KRWAWE ŚWIĘTOWANIE

Obrazek użytkownika Aleszumm
Kraj

KRWAWE ŚWIĘTOWANIE

ALEKSANDER SZUMAŃSKI

W czasie ostatniej wojny pusty talerz przy stole podczas Wieczerzy Wigilijnej prawie w każdej polskiej rodzinie oczekiwał na kogoś najbliższego, nie tylko męża czy ojca. Obozy i więzienia okupanci zapełniali także kobietami, aresztowanymi za działalność patriotyczną, lub za taką działalność ich najbliższych. Podobna atmosfera towarzyszyła Wigilii 1982 roku, gdy w wielu polskich rodzinach zabrakło najbliższych osób aresztowanych i internowanych przez reżim komunistyczny w wojnie z narodem.

Wigilię 1939 roku polskie rodziny spędzały ze smutkiem, żalem, niejednokrotnie z rozpaczą, ale i nadzieją. Do wielu rodzin ktoś nie powrócił z wojny i jego los był nieznany. Nie wiedziano, czy poległ, lub dostał się do niewoli niemieckiej, albo sowieckiej, a może przekroczył granicę węgierską, rumuńską lub litewską, by dalej walczyć, lub być internowanym. Około 800 tysięcy żołnierzy znalazło się w niewoli niemieckiej i sowieckiej. Obaj okupanci aresztowali i osadzili w więzieniach tysiące Polaków. Bolesne były dla nich te Wigilie, nieraz ostatnie w życiu. Smutne były Wigilie Polaków, którzy po przekroczeniu granicy zostali internowani.
W Wigilię 1939 roku w sowieckim więzieniu zamordowany został ks. prałat Czesław Wojtyniak, zastępca biskupa polowego WP.

Wigilię 1940 roku pod okupacją sowiecką rodziny polskie spędzały w ogromnym lęku przed deportacjami. Około miliona Polaków zostało wywiezionych w głąb Rosji, głównie zesłanych na Sybir i do Kazachstanu. Wigilia zesłańców była pełna bólu i rozpaczy, ale pomimo wszystko pełna wiary i ufności w Boga. O Katyniu jeszcze nikt nie wiedział.

We wspomnieniu z pierwszej Wigilii na zesłaniu w Kazachstanie, Danuta Osuchówna pisze:

„A gdy doszli do słów „Podnieś rączkę Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miła…” załamał się chór, w piersiach zagrały żałobne struny. Nikt już nie śpiewał „… długo hamowany płacz targał głosy na strzępy, rwał duszę i przenikał do każdego nerwu…”. („Polskie Wigilie wojenne 1939 – 1945”, Warszawa 2003).
W Wigilię tego roku w mieście Ottynia powiat Tłumacz czerwoni milicjanci ukraińscy aresztowali i oddali do NKWD ks. Stanisława Perenca, po którym ślad zaginął.

Wigilia 1941 roku przyniosła nadzieję polskim zesłańcom, po układzie Majski – Sikorski gdy doczekali się „amnestii”. Za opłatek służyła zaoszczędzona z kolacji kromka chleba. Całe Kresy znalazły się pod okupacją niemiecką.

Na Wigilię w 1942 roku padł mrok holokaustu dokonywanego na narodzie żydowskim, dymiące kominy krematoriów w obozach koncentracyjnych, głód i tułaczka zesłańców po bezkresach Rosji sowieckiej.

Wigilię 1943 roku tragicznie przeżywały rodziny polskie na Kresach, zwłaszcza na Wołyniu. Ponad tysiąc wsi, kolonii i osad polskich zostało przez banderowców spalonych, zrównanych z ziemią, a ponad 50 tysięcy dzieci, kobiet, starców i mężczyzn zostało okrutnie pomordowanych. Tysiące nie pogrzebanych ciał, leżących wokół pogorzelisk, rozwłóczonych po polach i zagajnikach, przykrył śnieg. Ci, którzy ocaleli, z trwogą zasiadali do Wieczerzy Wigilijnej, wielu z nich jej nie dokończyło. Ludobójstwa tego dokonywały bandyckie formacje Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), niekiedy sąsiedzi Polaków, ukraińscy chłopi uzbrojeni w siekiery, noże, kosy, widły, drągi, cepy, kłonice i inne narzędzia, na co dzień służące im w gospodarstwie. Tym razem użyli ich do bestialskiego mordowania całych rodzin polskich, całych wsi, gmin i powiatów. Niejednokrotnie owe narzędzia mordów poświęcane były przez duchowieństwo prawosławne.

Wigilia 1944 roku na Kresach ubroczona była dalej w polskiej krwi. Ukraińcy „dorzynali” resztki ocalałej ludności polskiej na Wołyniu, ludobójcza rzeź przetaczała się przez Małopolskę Wschodnią oraz tzw. „Zakierzonię”. Około stu tysięcy żołnierzy AK, przedstawicieli Delegatur Rządu „wyzwoliciele” bolszewiccy deportowali w głąb Rosji, lub umieścili w więzieniach, po aresztowaniach dokonanych przez NKWD i „polskie” UB. Kilka tysięcy partyzantów terrorem wpędzonych z powrotem do lasu ginęło w obławach. Kilkaset zostało zamordowanych po aresztowaniu. Pusty talerz przy stole wigilijnym czekał na ściganego przez „lubelską władzę ludową” partyzanta, często ojca, męża, syna.

Wigilia 1945 roku w „wyzwolonej” Polsce niewiele różniła się w wielu rodzinach od tej okupacyjnej. Pusty talerz przy stole oczekiwał na członka rodziny, który jako żołnierz walczył na Zachodzie, lub jako partyzant wywieziony został do Rosji, czy siedział w polskim więzieniu, albo nadal walczył o niepodległą Ojczyznę w lesie. Na Kresach nadal ukraińskie bandy UPA bezkarnie dorzynały resztki ocalałej ludności polskiej. Była to tragiczna Wigilia, Polacy wiedzieli, że muszą opuścić swój rodzinny dom. Toczyły się pociągi wiozące„repatriantów”, chociaż w większości mieszkali oni na tej ziemi „z dziada pradziada”.

