Wchodzimy „na gwałt” do strefy euro? Co z ERM-2? Zmiana konstytucji RP

Obrazek użytkownika 2-AM
Gospodarka

W poprzednim wpisie Tusk w Berlinie u Anieli
zaprezentowałem luźne przemyślenia w oparciu o analizę „cynik9”

2GROSZE o prawdopodobnych przyczynach gwałtownej i o ile wiadomo nie planowanej wcześniej wizyty Donalda Tuska w Berlinie gdzie padł on w objęcia naszej płowowłosej przyjaciółki naszego narodu czyli „złotej Pani Anieli”.
Wszystko to miało miejsce na kilka godzin przed kolejnym padnięciem tym razem w objęcia prezydenta Miedwiediewa, który przyjechał z imprezą mikołajkową do Polski
(w roli Dziadka Mroza wystąpił wielokrotnie wypróbowany generał Jaruzelski) by przy okazji przekazać instrukcje i najpewniej wysłuchać raportów od miejscowego rezydenta Pałacu Namiestnikowskiego zwanego popularnie „drogim Bronisławem II”.
W wyniku szalonej eskapady do Berlina nasz drogi premiero mało co by się spóźnił na wieczorny bankiet w warszawskim hotelu Hayat nie wspominając o tym że najpewniej nie zdążył wziąć prysznica skutkiem czego dostojni goście mogli mieć nie przyjemne wrażenia zapachowe (wszyscy wiemy jakie to ważne zwłaszcza w przypadku starszych panów którym nawala już nieco gospodarka hormonalna)

Analizując niezwykły pośpiech naszego premiera (ci co go znają wiedzą że spieszy mu się tylko gdy leci w krótkich spodenkach z futbolówką u nogi w kierunku bramki przeciwnika) i nie kłamaną chęć a być może wzywający go do Berlina mus niektórzy komentatorzy wysnuli podejrzenie że celem wizyty było zakulisowe uzgodnienie założeń i działań dla przyśpieszonej ścieżki wejścia Polski do strefy Euro. Jak wiadomo według obecnych standardów Polska nie kwalifikuje się do wejścia do strefy Euro (i dzięki Bogu !). Dodatkowo poczekalnia jaką jest system stabilizacji kursu ERM-2 (obowiązkowo jest wymagana na wejściu) w obecnej sytuacji tj. rozdygotanych rynków finansowych może spowodować że w wyniku kilku (lub jednego dużego) ataków walutowych na Polskę wyczerpane zostaną wszystkie zasoby walutowe jakimi dysponuje NBP i rząd.
Nie na długo w takim wypadku wystarczy również „elastyczna linia kredytowa” (ang. Flexible Credit Line - FCL) którą „załatwił” nam nasz drogi prezes NBP Marek Belka (pseudonim operacyjny nadany przez SB „Belch” lub jak kto woli „Nawal” -niektórzy to mieli nawet i dwa pseudonimy operacyjne) u kolegów z MFW za skromne 60 milionów dolarów bodajże na ½ roku czyli czas, na który linia FCL jest przyznawana.
Ta opłata jest „wejściówką” w zamian za postawienie środków do dyspozycji przez ewentualnie potrzebującego pożyczki. Oczywiście w przypadku skorzystania z pożyczki trzeba zapłacić zwyczajowe odsetki od pożyczonych sum. Jak dotychczas Polska nie musiała korzystać z FCL. Po raz pierwszy po FCL sięgnął poprzedni prezes NBP Sławomir Skrzypek ale gdy przyszła pora na kolejną FCL czyli wiosną 2010 hardo oświadczył że NBP posiada dużo waluty na ewentualną stabilizacje złotówki na rynku walutowym i nie zamierza korzystać z FCL oferowanej przez „przyjaciół” z MWF. Swój gorący sprzeciw w tej materii wyraził specjalista od wydawania cudzych pieniędzy czyli minister herbu no-pesel Vincent Rostowski, który z jakichś sobie tylko znanych powodów uważał że FCL jest Polsce rozpaczliwie potrzebna i to mimo malowanej co chwila wizji „zielonej wyspy”. Wkrótce po śmierci w „katastrofie smoleńskiej” prezesa Skrzypka i powołaniu przez p.o. prezydenta Bronisława Komorowskiego na stanowisko prezesa NBP Marka Belki oświadczono że Polska poprosi jednak i to w podskokach kolejną FCL z MWF. W ten oto sposób przyjaciele pana Marka zarobili skromne 60 milionów USD (w sam raz na wakacje) a co niektórzy uzyskali nieco czasu na dalsze chwalenie się jaką to „zieloną wyspą” jest Polska.

