Nasza wirtualna demokracja

Obrazek użytkownika R.Zaleski
Blog

A.Wilson angielski politolog, przedstawił kilka lat temu teorię dotyczącą „systemu wirtualnej demokracji” panującego w krajach postsowieckich. Gdzie polityczni technolodzy pełnią zupełnie inną rolę, niż zachodni spin doktorzy. Polityczni technolodzy odgrywają znacznie bardziej istotną rolę; są politycznymi meta-programatorami, projektantami systemu, politycznymi kontrolerami, wszystko w jednym, aplikując odpowiednie technologie oni mogą w całości tworzyć politykę. Wg Wilsona oni budują system wirtualnych obiektów i instytucji, jak np. partie, który udaje realną demokrację. Jednak wszystko to dzieje przeciw „realnym”politykom, partiom, siłom reprezentującym społeczeństwo.

Grzebiący się w tym paskudztwie dziennikarze są w rzeczywistości „siekierkami” zakontraktowanymi przez politycznych technologów do zmiażdżenia rywali. Badania akademickie oraz badania opinii publicznej są fabrykowane na korzyść najhojniejszego licytującego. Ludzie oglądani na masowych zgromadzeniach okazują się udzielać za gotówkę. Nawet wydarzenia historyczne są spektaklami odgrywanymi na pożytek przyszłych podręczników.

Wilson argumentuje, że demokracja w państwach postsowieckich jest rodzajem inscenizacji przykrywającej i zarazem ubezpieczającej hurtową kradzież majątku państwa oraz powszechną prywatyzację polityki. (...) Komentując debatę, czy państwa postsowieckie są semi-eutorytarne, czy semi demokratyczne, Wilson powiada - ani to, ani to. Państwa byłego związku radzieckiego są terenem „polityki wirtualnej”, gdzie władzę się wymyśla, i gdzie „technologowie polityki inscenizują podstawową mitologię państwa.”

Oczywiście, dla liberalnych demokracji nie ma nic nowego w tym, że politycy kłamią bez mrużenia powiek i fabrykują rozmaite obrazy. Ale polityka postsowiecka różni się, argumentuje Wilson, totalnością fałszerstwa. Cytuje ukraińskiego analityka Volodymyr Polokhalo: “Zachodni obserwatorzy szukają odniesień do, lub odstąpień od normalnej procedury demokratycznej. Ale nasze wybory są inne. Wielka falsyfikacja jest falsyfikacją całego procesu wyborczego, falsyfikacją niemal wszystkich uczestników tego procesu. Nie ma realnych podmiotów politycznych, nie ma realnych, niezależnych aktorów politycznych.”

Wejście w dziedzinę czarnych sztuk wymaga od dyletanta poznania całego, nowego słownika.

Na przykład, „kompromat” polega na obsypywaniu oponentów kompromitującymi materiałami, aby ich publicznie zdyskredytować. Kompromat może być umieszczony w „zatrutej kanapce”, to znaczy w prawdziwej wiadomości, którą się zanieczyszcza dokuczliwym fragmentem, zawierającym oszczerstwo. Alternatywnie, kompromat może być ogłoszony przez „Generalnego Prokuratora”, jak taką osobę nazywają satyrycy. Ktoś taki inscenizuje „wojnę z korupcją”, a w rzeczywistości działa jako agent od czarnego PR, tuż przed wyborami obrzucając rywali błotem. Oskarżenia „Generalnego Prokuratora” nie muszą mieć pokrycia w dowodach i zwykle się je dyskretnie porzuca natychmiast, jak zacznie być widoczny ich efekt w badaniach opinii publicznej.

