MÓJ KANDYDAT, GAZETA, DOM

Obrazek użytkownika rolex
Kraj

Wywiad z profesorem Biniendą http://fotoszop.salon24.pl/
Ulica Gubienko – symulacja: http://www.niepoprawni.pl/blog/2140/ulica-gubienko

GAZETA

Dzisiaj o tym, co moje; moje inaczej i moje szczególnie. Mówimy o Polsce – Ojczyźnie, i każdy z nas, obok tej Wielkiej, ma też tę małą – to też Ojczyzna. I jest brzemieniem polskiej historii, że my musimy się skupiać na tej Wielkiej, bo ciągle jest zagrożona i okradana, dlatego ciężej nam tak na prawdę uczestniczyć w życiu tej małej. Jedną z największych zbrodni komunizmu było zabranie nam przestrzeni wspólnej, zwłaszcza w miastach. Domy-bunkry oddzielają nas od sąsiada, ulicy, poczty, sklepu, kościoła.

Mała Ojczyzna – część tej Wielkiej, to zazwyczaj miasto lub wieś, region... Ale kolejną specyfiką ostatniego dwudziestolecia jest to, że ta Małą Ojczyzna – miasto lub wieś, ta najbliższa wspólnota, dla ponad 2.000.000 młodych ludzi jest nie „w” ale „poza” granicami. I dla każdego cywilizowanego człowieka nie zmienia to zasadniczo punktów odniesienia, bo jednym z obowiązków Polaka jest udział i wspieranie wspólnoty lokalnej, gdziekolwiek by los rzucił.

Więc dzisiaj o tym. O mojej gazecie; jednej z kilku na Wyspach Brytyjskich, ale akurat mnie najbliższej kulturowo. Londyński „Nowy Czas”, w którym zdarza mi się pisywać - a mam nadzieję, że po wyborach 2011 będę mógł to robić częściej, jest pismem szczególnym, dedykowanym tym wszystkim , którzy pielęgnują polską, tradycję, lubią literaturę, historię i jazz, i kochają Londyn. Sprawdźcie sami: http://www.nowyczas.co.uk/

KANDYDAT

Teraz są wybory, wiec każdy z nas ma swojego kandydata, a w każdym razie powinien mieć, zanim odda głos na partyjną listę, bo miarą naszego udziału w życiu wspólnoty jest znajomość osób. Dla mnie wybór był oczywisty, z wielu względów, ale po pierwsze – zanim jeszcze kandydata poznałem, dlatego, że 2.000.000 Polaków ma tylko jednego kandydata, który ich wszystkich reprezentuje, a Prawo i Sprawiedliwość było jedyną partią, która uznała za wskazane teką reprezentację najnowszej emigracji zaproponować. Nie będę w tym miejscu nad zaletami kandydata się rozwodził; najlepiej niech zrobi to on sam. Udzielił mi wywiadu; można go będzie przeczytać w całości w kolejnym wydaniu „Nowego Czasu”.

Sławomir Wróbel
Komitet Wyborczy Prawo i Sprawiedliwość
Lista nr: 1 pozycja: 31
Okręg wyborczy: Okręg Wyborczy nr 19 (Warszawa I)

Skąd u Emigranta decyzja o starcie w wyborach do polskiego Sejmu?

Mieszkam od ponad 7 lat na Londynie. Zawsze interesowała mnie działalność publiczna. Widzę ile jest do zrobienia w sprawach społecznych; z punktu widzenia urządzenia państwa, antykorupcyjne, antymafijne i sanacyjne nastawienie polityków Prawa i Sprawiedliwości jest mi bliskie. Z perspektywy emigracyjnej mało kto da się nabrać na zapewnienia, że Polska jest nowoczesnym państwem prawa, rozwiniętą demokracją, krajem gospodarczego cudu i daleko posuniętych reform. Tak nie jest, ale może tak być. Prawo i Sprawiedliwość było jedynym ugrupowaniem, które zaproponowało emigrantom miejsce na listach, skorzystałem z tego zaproszenia, bo wierzę, że emigranci potrzebują reprezentacji, a w Polsce jest wiele do zrobienia.

