Dzień Zaduszny, notatek kilka z Zygmunta Glogera popartych także niezastąpionymi fraszko-facecjami ks.Karola Antoniego Żero!

Obrazek użytkownika antysalon
Blog

Mój ulubiony Zygmunt Gloger pisząc o polskich zwyczajach, obrzędowości ludowej czerpał garściami z dorobku swoich poprzedników dziejopisów.
Jednym z nich był niesamowity ksiądz Żera, któremu na chrzście dano Karol Antoni.
Żył w 1 poł. XVIII w. gdzieś koło Drohiczyn na Podlasiu. Niesamowity fraszkopis i facecjonista.
Ten pracowity franciszkanin zbierał to wszystko co usłyszał, a było jego zdaniem ciekawe i warte przechowania dla potomności; wszelakie historyjki, anegdoty opowiadane po dworach, dworkach, klasztorach i plebaniach i zapisał je znakomitą polszczyzną w dziele pod dziwacznym, barokowo-sarmackim tyt. Vorago rerum co można by w wolnym tłumaczeniu nazwać torbą śmiechu, grochem z kapustą czy każdy pies z innej wsi.

Zaduszki.
Święto umarłych, czyli dzień poświęcony ich pamięci, obchodzony był dawniej przez ludy słowiańskie na wiosnę, później został przeniesiony przez Kościół katolicki na dzień 2 listopada w jesieni. Cześć i pamięć dla zmarłych były wybitną cechą dawnej wiary Słowian i ich domowego obyczaju. Czeski kronikarz Kosmas, piszący w wieku XI, mówi, że za jego czasów wieśniacy czescy oddawali jeszcze cześć starym bogom przy drzewach, w gajach i nad źródłami, czyniąc ofiary i przynosząc pokarmy, ażeby dusze zmarłych miały przez to wieczny odpoczynek. Sute stypy na pogrzebach i w latach następnych, wyprawiane przez rodziny na cześć zmarłych, były powszechnym zwyczajem u Lechitów, na Rusi i Litwie. Długosz w XV wieku powtarzając echa starej tradycji Polan, opisuje stypę wyprawioną przez legendarnego króla Popiela. Na Litwie obrzęd pogrzebowy zwano chauturami, a dziadów włóczących się po stypach chauturnikami.

Gdzie chautury, tam ja dziad,
Gdzie wesele, tam ja swat,
A gdzie chrzciny, tam ja kum,
A gdzie piją, tam ja czum,
....

Ksiądz Żera pisał w swojej Silva rerum z połowy XVIII wieku, że lud podlaski zapraszał na stypy i obiady żałobne mnóstwo ubogich, zastawiając suto stoły i obdarzając dziadów hojnie, aby się za dusze umarłych modlili. Na Mazowszu i Podlasiu istniał zwyczaj, że już w dniu Wszystkich Świętych poprzedzającym Zaduszki lud składał swojemu proboszczowi dużo podarków, które zostawiał za ołtarzem, a mianowicie to, w co obfitowało gospodarstwo domowe: koguty, prosięta, sery itp. Nazajutrz w dzień Zaduszny zbierały się przed kościołem i na cmentarzu grzebalnym rzesze żebraków, dla których każdy przynosił ze sobą pierogi, chleby i inne podarki. Na talerzu ustawionym w kościele na katafalku składano ofiary pieniężne dla biednych.

Lud wiejski wierzył, że w nocy poprzedzającej dzień Zaduszny powstaje w kościele wielka jasność i o północy wszystkie dusze modlą się przed wielkim ołtarzem, po czym każda dusza przybywa do swej rodziny w domowe progi."
/Na podstawie: Zygmunt Gloger, Rok polski w życiu, tradycji i pieśni./

Dziady

Dziady — zwyczaj ludowy Słowian i Bałtów, wywodzący się z przedchrześcijańskich obrzędów słowiańskich. Jego zasadniczym celem było nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych i pozyskanie ich przychylności. Dziady obchodzono dwa razy w roku — na wiosnę i na jesieni.

Najbardziej pierwotną formą obrzędu była — dusze należało ugościć (np. miodem, kaszą i jajkami) aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Wędrującym duszom oświetlano drogę do domu rozpalając ogniska na rozstajach, aby mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Ogień mógł jednak również uniemożliwić wyjście na świat upiorom — duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójców itp. W tym celu rozpalano go na podejrzanej mogile — echem tego zwyczaju są znicze. W niektórych regionach Polski, np. na Podhalu w miejscu czyjejś gwałtownej śmierci każdy przechodzący miał obowiązek rzucić gałązkę na stos, który następnie co roku palono.

W tym dniu wspierano jałmużną żebraków (początkowo ofiarowując im dary w naturze, później także pieniądze) aby wspominali dusze zmarłych. W tym dniu niektóre czynności były zakazane np. wylewanie wody po myciu naczyń przez okno, by nie oblać zabłąkanej tam duszy i palenie w piecu, bowiem tą drogą dusze dostawały się niekiedy do domu.