Klony” to politycy wynajęci do przechwytywania obietnic politycznych rywala, aby ukraść mu głosy. „Klony” różnią się od „dublerów”, czyli kandydatów z niemal takim samym nazwiskiem, ubiegających się o to samo stanowisko, aby skonfundować elektorat i „rozcieńczyć” jego głosy. „Zasoby administracyjne” to termin określający środki w "skrzynce narzędziowej" polityka – od fałszowania wyników głosowania, uznaniowego wynagradzania, opodatkowywania czy stawiania przed sądem, aż po bezpośrednie groźby używane do wydawania pomniejszym urzędnikom rozkazów, których efektem jest nabijanie/zmniejszanie ilości głosów faktycznie oddanych na danego polityka, w zależności od preferencji człowieka na szczycie piramidy. Sekretni agenci infiltrują partie rywali aby „podciąć” lub „rozwalić” obóz wroga za pomocą sztucznie kreowanych dyskusji ideologicznych pomiędzy członkami, dyskredytując tym sposobem cały obóz w oczach opinii publicznej. Oczywiście można również założyć całą symulowaną partię, zaprojektowaną jako "zmorę", na przykład komunistyczną czy wściekle nacjonalistyczną, aby przerazić nią umiarkowany elektorat i zachęcić do siebie, lub też w celu zdobycia sympatii Zachodu. Często wybory są tak „uszyte” przez elitę władzy, że największym problemem technologów politycznych nie są głosy, lecz wymyślenie „wiarygodnego przegranego” wystawionego przeciwko pewnemu zwycięzcy, jak to było w wyborach na Putina w 2004r.

Jednym z takich projektów jest niesławny super- nacjonalista Żyrinowski.

Wilson uważa, że Żyrinowski jest szczególnie utalentowanym aktorem- politykiem, wyedukowanym do swej roli, zdolnym do ciągłej transformacji, odpowiadającej potrzebom elektoralnej publiczności. Ten szalony, szarpiący za włosy, awanturniczy nacjonalista z późniejszych inkarnacji, pojawił się po raz pierwszy na rosyjskiej scenie jako chłodny, racjonalny, liberalny demokrata. W latach 1990-91 rządząca Partia Komunistyczna sekretnie założyła Partię Liberalno – Demokratyczną,właśnie z Żyrinowskim na czele. Utworzenie partii „liberalnej podróbki” miało na celu odebranie głosów realnym partiom demokratycznym, zakładanym w opozycji do Partii Komunistycznej.
Wilson plotkuje trochę o koneksjach Żyrinowskiego z KGB oraz pranych funduszach płynących z Partii Komunistycznej, ale w tej sprawie przedstawia niewiele przekonywujących dowodów. Powiada też, że później, tj. w 1993r, kiedy „liberalni demokraci” Jelcyna sprawowali władzę, Żyrinowski stał się użyteczny dla Kremla jako „kontrolowalny odszczepieniec.” Zaniepokojony pojawieniem się nacjonalistycznej prawicy Kreml wsparł się na Żyrinowskim, który posłusznie zmutował się w doskonałego, wzorcowego nacjonalistę z pianą w gębie, którego partia jednakowoż, jak już dostała się do parlamentu, zgodliwie zagłosowała na bilecik dla Jelcyna. W 1999 i 2000 Żyrinowski wykonał jeszcze jeden manewr, pracował jako wynajęta „siekierka” do dyskredytowania opozycji, tak, że przyszła władza nie musiała brudzić rąk w politycznym nawozie.
Polityczna technologia nie jest tania. Metka na przedstawieniu pod tytułem „Wybory w Rosji” głosi, że jednorazowa inscenizacja kosztuje 1 do 2 miliardów dolarów – w porównaniu z kwotą od 300 do 500 milionów wkładanych w wybory prezydenckie w USA. Nawiasem mówiąc, jedną z bardzo nielicznych rzeczy wspólnych, jakie mają postsowieckie partie- partie bez programów, bez idei, a czasem nawet bez czegokolwiek innego – są źródła ich dochodów.
Oligarchowie pompują dziesiątki milionów dolarów zarówno w kandydatów, jak i w ich partie. Często ci sami oligarchowie wspierają pewną liczbę oficjalnie rywalizujących partii. Jak mówi popularne powiedzonko, jedyną rzeczą lepszą od posiadania jednej partii jest posiadanie dwóch osobistych partii. Po wyborach platformy pustoszeją, partie znikają, a parlamentarzyści głosują w imieniu fundatorów ich kampanii.
Wilson podąża tropem wirtualnej, czy, jak kto woli, potiomkinowskiej polityki w Rosji, aż do Iwana Groźnego, ale jednak to sowieckiej epoce przypisuje większość dziedzictwa czarnych sztuk. Ładnie obrazuje to zdaniem „Lokalna polityczna kultura zawdzięcza więcej Dzierżyńskiemu niż de Tocqueville’owi, więcej Czeka, niż Czechowowi.”(1)
Historycy oczywiście wiedzą, że prosta zmiana władzy nie transformuje całościowo społeczeństwa. Bolszewicki komunizm wiele zawdzięczał Rosji carów, i tak samo, powiada Wilson, postsowieckie „demokracje” dziedziczą cynizm późnego komunizmu sowieckiego.
Tak czy inaczej, złożenie stuleci rosyjskiego życia politycznego w ciągłą linię manipulacji politycznej wykonywanej przez cynicznych, autorytarnych liderów, hołubionych przez pasywną populację niezależnie od ich czynów, jest powtórzeniem starego argumentu o kruchości społeczeństwa obywatelskiego i o nieskończonym horyzoncie azjatyckiego zacofania. Publiczność Zachodu „wie” dwie rzeczy: o wyższości demokracji nad komunizmem, a także o niepowodzeniu demokratycznym w państwach post – socjalistycznych, i to mimo wszelkich zapewnień z czasów Zimnej Wojny, że jest wręcz przeciwnie
W miarę, jak te dwie prawdy pociągają za sobą głowy, jak lokomotywa pod pełną parą ciągnie wagony, wyszukiwane są łatwe odpowiedzi na pytanie, dlaczego procesy demokratyczne w państwach postsowieckich otworzyły drogę ku drastycznym nierównościom, handlarskim mediom i wyprzedaży własności publicznej oligarchom. Jednak usytuowanie obecnej klęski rosyjskiej demokracji w politycznym zacofaniu z czasów przeszłych może być osiągnięte tylko poprzez przemilczenie kompleksowej historii lokalnej i regionalnej samorządowości (jak szlachecka duma, stanice kozackie, carowskie ziemstwo, wspólnoty chłopskie iżydowski Kahał). Tego rodzaju historie wielce komplikują prostolinijną narrację o stuleciach monolitycznej władzy wiodącej do (nieuniknionego) upadku demokracji w państwach postsowieckich.
Przedstawiony powyżej tekst, to poza wstępem, fragmenty z zawartej w linku całości opisującej teorię wirtualnej demokracji A. Wilsona pracownika naukowego University College London z 2007 roku, która jednak nic nie straciła na aktualności. Szerzej tu:
http://terra.blox.pl/2007/01/Kate-Brown-Potiomkinowska-polityka-i-demokracja.html
Virtual Politics and the Corruption of Post-Soviet Democracy Erin Trouth Hofmann

