PO-lska jak ruski bar z karaoke

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

 

 

 

 

To, że na długo przed planowanymi przez Kancelarię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, obchodami rocznicy katyńskiego ludobójstwa trwała zakulisowa gra Tuska z Putinem, nie ma żadnych wątpliwości.

Świadczą o tym dostępne już nawet w internecie dokumenty ujawniające korespondencję MSZ, kancelarii premiera, ówczesnego marszałka sejmu Komorowskiego i Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z prezydenckimi urzędnikami. Świadczy o tym także zwykła chronologia zdarzeń z naciskiem na perfidną rolę ambasadora Grinina, który posunął się do pospolitych kłamstw.

Oczywiście po zakończeniu misji w Polsce został on przez prezydenta Bul-Komorowskiego odznaczony, tak jak i „bohaterscy uczestnicy” akcji ratunkowej na Siewiernym. Kto wie czy z rozpędu obecny prezydent nie wpiął w klapę odznaczenia jednej z hien, która okradała zwłoki na miejscu tragedii? Jak minuta po minucie owa „akcja ratunkowa” wyglądała dowiedzieliśmy się właśnie z „Białej księgi” dzięki opublikowanym tam dokumentom.

Ta awansowo- orderowa akcja objęła też szefa wojskowej prokuratury, Parulskiego, oraz byłego szofera Wałęsy i kumpla „Mnietka” Wachowskiego, generała Janickiego, szefa BOR.

Wspólna zakulisowa gra z obcym mocarstwem, obliczona na poniżanie i marginalizację głowy własnego państwa to hańba.

Skutkowało to oddzieleniem „ziarna” od „plew” i tragedią, która uderzyła głównie w obóz opozycji.

Nie można nazywać tego błędem, ograniem Polaków przez ruskich szachistów, czy nieudolnością i niekompetencją polskiej dyplomacji. Tu istnieje tylko jedno jedyne słowo, które w polskim języku oddaje to, z czym mieliśmy do czynienia. To słowo to ZDRADA.

W wielkim błędzie jest każdy, kto sądzi, że ta krwawo zakończona koronkowa intryga przeszła do historii o godzinie 8:41 dnia 10 kwietnia 2010 roku. Ona nadal trwa i uczestniczą w niej ciągle te same strony nie wyłączając polskojęzycznych mediów.

Przypomnijmy sobie ten styczniowy dzień, w którym ku „wielkiemu zaskoczeniu” rządu, wiodących dziennikarzy i samego akredytowanego Edmunda Klicha, generałowa Anodina, nagle, bez uprzedzenia strzeliła do Polaków haniebnym i uwłaczającym poległym; prezydentowi, dowódcy sił powietrznych i załodze samolotu, raportem MAK.

Tylko wyjątkowo ogłupiony miejscowy Irokez mógłby uwierzyć, że niemal czterdziestomilionowe państwo posiadające nawet byle jakie służby specjalne i kulawą dyplomację nie wiedziało, co się szykuje w Moskwie 12 stycznia. Anodina i Morozow nie spadli nagle na spadochronach wraz z tym całym sprzętem audiowizualnym i dziennikarzami, mającymi już wcześniej napisane „trudne” pytania.

Cały spektakl z prezentacją raportu MAK mógł odnieść propagandowy skutek na arenie międzynarodowej tylko w wypadku, gdy polskie władze nie zareagują błyskawicznie jeszcze w tym samym dniu.

Aby usprawiedliwić ten brak natychmiastowej reakcji należało tak wyreżyserować spektakl, aby główni polscy aktorzy podczas finałowej sceny znajdowali się poza teatrem.

Dlatego śmiem podejrzewać, że zarówno narty Tuska w Dolomitach jak i urlop Bogdana Klicha to niestety nie był czysty wypoczynek, lecz „podróże służbowe” zadysponowane z Kremla, podobnie jak telefon Morozowa, który w dniu 10 kwietnia 2010 roku wywołał patriotyczne poczucie obowiązku u Edmunda Klicha i spowodował, że gość pognał z Dęblina do Warszawy, choć katastrofy w lotnictwie państwowym to nie była jego działka i nikt z polskich władz go o to nie prosił. Rozkaz przyszedł z samej centrali, więc na ociąganie się i wątpliwości nie było czasu.

Jest jednak w tym wszystkim coś optymistycznego. Oburzenie opinii publicznej i natychmiastowa reakcja opozycji spowodowały falę krytyki i niezadowolenia, choć miał obowiązywać zupełnie inny typ narracji. Najlepiej obrazują to opinie o ruskim raporcie zasłużonego eksperta Hypkiego, u którego nie dostrzeżemy cienia krytyki tego co zrobiła Anodina:

-„ Jedyną nową informacją, sensacyjną, choć bardzo dla nas przykrą jest stan dowódcy sił powietrznych”

Albo

„Trudno obarczać odpowiedzialnością załogę smoleńskiej wieży kontroli lotów. Wszelkie dywagacje na temat rzekomej winy kontrolerów należy zacząć od stwierdzenia, że w takich warunkach polski samolot w ogóle nie powinien podchodzić do lądowania. Skoro jednak – mimo wielu ostrzeżeń i braku pozwolenia na lądowanie – Polacy się uparli, żeby lądować, kontrolerzy starali im się w miarę możliwości pomagać. Ale nie można skutecznie pomóc komuś, kto lekceważy procedury i reguły”

Pan Hypki dalej jest czynnym medialnym ekspertem, choć wiadomo już, że major Protasiuk wcale nie lądował i nie ma także żadnych przesłanek by twierdzić, że były jakiekolwiek naciski na załogę samolotu.

