Redaktor Pieniążek wiecznie żywy!

Obrazek użytkownika Katarzyna
Kraj

Redaktor Pieniążek z „Popiołu i diamentu” Jerzego Andrzejewskiego wczoraj „kadził sanacji”, dziś komunistom. Bywa na bankietach, kręci się wokół władzy, by osiągnąć wymierne korzyści, staje się zawodowym lizusem i propagandzistą. Jego rozbiegane i przekrwione od alkoholu oczka, jego służalczość i cynizm budzą w czytelniku wstręt.
Można by o nim zapomnieć, jak w zapomnienie odeszła powieść. Jeśli myślę czasem o Pieniążku, to tylko dlatego, że on wśród braci dziennikarskiej wciąż, niczym Lenin, wiecznie żywy. Powiem nawet więcej.

Współczesny Pieniążek jest znacznie inteligentniejszy i bardziej mobilny od swego wzorca. Nikt nie musi mu już podpowiadać, jak powinien pisać, mówić i zachowywać się.
Współczesny Pieniążek sam wie, jak podlizać się panującej władzy, szefowi telewizji, radia czy gazety. Nie przegapi żadnej okazji, by pochwalić się swoją lojalnością i błyskotliwością dowcipu.
Współczesny Pieniążek to potencjalny spin doktor, który jeszcze nie wie jak to zrobić, ale marzy, by go wynajęto do pracy nad wizerunkiem przyszłego prezydenta czy premiera.

Swoje umiejętności nadwornego propagandzisty prezentuje już od wczesnego rana. Jadąc do pracy intensywnie myśli, jak sprawić przyjemność tym, którzy mu płacą. W głowie układa już zdania z właściwie dobranym słowem i domyślnym znaczeniem.

Tylko czasem narracja rwie mu się, gdy z lubością przymyka senne jeszcze powieki. A pod nimi, oczami wyobraźni, widzi siebie, jeśli nie spin doktorem, to przynajmniej naczelnym redakcji Faktów, Wiadomości czy Panoramy. Na twarzy maluje się mu wtedy błogi uśmiech i już jest gotów zamówić wczasy dla całej rodziny nad Adriatykiem. Przecież na takiej posadzie byle grosza nie płacą.

Słodkie marzenia półsenne budzi twarda rzeczywistość. Za chwilę trzeba będzie wykazać się przytomnością umysłu; dowcipnie i sprawnie poprowadzić program.
Nie wiem, jak się to odbywa. Czy na telewizyjnym korytarzu w biegu dziennikarze ustalają, kto zagaja, kto ciągnie, a kto ripostuje?
Może tak, a może nie, któż to wie, jak naprawdę rodzi się, poprawnie liżący kogo trzeba i tam, gdzie trzeba, program.

Liczy się efekt.
Pan zaczyna mówić trzymając gazetę w ręku o tym, jak to wyborcy zapominają, że kłótliwych i chamskich polityków wybrali sami. Jednym zdaniem pointuje; mamy ich takich, jakich sobie zafundowaliśmy.
A drugi pan redaktor natychmiast potwierdza, z porozumiewawczym uśmiechem, że to prawda. Tak, tak, to wyborca uwierzył w obiecane mieszkania i nawet klucze do nich, które miano mu wręczać.
Czy ważne dla widza, wobec takiej wymiany "dowcipnych" zdań, może być jeszcze, co w prasie napisano?

Słucham, słucham i pojąć nie mogę. Czyżbym coś przespała? Czy PiS już wróciło do władzy?! Marcinkiewicz znowu Polską rządzi?! A może kto w studio taśmy pomylił?

Nie, skądże! To dzisiejszy – 28 grudnia 2008 r. - przegląd porannej prasy w TVP INFO

I jak tu nie wierzyć w cuda?

Jestem do tej pory pod tak silnym wrażeniem dziennikarskich umiejętności obracania kota ogonem, że na śmierć zapomniałam, jak się obaj panowie nazywali. Nie ma to jednak większego znaczenia, zawsze przecież mogę ich nazwać Pieniążkami.

A sprawny Pieniążek wie, że władza w telewizji wkrótce się zmieni i obiecanej drugiej Irlandii nie wypada już wypominać. Zresztą po co? Tam cudów już też nie ma.

Brak głosów