Poniżej relacja Stanisława Żurka „Wigilie Polskie na Kresach Południowo-Wschodnich 1939 – 1946”
http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/wigilie_polskie.html :

W Wigilię 1941 roku we wsi Żółtańce pow. Żółkiew Ukraińcy zamordowali w leśniczówce 2 Polaków. Byli to: Adam Huciński i Antoni Huciński.

W Wigilię 1942 roku w kol. Rudnia pow. Łuck podczas tradycyjnego odwiedzania się polskich rodzin z życzeniami świątecznymi, zostali ujęci na drodze przez uzbrojoną bandę ukraińską 3 Polacy: nauczyciel Jan Kosiak, były urzędnik bankowy w Łucku Stefan Michałowski, oraz były sekretarz gminy Kołki Rogaliński. Ofiary popędzono w kierunku Kołek. Wiosną 1943 r. ich ciała skrępowane drutem kolczastym wyciągnięto z rzeki Styr.

Nocą z 6 na 7 grudnia 1943 r., we wsi Budki Borowskie pow. Sarny bandy UPA, oraz chłopi ukraińscy siekierami, kosami, kołkami (którymi przybijali ofiary przez brzuch do ziemi, jak np. Jadwigę Zalewską) i nożami zamordowali co najmniej 45 Polaków. Wiele dziewcząt i kobiet zostało przed zamordowaniem zgwałconych.
Tej samej nocy we wsi Dołhań pow. Sarny upowcy i chłopi ukraińscy w podobny sposób jak w Budkach Borowskich dokonali rzezi Polaków. Polska wieś szlachecka z 1844 roku przestała istnieć.
Także we wsi Okopy pow. Sarny bandy UPA z chłopami ukraińskimi wymordowali ponad 100 Polaków. Podczas napadu napastnicy działali w trzech grupach: grupa mężczyzn mordowała, grupa kobiet rabowała, grupa młodzieży i dzieci podpalała.

Mordów dokonywano w makabryczny sposób (rozcinano brzuchy, wbijano kołki w brzuch przytwierdzając do ziemi, rąbano siekierami na kawałki, rozdzierano dzieci). Gdy na drugi dzień przyszli z lasu ci, którym udało się uciec w bieliźnie i uratować – niektórzy na widok zmasakrowanych ciał doznali zaburzeń psychicznych i kilka osób w szoku zmarło. 37 letni zakonnik o. Ludwik Wrodarczyk, , został uprowadzony. Ocalała resztka Polaków z o. Dziembą ukryła się w lesie, gdzie spożyła Wieczerzę Wigilijną, po czym powędrowała w kierunku Żytomierza, gdzie przyłączyła się do sowieckiej partyzantki.
Według relacji mieszkańców wsi Karpiłówka wysłuchanych przez Leona Żura w 1992 r. podczas pielgrzymki Polaków do wsi rodzinnej Budki Borowskie i sąsiednich, o. Wrodarczyk był 7 grudnia przesłuchiwany, bity i torturowany w domu sióstr Fedosji i Hanny Panfiłowien. Następnie, obok ich domu męczennika położyli na śniegu, rozcięli mu klatkę piersiową i wyjęli pulsujące serce. Na drugi dzień ojciec sióstr Panfiłowien pogrzebał księdza za stodołą i za jakiś czas przeniósł ciało pod las za wsią. Mogiły tej nie udało się odnaleźć. W domu sióstr Panfiłowiec pozostała plama krwi na ścianie – była widoczna jeszcze w 1992 r.