Oczywiście prawdziwe pieniądze można zarobić dopiero gdy klient któremu przyznano pożyczkę przyciśnięty do muru zacznie ją wydawać próbując się ratować. Warto namówić do tego klienta dobrowolnie albo postawić go w sytuacji bez wyjścia. W przypadku ataku walutowego rząd a właściwie bank centralny może prowadzić interwencje wyprzedając posiadane dewizy licząc na to że powstrzyma spontaniczną panikę lub częściej zorganizowanych spekulantów prowadzących skoordynowany atak na walutę danego kraju. Nie zawsze się to jednak udaje nie mówiąc że koszty takiej operacji mogą być ogromne. Wystarczy przypomnieć sobie rok 1997 i Wielką Brytanię, która nieopatrznie postanowiła wejść do systemu ERM-2 w którym przypomnę że i my musimy się znaleźć by wejść do strefy euro (nadal są takie wymagania dla krajów kandydujących do strefy euro ). Pobyt w ERM-2 (według obecnych przepisów na okres 2 lat) zmusza kraj do zapewnienia tzw. „sztywnego kursu wymiany” z możliwością odchyłki max. do 15% (znane są i przypadki krajów które dopuszczały poziom wahań ledwo o 2,5%) od ustalonego kursu i w celu utrzymania kursu interweniować na rynkach finansowych musi bank centralny. Wielka Brytania, która próbowała wejść do ERM-2 musiała zastabilizować kurs wymiany funta szterlinga. Okazje zwietrzył jeden z najgroźniejszych spekulantów Gorge Soros, który rozpoczął zmasowany atak na rynkach walutowych na brytyjskiego funta. Brytyjski bank centralny bronił się dzielnie nie zdając sobie początkowo sprawy z kim i z czym ma do czynienia. Do obrony stabilności waluty w ciągu kilku dni „puścił z dymem” blisko 27 miliardów funtów. Jednak w końcu poddał się i „uwolnił” kurs funta ostatecznie rezygnując z pobytu w ERM-2 a co za tym idzie z pomysłu przystąpienia do strefy Euro. W wyniku operacji „obrony” funta brytyjski bank centralny stracił na czysto 3,7 miliarda funtów podczas gdy sprawca ataku czyli pan Soros zarobił na tej operacji i ponad 1 miliard USD.

Przytoczone tu wydarzenia są tylko jednym z zagrożeń (spekulacyjny atak walutowy) jakie wiążą się z pobytem kraju w ERM-2. Innym znacznie poważniejszym jest utrata możliwości znacznego osłabienia własnej waluty celem poprawy gospodarki poprzez uczynienie jej konkurencyjną względem krajów posiadających „mocną” walutę a co za tym idzie „drogich” czyli nie konkurencyjnych w zakresie kosztów produkcji i usług.
Potwierdzeniem profitów z tytułu możliwości osłabienia własnej waluty względem głównych walut jest Polska. W wyniku osłabienia o blisko 50% własnej waluty polska gospodarka jest konkurencyjna i przechodzi kryzys o niebo łatwiej niż inne kraje strefy euro i to mimo braku jakichkolwiek działań „pomocowych” ze strony rządu.
Na 2-gim biegunie znajdują się co niektóre kraje „pribałtyki” które znalazły się w ERM-2 lub czymś podobnym co spowodowało nadmierne umocnienie ich walut. Podobnie wygląda sytuacja na Słowacji której przynależność do euro wywołało poważny kryzys i postępującą w zastraszającym tempie biedę społeczeństwa. W wyniku wprowadzenia euro ceny poszły znacząco do góry, spadła konkurencyjność co spowodowało odpływ inwestorów, którzy zaczęli przenosić swoje interesy ze Słowacji do tańszych krajów, podwyżka usług załamała główne źródło dochodu kraju czyli turystykę. Umocnienie waluty spowodowało że wszelkie większe zakupy robione są przez mieszkańców Słowacji w Czechach w Polsce czy na Węgrzech. Korzystają na tym sąsiednie kraje i ich gospodarki podczas gdy kurczy się rodzima słowacka produkcja nie znajdująca nabywców i zwiększa się bezrobocie na Słowacji. Słowacja nie prosi o pomoc lecz sama próbuje zmierzyć się z problemem i cierpi w milczeniu. Stąd też nie należy dziwić Słowakom że odmówili finansowania z własnego budżetu funduszu pomocowego dla Grecji i kolejnych krajów z grupy PIIGS a będących w potrzebie.
Coraz głośniej na Słowacji mówi się o konieczności opuszczenia strefy euro i powrotu do korony przzy czym mówią to najważniejsze osoby w państwie co wskazuje na determinacje i powagę sytuacji Słowacja rezygnuje z euro?

W aktualnej sytuacji na rynkach finansowych 2 letni przymusowy pobyt w ERM-2 kraju kandydującego do strefy euro może przypominać przez analogię sytuacje mężczyzny któremu spętano ręce by nie mógł się za bardzo bronić po czym spuszczono spodnie do kostek (by nie mógł za szybko uciekać) i w takiej pozycji puszczono do klubu gejowskiego gdzie całe watahy „kochających inaczej” czekają na swoja kolej by „zabawić się” po swojemu z nową nie bardzo jeszcze uświadomioną ofiarą.