Brak głosów

Komentarze

System.

Vote up!
0
Vote down!
0
#257177

Na ile PiS da się ustawić w roli "wiarygodnego przegranego" zależy w dużej mierze od nas i od postawy Jarosława Kaczyńskiego. Za wielu działaczy PiS nie dałbym złamanego szeląga.

Spójrzmy: ilu szacownych liderów opuściło tę partię, ilu też do niej wróciło, aby znów dokonać w przyszłości jakiejś frondy. Ziobro, Marcinkiewicz, Ujazdowski, Dorn (zakochany w urzędzie ds. repatriacji i cudzoziemców, czyli w ubeckiej biurwie), Kowal - wszystko postacie, które przed 2005 rokiem ocenialiśmy jako "wiarygodnie przegrane". No i kim sie okazali? I co by było, gdyby to oni na miejscu Kaczyńskiego rządzili PiS?

alchymista
===
Obywatel, który wybiera królów i obala tyranów
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#257194

Ruscy mają Żyrinowskiego, Polacy - niewymownego, i pełne analogie w całościach. Różnica na naszą korzyść: oni mają cara którego kiedyś, jak zazwyczaj bywało, zastrzelą lub otrują, a my jednak przymajmniej w części umiejące się organizować i przynajmniej w części niezależne od obecnej władzy społeczeństwo.

Vote up!
0
Vote down!
0
#257202