Tytus

Obrazek użytkownika Łażący_Łazarz
Kraj

Działo się to dobrych kilkanaście lat temu. Pracowałem jako inspektor prawny w resorcie budownictwa. Moją najwyższą szefową była wtedy Barbara Blida.

Nie pamiętam już, jaka ustawa był wtedy na tapecie, ale dość na tym, że w związku z pracami nad jej ostatecznym kształtem zostałem jako pełnomocnik Ministra wysłany do Urzędu Rady Ministrów na uzgodnienia międzyresortowe.

 

Było to dosyć daleko od mojej pracy, ale była piękna wiosna (czy może już lato) i postanowiłem wybrać się na piechotę, zaliczając spacer Alejami Ujazdowskimi. Gdy szedłem rozglądałem się po wystawach, zamyślałem się, aż w jednym kiosku zobaczyłem nowe wydanie jednej ze starszych książeczek „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Zainteresowałem się nią i kupiłem – bo trzeba wam wiedzieć, że mój syn, który miał wtedy kilka lat, przepadał za „Tytusami” i za naszym wspólnym ich czytaniem.

 

I tak, z komiksem wrzuconym między dokumenty dotarłem do URMu. Na uzgodnieniach międzyresortowych okazałem się nie tylko najmłodszym uczestnikiem, ale też urzędnikiem o najniższej pozycji. Oprócz mnie, zwykłego inspektora, przyszli dyrektorzy departamentów, podsekretarze stanu, a nawet jeden wiceminister. Mniejsza o nazwiska.

 

Byłem nieźle przygotowany do rozmów, miałem bogate notatki i wytyczne od swoich szefów, na czym nam zależy, a co w wykluwającej się ustawie możemy odpuścić. Nie miałem, jednak wtedy jeszcze, żadnych umiejętności negocjacyjnych i siadając do stołu byłem nieźle zdenerwowany oraz niesamowicie skoncentrowany. Usiadłem do rozmów po środku całego towarzystwa (nie wiem, dlaczego inni omijali to miejsce) i zacząłem wypakowywać materiały. I tak wyjmuję: ustawę, notatnik, Tytus, plik dokumentów, długopis. Narada zostaje otwarta a ja zamyślony porządkuję: notatnik przede mną, po prawej projekt ustawy, po lewej dotychczasowa korespondencja i Tytus powyżej notatnika. Rozmowy trwają najpierw na sprawy mojego resortu nie dotyczące, więc porządkuję myśli, przygotowuję się do wygłoszenia i obrony swojego stanowiska i jednocześnie, zupełnie nieświadomie kartkuję Tytusa. Tak już wtedy miałem (i zostało mi do dzisiaj), że potrafiłem się nieźle zamyślić, wręcz odpłynąć, a koncentrowałem się najlepiej wykonując jakieś niewymagające wysiłku ruchy: rysując, kartkując jakiś tekst, czy kartkując cokolwiek. Traf chciał, że tym razem, siedząc „na oczach” wszystkich, na naradzie specjalistycznej i na wysokim szczeblu, kartkowałem Tytusa.

 

Nagle, uderzyła mnie dziwna cisza, w mgnieniu oka zrozumiałem, że padło pytanie skierowane do przedstawiciela resoru budownictwa, czyli do mnie, i że wszyscy się na mnie patrzą z otwartymi jak spodki oczami. A ja, najmłodszy i nikomu nieznany, jak gdyby nigdy nic, można powiedzieć „ostentacyjnie”, kartkuję sobie „Tytusa, Romka i A’Tomka”.

 

Zrobiło mi się niesłychanie dziwnie. „Łyso” – to mało powiedziane. Nagle stałem się bohaterem śmiesznej, ale i groteskowej sytuacji. Poczułem się jak skończony dureń, zjarałem cegłę, zamknąłem (a może nawet szybko schowałem) książeczkę, chrząknąłem i próbując ukryć zmieszanie, naprawić wrażenie infantylności oraz kosmicznej niekompetencji, przeprosiłem wszystkich za lapsus sytuacyjny i przeszedłem do rzeczy. Całe szczęście, że byłem wtedy naprawdę znakomicie przygotowany i poukładany. Po kilku minutach odczułem, że dyrektorzy i ministrowie (tak się mówiło także na podsekretarzy stanu) zaczynają mnie traktować poważnie, i że to fatalne pierwsze wrażenie zostało w dużej mierze zatarte. Nie zapomnę jednak nigdy, jak się martwiłem, że cała sytuacja dotrze do moich szefów i że będę miał kłopoty, oraz jak było mi głupio jeszcze kilka razy, gdy jako urzędnik musiałem się spotykać z poszczególnymi osobami – świadkami mojego nieprofesjonalizmu.

