Transformacyjny strzał w stopę Macieja Gduli

Obrazek użytkownika kazimierz.marchlewski
Idee

Ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem tytuł ostatniego artykułu autorstwa najciekawszego moim zdaniem publicysty „Krytyki Politycznej”: „Lewica musi rozliczyć się z PRL”. Nareszcie – pomyślałem.

Czy kolejny punkt na drodze do budowania projektu wspólnotowego, o którym pisałem w kolejnych częściach tego tekstu został osiągnięty? Mimo że zgadzam się z wieloma elementami narracji proponowanej przez Gdulę, dominuje we mnie zawód.

Główne tezy Gduli można streścić w sposób następujący: lewica potrzebuje wyciągnąć wnioski z najnowszej historii, wnioski inne niż „budowniczy postkomunizmu”, ale także antykomunistyczna prawica. Czyli: ani sofistyka usprawiedliwień, „historycznych konieczności” i „ludzi honoru”, ani narracja oparta na agenturze i „zdradzie narodowej”, wyrażająca się w sporach o lustrację i dekomunizację. Refleksja lewicy musi kłaść szczególny nacisk na – z jednej strony – na niedemokratyczną formułę przemian politycznych i gospodarczych, której źródłem była w mniejszym stopniu chęć zysku, a w większym – strach elit (komunistycznych i solidarnościowych) przed społeczeństwem, przed utratą sterowności (jak w 1980-81 roku). Kolejne, brakujące elementy objaśnienia transformacji i charakteru państwa postkomunistycznego, to sojusz elit z hierarchią kościelną, wyrażający się w przyjęcia przez kościół roli pośredniczącej – najpierw między opozycją a komunistami w drugiej połowie lat 80., później między nowymi elitami a społeczeństwem (w tej ostatniej fazie można wręcz mówić o pozycji swoistego rzecznika władzy: wzywającego do spokoju w obliczu rosnącej frustracji). W zamian – powiada Gdula – strona kościelna otrzymała od elit III RP m. in. korzystne ustalenia reprywatyzacyjne, aborcyjne i konkordatowe, oraz religię w szkołach.

Dlaczego jestem zawiedziony? Pod większością z powyższych diagnoz mógłbym się podpisać. W niektórych przypadkach dodałbym tylko „adnotacje”, dotyczące np. roli Kościoła w PRL przed okresem „transformacyjnym”, a także terroru wobec niepokornych księży (Popiełuszko, Suchowolec, Niedzielak, Zych). Sam wątek dwuznacznej roli kościelnej hierarchii w ostatnich latach PRL-u wydaje mi się jednak ważny, także jako przekroczenie pewnego tabu prawicowej publicystyki rozliczeniowej.

W swojej wyliczance pominąłem litościwie jedynie sugestię Gduli, że „wielki deal transformacyjny” zawierał w sobie także „paragraf płciowy” (czego dowodem fakt, że w Magdalence nie było kobiet). W Polsce istnieje oczywiście problem dyskryminacji kobiet, ale ta, absurdalna w swojej dosłowności próba wpisania go w historiografię końca komunizmu zaskakuje w artykule pióra poważnego autora (i naukowca!), w poważnym piśmie.

Główna przyczyna mojego rozczarowania leży jednak gdzie indziej. Gdula, jak mało kto w publicznej debacie, świadomy jest wagi metapolityki: konstrukcji podziałów politycznych, „odzyskiwania” i „zawłaszczania” nazwisk, symboli czy poglądów. „Krytyka Polityczna” w dużej mierze na tych właśnie umiejętnościach zbudowała swoją dzisiejszą pozycję. Artykuł Gduli jest – w stosunku do dotychczasowej linii KP, która cały pakiet „prawicowej” krytyki transformacji wyrzucała na śmietnik, jako nieistotny – krokiem naprzód. Jest to jednak krok rozczarowująco niewielki, a granica pomiędzy „naszym” a „nie-naszym” („prawicowym”) rozumieniem najnowszej historii – niezrozumiała i nie pomocna w zbudowaniu całościowej narracji dotyczącej przemian. Dlaczego mówić o strachu elit przed społeczeństwem, a nie o chciwości poszczególnych osób (jedno wszak drugiego nie wyklucza!)? Dlaczego mówić o „zmowie elit”, ale nie o agenturze i nomenklaturze, która w znacznej mierze ją umożliwiła, a także o pozycji, jaką w jej skutek uzyskała w pierwszej fazie przemian? Warto zwrócić także uwagę, że jednym z głównych elementów mapy odniesienia dla Gduli pozostaje „lewicowość” jako wspólny język „reformatorów z PZPR” i tzw. „lewicy solidarnościowej” (gdzie w tym układzie ląduje PPS-RD?). Gduli, a więc jednemu z najtrzeźwiej myślących ludzi KP (wystarczy wspomnieć jego udział w „Systemie 09”), udaje się przekroczyć znaczną część stereotypów na temat „lewicowego spojrzenia na PRL”, a jednak – niestety – nie wyrywa się w pełni spod władzy utartych schematów i etykiet debaty o polskiej transformacji.