21 grudnia 1943 roku w Starej Hucie pow. Kostopol dowódca oddziału partyzanckiego AK „Bomba” por. Władysław Kochański zaproszony został wraz ze swoim sztabem na kolejną popijawę (na „czaj”) do sowieckiego zgrupowania partyzanckiego gen. Michaiła Naumowa, do sąsiedniej kolonii Zawołocze, gdzie sowieci kwaterowali. Pojechało 5 oficerów, 13 podoficerów i 2 szeregowych. Przed północą do Peresiek (obok Starej Huty), gdzie stacjonował sztab polskich partyzantów, wdarło się około 30 partyzantów sowieckich ze zgrupowania „Naumowa” pod dowództwem „Bohuna”. Powołując się na rozkaz Kochańskiego „Bomby – Wujka” chcieli zabrać ze sobą pozostałych oficerów i podoficerów. Dowiedziawszy się, że wyruszyli oni w teren, Sowieci odjechali, próbując jeszcze zamordować polskiego wartownika.
Dopiero po 1989 roku prawda o zbrodni sowieckich partyzantów została ujawniona. W Zawołoczu Sowieci zabili 5 polskich partyzantów. Pozostałych powiązanych sznurami i szczelnie przykrytych wieźli saniami cały dzień i noc w nieznanym kierunku. Lucjan Paczewski „Staszek” pozostawił spisaną w rękopisie relację z tego porwania. 23 grudnia nad ranem zrobiono im postój. Po jakimś czasie zaczęto nas brać po dwóch i pod automatami prowadzić na łąkę w kierunku lasu w odstępach co 20 minut. /.../ Modliłem się żarliwie do Matki Boskiej, słysząc pojedyncze strzały oddawane w lesie. Widziałem, jak kilku Rosjan szło w tym kierunku z łopatami.
Po przesłuchaniu Paczewski nie został jednak zamordowany, jak i jego kolega Witkowski. Do dzisiaj nie wiadomo co nas uratowało od śmierci - wyznał w swojej relacji. Na skraju lasu zamordowanych zostało 6-ciu polskich partyzantów, natomiast 7-miu z „Bombą – Wujkiem” oraz księdzem Leonem Śpiewakiem Sowieci powieźli dalej. Wieczorem kolację jedliśmy na podłodze. Ksiądz Śpiewak przypomniał nam, że dziś jest wigilia Bożego Narodzenia i zaproponował podzielenie się opłatkiem.
„Wujek” ze skórki chleba zrobił opłatek, a ksiądz pobłogosławił tę skórkę i tak dzieliliśmy się jak opłatkiem. W tej wsi staliśmy przez kilka dni.
Po pobycie w więzieniu w Kijowie trafili potem na Łubiankę, gdzie odbył się ich proces. „Wujek” skazany został na 25 lat, do Polski powrócił z kopalni miedzi na Kołymie w 1956 roku.
Dowództwo nad oddziałem partyzanckim AK „Bomby” objął ppor. Feliks Szczepaniak „Słucki”. Bojąc się, że Sowieci dążyć będą do ostatecznej likwidacji polskiego oddziału, opuścił on rejon Starej Huty. Nad ranem przyszliśmy do opuszczonych zabudowań kolonii polskiej Folwark – Osty. W ten sposób w wigilię Bożego Narodzenia znaleźliśmy się ponownie w odległości 10 km od Sarn. Byliśmy wszyscy bardzo zmęczeni. /.../ Po względnym uporządkowaniu zajmowanych chałup i krótkiej drzemce, zaczęliśmy się szykować do obchodu Wigilii. Nie mieliśmy opłatków, ale pozostało jeszcze trochę suchego chleba. Podporucznik „Słucki” wziąwszy kromkę chleba, chodził po chałupach od plutonu do plutonu i dzielił się z nami jak opłatkiem. Składając sobie wzajemne życzenia, niektórzy płakali. Tyle przecież tragedii w ciągu minionego roku przeżyliśmy. /.../ Zasiedliśmy potem przy rozpalonym piecu i zaczęliśmy śpiewać kolędy. Zrobiło nam się wtedy jakoś lżej. Po północy poszedłem z kolegą szkolnym Stefanem Zielińskim na wartę i tak rozpoczęły się dla nas Święta Bożego Narodzenia.
Wigilię 1943 roku zbrodniarze UPA-OUN oraz chłopi ukraińscy świętokradczo zbezcześcili mordując Polaków w kilkunastu miejscowościach.
We wsi Białogłowy pow. Zborów z rozkazu lokalnego upowca Iwana Króla zarąbali siekierami Antoniego Rusinowskiego.
Podaję nazwisko cioci mojej babci, która wraz z rodziną została zamordowana przez UPA w Wigilię 1943r. we wsi Dolina k. Stryja: Maria Bolechowska z d. Kowarzyk , (córka Franciszka Kowarzyka i Elżbiety z d. Wolf), Franciszek Bolechowski i ich dzieci Wioletta Pluta.
We wsi Dworzec powiat Równe „partyzanci ukraińscy” zamordowali 35 Polaków podczas wieczerzy wigilijnej, uchodźców z okolicznych wsi i kolonii.
We wsi Kotłów powiat Złoczów bandy UPA zamordowały 7 rodzin polskich podczas wieczerzy wigilijnej, 35 Polaków. Wieczorem, przy silnej zadymce, ruszyliśmy do Kotłowa. Szło nas dziesięciu. W szkolnym budynku znaleźliśmy pomordowanych. Siedem rodzin: kobiety, dzieci, starcy i młodzi mężczyźni. Naliczyłem trzydzieści pięć osób. Widok był makabryczny - długi, zastawiony wigilijnymi potrawami stół cały był poplamiony krwią. Szczególnie utkwił mi w pamięci opłatek przesiąknięty krwią. Głowy niektórych pomordowanych tkwiły w miskach z potrawami. Od cudem ocalałego starca dowiedzieliśmy się, że wspólny wieczór wigilijny miał być wieczorem pożegnalnym - wszyscy pomordowani zaraz po świętach mieli opuścić wieś i przenieść się do miasta. Tam były pomordowane młode dziewczęta i jakże okrutnie - jedną powieszono za włosy na drzwiach i rozpruto jej brzuch, a drugiej z kolei ręce przybito gwoździami do stołu, a stopy – do podłogi. Albo ten maleńki chłopczyk - powieszony za genitalia na klamce. We wsi Krościatyn powiat Buczacz żandarmi ukraińscy postrzelili śmiertelnie Mariana Hutnika „Kubłyka”. Rannego zabrali do więzienia, gdzie zmarł, prawdopodobnie dobity. Stało się to przed kościołem w Krościatynie. Biedak szedł do matki, niosąc jej suszone grzyby na Wigilię. Pogrzeb odbył się w pierwszy dzień. We wsi Kruhów powiat Złoczów upowcy zamordowali 18 Polaków i 2 Ukraińców goszczących u Polaków podczas wieczerzy wigilijnej.
Na ich mogile jest napis: „Bohaterska mogiła Polaków poległych 24.XII.1943 roku”. Rannych i poparzonych zostało ponad 30 osób. Na przedmieściu miasta Łuck woj. wołyńskie upowcy, oraz chłopi ukraińscy zaatakowali Polaków podczas wieczerzy wigilijnej mordując ich za pomocą siekier, noży i innych narzędzi. Stosowali tortury i gwałty, dzieciom rozbijali głowy o mur i słupy. Na przedmieściu Hnidawa zamordowali 57 Polaków, na przedmieściu Wólka 24 Polaków, na przedmieściu Krasne 16 Polaków. Tutaj w jednym domu poćwiartowane ofiary rozłożyli na talerzach wieczerzy wigilijnej. Znaleziono też dziecko w beciku z licznymi ranami zadanymi nożem. Na ulicy Równieńskiej zamordowali 7 Polaków oraz Ukrainkę z 2 dzieci „za karę”, że podczas katolickiego święta postawiła choinkę. Ofiar było znacznie więcej, m.in. 18-osobowa rodzina Pszczółków z Sienkiewiczówki i inni uciekinierzy z okolicznych wsi, futorów i kolonii. Łącznie w okrutny sposób zamordowali co najmniej 115 Polaków. We wsi Maksymówka pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 1 Polaka .
We wsi Monasterzyska powiat Buczacz Ukraińcy uprowadzili 3 Polaków, w tym nauczyciela Mariana Filipeckiego, organizatora tajnego nauczania szkoły średniej – wszyscy zaginęli bez wieści.
W miasteczku Ołyka powiat Łuck „powstańcy ukraińscy” zamordowali 42 Polaków podczas wieczerzy wigilijnej; w jednym domu 37 Polaków w wieku od 1 roku życia do 73 lat, w drugim 5-osobową rodzinę (ojciec miał obcięte ręce i rozpłataną głowę, matka została zmasakrowana, dwaj synowie lat 7 i 9 mieli odrąbane palce a 6-miesięczną córkę udusili sznurkiem.
Na drodze do stacji kolejowej we wsi Strusów powiat Trembowla Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
Do wsi Trościanka powiat Włodzimierz Wołyński dotarła samoobrona z Bielin i zabrała ze sobą grupę Polaków ukrywającą się od 9 grudnia w schronie; skrajnie wyczerpanych, kobiety i dzieci nie wychodziły na zewnątrz; w tym dniu Ukraińcy zamordowali we wsi 1 Polaka.
We wsi Wołochy powiat Brody podczas wieczerzy wigilijnej na dom rodziny Żeglińskich dokonała napadu bojówka banderowska; uprowadziła i zamordowała 2 Polaków oraz 1 Ukraińca, zięcia jednego z Polaków - po kilku dniach odnaleziono ich zmasakrowane zwłoki w lesie.
W miasteczku Zabłotów powiat Śniatyń banderowcy uprowadzili z domów 2 Polaków i po torturach zamordowali w lesie koło wsi Dżurów: 35-letniego nauczyciela, komendanta AK w Zabłotowie (Henryk Jakubów) oraz 40-letniego inżyniera górnictwa (Adam Ziarnko).
We wsi Zazdrość powiat Trembowla upowcy napadli na majątek ziemski i zamordowali podczas wieczerzy wigilijnej 4 Polaków: zarządcę i 3 pracowników.
Krystynopol powiat Sokal - nadeszła pamiętna wigilia w 1943 roku. Klasztor cały wypełniony był ludźmi. W każdej celi nocowało po kilka rodzin. Ucztę wigilijną obchodzono niezwykle hucznie. Wódka lala się strumieniami. Ludzie zachowywali się jakby otumanieni, klasztor huczał od śpiewów i gwaru. Wydawało się, ze ludzie chcą w ten sposób zabić w sobie strach i niepokój, jaki ich dręczył już od kilku miesięcy, ze chcą zagłuszyć w sobie straszliwy lęk przed nożem ukraińskim. Pasterka miała być odprawiona w nocy ze względu na obecność wiernych w klasztorze, chociaż zazwyczaj odprawialiśmy pasterkę rano. Ojciec O. Gwardian Patrycy Janusz miał wygłosić kazanie, ja miałem celebrować mszę świętą. Kiedy czekałem w zakrystii ubrany już w ornat, do kościoła wkroczyły niespodziewanie szeregi uzbrojonych żołnierzy niemieckich. Ludzi w pierwszej chwili ogarnęła panika, gdyż sądzili, ze to napad Ukraińców.
Jeden z oficerów wszedł do zakrystii pytając, czy oddział katolickich niemieckich żołnierzy może wziąć udział w pasterce. Zaznaczył przy tym, ze wszyscy żołnierze muszą być przez cały czas w pełnym uzbrojeniu, gdyż istnieje obawa, ze Ukraińcy mogą urządzić napad na polski kościół. Oczywiście zgodziłem się. Za chwilę wszedł drugi oficer niemiecki i przedstawił się, ze jest organistą i chciałby zagrać w czasie mszy ulubiona niemiecka kolędę „Stille Nacht, heilige Nacht". Zgodziliśmy się i na to. Dziwne uczucia przepełniły moje serce, gdy odprawiałem tę polsko - niemiecką pasterkę, w czasie której staropolskie kolędy: „Bóg się rodzi", „Wśród nocnej ciszy", „Dzisiaj w Betlejem" przeplatały się z piękną niemiecką kolędą śpiewaną po niemiecku przez wojsko okupujące Polskę. Tego wieczora Niemców i Polaków łączył wspólny strach przed napadem Ukraińców, a przecież to właśnie Niemcy byli przyczyną tych napadów, to ich okupacja sprowadziła na nas tę ukraińską rzeź (ze wspomnień Gwardiana o. Jerzego Bieleckiego, proboszcza parafii Krystynopol, obecnie Czerwonohrad; za: Siekierka i inni..., s. 1031; województwo lwowskie).

