Ile kosztuje zły nadzór finansowy

Obrazek użytkownika Jerzy Bielewicz
Gospodarka

Nie tylko rząd Donalda Tuska ma swoją studniówkę. Również Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) od z górą 100 dni funkcjonuje w nowym składzie. Jej wiceprzewodniczącym ds. sektora bankowego został w październiku 2011 roku Wojciech Kwaśniak, przedtem od 1991 r. zastępca, a od 2000 r. generalny inspektor nadzoru bankowego (GINB) przy Narodowym Banku Polskim. O ile rodzicami prywatyzacji polskich banków można nazwać takie postacie, jak Leszek Balcerowicz, Jan Krzysztof Bielecki czy Alicja Kornasiewicz, to akuszerem wszystkich tych prywatyzacji był właśnie Wojciech Kwaśniak.

Kiedy słucham ostatnich wypowiedzi wiceprzewodniczącego KNF, zauważam, że nowomowa, jaką się posługuje na użytek krajowy, ma jeden cel: ani słowa konkretu o rzeczywistej sytuacji finansowej banków działających w Polsce, poza zwykłą mantrą o "wysokich współczynnikach adekwatności kapitałowej". Z drugiej strony, gdy analizuję jego wypowiedzi na użytek międzynarodowy, okazuje się, że w sposób prosty, wręcz nachalny, optuje za rozwiązaniami, które byłyby wielce korzystne dla sektora bankowego (85 proc. w rękach kapitału zagranicznego), a wręcz straceńcze dla klientów banku i niezwykle groźne dla stabilności gospodarczej Polski. Prześledźmy jego wypowiedź dla Agencji Reutera ze stycznia 2012 roku. Kwaśniak mówi o dywersyfikacji źródeł finansowania w sektorze bankowym, tak by banki nie były zależne jedynie od wysokości zebranych depozytów i środków pochodzących ze spółek-matek:

"Chcemy, by w perspektywie pięciu lat 20 proc. finansowania stanowiły emitowane przez banki, poddane ocenie ratingowej i notowane na Catalyst płynne papiery zabezpieczone na kredytach hipotecznych, kartach kredytowych czy pożyczkach". I dalej: "Osobne obligacje powinny emitować banki, które udzieliły znacznej ilości kredytów walutowych". A także chwilę potem niezwykle szczerze: "Portfel kredytów walutowych będzie się psuć".

Innymi słowy, Kwaśniak otwarcie deklaruje wobec zagranicznych właścicieli banków w Polsce, że swoje nadpsute aktywa będą mogli podrasować kosztem polskich obywateli.

Jak wiceprzewodniczący KNF rozumie swoją rolę?
Projekt wydawania przez banki w Polsce obligacji pod portfele kredytów hipotecznych należy oceniać z perspektywy tego, co stało się w USA w 2008 roku. Przecież przyczyną kryzysu finansowego w sektorze bankowym na świecie były właśnie tzw. obligacje hipoteczne wydane przez amerykańskie banki pod kredyty hipoteczne. Banki te najpierw pakowały wątpliwe kredyty hipoteczne w portfele (pakiety zbiorcze), by wydawać pod nie obligacje, które następnie sprzedawały podmiotom zewnętrznym. Cała ta niewiarygodna finansowo piramida instrumentów finansowych wyglądała dokładnie tak, jak proponuje dziś Kwaśniak, tylko że tym razem ma być zbudowana na polską modłę. Należy w tym miejscu postawić pytanie: kto zatem miałby kupić te polskie subprimes (wątpliwe kredyty)? Na pewno po doświadczeniach kryzysu nie kupią ich inwestorzy zagraniczni. A zatem kto? Pozostają krajowe fundusze emerytalne i inwestycyjne. Ich właścicielami są przecież zagraniczne grupy bankowe, które mogą przymusić własne podmioty zależne do takich transakcji. Jaką miałyby korzyść? W długiej perspektywie podzieliłyby się stratami swoich banków z przyszłymi polskimi emerytami! Jednocześnie wypchnięcie kredytów hipotecznych poza bilanse banków pozwoliłoby im już obecnie uniknąć bieżących odpisów rezerw na straty oraz podtrzymać wysokie zyski i wypłaty sowitych dywidend i bonusów dla zarządu.

