Referenda w krajach postkomunistycznych

Obrazek użytkownika R.Zaleski
Blog

Słowenia wygląda bardzo dobrze. Nowe, czy może raczej odnowione, ale porządnie, autostrady - niepopękane. Kolej szybka, nawet w wypadku regionalnego pociągu jadącego w górach, choć ze zbyt liczną obsługą, porządne nie tylko centra miast. Generalnie lepiej to wygląda niż w Polsce. Jest też drożej, tak średnio o połowę. No ale nasuwa się pytanie - czyj ten całkiem fajny kraj jest? Bo niedawno widziałem w necie wiele komentarzy nabijających się z tego, że nowa lewicowa premier zaprzeczyła, że musi brać pieniądze, czyli niby bankructwa nie będzie. Jak czytałem, podstawową przyczyną problemów finansowych jest to, że w tym dwumilionowym kraju wszyscy się znają, banki są państwowe i kredyty szły po znajomości.

W Słowenii najbardziej z całego postsocjalizmu stosuje się referenda. Było ich już 17. W referendum zdecydowano min o bezpośrednich wyborach prezydenta, zakupach w niedzielę, adopcji dzieci przez gejów(odrzucono), elektrowniach węglowych, …. Referendum ogłasza się jeśli 40 tys. ludzi (2,5%wyborców) podpisuje się pod wnioskiem o referendum, lub 1/3 parlamentu. Nie może być ono sprzeczne z konstytucją. Klasa polityczna ponoć stara się powoli ograniczać to prawo.
Lokalnych referendów, które może zainicjować 5% wyborców, lub większość radnych jest bardzo niewiele.

Jechałem pociągiem z słoweńskim działaczem katolickim. Uważa, że największym problemem jest u nich to, że "komunizm siedzi w głowach" ludzi. Telewizja podobnie jak w Polsce nadaje, że jest dobrze. Jest gazeta, tygodnik i radio katolickie (delo.si, polecał) . Są „różne partie, a w nich ci sami towarzysze”. Jego organizacja działa w sferze politycznej, społecznej, społecznej nauki kościoła, podstawa to rodzina, katolicy muszą zajmować się polityką - mówił.

Białoruś – Łukaszenko uzyskał formalnie prawie absolutną władzę, dzięki sfałszowanemu referendom w 1996. Wg opinii mojego białoruskiego znajomego, opozycyjnego polityka „Luka” już na parę lat przed tym jak został prezydentem, wiedział że nim będzie. A po jej poszerzeniu już się demokracją nie musiał przejmować. W 2004 było referendum znoszące maksymalną liczbę kadencji prezydenta.
Tak więc zawsze trzeba pamiętać o tym, kto liczy głosy.

Na Łotwie referendum mogło zainicjować 10 tys. podpisów wyborców, potem trzeba było zebrać 150 tys. podpisów, ale to robiła już tamtejsza państwowa komisja wyborcza. Teraz inicjatorzy muszą zebrać całość od razu. Jak dotąd zorganizowano kilka referendów mających wpływ na polityczne losy kraju.
W Estonii, najlepiej radzącym sobie kraju postkomunistycznym, referendum nie odgrywa żadnej roli. Przed wojną było więcej referendów, wystarczyło 25 tys. podpisów, teraz tylko przyklepujące oczywiste tam decyzje, jak niepodległość czy wejście do UE. Podobnie jak na Litwie.
Te dwa kraje mają dużą powojenną mniejszość rosyjską, to pewnie hamuje demokrację bezpośrednią.
Na Litwie dotąd było 11 referendów z czego 4 ważne, obligatoryjne. To dlatego, że musi być minimum poparcie połowy wszystkich wyborców, nie wystarczy uczestniczących. Do przeprowadzenia potrzeba 300 tys. podpisów zebranych w 3 miesiące.

Referenda negatywne – za odwołaniem, jak w Polsce, zwłaszcza lokalne mają sens. Nawet przy tak niskim poziomie świadomości politycznej. Trudno nie widzieć, złej pracy samorządu. W 2007 jakby Tusk ogłosił referendum, to pewnie miałby teraz takie uprawnienia, jak Łukaszenka. Ale taka moc mediów, które go wykreowały, to „se ne wrati”. Mam nadzieję :]

Referendum nie jest panaceum na wszelkie bolączki, chyba, że jest podstawą, główną metodą działania systemu państwa, jak w Szwajcarii. Najważniejsza jest świadomość społeczna, więc media. Partie polityczne nieskorumpowane, mające realne, niepopulistyczne programy. Zmiana elementu zamiast naprawy całości wad systemu wiele nie zmieni.

Jednak ponieważ i klasa polityczna a nawet inteligencja w Polsce moim zdaniem jest na poziomie moralności, zdroworozsądkowego myślenia, odpowiedzialności za kraj, (post)skomunizowania - poniżej średniej krajowej, czyli przeciętnego szarego obywatela, to jestem zwolennikiem rozszerzenia referendów do poziomu szwajcarskiego. Pośrednie formy niewiele dadzą.

Jednak każde działanie ma sens, a tego co się dzieje od 2-3 lat, nie było od czasów pierwszej legalnej Solidarności. Potem w podziemiu działało kilka tysięcy i to bliżej 2 niż 9, a na demonstracjach, a byłem na największej z 60 tys, normalnie kilka tysięcy. Teraz max było 200 tys. Do tego 100 tys. RN na 11.11. Podpisów pod referendami ludzie złożyli już pewnie tyle, ile pod deklaracjami wstąpienia do Solidarności w 1980. To co się dzieje teraz, to jest przemiana nie do cofnięcia, nawet właśnie przez tą powolność. Ale może być jeszcze lepiej, dużo lepiej. No i wtedy nie było Internetu.
Podpisy idą do kosza? Za nimi pójdzie do kosza władza. Już tam jest.

http://en.wikipedia.org/wiki/Category:Referendums_in_Slovenia

http://en.wikipedia.org/wiki/Referendums_in_Lithuania

Brak głosów