W wigilię 1944 roku we wsi Berezowica Mała powiat Zbaraż „powstańcy ukraińscy” dobijali Polaków ocalałych z rzezi dokonanej nocą z 22 na 23 lutego. Zamordowali 5 Polaków: Franciszkę Kocaj podczas jej ucieczki do Tarnopola; Franciszka Kubów, który schronił się we wsi Płotycza u krewnych; mężczyznę o tym samym imieniu i nazwisku powiesili na krzaku bzu; Piotra Kubów - obłożnie chorego sołtysa; oraz uprowadzili 70-letniego Pawła Wiśniowskiego, który zaginął bez wieści
We wsi Białogłowy pow. Zborów zamordowali 4-osobową rodzinę polską Kwiatków. Rodzice Jan i Maria oraz dwie córki zostali dosłownie pocięci, oraz skłuci nożami i bagnetami na kawałki (H. Komański, Sz. Siekierka: Ludobójstwo..., s. 942; województwo tarnopolskie).
W mieście Dolina woj. stanisławowskie banderowcy zamordowali 53 Polaków; spalili wszystkie domy polskie w dzielnicach Odenisa i Zniesienie. Imiennie znane jest 5 ofiar, w tym 46-letni były legionista. W dzielnicy Nowiczka wiadomo o zamordowaniu 4-osobowej rodziny Bolechowskich. Wielu Polaków zostało ciężko rannych. Na murach kościoła parafialnego pojawiły się plakaty i hasła: „Polacy do Polski, bo tu wasza mogiła”.
We wsi Ihrowica pow. Tarnopol banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi podczas wieczerzy wigilijnej dokonali rzezi ludności polskiej, podawana jest liczba od 79 do 92 zamordowanych Polaków oraz 1 Ukrainiec. Mordu dokonali za pomocą siekier, noży, bagnetów i różnych innych narzędzi. Znaczna część ciał spaliła się razem z zabudowaniami, stąd liczba ofiar jest niepełna. W kwietniu 1944 roku z Ihrowicy zabrano do 1 Armii WP 180 Polaków, pozostały głównie kobiety, dzieci i starcy. Ukraińscy bandyci, których teraz nazywa się „partyzantami” lub „powstańcami”, zamordowali ks. proboszcza Stanisława Szczepankiewicza: wyrwali mu serce z piersi żywcem i zanieśli sotnikowi, którym był Wołodymyr Jakubowśkyj „Bondarenko”, gdyż zażyczył on sobie serca kapłana. Matkę, siostrę i brata księdza zarąbali siekierami. Małżeństwo lat 60 i 62 powiesili na kolczastym drucie; 17-letniemu Kazimierzowi Litwinowi piłą stolarską odcięli głowę i przynieśli sotnikowi (H. Komański, Sz. Siekierka: Ludobójstwo... ,s. 827; Jan Białowąs: Wspomnienie z Ihrowicy na Podolu, 1997).
We wsi Maksymówka pow. Zbaraż banderowcy zamordowali 7 Polaków: 4 zabili na terenie wsi, natomiast 3 uprowadzonych zaginęło bez wieści.
We wsi Milowce pow. Czortków banderowcy zamordowali 5 Polaków. Wspomina Jarosław Wernikowski (w: www. stankiewicze.com/ludobójstwo.pl):
Pragnę podzielić się tym co zdołałem zapamiętać jako 10 letni chłopiec. Było to 24 grudnia 1944 roku w naszym domu w Milowcach, od samego rana trwała krzątanina przygotowywania wieczerzy wigilijnej i Świąt Bożego Narodzenia. Mama - Katarzyna Wernikowska, zajęta była pieczeniem ciasta i innych potraw, natomiast tato - Ignacy Wernikowski, jak codziennie zajęty był w gospodarstwie. Tak długo oczekiwane przez nas święta, ta radosna chwila, miały się rozpocząć, kiedy na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazdka.
Wczesnym popołudniem ktoś z przechodzących obok naszego domu powiedział, że do wsi przyjechali Rosjanie na kilku furmankach, ale nie wiadomo w jakim celu. Tuż przed wieczorem pomocnik sołtysa idąc przez wieś, dzwonił dzwonkiem i ogłaszał wiadomość o zebraniu mieszkańców w Domu Wiejskim, gdzie wszyscy mieszkańcy powinni zgłosić się niezwłocznie.
Pamiętam, że w tym czasie ojciec poił bydło. Usłyszawszy ten komunikat, zostawił 2 wiadra z wodą na środku podwórka i mamie powiedział, że idzie na zebranie i gdy załatwi co trzeba, szybko wróci do domu.
Kilka chwil potem zjawiła się w naszym domu sąsiadka Ukrainka ( nie wiem z którego domu ani jak się nazywa) i powiedziała, żeby mama zabierała dzieci i szybko uciekała z domu. Wtedy mama w kożuch zawinęła moją 2 letnią siostrę Agnieszkę i mnie kazała bym poszedł razem z nimi. Powiedziała, że idziemy do sąsiada, (Ukraińca), którego ogród graniczył z naszym ogrodem. Prawdopodobnie stosunki między moimi rodzicami, a tym sąsiadem były tak przyjazne, gdyż sąsiad ten nie wykazał zdziwienia naszym przyjściem, kiedy mama powiedziała mu dlaczego uciekliśmy z domu.
W tym czasie z okna tego domu widać było bieganinę na drodze i odgłosy strzelaniny dobiegającej z okolicy Domu Wiejskiego. Kilka chwil później, zobaczyliśmy palący się dom naszego sąsiada Pańkowskiego i następne palące się polskie domostwa widoczne z okien.
Jak się później okazało był to początek akcji banderowskiej skierowanej przeciwko Polakom w mojej wsi Milowce. Z opowiadań dorosłych osób wynikało, że banderowcy przebrani w mundury rosyjskie, przed wejściem do gromadzkiego domu dokonywali swoistej selekcji, Ukraińców odsyłali do domów, a Polaków zatrzymali w świetlicy. Mego ojca i kilku innych Polaków (trzech lub czterech) wyprowadzono na most na rzece Seret przepływającej przez naszą wieś i tam bestialsko pomordowali przy pomocy siekier.
W tym czasie gdy wzmagały się pożary domów polskich rodzin, do drzwi sąsiada gdzie schroniliśmy się zapukali banderowcy. Pamiętam, że mama powiedziała do sąsiada "jesteśmy na waszym sumieniu", a sąsiad nakazał nam aby natychmiast schować się na piec. Na tym piecu suszyła się kukurydza spleciona w warkocze tworząc rodzaj zasłony i tam się schowaliśmy.
Do dziś tkwi we mnie tamto wrażenie, że chciałem jak najszybciej zasnąć i nie czuć bólu jak będą mnie zabijali. Banderowcy robili wymówkę gospodarzowi, że tak długo nie otwierał im drzwi, a ten usprawiedliwiał się, że kaganek nie chciał się zapalić, bo niedobra nafta.
Na pytanie banderowców czy wie kto przechowuje Polaków, powiedział że nie wie i uczynił przysięgę na klęczkach.
