzkowi, dzięki zachowaniu zimnej krwi, mogło się udać, niestety pociąg się spóźnił. Żołnierz na peronie wskazał Grzegorzka agentom i tak dołączył do swych aresztowanych towarzyszy. „W przedziale wagonu kolejowego, gdy pociąg przez żorskie lasy przejeżdżał, siedzący naprzeciwko Luxa, Józef Buła, usiłował wyrwać mu z ręki pistolet, ażeby konwojentów sterroryzować, a przez to kolegom umożliwić ucieczkę. Ale Lux widocznie był na taki atak przygotowany, bo broń trzymał mocno, a konwojenci wspólnemi siłami zmusili Bułę do poddania się.”

W Katowicach trafili do więzienia sądowego a następnie wraz z setką innych aresztowanych powstańców wysłani zostali do fortecy w Kłocku.
„Powracający z narady działacze, z Grzegorzkiem na czele, zostali aresztowani. W ręce Niemców dostały się materiały dotyczące POW G. Śl., między innymi stany liczebne. Aresztowanie to było najprawdopodobniej wynikiem zdrady.” - opierając się na materiałach Wyglendy („Trauguta”), stwierdziła w swojej cytowanej już książce Zyta Zarzycka.

W tym czasie aresztowano też pchor. Jana Młynarka (ps. „Mrozek”), kierownika posterunku wywiadowczego na powiat raciborski, który brał udział w wysadzeniu mostu pod Markowicami. Niemcy jednak nie wiedzieli, że aresztowali groźnego bojowca z lotnych oddziałów, więc po kilku dniach udało mu się uciec z aresztu.

Trudno teraz powiedzieć dlaczego nastąpiła wtedy zdrada. Może chciano sparaliżować POW, by już więcej nie przygotowywało powstań i nie mogło skutecznie nimi kierować nawet w przypadku spontanicznego ich wybuchu. Pierwsze Powstanie wybuchło kilka godzin po aresztowaniu przywódców POW – w nocy z 16 na 17 sierpnia. Wiadomo, że za uległość kwietniową Korfantemu nie tylko Grzegorzek przypłacił więzieniem, życie straciło tysiące ludzi i to nawet nie w samych powstaniach, wielu z nich zostało potem przez Niemców zgładzonych. Musieli już potem walczyć w niesprzyjających dla siebie warunkach.

Czy za 90 lat znajdzie się jakiś dziennikarz, który będzie chciał przeczytać, wspomnienia, przejrzeć dokumenty, czy będzie obowiązywać jedynie słuszna biografia Lecha Wałęsy i historia III RP? Opisując tamte wydarzenia sprzed lat widzę jak ważne jest pozostawianie po sobie świadectw epoki. Niestety wielu współczesnych historyków wypowiada się zgodnie z panującymi trendami poprawności nie tylko politycznej ale i historycznej. Smutne i groźne dla przyszłych pokoleń! Wielu błędów udałoby się uniknąć znając przeszłość naszych ojców i dziadków.

Jadwiga Chmielowska *Wielkie oszustwa jeszcze większe zdrady* Tekst ukazał się w GAZECIE ŚLĄSKIEJ z 18.11.2011

Brak głosów

Komentarze

Można było skończyć na jednym -

I do dzisiaj trwa spór .

"Polacy nic się nie stało" - ech szalikowcy polityczni.

Vote up!
0
Vote down!
-1
#201176

Super tekst, z Pani tekstów można się nauczyć prawdziwej historii Śląska. Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
-1
#201178

Tu o Korfantym "ulubiona jaskółka"
http://www.jaskolkaslaska.eu/919/wojciech-korfanty-nowa-biografia
A jak ! "historyk" napisał :(

Vote up!
1
Vote down!
0
#201184

http://www.polityka.pl/historia/298903,1,nieswiety-slaski-swiety.read
tu "doczytamy" skąd ta legenda -
Prasa korfantynowska działała jak dzisiejszy tvn ?

W listopadzie 1918 r. pognał do Warszawy.
Nie krył nadziei na odegranie czołowej roli w tworzeniu odrodzonej Polski.
Ale Piłsudski był szybszy i bardziej pasował do ówczesnych wyobrażeń. (Wtedy po raz pierwszy zderzyła się korfantowska wizja Polski kresów zachodnich, mocno osadzonej w nowoczesnym, zachodnioeuropejskim parlamentaryzmie, z silniejszą – jak się okazało – wizją Polski Kresów Wschodnich, ugruntowaną w mitologii romantycznej).

Skoro miejsca w Warszawie były już zajęte, pojechał do Poznania, gdzie wszedł w skład Naczelnej Rady Ludowej na czas powstania wielkopolskiego.
Owiany sukcesem w Wielkopolsce, pognał na rodzinny Śląsk, stając na czele Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Po przegranym plebiscycie jedyną realną szansę przyłączenia części obszaru plebiscytowego do Polski widział w podziale Śląska, co udało się dopiero po trzecim zbrojnym powstaniu.

 

Vote up!
2
Vote down!
0
#201190