 

Do czego zmierzam. Otóż, ta właśnie sytuacja przypomniała mi się, gdy oglądałem wczoraj w TVN tą cześć „Teraz My” poświęconą „odtworzeniu” okoliczności Katastrofy Smoleńskiej. W obecnym czasie, gdy już wiadomo o wielu dezinformacjach strony rosyjskiej, o tym, że jeśli autopilot był wyłączony na 5 sekund przed katastrofą to nie mogło być mowy o próbie lądowania (a tym bardziej o 3 podejściach), gdy polska strona nie ma dostępu do żadnych wiarygodnych źródeł, a zwłaszcza do czarnych skrzynek – Sekielski i Morozowski najpierw pokazują jakąś debilną i nieprawdziwą symulację, a później w rozmowie z E. Klichem wygadują jakieś brednie i zajmują się jakimiś nieistotnymi bzdurami. W czasie, gdy pół Polski oraz pół Internetu wrze i głośno mówi o zamachu, gdy hańbą jest poślednia rola Polski w ustaleniach przyczyn śmierci naszego Prezydenta i gdy wątpliwości dotyczą większości podanych nam „informacji”. W sytuacji, gdy sprzeczność „faktów” rzuca się w oczy i gdy złe intencje Moskwy są aż nadto widoczne - dwóch dziennikarzy poważnej telewizji i znawca tematu (i jednocześnie, tzw. polski pełnomocnik), wszyscy lubiący uchodzić za profesjonalistów, przeglądają na naszych oczach jakiegoś „Tytusa”.

 

I co najgorsze, ani nie czują się tym zmieszani, ani nie maja zamiaru przejść do rzeczy.

Sekielski, Morozowski i Klich!

Być może wy nie czujecie się zażenowani!

Ale ja się czuję – za was.

Brak głosów

Komentarze

... wiadomo, że winni są Polacy, a właściwie tylko "Prawdziwi Polacy". Mamy do wyboru wszystkich od Kaczyńskich począwszy, przez ich urzędników, pasażerów samoloty, aż po pilotów (włączając w to szefa lotnictwa wojskowego i.... autopilota). Jak wiadomo jednak łatwiej jest prowadzi doraźną propagandę (i dezinformację) niż zdecydować się na wersję, którą może, w minimalnym choć stopniu, potwierdzić "śledztwo" i "badanie dowodów". Jak się samolot rozwali w "driebiezgi", to jest jednak trochę bałaganu do opanowania.
Na szczęście jest powódź i ogólnopolska katastrofa (spowodowana przez wieloletnie zaniedbania (dokładnie dwuletnie) pisaków, a nie przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa "zreformowane" przez Tuska przy pomocy.... facecików ze... służby granicznej), więc nie ma powodu do pośpiechu.
P.S.
Napisałem już kilka lat temu: "Po nas choćby POtop" i.... proszę... Prorok jaki, czy co??? :):):)

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#61312

Tak, że prorokowałes mimo wszystko lepszy rozwój wydarzeń  
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#61314

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#61317

Ten o ludowym wojsku polskim może by zrozumieli ;-) 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#61349

i tego speca Klicha czulam sie jakby ktos mi napluł w twarz
czy te gnojki maja nas wszystkich za kompletnych idiotów?

pozdro

Vote up!
0
Vote down!
0
#61327

Raczej mają pewność, że ich widzowie-pasjonaci to właśnie idioci. Pewnie już ani na zrozumienie u Ciebie ani u mnie nie liczą.
Ale co nas wkurzają to ich 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

 
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl

#61350

Ja nie mam siły ich oglądać - czuję się zbyt sfrustrowana faktem, że nie mogę pacnąć w te nieprzyjemne gęby.

Historia z Tytusem jest napisana tak obrazowo, że czułam się prawie, jakbym sama uczestniczyła w tej naradzie. ;)

Vote up!
0
Vote down!
0
#61388