Wykręćmy mocno tę antypolską szmatę

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

Tegoroczne obchody 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego nie pozostawiają już żadnych wątpliwości. Polski patriotyzm szczególnie wśród młodych ludzi żywiołowo się odradza i to jest już fakt bezsporny. Przez całe lata trwania III RP wielu publicystów patriotycznego nurtu przykładało ucho do tych naszych polskich szyn i nasłuchiwało czy ta patriotyczna lokomotywa już ruszyła z miejsca. Wielu jeszcze w latach 90. tak pragnęło tego narodowego przebudzenia, że doświadczało często omamów słuchowych twierdząc, że szyny już drżą i pociąg się zbliża. Dzisiaj nie trzeba już nawet się pochylać i przykładać do czegokolwiek ucha. Nie trzeba na siłę wypatrywać jakichś symptomów nadchodzącej patriotycznej polskiej wiosny. Ona nadeszła i stała się faktem. Głód historycznej wiedzy, mnożące się jak grzyby po deszczu historyczne grupy rekonstrukcyjne, wspaniałe zachowania różnych organizacji kibicowskich, patriotyczne wlepki na przystankach, w tramwajach i autobusach, odradzający się Ruch Narodowy i w końcu te młode polskie dziewczyny ocierające łzy podczas koncertu powstańczych piosenek na dźwięk słów:
O, Boże, skrusz ten miecz,
Co siekł nasz kraj,
Do wolnej Polski nam
Powrócić daj!
By stał się twierdzą
Nowej siły,
Nasz dom, nasz dom
III RP z takimi antypolskimi ośrodkami jak Gazeta Wyborcza czy TVN wykonały dla Polski wielką dobrą robotę i wbrew swoim intencjom, tymi atakami na Polskość, naszą historię i tradycję oraz promując prymitywną tandetę jako kulturę wyższą wywołały spontaniczny sprzeciw młodych Polek i Polaków. Przecież podobne działania podejmowali nasi zaborcy i okupanci nadziewając się zawsze na tego polskiego odradzającego się z popiołów Feniksa.
Oczywiście nie można popadać w hura optymizm i twierdzić, że już teraz współcześni Polacy w obliczu śmiertelnego zagrożenia zachowaliby się identycznie i na masową skalę tak jak nasi wspaniali przodkowie 70 lat temu. Tamto pokolenie miało za sobą dwie dekady niezwykle intensywnego patriotycznego wychowania i to nie tylko podwórkowego, ale także edukacyjnego promowanego przez państwo. Żyli wśród nich i to będący dopiero w sile wieku ci, którzy z bronią w ręku odzyskiwali Polskę i pogonili z naszych ziem bolszewicką swołocz. I wreszcie w II RP nie mogły działać tak jawnie i bezczelnie antypolskie ośrodki typu dzisiejsza Czerska i Wiertnicza. W wielu przypadkach ojcowie i dziadowie dzisiejszych redaktorów tych antypolskich mediów za wywrotowe antypolskie działania lądowali w okresie międzywojennym za kratkami lub salwowali się ucieczką pod kremlowskie komunistyczne skrzydła.