Nie udało się tym wszystkim Hypko-podobnym „ekspiertom” podtrzymywać ciągłych kłamstw o lądującym Protasiuku, naciskającym prezydencie i pijanym generale Błasiku w kokpicie. Po prostu przeszarżowano, jeśli chodzi o bezczelność, a krasawica o powierzchowności burdel mamy rozsierdziła swoim raportem Polaków.

Myślę jednak, że taka reakcja rodaków była wkalkulowana w ten kremlowski spektakl. Tu chodziło głównie o propagandowe oddziaływanie na międzynarodową opinię publiczną. Trzeba przyznać, że Putin osiągnął swój cel, a milczenie w tych pierwszych godzinach, jakie zadysponowano Tuskowi i Klichowi spełniło swoje zadanie.

Jedyna dolegliwość polegała na tym, że postawa polskiej opinii publicznej przerwała na moment Tuskowi ten rosyjski slalom w Dolomitach.

Teraz przejdźmy do „Białej księgi” zaprezentowanej przez sejmowy zespół Antoniego Macierewicza. Tu mamy jak na dłoni dalsze posłuszne wykonywanie dyrektyw moskiewskich określających, jaki to stosunek do owej „Białej księgi” mają wyrażać ci słuszni polscy politycy oraz wiodący i najbardziej cenieni dziennikarze.

Szablon przekazał natychmiast wypróbowany publicysta dziennika „Izwiestija”, Władimir Mamontow:

- „Jest to najczystszej wody brudna polityka. Nie mogę pojąć, jak może być nie wstyd urządzać taniec na grobach; nie tylko naciągać, ale przekręcać oczywiste fakty”

Oczywiście kazaczoka odtańczonego przez Anodinę na grobach prezydenta Kaczyńskiego, generała Błasika i majora Protasiuka wrażliwy dziennikarski sługa Putina nie dostrzegł.

No i jak to się mówi; poszły konie po betonie.

Putin zorganizował polskim politykom, dziennikarzom i pożytecznym idiotom kolejne karaoke, a oni mając melodię, rytm i tekst podany przez Mamontowa śpiewają i wyją, że hej.

Od Moniki Olejnik poprzez Justynę Pochanke i resztę tego dziennikarskiego kwiecia, ekspertów, polityków i celebrytów, lekko modyfikowany w zależności od lotności ich umysłu i wrażliwości na czar ruskiej muzyki, obowiązuje putinowski tekst, czyli „naciąganie i przekręcanie faktów, brudna polityka, taniec na grobach”.

Najżałośniej wypadł straszący nas już z ław sejmowych trzecie dziesięciolecie poseł PSL, Stanisław Żelichowski. Tak, tak kochani, on tam bez chwili oddechu już od czasów komuny. No cóż lata robią swoje i dlatego zagadnięty przez dziennikarkę nasz polityczny oldboj skutkiem zapewne miażdżycowych zmian pojechał niemal dosłownie przekazem dnia, czyli Mamontowem, mówiąc:

„Biała księga PiS to próba grania tragedią. Mierzi mnie, jak jeszcze na tych trupach próbuje się jakiś chocholi taniec wykonywać”

Niemal zero własnej inwencji i interpretacji. Wszystko topornie zerżnięte z klasyka.

Co innego taki TVN24. Ci od razu dodali tło z jakiegoś ziewającego dziennikarza i poinformowali jak to znudzeni w Brukseli dziennikarze w panice uciekali przed telemostem, Macierewicz-Kaczyński.

Nie będę już z litości cytował zasłużonego eksperta z Wiertniczej, pułkownika Gruszczyka. Powiem tylko tyle, że według mnie zasłużył sobie u Putina, na zmianę nazwiska na Griszczuk i recital na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze.

Przyznam szczerze, że coraz częściej opuszcza mnie wiara w tak zwaną zbiorową mądrość polskiego narodu. Nawet tak bezczelna propagandowa chamówa podyktowana przez Moskwę i powielana prymitywnie przez Warszawę nie jest w stanie obudzić Polaków z samobójczego letargu.

Doskonale rozumiem dylematy Józefa Piłsudskiego, jakie targały nim na kilkanaście lat przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Mówił wtedy o Polakach, że są „zdziecinniałym i tchórzliwym narodem”.

Coś mi się wydaje, że niewiele się zmieniło.

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (27/2011)

Brak głosów

Komentarze

Wytrzeszcz

Nie ma dziś rządów. Jest tylko scena.
Wspólnego dobra już dawno nie ma.
Show, cyrk, występy, ciągłe popisy.
Kto za? - Kto przeciw? - sondaż policzy.
Sztuka przysnęła. Aktorzy goli -
posłowie wszystkich wypchnęli z roli.
Literatura jest w przemówieniach.
Sejm się powoli w teatr zamienia.

Człowiek po przejściach, co chce znów rządzić
może nam gorszy cyrk tu urządzić!
Jak ten robotnik po nocnej zmianie,
co może chciałby, lecz nie jest w stanie.
Bezradnie tylko wytrzeszcza oczy,
jakby się w zombie już przeistoczył.
Uchroń nas Panie przed tym pe(ch)owcem.
Uczyń z nas wilki, a z niego owcę!

Vote up!
0
Vote down!
0

Marek Gajowniczek

#169165