System bankowy do naprawy

Obrazek użytkownika Jerzy Bielewicz
Gospodarka

Światowy system finansowy na naszych oczach wali się w gruzy. Tymczasem dzień w dzień wmawia się nam, że gdzie jak gdzie, ale u nas banki mają się dobrze. Cóż, do czasu. Bo rzeczywisty stan rzeczy w sektorze bankowym woła o pomstę do nieba. Błędne przeświadczenie o sile finansowej banków działających w Polsce umożliwia podtrzymywanie drenażu naszej gospodarki. Przyczynia się: po pierwsze, do żerowania banków na Skarbie Państwa, po drugie, do bezczelnego sięgania do kieszeni Polaków po nieuprawnione zyski. Zaborczy charakter i ograniczenie suwerenności gospodarczej państwa manifestuje się przede wszystkim w podtrzymywaniu i wspieraniu zagranicznej własności w polskim systemie bankowym zarówno przez rząd, jak i nadzór bankowy, sądy oraz prokuratury.

Bankowe eldorado
Banki, znacjonalizowane w Polsce po II wojnie światowej, pełniły od tego momentu kluczową funkcję w systemie opresji stalinowskiego państwa. System bankowy oparto na prawie bankowym, którego zręby pozostały do dziś niezmienione! O ile intencją komunistów było zduszenie własności i inicjatywy prywatnej, o tyle złe prawo bankowe uderzyło dziś w rodzime firmy, bo one też pozostają bezbronne, zdane na miejscowe porządki. W międzyczasie 70 proc. własności polskiego systemu bankowego przeszło w obce ręce. Jako wiano zagraniczni właściciele otrzymali wypróbowaną broń z czasów stalinowskich, tzw. Bankowy Tytuł Egzekucyjny (BTE). Stali się też ni mniej, ni więcej, tylko częścią systemu władzy... Złowieszcze postanowienia generowane przez banki dotyczące egzekucji i postępowania nakazowego [brzmi niczym wyrok sądu stalinowskiego - J.B.] mają w Polsce charakter dokumentu urzędowego i nie mogą być podważane! Jak niegdyś stalinowska władza, tak i dziś banki traktowane są jako nieomylne. BTE (ostatnio nieco złagodzony wobec klientów indywidualnych) regulujący stosunki między kredytodawcą a firmami (osobami prawnymi) pozostaje kuriozum na skalę światową, pozwala bowiem na nieczystą grę i zwalczanie niechcianej konkurencji ze strony dynamicznych polskich przedsiębiorstw. Dopóki prawo i praktyka wymiaru sprawiedliwości nie zmienią się, polskie małe i średnie firmy nie będą miały możliwości ekspansji zarówno na rynku wewnętrznym, jak i za granicą, pozostaną "małe" i "średnie", bo przedsiębiorcy nieufni wobec banków stronić będą od bliskiej z nimi współpracy. Przez ostanie lata zagraniczne banki poszerzały swoje udzielne księstwo w naszym kraju. Oczywistym przykładem są oszukańcze opcje walutowe, które doprowadziły do wielu bankructw, czy wystawienie setek tysięcy właścicieli mieszkań na nieograniczone ryzyko walutowe i stóp procentowych. Albowiem banki, korzystając z uprzywilejowanej pozycji, w praktyce przerzuciły całe ryzyko kredytowe (stóp procentowych i zmiany kursu walut) na swoich klientów. Odzwierciedlenie tego faktu znajduje się w umowach kredytów hipotecznych, które podpisują Polacy. W praktyce dają one możliwość nieograniczonego drenażu naszych zasobów. Dość powiedzieć, że klient banku, który zaciągnął kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich w pierwszej połowie 2008 r. po kursie 2 zł za franka, ma dziś, po 3 latach spłacania kredytu, zobowiązanie w złotych wobec banku o co najmniej 50 proc. wyższe, przy spadających cenach nieruchomości. Z tego też względu banki za przyzwoleniem Komisji Nadzoru Finansowego żądają dodatkowych zabezpieczeń hipotecznych czy kosztownych dopłat do ubezpieczenia kredytu. I jeszcze jedna niebagatelna różnica w prawie między Polską a krajami pochodzenia spółek-matek naszych banków: polski klient w przeciwieństwie do Włocha, Amerykanina czy Niemca odpowiada za zobowiązanie kredytowe do wysokości zadłużenia, a nie jak za granicą do kwoty odzyskanej z tytułu egzekucji zabezpieczenia! Wartość kredytów hipotecznych sięga właśnie 20 proc. PKB (w przybliżeniu 300 mld zł) i będzie rosnąć, bo ciągle brakuje około 1,5 mln mieszkań w naszym kraju. Pozostawienie obecnego stanu rzeczy prowadzi do nieuniknionego krachu już w niedalekiej przyszłości - klienci banków zbankrutują, pociągając za sobą same banki. Póki się da, utrzymują one status quo poprzez rolowanie starych i złych długów, umożliwiając dłużnikom zaciąganie nowych kredytów. Manipulują też wartościami zabezpieczeń kredytów, sztucznie pomniejszając odpisy na rezerwy i straty na poszczególnych kredytach. Nie bez przyczyny w naszych portfelach znaleźć można coraz więcej kart kredytowych. Oficjalne zobowiązania gospodarstw domowych wobec banków wzrosły w ciągu roku o 14,4 proc. i wynosiły prawie 531 mld zł na koniec III kwartału ubiegłego roku. O jakiej skali problemu mówimy, niech świadczy fakt, że zobowiązania przedsiębiorstw wobec systemu bankowego na koniec minionego kwartału wynosiły "tylko" 250 mld zł, a więc przeszło dwukrotnie mniej. Polak wiele wytrzyma...