Dzisiaj mamy jak na dłoni wszystkich naszych polskojęzycznych wrogów. Aby ich zidentyfikować nie potrzebujemy do tego nawet tych 600 godzin taśm nagrywanych w warszawskich knajpach czy dostępu do zbioru zastrzeżonego IPN, czy aneksu do raportu o likwidacji WSI. Wystarczy tylko rozejrzeć się dookoła i zaobserwować kogo ten wybuch nastrojów patriotycznych najbardziej niepokoi i złości. Prawdziwie polska władza nigdy nie piętnowałaby patriotycznych odruchów i zachowań, a rzeczywiste autorytety i pro polskie media nigdy w postawach patriotycznych nie doszukiwałyby się na siłę faszyzmu, nazizmu i antysemityzmu. W prawdziwie wolnej Polsce nie szykanowano by i nie skazywano patriotów oraz nie wynoszono by na piedestały zwykłych szumowin i zdrajców z haniebną przeszłością.
Do tej pory Wyborcza i TVN krytykowały nasz patriotyzm za przesadną wzniosłość, tak sztuczną, że ich zdaniem aż komiczną oraz za bogoojczyźnianą powagę patos i łzawe cierpiętnictwo.
Jednak już na nazajutrz po piątkowych obchodach 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przerażona narastaniem patriotycznych nastrojów wśród Polaków „Wyborcza” uderzyła w inne tony zaprzeczając samej sobie i wszystkiemu temu, co przez lata wtłaczała w głowy tubylczej ludności.
W tekście „Igraszki z tandetą” Błażej Popławski napisał: 70. rocznica wybuchu powstania warszawskiego staje się social eventem - bo jak inaczej nazwać popkulturowy festyn, którego ofiarą padają młodzi warszawiacy? (…) Mit powstania warszawskiego opakowany został w szatę tandetną - zabawkową (z perspektywy dzieci), tudzież gadżeciarską (w mniemaniu dorosłych). Wystarczy, by z kieszeni rodziców wysypało się kilkadziesiąt złotych i można śmiało rozpocząć świętowanie rocznicy. Wtedy maleństwa uzyskują szansę zmontowania jubileuszowej minibarykady oraz własnych ruin z plastikowym płomieniem buchającym z okien.

Jak nie pięścią polskiego patriotę to go pałą. Świętowanie smutne i łzawe przez całe lata było złe, ale jak widzimy na wesoło też nie wypada. Oczywiście mówią to ci sami, dla których ideałem okazywanego patriotyzmu było ptaszysko z białej czekolady zwane orłem i miliony ulotek zaśmiecających miasto zrzucanych z samolotów na nasz koszt i tak naprawdę na cześć urzędującego w pałacu prezydenckim, Bronka i okrągłostołowych „elit”.
Pod koniec Popławski pisze: Na naszych oczach tragedia stała się farsą. Pamięć o gehennie miasta została zepchnięta w zbiorowej wyobraźni przez artefakty kultury konsumpcyjnej - zabawki, gry komputerowe, pseudohollywoodzkie kino. Coraz mniej pamiętamy o apelach poległych, modlitwach ekumenicznych, dziełach Kamińskiego, Brandysa czy Białoszewskiego. Konserwatywna otoczka obchodów przestaje być modna. Przełom to tandetny, ale może i Polakom potrzebny.
Wykręćmy mocno tę antypolską szmatę i spójrzmy, jaki przekaz otrzymujemy. Dla Systemu III RP każdy patriotyzm jest zagrożeniem i złem. Nie ważne czy okazywany jest na poważnie, czy na wesoło. „Nowoczesny patriotyzm” lansowany przez antypolskie ośrodki to zupełny brak patriotyzmu, objawiający się zmasowanym grillowaniem kiełbasy z Biedronki i konsumowaniem jej w rytm: Miała matka syna, syna jedynego. Chciała go wychować na pana wielkiego (…) Niech żyje wolność, wolność i swoboda. Niech żyje zabawa i dziewczyna młoda

Teraz przejdźmy do wielkiego udziału Muzeum Powstania Warszawskiego w odradzaniu się polskiego patriotyzmu głównie wśród młodych ludzi. Przez dziesięć lat istnienia odwiedziło je 4 mln 600 tys. osób. Czy komuś się to podoba, czy nie będzie ono na zawsze związane nie tylko z Powstaniem Warszawskim, ale też z imieniem śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Pozostaje pytanie, czy już na zawsze będzie ono pomnikiem ostatniego polskiego powstania? Nie nam znać wyroki Boskiej Opatrzności. Naszym obowiązkiem jest dalsza praca nad budzeniem polskiego patriotyzmu i wielkiego szacunku dla naszej historii, chrześcijańskich korzeni oraz wspaniałych przodków. Jeżeli w przyszłości czeka nas kolejny powstańczy zryw to niech to Muzeum Powstania Warszawskiego pozostanie nadal pomnikiem, ale ostatniego zakończonego militarną klęską polskiego niepodległościowego zrywu. Cała tę antypolską swołocz przyjdzie nam przecież kiedyś pogonić. Miejmy nadzieję, że skutecznie i daj Boże bez użycia siły.