Dusze wzywano także podczas obrzędu, odbywającego się w opuszczonym miejscu kultu (kaplicy, kościele) lub na cmentarzu. Obrzędowi przewodniczył Guślarz (Koźlarz, Huslar), wzywający dusze zmarłych przebywających w czyśćcu, aby powiedziały, czego potrzeba im do osiągnięcia zbawienia i aby posiliły się z żywymi.
Do tego zwyczaju nawiązuje Adam Mickiewicz w Dziadach.
Adam Mickiewicz przy pierwszem wydaniu "Dziadów", takie dodał objaśnienie zwyczaju.

«Jest to nazwisko uroczystości, obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś ucztą Kozła, na której przewodniczył Koźlarz, Huślarz, Guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz). W teraźniejszych czasach, ponieważ światłe duchowieństwo i właściciele usiłowali wykorzenić zwyczaj połączony z zabobonnymi praktykami i zbytkiem częstokroć nagannym, pospólstwo święci Dziady tajemnie, w kaplicach lub pustych domach niedaleko cmentarza. Zastawia się tam pospolicie uczta z rozmaitego jadła, trunków, owoców i wywołują się dusze nieboszczyków. Godna uwagi, iż zwyczaj częstowania umarłych zdaje się być wspólny wszystkim ludom pogańskim, w dawnej Grecji za czasów homerycznych, w Skandynawii, na Wschodzie, i dotąd po wyspach Nowego Świata. Dziady nasze mają to szczególne, iż obrzędy pogańskie pomieszane są z wyobrażeniami religii chrześcijańskiej, zwłaszcza iż dzień Zaduszny przypada około czasu tej uroczystości. Pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojem i śpiewaniem przynosi się ulgę duszom czyścowym. Cel tak poważny, święta, miejsca samotne, czas nocny, obrzędy fantastyczne, przemawiały niegdyś silnie do mojej wyobraźni; słuchałem bajek, powieści i pieśni o nieboszczykach powracających z prośbami lub przestrogami, a we wszystkich zmyśleniach można było dostrzec pewne dążenie moralne i pewne nauki gminnym sposobem zmysłowie przedstawiane».

Adam Pług
W Dzień Zaduszny

Jakże boleśnie serce mi się ściska,
Jak smutne myśli ogarniają głowę,
Gdy zwrócę oczy na grobowe owe,
Do których, kiedy pośród cmentarzyska
Roi się dzisiaj niezliczona rzesza,
Co uczcić pamięć zmarłych swych pośpiesza,
Nikt się nie zbliży, nikt wieńców ni kwieci
Na nich nie złoży, lampki nie roznieci,
Łzy ni westchnienia przy nich nie uroni,
Ani z modlitwą nie uchyli skroni.

O! biedne groby, o biedni ci zmarli,
Co się tak w żywych pamięci zatarli!...
Ja ku nim pójdę... lecz jakże ich wiele,
I jak się różnią zewnętrzną powłoką!
Jedne się w ziemię zapadły głęboko,
Na drugich dzikie się rozrosło ziele,
I krzyż spróchniały obalony leży;
Na tych żółcieje piasek jeszcze świeży;
Na owych z ciosu lub marmuru płyta
Strzaskana, gruba warstwa mchu okryta;
Na innych znowu fundamenta z cegły,
Nim pomnik stanął, rumowiskiem legły;
A są niektóre, spiżem i granitem
Tak utwierdzone, by swem niepożytem
Trwaniem głosiły - wielkie, okazałe -
W potomne czasy nieboszczyków chwałę;
A jednak dzisiaj, w dzień umarłych święta,
Nędzy, bogactwu, powszedniości, chwale,
Ległym w tych grobach, jedno padło w dziale:
Niczyje serce o nich nic pamięta!

O biedne groby, o biedni ci zmarli,
Których nic żywi wyrzekli, zaparli!...
Gdyby te dusze, co może w tej chwili,
Kędyś tam z niebios przepaścistej głębi,
Jak rój niezmierny spragnionych gołębi
Na spiekłą ziemię, gdy ją deszcz posili,
Spadają na. te mogilne kamienie
W rosie łez bratnich czerpać orzeźwienie;
Gdyby też one mogły żywem słowem
Nam opowiedzieć o uczuciu owem,
Co je przenika, gdy widzą jedynie
Ślad swego życia w pustce i ruinie,
A w nich świadectwo, że po śmierci ciała
Druga śmierć dla nich - pamięci - nastała!
I gdyby dały nam poznać, jakiemi
Drogami szła ich pielgrzymka na ziemi,
Jakiemi na niej znaczyła się czyny?
Kto po nich został z przyjaciół, rodziny?
O w jakąż nas-by zadumę wprawiły
Te zapomniane, wzgardzono mogiły!