Lichy nadzór
Centralny Bank Szwajcarii w 2008 r. dwukrotnie przestrzegał obywateli takich państw jak Polska, Węgry czy Rumunia przed zaciąganiem zobowiązań (kredyty, opcje walutowe) we frankach szwajcarskich. W tym samym czasie Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) w Polsce uparcie milczała. Bankowy interes kręcił się w najlepsze. Przyjęła też obojętną postawę wobec skandalu z opcjami walutowymi, na które zagraniczne banki nabrały tysiące polskich przedsiębiorców. Podobnie zachowywał się rząd. Co więcej, żadne z państwowych przedsiębiorstw dotąd nie wszczęło postępowań odszkodowawczych przed sądami wobec banków z powodu poniesionych strat! Niedawne rekomendacje KNF (T i S) dotyczące kredytów hipotecznych to musztarda po obiedzie. Co więcej, dziś KNF sięga po starą gwardię.
Wiceprzewodniczącym ds. banków został Wojciech Kwaśniak, jeszcze przed kilku laty Główny Inspektor Nadzoru Finansowego, a później wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego (KNB) przy Narodowym Banku Polskim (już za Stanisława Kluzy jako przewodniczącego KNB i KNF). Bankowcy są szczęśliwi. Wrócił ten, który przeprowadził ich przez prywatyzacje w Polsce. Moje doświadczenie z KNB - z Wojciechem Kwaśniakiem - sprowadza się do oficjalnego pisma, które wypłynęło z tego urzędu do KNF. KNB doniesienie o podpisaniu i zatajeniu przed rynkiem publicznym przez Bank Pekao SA znaczących umów skwitowało, ot, jako spór między akcjonariuszami, do którego nadzór nie powinien się mieszać. Przed czymś, co było oczywiste i namacalne, nadzór czym prędzej zakrył oczy i udaje do dziś, że tego nie widzi. Ostatnie stanowisko KNF o wypłacie dywidend z banków po prostu zdumiewa. Określanie wysokości dywidend, jakie mogą wypłacić poszczególne banki, może prowadzić do korupcjogennych zachowań i zaprzecza idei nadzoru, który powinien stać na straży prawa, a przypomina raczej ręczne sterowanie przez wszechwładną kastę urzędniczą z czasów PRL. Dlaczego? Oto przykład. Żona Wojciecha Kwaśniaka - Agata Kwaśniak, od lat pełni rolę członka zarządu Banku Pekao Bank Hipoteczny SA i aktywnie udziela się w Związku Banków Polskich, organizacji lobbującej na rzecz sektora bankowego. Rodzina Kwaśniaków jest więc od zawsze w permanentnym konflikcie interesów.
Można pytać bez końca: "Gdzie był nadzór podczas prywatyzacji Pekao SA, Banku Śląskiego, wybuchu opcji walutowych, nieokiełznanych kredytów walutowych? Gdzie jest dziś?". Walec się toczy ku uciesze nieuczciwych bankowców. Milcząca większość w tym środowisku pozostaje bez wpływu na bieg wydarzeń.