Obserwując ich panikę, miotanie się oraz stały ubytek widzów i czytelników trzeba z nadzieją przywołać słowa Tuska i czekać aż „wyginą jak Dinozaury”, oczywiście wraz z autorem tej przepowiedni.

Artykuł ukazał się w Warszawskiej Gazecie
Najnowszy numer już jutro w kioskach

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (16 głosów)

Komentarze

Heinz Reinefarth był cenionym burmistrzem w Westerland na wyspie Sylt i posłem do Landtagu. W sierpniu 1944 r. w Warszawie na jego rozkaz mordowana była ludność cywilna. W Niemczech nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie.

Reinefarth w srodku

 

Po 70 latach mieszkańcy Westerland przełamują milczenie. Dzień, w którym Wiesio Kępiński po raz ostatni widział swoją rodzinę, był słoneczny i ciepły. Mama, tata, mały braciszek Sylwuś, dorosły brat Władysław ze swoją ciężarną żoną, wszyscy stali na ulicy, przed kościołem prawosławnym na Wolskiej, razem z sąsiadami. Kobiety, dzieci, mężczyźni – razem 61 osób. Naprzeciwko nich stał karabin maszynowy. I żołnierze w niemieckich mundurach. – Wyrwałem się z szeregu i zacząłem biec – mówi Wiesław Kępiński. – Nigdy więcej nie zobaczyłem mojej rodziny, nikogo z tych ludzi tam. Był 5 sierpnia 1944 roku. Tego dnia tylko na Woli i Ochocie, dwóch warszawskich dzielnicach, zamordowanych zostało 20 tys. osób. Do końca tygodnia liczba wzrosła do 50 tys. Akcją tłumienia Powstania Warszawskiego dowodził general SS Heinrich Reinefarth, odkomenderowany tu z Poznania, gdzie był szefem policji, przez Heinrich Himmlera. Himmler poleca zabijać wszystkich Polaków, bez względu na wiek i płeć. Reinefahrt bierze to sobie do serca. Pod swoją komendą ma osławioną brygadę RONA i komando kryminalistów Dirlewangera, którzy gwałcą, mordują i plądrują. Reinfarth skarży się, że nie starcza mu amunicji do egzekucji ludności. Za swoją akcję zostanie odznaczony – od Krzyża Rycerskiego, jeszcze z wojny w 1939, dostaje Dębowy Liść. Zbrodniarz w ratuszu „Dear Frau Pastorin Anja Lochner”, pisze nieznajomy mieszanką niemieckich i angielskich słów, „czy jest Pani świadoma, że burmistrz Westerlandu, Heinz Reinefarth, był katem Warszawy? Czy zamierzacie coś w końcu z tym zrobić?”. Anja Lochner czyta maila w styczniu 2013 roku. Do Westerlandu na Sylcie przyjechała przed 17 laty. O Reinefahrcie wie tylko, że walczył na wojnie. Mail nie daje jej spokoju. Lochner zaczyna szukać: w internecie, w archiwum parafialnym. Przeżywa szok. W westerlandzkim ratuszu siedział zbrodniarz. Biały dom we fryzyjskim stylu, niedaleko plaży w Westerlandzie, nie rzuca się w oczy. Dom należał do teściów Reinefartha. On sam przyjeżdżał tu jeszcze przed wojną. Zamieszkał tu po zwolnieniu z brytyjskiej niewoli. W przesłuchaniu przedstawiał się jako żołnierz i urzędnik w ministerstwie. „Od sierpnia 1944 znowu byłem żołnierzem”, zeznał. W tym zawarł swój udział w masakrze Warszawy. Na Sylcie