Przybliżając uroki systemu ERM-2 i posiadania potem w portfelu euro odbiegliśmy nieco od tematu jakim jest podejrzenie że w Berlinie pan Tusk dostał instrukcje przyspieszonego wprowadzenia w Polsce euro.
Nie upłynęło jeszcze wiele wody od wspomnianych wydarzeń a tu nagle rozległ się dobrze koordynowany chór niby w greckiej tragedii o potrzebie przyjęcia w Polsce euro.

Zaczęli nasi specjaliści od bankowości z J.P.Morgan prognozy JP Morgan co to nie jedną polską firmę do łez doprowadzili za sprawą handlu osławionymi opcjami walutowymi którzy twierdzą że wprowadzenie nas do euro jest długofalowym celem polskich polityków przy czym „Polska poza strefą euro nie jest realistyczną, długofalową opcją”.

Nie upływa wiele czasu a nagle jak jeden mąż zaczynają odzywać się miejscowi przedstawiciele drobniejszego płazu w kwestii zmiany konstytucji wynikającej z naszej przynależności do UE i konieczności wejścia do strefy euro. Zabawę rozpoczyna poseł znający się absolutnie na wszystkim tj. od życia poczętego do życia seksualnego gwoździ (chodzi oczywiście o posła Gowina). Zmiany konstytucji

Ledwo news spadł z portali a tu w sukurs idzie nasz sam miłościwie nam panujący (p)rezydent o potrzebie zmian w konstytucji paszport do jazdy

Natomiast najciekawszą jest dzisiejsza wypowiedź premiera który chce „brać udział w mechanizmie stabilizacji” „jakby u nas coś nie grało” coś nam nie gra?
Czy z tej dziwnej wypowiedzi wynika że chcą nas „na gwałt „za pakować do ERM-2 ? Wtedy wiecej jak pewne że „coś nam nie zagra”.

Fakt że zmiany powinny zostać dokonane bo mimo że sędziowie TK w wyniku ciężkiej gimnastyki umysłowej uznali że nowa unijna konstytucja czyli traktat lizboński nie stoi w sprzeczności z konstytucją to jednak trzeba ją tu i ówdzie poprawić bo u co bardziej oczytanych obywateli może pojawić się dysonans poznawczy co jest pierwsze: konstytucja unijna czy krajowa zwłaszcza ze unijna nie mówi o sprawach wprost a polska niestety ma kilka zapisów zbyt dosłownie brzmiących. Zwłaszcza że jak przysłowiowy smród po gaciach pałętają się słynne „ustawy kompetencyjne” co to żądał ich od parlamentu nieżyjący prezydent L. Kaczyński jako gwarancji umożliwiających mu podpisanie traktatu lizbońskiego. Gwarancji nie dostał bo nadal nad nimi pracowano (nawet nie wiadomo czy dalej posłowie nie pracują) ale traktat w imieniu Polski podpisał. Kto wie – może gdyby nie był taki szybki to może miał by szansę dotrwać spokojnie do końca swojej pierwszej kadencji ?
Dla przypomnienia należy dodać że Niemcy wpierw przegłosowali swoje „ustawy kompetencyjne” dające im prawo weta w stosunku do unijnego prawa wynikającego z traktatu a dopiero potem podpisali traktat lizboński.
Z kolei u nas zawsze wszystko robi się od d...y strony a potem wszyscy są zdziwieni że wyszło jak wyszło.

Jeśli chodzi o modyfikacje konstytucji w aspekcie krajowego ładu finansowego trzeba będzie między innymi zmodyfikować zapisy o likwidacji Rady Polityki Pieniężnej (RPP) bo z chwilą wejścia do euro jej rolę przejmuje Europejski Bank Centralny (EBC) oraz zmodyfikować kompetencje NBP z kreatora polityki finansowej państwa polskiego do wykonawcy poleceń EBC i funkcji statystycznych na zlecenie EBC.

Być może raban czyniony w kwestii przyjęcia w Polsce euro i modyfikacji konstytucji jest spowodowany planowanym na dzisiaj pierwszym czytaniem w sejmie prezydenckiego projektu zmian konstytucji. Być może rozszerzająca się dyskusja jest konsekwencją odbytej przez premiera ostatniej pielgrzymki do Berlina lub wymagających neutralizacji „niebezpiecznych” pomysłów na Słowacji. Wkrótce najpewniej się przekonamy.

Brak głosów

Komentarze

Propaganda już ruszyła.
Jeden mądrala powiedział że po doświadczeniach z Grecją i Irlandią strefa Euro będzie... baczniej się przyglądać nowym kandydatom to niej.
Chyba czytali Przygody Tomka Sawyera i historię z malowaniem płotu :)

Vote up!
0
Vote down!
0

Remek

#116704