Brak głosów

Komentarze

Relatywizm poznawczy, nie tłumaczy Pańskiej oceny.
Czy to aż tak daleko zaszło -
I dla Pana pokuta:)
Pokuta za grzech niwności -"Nareszcie - pomyślałem"

Vote up!
0
Vote down!
0
#46444

Ja tam Gdulę cenię, jako publicystę bardzo jak na nową lewicę niezależnego i odważnego (przykłady: wspomniany już występ w "Systemie 09" czy ostatnie porównanie Balcerowicza do Jaruzela - takich rzeczy nie robi się w Polsce z konformizmu czy chęci sławy).

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#46459

Poszukując dialogu, albo dosadniej naginając się w strone Lewicy zawłaszczamy ich ideały .
To zauważam w tzw. "prawicowym nurcie dialogu".
Nie bardzo widze i wierze w "dialog' z Lewicą teraz- nasłuchiwanie i oczekiwania wielkie.
Lewica tymczasem, szuka nowego kręgosłupa, posiłkując się starym kośccem .
Długą droge widze .
Krystalizacja nie będzie możliwa tylko i wyłącznie z sił tak nazwanych obecnie .Rysuje się na horyzoncie nowy układ ,po wyczerpaniu okrągłostołowej koncepcji.
Kiedy to będzie ?
Stąd nie ma się co dziwić Gduli- na dzień dzisiejszy tak to czuje .
Ps. Lewica jest potrzebna

Vote up!
0
Vote down!
0
#46465

w takim naginaniu się nie widzę nic złego, dopóki nie ma ono cynicznego charakteru.
Ale tu się zapewne różnimy - ja po prostu nie wierzę w sensowność destylowania czystych idei prawicowych czy lewicowych rodem z XIX wieku, (ani też z Ameryki i Wielkiej Brytanii lat 80.) jako odpowiedzi na polskie problemy ad. 2010. Bo niezmienne są wartości, ale kształt sporu politycznego się zmienia.

Vote up!
0
Vote down!
0
#46466

Wracając do PPS.
Czy "Prawicowy" PIS nie jest w istocie kontynuacją ?

Ma Pan racje polski model polityczny nie znajduje odpowiednika. Próba zdefiniowania spali na panewce .
Kształt sporu- jak w gazach przyjmuje forme naczynia.

"panta rhei i nic nie pozostaje takie samo"

Vote up!
0
Vote down!
0
#46468

PiS nawiązuje niekiedy do tradycji PPS (choć bliżej tym nawiązaniom - ze zrozumiałych względów - do Piłsudczykizmu i Sanacji), ale nie przesadzałbym z "kontynuacją". PPS była jednak znacznie bardziej konsekwentną lewicą - na swoiście polską modłę, inną niż z jednej strony sowiecki komunizm, a z drugiej nowa lewica zachodnia spod znaku maja 68, ale jednak. PiS ma różne skrzydła i różne oblicza (nawet Lech od Jarosława się różni), ale zasadniczo w gospodarce cechuje go wiara w "zdrowy rynek" (pisałem o tym zresztą w pierwszej części "Protokołu rozbieżności") i spora doza obyczajowego konserwatyzmu.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#46472