Agitacja i promocja

Obrazek użytkownika WTQ
Kraj

Są to dwie główne rzeczy w jakich specjalizuje się obecny rząd. I chyba tutaj wszyscy się zgodzimy. W historii wolnej Polski nie było jeszcze gabinetu, który byłby tak doskonale przygotowany pod kątem Public Relations. Partia Donalda Tuska utworzyła nawet w Kancelarii premiera specjalną komórkę zajmującą się tworzeniem nie tylko wizerunku premiera, ale także dba ona o wizerunek ministrów, a wszystkim przedstawicielom PO pisze nawet każdego dnia tzw. Przekazy Dnia, czyli najkrócej mówiąc cytaty i pomocne wypowiedzi, których winni politycy używać w obecności mediów.

Platforma jest przy tym jedną z najbardziej ostrożnych partii politycznych od 1989 roku i pod żadnym pozorem nie zabiera się za przeprowadzanie trudnych reform. Wynika to z dbałości o społeczne poparcie i lęk przed jego spadkiem. Czy jednak jest to dobre wyjście? 

Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, tak najkrócej można podsumować szereg obietnic jakie złożyła Platforma jeszcze przed wyborami. I powołuję się tutaj na jednego z ministrów obecnego rządu. Jednak ludzie wzięli sobie do serca większość z tych obietnic i będą domagać się ich wypełnienia. I tak też się dzieje.

Kolejne fale strajków przeszły w minionym roku przez Warszawę, a także pojawiły się sporadycznie w innych rejonach kraju. Poczynając od  celników, poprzez nauczycieli, lekarzy, pielęgniarki, sędziów, policjantów, na stoczniowcach kończąc.

 W efekcie rząd nie podejmuje żadnych realnych działań w sprawie tych grup zawodowych. Cały czas słyszymy tylko zapewnienia, że będzie dobrze, że będzie się nam żyło lepiej, a podwyżki nadejdą gdy w kolejnych latach.

Wielu ludzi czuje się oszukanych, kolejne grupy zapowiadają strajki, w tym także ponownie odgrażają się nauczyciele. Zapowiedzieli jakiś czas temu, że we wrześniu rok szkolny nie zostanie rozpoczęty, jeśli rząd nie dotrzyma swoich obietnic. Ostatnio rząd zaproponował nauczycielom warunki, które ZNP oceniło jako karygodne. Pierwszy dzień września zbliża się szybkimi krokami, a nauczyciele najwyraźniej nie zamierzają brać przykładu z rządu i obietnicy strajku nie dotrzymać.

Zmusza to rząd do działania. Ministerstwo Edukacji, pod kierownictwem pani minister Katarzyny Hall ma już plan. Zrobi to, co potrafi najlepiej cały rząd, czyli będzie agitować i promować swoje pomysły w szkołach. Powołam się tutaj na portal polskatimes:

"Agitatorzy zatrudnieni przez MEN będą przekonywać nauczycieli w całej Polsce, że pomysły na reformę oświaty minister Hall mają sens.

Akcja promocyjna ma kosztować 300 tys. zł. Za te pieniądze pięćdziesiąt wybranych w konkursie osób będzie w powiatach promować reformę, która ma wejść w życie od 2009 roku.

Najważniejsze założenia programu to: posłanie do szkół sześciolatków, upowszechnienie wychowania przedszkolnego dla dzieci w wieku od 3 do 5 lat, zmiany w sposobie i programach nauczania niemal wszystkich przedmiotów, tak by uczniowie wynosili ze szkoły nie tylko wiedzę, ale i umiejętności.

Kolejne punkty reformy to podniesienie rangi nauczania języków obcych oraz poprawa jakości pracy. Na początku roku podobną akcję promocyjną reformy próbowała przeprowadzić sama pani minister Hall, jeżdżąc po kraju i spotykając się z nauczycielami, ale efekty były różne.

Nauczyciele i samorządowcy zasypywali minister i jej towarzyszy pytaniami, ale nie zawsze otrzymywali szczegółowe odpowiedzi. Martwił ich także brak informacji, skąd resort weźmie na to wszystko pieniądze.

Teraz wytypowani i wyszkoleni promotorzy "będą w swoich województwach ekspertami w zakresie promocji". Mają wspierać w podejmowaniu decyzji, zwłaszcza samorządowców. Każdy z nich udostępni do publicznej wiadomości swój adres mejlowy i numer telefonu.

- To jakiś absurd. Oświacie nie są potrzebni agitatorzy, tylko mądre decyzje - uważa Kazimierz Piekarz, prezes śląskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Chyba nie od tej strony należałoby zacząć zmiany w edukacji - dodaje.

Tymczasem MEN chce dotrzeć niemal do wszystkich nauczycieli w kraju, by przekonać ich do nowych pomysłów. Dlatego w każdym województwie będzie kilku promotorów. Do pensji będą mogli sobie dorobić nauczyciele, wizytatorzy kuratorium oświaty, pracownicy wojewódzkich ośrodków metodycznych, a nawet naczelnicy wydziałów edukacji." [źródło]

Czy to aby nie nazywa się propaganda? Była ona podstawowym narzędziem działań władzy w latach 1945-1989. Widać najtrafniejsze są stare porzekadła: "Niedaleko pada jabłko od jabłoni".

I warto tutaj jeszcze zauważyć jeden podstawowy fakt, który z pewnością przewinie się w dyskusji społecznej. Nauczyciele nie żądają niemożliwego, podobnie zresztą jak inne grupy zawodowe. Oni domagają się tylko wypełnienia obietnic złożonych przez Platformę Obywatelską.

Brak głosów