WIELE PRZYSĄDZONO NAM TWARZY, PATRZYMY WIELOSCIĄ OCZU

Obrazek użytkownika rolex
Kraj

Dzisiaj jest dzień kobiet, obchodzony szczególnie hucznie w PRL-u, kiedy to musowo każda przodownica pracy dostawała goździka. Do długiego katalogu komunistycznych zbrodni należy z tego powodu doliczyć zniszczenie wizerunku tego skądinąd sympatycznego kwiatka.

Jak kobieta to mężczyzna, jak mężczyzna to rodzina, jak rodzina to rodzinne przyjęcie. Jak było w modnym szlagierze: „rodzina to jest siła!”

Siła rodziny polega na tym, że z rodziną się ładnie wychodzi na zdjęciu, ale nie tylko to o jej sile stanowi. W Polsce, nawet jak człowiek przebrnie zwycięsko, czyli odmownie, przez wszystkie propozycje napicia się, to musi skapitulować przed ostateczną ofertą nie do odrzucenia: „No jak? Ze szwagrem nie napijesz się?”

No musowo. Albo, powiedzmy, możemy spuścić na linie wszystkich, którzy chcą żebyśmy pomogli im znaleźć robotę, ale siostrzeńcowi się nie odmawia. Albo siostrze. No a jak jeszcze wuj i drugi siostrzeniec, brat pierwszego, w jednym pracowali resorcie, to już w ogóle odmowa nie wchodzi w grę.

Jak się komuś trafi niespodziewana robota w ambasadzie, zapewne po to, żeby mógł zaliczyć kolejny zamach z serii najsłynniejszych zamachów XX wieku składających się na „koronę Himalajów” zamachów, a siostrzeniec nie za bardzo, jakby to powiedzieć, do roboty, to jak tu nie pomóc?

No już tym bardziej, że doświadczenie ma. Nie tylko z katastrofami, ale i ze służbami: No to, też było trochę ten, mój brat, który pracował w…. tego… mówił ,żebym się tam nie pchał, a ja już byłem jakby po fakcie, bo jakbym był w tym czasie faktycznie, to podejrzewam, że byśmy już nie rozmawiali.

No to ten brat, który pracował w... tego... nauczył naszego bohatera nie tylko unikać sytuacji, w których „byśmy dzisiaj nie rozmawiali”, ale i wodzić służby za nos.

„A jak mi będą chcieli zabrać kasetę?”

„Wyjmij z torby i daj im inną, oni są jak szympansy – rzucisz banana, to się na niego żarłocznie rzucą, a o pomarańczy zapomną”

„A jak będą niuchać, czy mam coś zakamerowane?”

„E... każ im zajrzeć w obiektyw i powiedz, że nic nie ma. Oni myślą, że kamera, to jak magiczna latarnia.”

A ten wuj, który też jakby trochę... pracował... w... tego... to też tam pewnie parę groszy dorzucił. Sam co prawda najlepiej zna się na wodzeniu za nos pokornych i poczciwych mnichów, ale jak pokazuje historia zdarza się mnich i wywiadowca w jednym.

“Wiele przysądzono nam twarzy, patrzymy wielością oczu” pisał mnich i wywiadowca w jednym, kiedy był jeszcze studentem rusycystyki, a nic tak nie poprawia nam widoczności jak wzmocnienie oka okiem sztucznym.

I nic tak nie przemawia do gawiedzi jak z oka sztucznego zapis.

No ale komuż można powierzyć odpowiedzialne zadanie zapisu potrzebnego nam do „korony Himalajów”?

No komu jak nie siostrzeńcowi?!

Co prawda na kamerowaniu to on się zna tak średnio, bo na co dzień pracuje przy stole montażowym, ale przy kamerzystach bywa, kręci się, to się trochę tam zawsze poduczył. No a jak by potrzebny był, prawda... tego... jakiś montaż, to te jak znalazł.

Chodzą też słuchy, że w latach 80-tych siostrzeniec bywał u wujaszka Wani, a nawet uczestniczył w ślubie z uroczą Hiszpanką, do dzisiaj noszącą obydwa nazwiska (panieńskie i nazwisko poety). Może i ten ślub nasz montażysta skamerował? A potem zrobił montaż i wszyscy byli szczęśliwi?

Jest też oczywiste, że w razie kłopotów z Czekistami to nie wujek musiał doradzać im skonfiskowanie sprzętu (prywatnego!) i zniszczenie zapisu. Wujek powiedziałby przecież czekistom: „Ależ to mój siostrzeniec, mordo ty moja!” i byłoby załatwione. No chyba, że Ci akurat Czekiści byli nieprzekupni i wujaszek Wania tak specjalnie wdepnął im na ambicję, żeby mogli powiedzieć: „E... my tu nie mamy nic do ukrycia”.

Może i tak, może i tak...

Bo zwróćmy uwagę, że Czekiści mieliby pełne prawo naszemu montażyście kamerkę skonfiskować, bo ona przecież była prywatna, a nie służbowa. I w zakresie obowiązków montażysty naszego, wynikających z jego umowy o pracę, niezmiennie przez lat trzydzieści, jeszcze od czasów, kiedy po korytarzach w gmachu na Woronicza chadzali sobie prezesi Radiokomitetu, nie było kamerowania!

Tak czy siak, rodzina to siła, a nic tak tej siły nie wzmacnia i spaja jak drobne, sprawiane pomiędzy członkami rodziny, uprzejmości.

Bądźmy dla siebie uprzejmi, a Paniom składajmy najlepsze życzenia. Musowo z towarzyszeniem goździka, bo goździk po latach zapomnienia znów jakby staje się modny.

Jestem pewien, że w tak pięknym dniu nie zabraknie goździków ani w gabinecie premiera, ani w pałacu pod kandelabrami, ani w ambasadzie w Moskwie, a już na pewno nie w gmachu telewizji przy okazji kolejnego rocznicowego montażu.

Pozdrawiam

Brak głosów