Jakie ma Pan doświadczenie w działalności publicznej?

Są dwa duże wydarzenie, w których wziąłem udział, i z udziału w których jestem szczególnie dumny. Pierwsze, to udana organizacja marszu żałobnego po śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II. Było olbrzymie zapotrzebowanie na wspólnotowe przeżywanie tego smutnego momentu i uznałem, że takie przeżywanie powinno mieć miejsce w sercu kraju, który tak liczebnie zamieszkujemy. Władze administracyjne Londynu wyraziły zgodę spodziewając się małej uroczystości na Trafalgar Square. Przyszły tysiące. Obok ubogacającego doświadczenia wspólnego przeżywania żałoby, nasz marsz pokazał Brytyjczykom naszą liczebność, umiejętności organizacyjne, przywiązanie do tradycji i wartości. Londyńscy policjanci po zakończeniu marszu sami wyznali, że nigdy nie spotkali się z tak dobrze zorganizowaną i pozbawioną jakichkolwiek incydentów demonstracją.

A drugie wydarzenie?

To zakończona sukcesem akcja wywarcia nacisków na polski rząd reprezentowany przez Kazimierza Marcinkiewicza w sprawie rozwiązania problemu podwójnego opodatkowania emigrantów i dostosowania prawa polskiego do rozwiązań przyjętych w Europie, gdzie podwójne opodatkowanie jest instytucją nieznaną i uznaną za „niecywilizowaną”. Udało się; Polacy odwiedzający kraj nie muszą się obawiać wizyty panów z Urzędu Skarbowego

Media w Polsce przylepiły panu łatkę „performersa” rozpoznawalnego głównie za sprawą akcji wręczenie kandydatowi na prezydenta RP – Bronisławowi Komorowskiemu znanego „artykułu erotycznego”.

No cóż, media w Polsce nie były zachwycone tłumnym udziałem Polaków w uroczystościach żałobnych po śmierci Pary Prezydenckiej; sprawa podwójnego opodatkowania również nie wzbudzała ich wielkiego zainteresowania, Skupiły się na incydencie, który im się jakoś tam sympatycznie kojarzył, a kojarzył im się sympatycznie, bo są odpowiedzialne za wprowadzenie do polityki „artykuły erotycznego”, o którym Pan wspomniał, promując ten artykuł oraz polityka z tym akcesorium nierozerwalnie związanego. A tak się złożyło, że ówczesny kandydat na prezydenta RP był bliskim przyjacielem przywołanego polityka. Uznałem za zasadne dowiedzieć się, czy kandydat na prezydenta RP podziela estetyczno-erotyczne zainteresowania bliskiego kolegi, i czy zgodzi się na zaprezentowanie swoich poglądów w takiej właśnie „aurze”. Kiedy ówczesny kandydat został prezydentem RP, a więc przestał być Bronisławem Komorowskim i został Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim, temu urzędowi powinniśmy okazywać szacunek bez względu na walory osobiste osoby go sprawującej. Podsumowując pytanie: deklaruję, że pan Prezydent z mojej strony nie ma się czego obawiać.

Dobrze, powróćmy do problemów polskiej emigracji. Są takie głosy, że emigranci tracą „moralne” prawo udziału w wyborach właśnie z powodu decyzji o emigracji.

Po pierwsze, nie ma problemów emigracji, bo ani państwa przyjmujące Polaków nie mają z nimi jakiś znaczących problemów, a wręcz przeciwnie - wiele korzyści w postaci chociażby płaconych tu podatków; ani sami Polacy na emigracji nie mają większych problemów ze sobą, odnosząc wymierne sukcesy, co każdy z nas widzi.
Co do owego postulatu, rzeczywiście przebijającego czasami, głównie na różnorakich forach internetowych, to moje osobiste zdanie jest takie: polscy emigranci być może i utraciliby prawo do „moralnego” zajmowania się sprawami krajowymi, gdyby nie byli tych „spraw krajowych” istotną częścią.

