Narodowe mity i wojna na cokołach

Obrazek użytkownika Katarzyna
Kraj

Mamusiu, co trzeba zrobić, by znów uwierzyć w św. Mikołaja? – to pytanie mojego syna sprzed lat, zadane po niefortunnej wypowiedzi nauczycielki, wraca do mnie ilekroć czytam na temat odzierania polskiej historii ze złudzeń i narodowych symboli.

„Nasze dzieci będą potomkami hydraulika? I Polki - seksownej pielęgniarki - jego konkubiny z plakatów promujących kraj? A najlepsza historia, jaką Polska ma do opowiedzenia światu, nie sięga dalej niż kilka flaszek wódki, zamachnięcie się szabelką i oglądanie meczu - jak zwykle przegranego? Naprawdę widzimy siebie tak, jak chcą przedstawić nas nam i światu urzędnicy odpowiedzialni za promocję polskiego wizerunku za granicą, a ostatnio twórcy filmowi broniący z pasją godną lepszej sprawy projektu "Westerplatte"? – napisał E. Mistewicz w  gazecie „Polska”.

 

Igor Janke w „Rzeczpospolitej” pisze o wojnie na narodowym cokole.

„Wojna o zajęcie miejsca na cokole trwa na wielu frontach. Z jednej strony słusznie na ten cokół wracają tacy ludzie, jak Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski, Andrzej Kołodziej czy inni. Podobnie jak Lechowi Wałęsie, Bronisławowi Geremkowi, Tadeuszowi Mazowieckiemu, również wymienionym powyżej działaczom trzeba złożyć hołd. Za to, co robili wówczas, niezależnie od tego, po której stronie politycznego sporu w demokratycznym kraju stanęli później. Niezależnie od tego, czy byli doradcami, pisali programy, czy organizowali strajk. Wszystkim im się to należy”.

Wojna o to miejsce trwa również na poziomie dawnych regionów „Solidarności”. Niedawno przeczytałam w regionalnym miesięczniku „Debata”, że słynny Przykop, gdzie podobno spotykała się podziemna „Solidarność” olsztyńska okazał się mieszkaniem współpracownika SB. Słynny Jula Grudziński  już w 1959 r. „pragnął pomóc organom Służby Bezpieczeństwa w ich pracy kontrwywiadowczej”. Legenda, mit, złudzenie legły w gruzach. Być może czytając to, mają swoją cichą satysfakcję zapomniani, nie wspominani na żadnych rocznicowych uroczystościach, dawni solidarnościowi przywódcy regionu. Wątpliwa to jednak satysfakcja.

Ile mitów jeszcze zostanie rozwianych? Ilu bohaterów, słusznie lub nie, spadnie z cokołów? O tym dowiedzą się dopiero nasi potomkowie, kiedy już bez emocji będą sięgać do źródeł i odsiewać prawdę od demagogii, propagandy i mitów.

Czy Polakom potrzebne są złudzenia, mity i cokoły?

Każdy chce wierzyć, że jego naród jest bez skazy, wielki i bohaterski. Każdy chce jak najdłużej wierzyć w św. Mikołaja, który bezinteresownie i w sposób nadprzyrodzony przynosi nam prezenty, pamięta o nas, nie widzi wad, słabości i małości, daje to, czego pragniemy o czym marzymy. Czyni nas wyjątkowymi, godnymi uznania, pochwał i nagrody za zasługi.

I słuszne jest żądanie, by hydraulik,  oscypek czy wódka nie zastąpiły w świecie prawdziwych, wykreowanych przez historię, symboli świadczących o wielkości Polaków. Czy potrzebne są jednak złudzenia i usilne utrzymywanie bohaterów wątpliwej reputacji na cokołach?

Ejże, panowie, zapomnieliście o niedawnych bohaterach, na cześć których odbywały się akademie w szkołach? Czy trzeba przypominać pomniki Lenina, Dzierżyńskiego, Bieruta, Waltera, Janka Krasickiego, Hanki Sawickiej i jeszcze paru innych?  Ich cokoły słusznie ogołocone nie dla wszystkich są  puste. Dla wielu wciąż komunizm był i jest dobry, a winne są wypaczenia. I z takim przekonaniem umrą i nic na to nie poradzimy. Każdy ma takich bohaterów, na jakich zasługuje.

Na moim pomniku nie ma ani Wałęsy, Geremka, Kuronia, ani Walentynowicz czy Gwiazdy. Na moim pomniku jest „Solidarność”, ta pierwsza, spontaniczna i wielka, której nie dorównała już „Solidarność”  jako związek po roku 1989. Stawiam ją na cokole nie ze względu na bohaterów, lecz ideę, którą wciąż mamy prawo i obowiązek promować nie tylko u siebie ale i w świecie.

Wciąż czekam na  jej pomnik, na którym będzie wyryte czarno na białym: „Solidarność” to ruch, który zadał kłam rewolucyjnej teorii walki klas”.

Dał szansę wszystkim. Każdy mógł stanąć po stronie pokrzywdzonych, wbitych w ziemię, stojących na marginesie. Nikt nie pytał, kim byłeś, ale cieszył się, że chcesz być razem. To nie rewolucyjne masy chwyciły za broń, ale ci, którzy twierdzili, że rządzą w ich imieniu i dla ich dobra. Wojnę tej idei wydał nie tylko WRON z Jaruzelskim w roli głównej. Wojnę wypowiedzieli również ci, którzy wpychają na cokoły fałszywych bohaterów. Naprzód ich sami opluli, a teraz larum podnoszą, że pomniki się kruszą.

Uderzmy się jednak i we własne piersi. Sięgnijmy pamięcią do własnych życiorysów i zapytajmy siebie. Czy nie popełniliśmy grzechu zaniedbania po odzyskaniu wolności? Po wyborach 1989 roku zabraliśmy swoje zabawki, obrażeni niczym dzieci poszliśmy do swoich piaskownic i tylko u cioci na imieninach biadoliliśmy nad zdradą etosu „Solidarności”. A właśnie wtedy najbardziej potrzebny nam był wielki i żywy pomnik „Solidarności”. Największym sukcesem, jakim może się poszczycić Jaruzelski to właśnie odebranie nam chęci jego budowy.

Nie pchajcie się więc, bohaterowie, na cokoły, bo bez wybudowania pomnika „Solidarności” w świadomości narodowej nie macie żadnych szans na trwałe na nich przebywanie, próżny trud, daremne biadolenie.

Brak głosów