Rząd chce burzyć miasta

Obrazek użytkownika WTQ
Kraj

Przy okazji ostatniej kampanii wyborczej słyszeliśmy wiele obietnic. Miały powstać nowe drogi, liczne boiska, a także pływalnie przy nowoczesnych drogach. Wszyscy pamiętamy, że miało się nam żyć lepiej, nasze dzieci mieli uczyć dobrze opłacani nauczyciele, a leczyć nas mieli zadowoleni lekarze i pielęgniarki.

Wybory jednak już za nami, a poprawy warunków życia nie widać wcale. Jakby tego było mało, rząd nie wykonuje żadnych przedwyborczych obietnic, a w najlepszym wypadku zasłania się brakiem możliwości przeprowadzenia stosownych reform. Szkoda, że nie zastanawiali się nad tym przy okazji wyborów.

Jednak to nie wszystko. Pojawiają się ostatnimi czasy doniesienia, że rząd zaczyna realizować projekty, o których w kampanii nie było mowy. Taki projektem jest "kręcenie" lodów na szpitalach, co ujawniła w 2006 roku posłanka Beata Sawicka. Dwa dni temu na stronie internetowej "Dziennika" można było znaleźć równie ciekawy projekt:

"Rząd chce burzyć miasta na Dolnym Śląsku"

Gminy na Dolnym Śląsku bogate w złoża węgla brunatnego muszą się bać. Rząd uświadomił sobie, że wystarczy pokopać trochę na przykład pod Legnicą, a znajdziemy zasoby, jakich pozazdrości nam cały świat. Problem w tym, że trzeba będzie przesiedlić tysiące ludzi i wyburzyć całe miasta.

Lokalne władze są przerażone pomysłem rządu. "To paranoja, kompletne nieporozumienie" - mówi "Gazecie Wyborczej" Zdzisław Tersa, wójt gminy Kunice, leżącej na samym środku legnickich złóż. "Złoża można było zabezpieczyć w latach 70., 80. Nie teraz" 

"W samych Kunicach w ciągu dosłownie kilku lat osiedliło się ponad tysiąc nowych mieszkańców. Za setki milionów złotych, głównie z Unii, powstały drogi, kanalizacja, wodociągi. Kolejne osiedla domów jednorodzinnych są w fazie projektowania. Teraz mielibyśmy to wszystko rozebrać i wysiedlić ludzi?" - dziwi się wójt.Jednak resort gospodarki, którym kieruje wicepremier Waldemar Pawlak, widzi to inaczej.[źródło]

Jest to projekt, który z całą pewnością pozwoli żyć lepiej wszystkim ludziom zamieszkującym tereny bogate w złoża. Dla obecnej koalicji pomysł ten może okazać się karkołomny. Z całą pewnością mieszkańcy ewentualnych wysiedlanych i burzonych miast nie oddadzą głosu na obecny rząd w kolejnych wyborach. Tym bardziej dziwi zezwolenie PO, które słynie ze "słupkowej dbałości", zezwoliło na takie działanie Waldemarowi Pawlakowi.

Mieszkańcy wysłali do premiera list z prośbą o wyjaśnienie, na co jedyną odpowiedzią było stwierdzenie, że "na tym etapie rozmów nic nie jest przesądzone". Gdyby premier tej inicjatywy nie popierał, z całą pewnością zareagowałby gwałtowniej.

Co zatem może kryć się za tą dziwną inicjatywą? Przecież w ostatnich wyborach na Dolnym Śląsku Platforma Obywatelska zanotowała wyniki wyższe od Prawa i Sprawiedliwości. To może być samobójcza bramka Donalda Tuska w meczu PO - PiS. 

Jeśli nie chodzi tu o duże pieniądze, to jestem szczerze zdziwiony tym pomysłem rządu. Może ktoś z internautów ma jakiś pomysł co do tej sytuacji? 

Brak głosów