Jak to?

Z trzech powodów. Zaniżają bezrobocie w Polsce, utrzymują potężnymi transferami pieniężnymi rodaków nad Wisłą i napędzając gospodarkę, która – moim zdaniem, znalazła by się w kryzysie o wiele szybciej, gdyby fakt takich transferów nie miał miejsca, stanowią również potencjalny „port docelowy” dla kolejnej fali, gdyby sytuacja miała się pogorszyć. Jesteśmy dla każdej władzy „wentylem bezpieczeństwa”. Jeśli chodzi o finanse, mówimy tutaj o kwotach równych całej unijnej pomocy dla Polski, przy czym nam nie trzeba uprzednio przekazywać składek pokrywających późniejsze wypłaty, a więc nasze przekazy są bez-kosztowe; dodatkowo nie generujemy biurokracji, nie wymagamy upokarzającego wypełniania ton papieru, i nie stwarzamy okazji do korupcji, przekazują pieniądze bezpośrednio potrzebującym.

O jakich kwotach mówimy?

Szacunki są rożne, ale te najbardziej ostrożne mówią o circa 300 miliardach złotych w ciągu ostatnich siedmiu lat.

Tyle właśnie obiecał uzyskać od UE w ciągu najbliższych 7 lat premier Donald Tusk.

Dać, a obiecać, że się da, bo się dostanie, to dwie różne sprawy. Żeby uzyskać, to najpierw trzeba mieć pieniądze na współfinansowanie, a sytuacja polskiego budżetu jest krytyczna. Myśmy te pieniądze już przekazali, a więc można zakładać, że w ciągu kolejnych siedmiu lat tę kwotę podwoimy. Pan premier Tusk, nawet jeśli stanie na czele przyszłego rządu, w co wątpię, naprawi finanse państwa, co również wątpliwe, i uzyska od Unii owe mityczne kwoty, to będzie tylko w połowie tak skuteczny jak polscy emigranci.

Rozumiem, jednak pomoc unijna dla Polski służy wszystkim obywatelom, a pomoc emigrantów dotyczy tylko ich rodzin.

Gdyby nawet tak było, to pomoc ta dotyczy głównie starszego pokolenia. Policzmy: 2 miliony razy 2 rodziców to 4 miliony obywateli polskich wspomaganych w Polsce pieniędzmi emigracji. A co to znaczy wspomaganych? A to znaczy wydających więcej w lokalnym sklepiku, w aptece, spędzających wakacje nad Bałtykiem, lejących więcej do baku, a więc transferującym dalej owoce pracy emigranta. A z czego żyje polska turystyka w tych trudnych czasach? Ile, poza przelewami drogą bankową, wydają Polacy odwiedzający Ojczyznę? Wyobraźmy sobie, że spełnia się obietnica Donalda Tuska z czasów kampanii wyborczej sprzed czterech lat i wracamy jutro. Jakie jest bezrobocie? I gdzie są do tej pory płynące strumieniem pieniądze? Jakie skutki dla polskiej gospodarki miałoby zniknięcie tej kwoty?

Rozumiem. A jakie konkretne postulaty ma zamiar stawiać przedstawiciel polskiej emigracji władzom w Warszawie?

Takie, które powinny zostać już dawno spełnione, bo są ogólnie przyjętym standardem w cywilizowanym świecie, który troszczy się o swoje, rozsiane po całym globie diaspory. To znaczy: usprawnienie działalności konsulatów; potanienie działalności konsulatów, zaangażowanie emigrantów w pracę konsulatów, bo dzisiaj często Polacy rozmawiają z okienku z „kolegą Henia”, zatrudnionym po znajomości, który ma blade pojęcie o rzeczywistości życia w kraju, w którym pracuje, na dodatek często poziom jego wiedzy ogólnej i znajomość miejscowego języka pozostawiają wiele do życzenia. Utworzenie biura poselskiego w Londynie, w którym Polacy mieszkający na stałe w UK mogliby kontaktować się ze swoimi przedstawicielami, rozliczać ich z obietnic i zgłaszać inicjatywy. To nie ma być tak, że celebryta wizytuje Londyn, dostaje poparcie, a potem szukamy go w Warszawie.