Na następny dzień nic nie wiedzieliśmy co się dzieje z ojcem, sąsiad wyszedł do ogrodu i stwierdził, że całe nasze gospodarstwo jest spalone oprócz stajni. W tym czasie jeden z sąsiadów Polaków drogą pospiesznie prowadził konia, mama zapytała gdzie on zmierza, a on odpowiedział, że ucieka z wioski i właśnie idzie po sanie. Mama poprosiła żeby nas też zabrał, a on wyraził zgodę i razem z jego rodziną pojechaliśmy do Jagielnicy. Tam znaleźliśmy dach nad głową w żydowskim splądrowanym "pustostanie". Po drodze napotkaliśmy wielu Polaków uciekinierów z różnych wsi, którzy tak jak my widzieli jedyny ratunek w ucieczce do Jagielnicy.
Po kilku dniach okazało się, że nie ma szans na przeżycie bo zapanował głód, kawałek chleba i ziemniak to była duża wartość. W takiej sytuacji kobiety uradziły, że jedynym ratunkiem jest udanie się do wsi, aby przywieźć ziemniaki, które uratowały się będąc pochowane w kopcach. Kilka kobiet (cztery lub pięć) pojechało dwoma wozami do wsi w nadziei, że samotnym kobietom nic nie grozi. Pozwolono im załadować do worków trochę ziemniaków i opuścić wieś. Lecz za wsią oczekiwała na nich zasadzka. Jednej tylko kobiecie udało się zbiec, tej która prowadziła zaprzęg konny, reszta kobiet idąca za wozami została pomordowana, w tym moja mama.
Mama została pochowana razem z innymi kobietami na cmentarzu w Jagielnicy, tego cmentarza już od dawna nie ma. Ciało ojca przez kilka tygodni widziane było na grobli położonej przed wodnym młynem na Serecie w Milowcach i dalszy jego los jest nie znamy.
W Jagielnicy ksiądz porozdzielał sieroty wśród mieszkańców wsi, którzy uszli z życiem a następnie razem z nimi wyjechaliśmy na Ziemie Zachodnie (Sławomir i Jarosław Wernikowscy).
W Wigilię 1944 roku we wsi Pistyń powiat Kosów Huculski „partyzanci ukraińscy” zamordowali 36 Polaków. Nikt nie nocował w domu. Na noc skryliśmy się w pobliskim lesie. Najgorzej było podczas zimy i wczesnej wiosny. Zimno, mróz i deszcze dawały się we znaki. Pamiętam, jak oboje z mężem i naszym trzyletnim dzieckiem, zawiniętym w pierzynę, nocą ukryci poza domem, widzieliśmy łuny na niebie z palących się gdzieś polskich zagród. Na dzień wracaliśmy do naszego domu. I tak od sierpnia 1943 roku minął kwiecień 1944 roku, okres pełen niepokoju, strachu i ciągłego ukrywania się przed śmiercią z rąk ludobójczych banderowców. /.../ Niektórzy jednak pozostali na miejscu. Ulegli oni zapewnieniom ukraińskiego księdza greckokatolickiego, który obiecywał, że kto przepisze się na greckokatolicyzm i narodowość ukraińską i opłaci po 2 kg pszenicy od osoby, to może pozostać we wsi i nic mu nie grozi. Kilka rodzin pozostało, ale już 24 grudnia 1944 roku banderowcy ponownie dokonali napadu i zamordowali pozostałych (Genowefa Iwanicka; w: Siekierka..., s. 307 - 308; województwo stanisławowskie).
We wsi Putiatyńce powiat Rohatyn banderowcy uprowadzili i zamordowali Maksymiliana Pańczuka. Wnuczka, Anna Pańczuk wspomina (www. stankiewicze.com/ludobójstwo.pl - oraz korespondencja e-mailowa z autorem):
W wieczór wigilijny 1944 roku do domu moich dziadków w Putiatyńcach weszli dwaj banderowcy. Jeden był bardzo wysoki a drugi zdecydowanie niższy. Byli to osobnicy nieznani moim dziadkom. Nakazali mojemu dziadkowi Maksymilianowi Pańczukowi wyjść z domu i pokazać im drogę do innej wsi. Dziadek chcąc chronić swoją rodzinę/.../ wyszedł bez stawiania oporu na zewnątrz, gdzie czekała bardzo liczna grupa pozostałych oprawców.
Ruszyli wraz z dziadkiem w stronę wsi Łuczyńce. Zaraz po wyjściu dziadka jego rodzinę przyszła ostrzec sąsiadka Ukrainka, że mogą wrócić i po nich. Przez całą noc ukrywali się gdzie mogli, żeby nie dosięgły ich zbrodnicze ręce oprawców z UPA. Nazajutrz uciekli do Rohatyna. Tam mieszkała również rodzina mojej babci Marii.
Po niedługim czasie od zaginięcia mojego dziadka, jego brat Filip Pańczuk postanowił go odszukać. W polu pomiędzy Putiatyńcami a Łuczyńcami dokonał makabrycznego odkrycia. Leżały tam zmasakrowane, rozkawałkowane zwłoki mężczyzn ( około 10 osób) i pomiędzy nimi rozpoznał szczątki swojego brata Maksymiliana. To była głowa! W obawie przed atakiem banderowców oddalił się od miejsca rzezi.
Po jakimś czasie moja babcia Maria - żona zamordowanego Maksymiliana Pańczuka otrzymała list z Putiatyńców od dawnej sąsiadki Polki. Napisane tam było "na Twoim mężu rośnie żyto". Z treści tego zdania można sądzić, że ciało mojego dziadka jak i pozostałych pomordowanych spoczywa w polu pomiędzy Putiatyńcami a Łuczyńcami.
Anna Pańczuk powołuje się na relację nieżyjącego już jej ojca, Józefa Pańczuka, prostując informację zamieszczoną w„Kalendarium”(www.stankiewicze.com/ludobójstwo), a podaną za książką/ S. Siekierki, H. Komańskiego i E. Różańskiego „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946”/ (Wrocław, bez daty wydania, s. 416). Stwierdza ona, że jej dziadek Maksymilian Pańczuk uprowadzony został ze swojego domu w Putiatyńcach, a nie w Zalipiu. Na str. 407 – 408 tej książki znajduje się informacja dotycząca uprowadzenia ze wsi Putiatyńce i zamordowania Maksymiliana Pańczuka, ale z omyłkową datą „23 grudnia 1943 roku”. Na str. 440 tejże książki Władysław Pańczuk, syn Maksymiliana, podaje datę „23 grudnia 1944 roku”, oraz stwierdza: Tego samego wieczoru ci sami banderowcy, lub też inni, zamordowali rodzinę o nazwisku Zabłocki – rodziców i dwoje dzieci. Anna Pańczuk twierdzi, że brat zamordowanego, Filip Pańczuk, znalazł zmasakrowane, rozkawałkowane zwłoki 10 mężczyzn. Datę taką jak Wigilia Bożego Narodzenia świadkowie raczej zapamiętywali, można więc stwierdzić, że to wielkie i radosne święto narodzin Zbawiciela, banderowscy bandyci we wsi Putiatyńce zbrukali okrutnym mordem co najmniej 14 Polaków.
We wsi Skomorochy powiat Tarnopol „partyzanci ukraińscy” zarąbali siekierą Polkę, Władysławę Wiatr. We wsi Winiatyńce pow. Zaleszczyki zamordowali 7 Polaków, w tym 15-letnią dziewczynkę.