Uwarunkowania europejskie
W ubiegły piątek po zamknięciu sesji w Nowym Jorku agencja ratingowa S&P obniżyła wiarygodność ratingową 9 krajów strefy euro: Francji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii, Austrii, Malty, Słowenii, Słowacji i Cypru. W ślady S&P poszła Fitch Ratings, obniżając wiarygodność głównych europejskich graczy. W zeszłym tygodniu załamały się też negocjacje w sprawie restrukturyzacji zadłużenia Grecji. Część wierzycieli nie chce redukcji długu, liczy na oficjalną upadłość tego kraju, by skorzystać z derywat, które zabezpieczają ich w przypadku niewypłacalności dłużnika. We Włoszech największy bank UniCredit nie może być pewny swojej przyszłości, balansuje na krawędzi przepaści przy wciąż niepewnej perspektywie udanego zwiększenia kapitału i wobec ultymatywnego nakazu nadzoru bankowego Unii Europejskiej, by ten kapitał uzupełnić. Doszło do paradoksu, gdyż wielkość pożądanego podniesienia kapitału przewyższa obecną kapitalizację UniCredit na giełdzie (7,5 wobec 5,7 mld euro). Wartość akcji UniCredit spadła w ciągu kilku dni o 50 procent. Podobne kłopoty mogą napotkać inne banki europejskie.
W Polsce rosną koszty kredytów hipotecznych i konsumenckich, i to nie tylko tych w walutach obcych. Wartość WIBOR (teoretyczny procent, na który banki pożyczają sobie nawzajem pieniądze), od którego zależy oprocentowanie naszych kredytów bankowych, wzrósł ostatnio o 0,5 proc., sięga ponad 5 proc. - przewyższa główną stopę procentową NBP (4,5 proc.). Manipulacja stopą WIBOR z całą pewnością nie skutkuje zwiększeniem kosztów ponoszonych przez banki, a w ostatecznym rozrachunku zwiększa ich zyski, które jak co roku biją kolejne rekordy pomimo kryzysu finansowego. Jeden z blogerów zauważył słusznie, że cena pieniądza, jak każdego innego towaru nie może być sztucznie zawyżana. Jakby to wyglądało, gdyby dostawcy i producenci energii chwalili się z roku na rok rekordowymi, a jawnie nieuprawnionymi zyskami? Banki w Polsce mają za uszami, począwszy od najwyższych w Europie prowizji, często podwójnych i potrójnych, a skończywszy na działaniach przestępczych mających na celu oszukanie klienta. W sukurs idą im media mainstreamu zadłużone po uszy. Przyczyny są proste. Właściciele - spółki-matki działające za granicą, znajdują się w tarapatach finansowych. Naiwnością byłoby sądzić, że nie wykorzystują "tu i teraz" słabości państwa polskiego.

Niezbędne działania
Dopóki głównym zausznikiem premiera Polski pozostawać będzie człowiek lobby bankowego Jan Krzysztof Bielecki, na działania rządu i polskiego nadzoru nie ma co liczyć. Ich gra polega na przedłużaniu obecnego stanu rzeczy, który przyzwala na nieograniczony drenaż gospodarki narodowej i kieszeni Polaków. Pozostaje samoorganizowanie się społeczeństwa obywatelskiego, ciężka praca i walka na drodze administracyjnej i prawnej. Przed trzema laty współzakładałem Stowarzyszenie "Przejrzysty Rynek". Inne stowarzyszenia, organizacje, kręgi społeczne, kluby powstają i rosną niezwykle szybko. Już mają osiągnięcia. Piętnowane są nieuczciwe działania komorników sądowych. Pod społeczną lupą znajdują się kontrowersyjne wyroki sądów upadłościowych. W zeszłą środę przed Sądem Okręgowym w Łodzi rozpoczął się przełomowy proces przeciw BRE Bankowi, w którym dziewięciuset klientów mBanku i MultiBanku domaga się odszkodowań ze względu na nieuprawnione drenowanie ich kieszeni. Sąd odroczył sprawę na dwa miesiące, by dać możliwość przystąpienia do pozwu zbiorowego innym poszkodowanym z całej Polski. Oczywiście banki nie pozostają bierne. Grożą, szantażują, korumpują wymiar sprawiedliwości. Ostatnio otrzymałem list od Pekao SA domagający się sprostowania prasowego. Jakież było moje zdumienie, gdy przed kilku dniami na korytarzu sądu w czasie przerwy w rozprawie sądowej pełnomocnik Pekao SA ni mniej, ni więcej, tylko zaczął grozić mi prokuraturą. W państwie do cna skorumpowanym, jakim jest dziś Polska (41. miejsce na liście państw przy wzrastającej skali korupcji według Transparenty International), takie postępowanie prawnika nosi znamię groźby karalnej. Tylko gdzie z tym pójść? Do prokuratury? Nie można jednak dać się zastraszyć. Należy piętnować niesprawiedliwe wyroki sądów czy orzeczenia prokuratur i wiązać je z konkretnymi... sprawcami. Niech oni się boją!
W tej sytuacji należy pamiętać o wyborze, który na co dzień przed nami stoi: bank zagraniczny, bank spółdzielczy, a może rodzime spółdzielcze kasy oszczędnościowo-pożyczkowe.

Jerzy Bielewicz dla Nasz Dziennik
prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek"

Więcej na: Unicreditshareholders.com

Brak głosów