Wojciech Kwaśniak wiele ostatnio też mówi o przejęciach banków na polskim rynku. Wskazuje, że grupy bankowe, którym nadzór europejski nakazał zdobycie kapitału, mogą dążyć do sprzedaży swych spółek-córek w Polsce. Z uwagi na ich złą kondycję to niełatwe zadanie. Czyżby akuszer przejęcia polskich banków przez zagraniczny kapitał dziś miał pełnić tę samą rolę w przekazaniu tychże banków w kolejne ręce?

Na szczęście mission impossible
Zastanawiające jest, dlaczego nadzór bankowy w Polsce brnie pod prąd światowych trendów. Przecież sekurytyzacja (wystawianie papierów wartościowych zabezpieczonych innymi instrumentami finansowymi, np. kredytami hipotecznymi) aktywów bankowych wyszła już z mody. Przykładowo, szef Bank of England czy minister finansów Niemiec skłaniają się ku konserwatywnej wersji bankowości, w której banki komercyjne i detaliczne odpowiadają za swoje aktywa (kredyty) od momentu powstania do momentu zapadalności (spłaty). W modelu proponowanym przez wiceprzewodniczącego KNF bankowiec może zawsze liczyć, że nawet jeśli popełni błąd, udzielając kredytu niewłaściwej osobie lub podmiotowi, to może to ukryć poprzez instytucjonalną sprzedaż złych kredytów w pakiecie. Banki i bankowcy w ten sposób wyzbywają się ryzyka i odpowiedzialności za ewentualne straty. Nie tędy droga!
Ponadto wartość samych kredytów hipotecznych w systemie bankowym grubo przerasta wielkość całego rynku obligacji (bez skarbowych) w Polsce, który dopiero w styczniu tego roku przekroczył 100 mld zł, podczas gdy reklamowany przez Kwaśniaka parkiet Catalyst (regulowany rynek obligacji na Giełdzie Papierów Wartościowych) to zaledwie... 40 mld złotych. W portfelach banków znajduje się 314 mld zł kredytów hipotecznych, w tym aż 200 mld zł kredytów we frankach szwajcarskich. Natomiast zobowiązania gospodarstw domowych wobec banków wzrosły w ciągu roku o 14 proc. i wynosiły według NBP astronomiczne 524 mld zł na koniec 2011 roku. Pomysł Kwaśniaka o 20-procentowym finansowaniu banków z rynku Catalyst to zaiste mission impossible mydląca jedynie oczy.

Ułomność polskiego sektora bankowego
Porównanie zadłużenia firm w bankach, które wynosi 240 mld zł, z zobowiązaniami gospodarstw domowych wobec banków wskazuje na dychotomię w systemie finansowym (240 do 524). Widzimy zatem, że przysłowiowy Kowalski żywi zagraniczne banki działające w Polsce. Czego boją się ich zagraniczni właściciele? Dobrze wiedzą, że spółki-córki w Polsce wystawione są na nieograniczone ryzyko wzrostu stóp procentowych (kredyty hipoteczne i konsumenckie w złotych na zmienną stopę) oraz na ryzyko osłabienia złotego (kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich). Wiedzą też, iż sektor wytwórczy w Polsce jest niezwykle rachityczny, a bezrobocie rośnie - Kowalski może stracić pracę. Widzą, że prawo i praktyka bankowa upośledzają polskie firmy, które boją się kredytu bankowego. Przecież dotychczas korzystali z tej miejscowej przypadłości, wspierając firmy z kraju własnego pochodzenia. Zaglądając do własnych bilansów, widzą oto, że polskie gospodarstwa domowe dźwigają 40 proc. aktywów sektora bankowego, podczas gdy we Francji, Włoszech czy Niemczech wskaźniki te są trzykrotnie niższe i nie przekraczają kilkunastu procent.