W Wigilię 1945 roku we wsi Babica nad Sanem powiat Przemyśl upowcy uprowadzili z drogi i zamordowali 8 Polaków, w tym 25-letniego Karola Kazienko. We wsi Olchowa pow. Lesko zamordowali 2 Polaków: Karola Bochniaka oraz NN.

Jeszcze liczniejsze i bardziej krwawe były napady banderowskich faszystów i chłopskich rizunów na ludność polską w czasie świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocnych. Największej rzezi dokonali 11 lipca 1943 roku, w ten sposób „świętując” swoje prawosławne i greckokatolickie uroczystości świętego Piotra i Pawła , oraz 29 sierpnia 1943 roku, „z okazji” swojego święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Z zachętą podczas licznych kazań, błogosławieństwem, święceniem siekier i noży w cerkwiach, a często z czynnym udziałem prawosławnych popów i księży greckokatolickich. Do dzisiaj hierarchowie tych chrześcijańskich wyznań nie tylko nie potępili, ale nawet nie odcięli się od swoich „sług szatana” udających sługi Boże. Czasami wręcz staje się pewne, że idą tą samą drogą. Także ci, działający obecnie w Polsce. A hierarchowie naszego Kościoła katolickiego nie tylko nie próbują prostować ich ziemskich ścieżek, nic nie widzą, nic nie słyszą, ale wydaje się, że popychają ich w stronę grzechu.