Jakiego rodzaju polityki oczekuje pan od przyszłego polskiego rządu w kontekście emigracji?

Po pierwsze realnej i faktycznej, a nie tego co jest obecnie. Obecna polityka wygląda jak za Gierka, kiedy mówiło się, że „nikt nie da ci tyle, co ci partia obieca”. Przykładem niech będzie pan Prezydent Komorowski, który pozyskał sympatię emigrantów obiecując powołanie ministra d/s emigracji. Fajny pomysł, gdyby doczekał się realizacji, ale istota obecnej władzy jest rzucanie pomysłów, których nikt nie wprowadza w życie. Polska ma problem. Tym problemem jest wzrastające zadłużenie na rzecz przyszłych emerytów i niż demograficzny wzmocniony potężną falą emigracji. Ta emigracja ma swoje dobre strony, bo miliony młodych ludzi mają szansę żyć w rzeczywistości dobrze funkcjonującego państwa. Trzeba znaleźć sposób, żeby tych ludzi przyciągnąć do Polski, a jedynym sposobem, żeby to zrobić, to dać im lepsze szanse na inwestowanie w Polsce, niż mają w Wielkiej Brytanii. To może być impuls, który pozwoli Polskę odbiurokratyzować i zmodernizować, bo te miliony doświadczyły tego, jak to powinno wyglądać. Zamiast legendy „jednego okienka” trzeba stworzyć faktyczną możliwość rejestracji firmy przez telefon lub internet. Gdyby te 2 miliony Polaków wróciło do Polski, to taka masa pozbawionych kompleksów ludzi zwyczajnie wymusiłaby zmiany.

Na koniec proszę podsumować dlaczego Polacy za granicą powinni 9 października oddać na Pana głos.

Jestem pierwszym kandydatem z Londynu. Znam życie emigracyjne od podszewki. Przez całą swą działalność publiczną służyłem sprawom ludzi, a nie partii. Chcę, aby tak pozostało. Do zdobycia mandatu posła w tych wyborach szacuję, że jest potrzebne około 4 tys. głosów. To jak najbardziej osiągalny wynik. Możemy udowodnić Warszawie, że nie jesteśmy straconym pokoleniem, tylko pokoleniem, które chce Polskę zmieniać. Dlatego proszę o oddanie głosu na mnie. Można mnie znaleźć na 31 miejscu listy nr 1.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał: Rolex

DOM

Ktoś mógłby zapytać: a po co emigrantom reprezentacja w Polski Sejmie? Redaktor Adam Michnik dość jasno określił ichrolę: głosuj na Tuska i wyjeżdżaj... a potem płać, jak rozumiem sprytny pomysł redaktora, i chyba całej tej nomenklaturowej narośli III RP.
Otóż nic z tego, bo emigranci zaczynają mieć też swoje potrzeby, a dzisiaj, last but not least, o jednej z nich:

„Prawie 3 lata temu, jesienią 2008r. kilkuosobowa grupa Polaków postanowiła skupić się w organizacji, która nosi nazwę MK Project. Organizacja, po stworzeniu własnej konstytucji została zarejestrowana i obecnie ma status fundacji.

Na podstawie ilości osób, które do tej pory przewinęły się przez budowę, ich zapału i pozytywnego myślenia, jesteśmy przekonani, że nasze decyzje były całkowicie słuszne.
Marzy nam się, aby w tym domu powstała polska biblioteka, można była poszerzać swoje zainteresowania (fotografika, florystyka, gra na gitarze), aby dzieci mogły spotykać się na wspólnym czytaniu polskich książek, aby miały gdzie się odbywać próby do przedstawień, aby... aby można było przyjść, wypić kawę i po polsku ponarzekać. Tego „aby” jest wiele, ale wystarczy nam zapału by „aby” stopniowo realizować.