Rzeczywiste zadanie dla nadzoru finansowego jawi się w tej sytuacji w zaproponowaniu takich zmian prawa bankowego, by polskie średnie i małe firmy mogły uzyskać dostęp do kredytów bankowych i nie obawiały się ich zaciągać.

A za sprawą nadzoru bankowego, który widzi swą rolę tak, by bankom było dobrze w Polsce, Kowalski może - jeszcze zanim zabiorą mu emeryturę - stracić pracę. Kiedy myślę o porządkach w polskim systemie bankowym, na myśl przychodzi mi przypowiastka o kołchoźniku, który uczył konia nie jeść i już by mu się udało, gdyby koń nie zdechł.

Wiarygodność nadzoru, czyli kto kontroluje Pekao SA
Takie oto dramatyczne pytania zadają mi gracze na rynku bankowym. Za ich sprawą zajrzałem do oświadczeń majątkowych przewodniczącego i wiceprzewodniczącego KNF. Lektura rodzi wiele pytań. Czy osoby zajmujące się zawodowo nadzorem nad bankami powinny posiadać znaczące ilości akcji Pekao SA, jak w przypadku wiceprzewodniczącego Kwaśniaka? Czy wymienione w oświadczeniu majątkowym zadłużenie w kredytach hipotecznych przewodniczącego KNF Andrzeja Jakubiaka bez podania warunków kredytów nie rodzi aby dalszych pytań? Choćby 782 tys. zł zaciągnięte w Pekao SA. Na jakich warunkach? Jeśli dodać do tego, że żona wiceprzewodniczącego Kwaśniaka jest członkiem zarządu Pekao Banku Hipotecznego SA z Grupy Pekao SA... Cóż, pytanie o wiarygodność nadzoru nad Bankiem Pekao SA jest z całą pewnością uprawnione. Rację mają ci, którzy sądzą, że w KNF nie znajdzie się taki pracownik, który by wywlekł nieprawidłowości w Banku Pekao SA. Pozostaje zatem zadać jeszcze kilka pytań wiceprzewodniczącemu KNF. Czy wiadomo mu o zawarciu przez Bank Pekao SA w kwietniu 2006 roku dotąd utajnionej przed rynkiem publicznym umowy wspólników z włoskim deweloperem Pirelli & C. Real Estate Spa? Czy wie, że jeszcze przed przejęciem aktywów Banku BPH SA przez Bank Pekao SA bank ten zrzekł się na 25 lat na rzecz Pirelli swych praw majątkowych do trudnych kredytów i do hipotek zabezpieczających te kredyty? I na koniec apel do pana wiceprzewodniczącego. Kiedy Komisja Nadzoru Finansowego zajmie się przypadkami łamania przez banki polskich firm, jak miało to miejsce w przypadku Optimusa czy ostatnio Malmy?

Posłowie
Przed kilku laty propagowałem sprzedaż portfeli złych długów przez banki w Polsce. Oficjalnie spotykałem się z przedstawicielami GINB, NBP, Związku Banków Polskich (ZBP), Ministerstwa Finansów i największych banków. Słowo klucz brzmiało wówczas "sekurytyzacja". Jednak po doświadczeniach kryzysu światowego na każdą transakcję sekurytyzacji portfela kredytów, zwłaszcza hipotecznych, a tym bardziej w obcych walutach i na zmienną stopę, należy patrzeć niezwykle podejrzliwie. Bo Kowalski w wyniku błędów i nadużyć w systemie bankowym może stracić zarówno pracę, jak i emeryturę.

Jerzy Bielewicz dla Nasz Dziennik

Więcej na: unicreditshareholders.com

Brak głosów