Przyjrzyjmy się jednemu ze zbrodniczych rozkazów UPA. Jest to rozkaz Myrosława Onyszkiewicza „Oresta”, dowódcy UPA w tzw. Zakerzońskim Kraju:

[…]Rozkazuję Wam niezwłoczne przeprowadzenie czystki swojego rejonu z elementu polskiego oraz agentów ukraińsko-bolszewickich. Czystkę należy przeprowadzić w stanicach słabo zaludnionych przez Polaków. W tym celu stworzyć przy rejonie bojówkę złożoną z naszych członków, której zadaniem byłaby likwidacja wyżej wymienionych. Większe nasze stanice będą oczyszczone z tego elementu przez nasze oddziały wojackie nawet w biały dzień […] Oczyszczenie terenu musi być zakończone jeszcze przed naszą Wielkanocą, żebyśmy świętowali ją już bez Polaków […] Przesyłajcie mi szczegółowe informacje na temat czystki, jaka prowadzona jest na Waszym terenie […] Informacje szczegółowe o ruchach Polaków i ich ewakuacji z naszych terenów. Prowadźcie z nimi twardą, bezpardonową walkę. Nikogo nie oszczędzać, nawet w przypadku małżeństw mieszanych wyciągać z domów Lachów, ale Ukraińców i dzieci w tych domach nie likwidować. Przypominam jeszcze raz, że musi to być wykonane jeszcze przed naszymi świętami. [...] Wydobyć broń Śmierć Polakom. Postój, 6 kwietnia 1944 roku.

Jak widać, planowano nie tylko mordować w święta (te obce, rzymskokatolickie); ludobójstwo miało być tak zorganizowane, żeby można było je później świętować podczas własnych świąt. Czy tak obchodzone święta można jeszcze nazwać chrześcijańskimi? Czy było to raczej przedrzeźnianie świąt, drwina w wykonaniu największego wroga ludzi?