O dobro MK Project, organizację imprez, skromne (jak do tej pory) fundusze dba 4-osobowy zarząd: Monika May (prezes) i Anna Musiał, Ewa Maziarz i Łukasz Musiał, przy pomocy ok. 20 dodatkowych osób. Jesteśmy wolontariuszami.

Imprezy organizujemy za fundusze zebrane z opłat biletów wstępu (1-2 funty od osoby) i otrzymane darowizny.

Wraz ze zmianą świadomości mieszkających tutaj Polaków, coraz większą grupą tych, którzy wiążą swoją przyszłość z pozostaniem w UK, wzrosły również oczekiwania od MK Project. Przede wszystkim za niezbędne uważamy powstanie polskiej szkoły, czy naukę religii.

Stąd wzięła się idea „pobudowania” polskiego domu. Do przekazania takiego budynku na nasze potrzeby doszło około 2 lata temu. To budynek, którzy w rzeczywistości przeznaczony był do rozbiórki z uwagi na koszty, które wg oceny lokalnego Councilu (Gminy) były zbyt wielkie. Podjęliśmy wyzwanie. Po wynegocjowaniu dotacji z Councilu Milton Keynes i pozytywnym odzewie ze strony Polaków, stwierdziliśmy, że damy radę. W lipcu 2010r. rozpoczęliśmy prace. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że były i są to prace praktycznie całkowicie nieodpłatne, świadczone przez naszą społeczność. Ponosimy koszty materiałów i opłat na certyfikaty, zezwolenia, na prace wykonywane przez fachowców spoza MK Project.

Jesteśmy na etapie ukończenia prac. Nie obyło się od przykrych niespodzianek (np. aktów wandalizmu, kradzieży, oszustwa), ale wierzymy, że damy radę. Ostatnie zebrane pieniądze z ołówkiem w ręku rozliczamy na okna, drzwi i podłogi. Otwarcie domu ma wg naszych planów nastąpić w październiku 2011 roku. Wierzymy, że otrzymamy wszystkie niezbędne zezwolenia. Chociaż pusty (bo na meble niestety brakuje) polski dom będzie działać i jego ciepłych wnętrzach rozpoczną się pierwsze próby do tegorocznych jasełek.
Wybraliśmy już dla niego nazwę: Polski Dom Enigma. Nazwa ma dla nas wiele znaczeń:

- sąsiedztwo Bletchley Park (siedziba kryptologów);
- w hołdzie pamięci polskich kryptologów: M. Rejewskiego, H. Zygalskiego, J. Różyckiego;
- jesteśmy tak trudni do pokonania, jak historyczny kod Enigma!

Jeżeli dobrnęliście Państwo do tego momentu naszego listu, to cieszymy się, że zdołaliśmy Was sobą zainteresować.
Możemy wiele o sobie napisać i to wiele dobrego, nie trudno chwalić się bez końca.

Można o nas przeczytać więcej i popatrzeć jak przebiegają prace remontowe, czy jak się bawimy na kolejnych imprezach w Magazynie Lokalnym (www.magazynlokalny.co.uk), gdzie od października 2010r., co miesiąc zamieszczamy kolejne relacje (za darmo dzięki sponsoringowi właściciela gazety).
Można przyjechać i zobaczyć. Będzie ku temu okazja – otwarcie naszego polskiego domu. Termin zostanie podany do publicznej wiadomości m.in. na portalu: www. mkforum.org.uk . oraz na naszej stronie www.mkproject.org.uk Będziemy też rozsyłać zaproszenia.

Wywiad z profesorem Biniendą http://fotoszop.salon24.pl/
Ulica Gubienko – symulacja: http://www.niepoprawni.pl/blog/2140/ulica-gubienko

Brak głosów

Komentarze

http://www.niepoprawni.pl/blog/5344/godnosc-polakow-wymaga-profesjonalnego-sledztwa

Pozdrawiam!

Vote up!
0
Vote down!
0

http://www.nessundormablog.com

#188766