nikt o nic nie pytał. Po wojnie w Szlezwiku-Holsztynie schroniło się wielu byłych nazistów. W pierwszym rządzie landu był tylko jeden minister bez brunatnej przeszłości. Zresztą mieszkańcy Syltu zajęci byli innymi sprawami. Ludność wyspy podwoiła się za sprawą wypędzonych. Uciekinierów zakwaterowano w koszarach i opustoszałych po wojnie sanatoriach i pensjonatach. Byli biedni i obcy, odbierani jako problem, utrudniali powrót do normalności. Reinefarth, adwokat z wykształcenia, na Sylcie znalazł swoje miejsce. Został mediatorem między miejscowymi a wypędzonymi. Zaczął nowe życie. W 1951 r. zostaje wybrany na burmistrza głosami CDU i Bund der Heimatvertriebenen und Entrechteten, partii wypędzonych. Siedem lat później trafia do Landtagu. Taki miły człowiek Ernst Wilhelm Stojan w 1951 roku głosował przeciw Reinefarthowi. 86-letni Stojan jest wieloletnim politykiem SPD, był przewodniczącym rady Westerlandu i posłem do parlamentu Szlezwika-Holsztyna. I formalnie rzecz biorąc – wypędzonym. Pochodzi z Oleśnicy na Dolnym Śląsku. W czasie wojny Stojan był w seminarium nauczycielskim. Naukę musiał przerwać, bo we wrześniu 1944 dostał powołanie do wojska, trafił do Szkoły Artylerii Morskiej. Parę miesięcy później przeniesiony został na Sylt, gdzie zastał go koniec wojny. Miał szczęście – nie tylko przeżył wojnę, ale i nie miał nic na sumieniu. Może dlatego Ernst Wilhelm chciał budować nowy kraj, bez dawnych morderców. Został przeciwnikiem Reinefartha, nie tylko politycznym, ale i osobistym. Jednym z nielicznych przez dziesięciolecia. – Ludzie go lubili – mówi Stojan. – Był przystępny, pomocny, przyjazny. Ale przede wszystkim dobrze zarządzał. Za jego kadencji Westerland rozkwita. Turyści znowu przyjeżdżają, ruszają sanatoria, dużo się buduje. Mieszkańcom wiedzie się dobrze. Zwolenników Reinefarth ma nawet w opozycyjnej SPD. – Miły człowiek, dobry burmistrz. Na tym dla mieszkańców dyskusja o jego przeszłości była zamknięta – kwituje Stojan. Kiedy enerdowska wytwórnia filmowa DEFA nakręciła film o nazistowskim burmistrzu Westerlandu, pokazuje zdjęcia z Warszawy, dostępne dokumenty, Reinefarth tłumaczy, że to komunistyczna propaganda, która ma go zniszczyć. Polskie wnioski o ekstradycję zostają odrzucone, najpierw przez aliantów, potem RFN. Dużo później Stojan z żoną pojedzie na wycieczkę do Izraela. W Yad Vashem, gdzie zajmują się Reinefarthem, który jako szef SS w Kraju Warty nadzorował obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem, dowie się, że Amerykanie chcieli wykorzystać siatkę agentów Reinefartha na wschodzie, dlatego go chronili.

 

Ludnosc cywilna Woli

Ciala polskich cywilow zamordowanych przez hitlerowcow 

w trakcie "rzezi" Woli

Erns Wilhelm Stojan

 

Wieslaw Kepinski

Pani pastoe Anja Lochner

 

Burmistrz "Kat" mieszkal w takim urokliwym miejscu

 

Agnieszka Hreczuk

 

Vote up!
5
Vote down!
0
#1435089