Nic tych nędzarzy, bezdomych tułaczy,
Co się z rozdroży kędyś lub szpitali
Tu do bezpłatnej gospody dostali,
Na którą nigdy nikt zgoła nie baczy,
Bo nawet prosty krzyżyk jej nie strzeże,
Jakby nie człowiek tam spoczął, lecz zwierzę...
I nie tych, których tu w wieczności domu
Zbożnie nawiedzić dzisiaj niema komu,
Bo wszyscy, niegdyś im blizcy i mili,
Już się na zawsze z nimi połączyli,
Lub się rozbiegłszy w różne świata strony,
Z daleka tylko myśli żałościwe
Dziś wysyłają na tę śmierci niwę,
Na grób kochany, chociaż opuszczony.

Osamotnienie takie, to nie wzgarda,
Nie zapomnienie, - to konieczność twarda,
Której nie winni ni umarli, ni żywi,
Która i mnie też nie gorszy, ni dziwi.
Ale grobowce tych, po których zgonie
Mnogi lik takich został na tej ziemi,
Co im przyjaźnie podawali dłonie,
Lub tych, co lubo ani krewnych, ani
Przyjaciół w życiu swoim nie znali zgoła,
Lecz dumnie w górę podnosili czoła,
I olśniewali motłoch pospolity
Swojem bogactwem, lub swemi zaszczyty;
Lub tych nareszcie, co swe życic całe
Spędzili w ciągłych poświęceniach, trudzie,
Na to jedynie, by ich bracia, ludzie,
Odnieśli z togo pożytek i chwalę...

Takie mogiły widząc opuszczone
Duszą w zwątpieniu i żałości tonę,
Bo żal mi wilki tych, co nie zdołali
Niczem się wybić z zapomnienia fali,
Których n władza, ni rozum, ni cnota
Nie zapisały w tej księdze żywota,
Jaką na ziemi jest pamięci księgą,
Co w niej doczesność z wiecznością się sprzęga.
A czy to dla nich krzywdą, czy okrutną
Karą, co sądy wyprzedziła Boże
U tych grobowców straszno mi i smutno,
I serce moje łączyć się nie może
Ni z krzywdzicieli, ni z mścicieli zgrają;
Lecz rozbolały korzę się i kruszę,
Oddając Bozkiej litości te dusze
Biedne, co "znikąd ratunku nie mają"

/"Kłosy" 1888,/

Adam Pług
Święto Umarłych

O uroczysty dniu! o świętej dniu żałoby!
I ja cię święcić chcę w tęsknicy i zadumie;
Lecz nikt nie ujrzy mnie w tym rozhukanym tłumie,
Co niesie zgiełk i gwar pomiędzy ciche groby.

O, nie! nie pójdę tam, bo zgrozą mnie i wstrętem
Przejmuje sama myśl, że dałbym na wystawę
Serdeczną boleść swą, a patrzał, jak ciekawe
Gromady bawią się w umarłych mieście świętem.

Dla kilku dusz drogich, co stamtąd mnie wołają
Nie czuję na to sił, by łączyć się z tą zgrają,
Co sprawia sobie dziś igrzysko śród cmentarza
I żywych szczery żal i zmarłych cześć znieważa.

Więc zamykam rad w osamotnieniu głuchem
Bo obcym pragnę być tej wr4zwie i rozterce,
Oderwać od nich myśl i obwarować serce,
I bratnim duchom swym cześć oddać całym uchem.

I oto wszystek świat obiegam myślą chmurną,
Żałobny, łzawy wzrok po ziemskim wodząc globie,
Co mi się w chwili tej olbrzymią zdaje urną,
Popioły ludów wszech mieszczącą razem w sobie.

I na cóż cmentarz mi? w tej wielkiej popielnicy
Nikogo nie brak z tych, po których płaczę ninie;
Tu wszyscy moi są najmilsi nieboszczycy,
Choć niejednego z nich bez śladu grób gdzieś ginie.

I dość mi w chwili tej ze świętych ksiąg pamięci
Najdroższych imion odmówić litanią,
A wszyscy mocą słów miłości mej zaklęci,
Z wiecznego swego snu obudzą się, ożyją.

I widzę, widzę ich, jak niezliczonym rojem
Wychodzą wszyscy wraz z mgły czasów i przestrzeni,
I jak żórawi[!] klucz, w błękitach zawieszeni,
Świetlaną smugą w dal przed okiem ciągną mojem.

Cudowny od nich blask na serce moje spływa,
I dziwna jakaś moc przenika mię tajemnie:
Miłości świętej żar, nadzieja, wiara żywa,
I do poświęceń pęd powstają naraz we mnie.

I dobrze, błogo mi!...

O bracia moi mili!
I wy błogości tej zaznacie, gdy zechcecie,
Jeżeliście tych dusz, przez które na tym świecie
Wykwitał cnoty kwiat, z pamięci nie stracili.

/"Kłosy" 1887/

pzdr

Brak głosów