Badacze ukraińskiego nacjonalizmu wskazują na neopogański charakter tej ideologii. Już motto dekalogu ukraińskiego nacjonalisty, skierowane do „Ducha odwiecznej walki” zamiast do Boga, świadczyło, że ounowcy odrzucili chrześcijańską etykę. Szokująca treść tego dekalogu nie pozostawiała wątpliwości co do ich zbrodniczych zamiarów. Inne dzieła nacjonalistów tylko potwierdzają, że szykowali się oni do zgotowania piekła na ziemi.

Hryhorij Chomyszyn, greckokatolicki metropolita ze Stanisławowa, którego można bez żadnej przesady nazwać ukraińskim prorokiem wołającym na pustyni, przejrzał ukraiński nacjonalizm już 10 lat przed banderowskim ludobójstwem:

[…]Nacjonalizm ten należy uważać za największą aberrację umysłu ukraińskiego, za coś gorszego od pogaństwa (...) nacjonalizm począł u nas przybierać cechy ducha pogańskiego, albowiem wprowadza pogańską etykę nienawiści, nakazując nienawidzić wszystkich, którzy są innej narodowości. (...) Co gorsza na tle nacjonalizmu ukraińskiego pojawiły się oznaki pewnego rodzaju satanizmu[…]
Niestety wielu zachodnich Ukraińców nie posłuchało Chomyszyna. Bardziej od niego woleli słuchać swoich nacjonalistycznych przewodników duchowych. Jak bardzo byli ci przewodnicy zdemoralizowani, oraz w jakim stopniu kierowali się zimną kalkulacją, a w jakim psychopatyczną skłonnością do czynienia zła – to powinno znaleźć swojego badacza.
Pomijając zdziczale pogańskie bestialstwo ,żeby mordować przy świątecznym stole -bądź co bądź - braci w wierze, ale dodatkowo te planowane mordy w Wilię grekokatolickiej Pokrowy -to przypomina starożytne pogańskie obrzędy ofiarne !

Lucyna Kulińska „Zabili nas w Wigilię”

Trudno zrozumieć zbrodnię popełnioną w podolskiej wsi Ihrowica 24 grudnia 1944 roku. Dlaczego do polskich domów podczas wigilijnej wieczerzy wdarli się nagle zbrojni banderowcy z OUN–UPA i okoliczni ukraińscy chłopi, mordując, rabując i paląc? Czym zasłużyli sobie miejscowi Polacy na tak straszne potraktowanie? Dlaczego pod ciosami ukraińskiej siekiery zginął wyjątkowo dobry i kochający ludzi człowiek, ksiądz Stanisław Szczepankiewicz, który przez całe lata z oddaniem leczył i pielęgnował wszystkich chorych, bez względu na narodowość i wyznanie?
Zbrodniarzom sprzyja wszystko. Brak dokumentów (niszczyli je sami), śmierć świadków (wielu zabili sami), upływ czasu zabierający ludziom pamięć, strachy czające się w ludzkich głowach na każde wspomnienie, wreszcie – koszmary dręczące tych, co wiedzą.
Dla każdego Polaka jest oczywiste, że patriotyzm to rzecz chwalebna, a walka o niezawisłe państwo jest wręcz obowiązkiem każdego. Nie powinno być jednak dla nas obojętne, jak taka walka jest prowadzona. W przypadku nacjonalistów ukraińskich z OUN i UPA droga do Samostijnej okazała się drogą ludobójstwa. Natchnieni sowiecką ideą rewolucji, a potem ideami nazistowskimi postanowili oni, działając „na skróty”, przyspieszyć procesy historyczne. Od początku poważnie rozważali zniszczenie ludności polskiej na terenach uznawanych przez nich za ukraińskie. Idea brutalnej czystki etnicznej na tych ziemiach stanowiła wręcz istotę nacjonalizmu ukraińskiego.
Kazimierz Litwin, syn Franciszka, ur. w 1927 r. w Ihrowicy, żołnierz Istrebitielnych Batalionów. W czasie patrolu w dniu 24 grudnia 1944 r. został schwytany przez UPA, piłką do drzewa odcięto mu głowę.
Pracujący na emigracji historyk Krzysztof Łada po dokładnym przeanalizowaniu piśmiennictwa głównych ukraińskich działaczy nacjonalistycznych dowiódł, że idea eksterminacji Polaków oraz wyrzucenia pozostałej przy życiu ludności polskiej ze spornych ziem była bardzo popularna wśród ukraińskich elit politycznych już w pierwszej połowie XIX wieku.
Pod zaborem austriackim „Zoria Hałyćkaja” zachęcała do wytępienia „polskich panów”, pouczała chłopów, jakich narzędzi mają używać do walki: pali, drągów, toporów i siekier. 31 lipca 1848 roku na posiedzeniu unickiej Rady Świętojurskiej we Lwowie po raz pierwszy użyto jakże popularnego później hasła: „Lachy za San!”4. Z takim bagażem Ukraińcy weszli w przełomowy dla dziejów tej części Europy Środkowej okres wojen światowych. Nie należy więc się dziwić, że do strasznych okrucieństw na polskiej ludności, palenia, torturowania, gwałtów doszło już u schyłku I wojny światowej i w czasie wojny polsko-ukraińskiej o Galicję w roku 1919.

ŹRÓDŁA
„Wigilia w polskiej tradycji i obyczaju” Grzegorz Russak
Lucyna Kulińska „Zabili nas w Wigilię” Lucyna Kulińska
„Przemilczane ludobójstwo na Kresach” ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
„Gorzka prawda” Wiktor Poliszczuk
„Ludobójstwo” Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko
„Ludobójstwo nagrodzone” Wiktor Poliszczuk Toronto
„Gwałt na prawdzie o zbrodniach OUN Bandery” Wiktor Poliszczuk Toronto
„Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej” Lucyna Kulińska, Adam Roliński
„Wigilie Polskie na Kresach Południowo-Wschodnich 1939 – 1946” Stanisław Żurek
http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/wigilie_polskie.html
Aleszumm
Aleksander Szumański

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)