Kto tak naprawdę gra trumnami?

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

20 stycznia z miasta Łodzi gruchnęła wieść, że polski „taxi driver”, czyli częstochowski taksówkarz i polityczny morderca Ryszard C., który w czyn wcielił hasło bojowe Radka Sikorskiego o dożynaniu pisowskich watah był członkiem partii miłości.

Niestety, do tej sensacyjnej wiadomości nie dotarł żaden polski wybitny „dziennikarz śledczy”, ani nikt z Gazety Wyborczej, TVN24, „Wprost” Lisa czy „odpolitycznionej” TVP.

Wiadomość tą ogłosił sam Jarosław Kaczyński.

Widać wyraźny spadek formy u polskich dziennikarzy. Informacja wydawała się być dość prosta do ustalenia, lecz jakoś nikomu nie chciało pofatygować się pod Jasną Górę i ją sprawdzić.

Rozumiem jeszcze „rycerzy” wolności słowa z Czerskiej oraz gwiazdy TVN24. Jasna Góra źle im się kojarzy gdyż z jakiejś przyczyny gonią ich z stamtąd pielgrzymi traktując jak morowe powietrze. Ale co z resztą naszych dziennikarskich gwiazd?

Okazuje się nawet, że sama PO ponoć nie wiedziała, że miała w swoich szeregach członka, który propagowanie haseł o zgodzie i miłości bezbłędnie rozszyfrował i wcielił je w życie.

Gdzie te stare dobre czasy, kiedy Tomasz Lis, Tomasz Sekielski, Andrzej Morozowski i inne tuzy naszych mediów ruszyli w Polskę by poszukiwać słynnego Huberta H., który bohatersko zbluzgał śp. Lecha Kaczyńskiego? Wówczas poszukiwawcza akcja przyniosła sukces. Spenetrowano dworce PKP, ustronne i romantyczne miejsca po wiaduktami i mostami, meliny i bramy z tajemniczymi zaułkami.

W końcu dopadnięto bezdomnego alkoholika „prześladowanego” przez Prezydenta RP, wykąpano go, uczesano, spryskano perfumami i dezodorantami i uczyniono z niego gwiazdę sezonu transportowaną od jednego telewizyjnego studia do drugiego i służącą do ośmieszania „mściwego kartofla”.

Tak się zastanawiam, skąd nasza dziennikarska czołówka czerpie natchnienie i siły do działania?

W jednym przypadku nie chce ruszyć im się tyłków poza rogatki Warszawki czy Krakówka by nagle jak na dopalaczowym dopingu pójść w Polskę by o głodzie i chłodzie wypełniać zawodową misję w skrajnie nieprzyjaznych dla cywilizowanych ludzi warunkach.

Nasuwa się podejrzenie, że w wypadku szybkiej demaskacji sympatii politycznych mordercy z Łodzi nie mogłoby zaistnieć wielkie propagandowe kłamstwo o śmiertelnym zagrożeniu ze strony Ryszarda C. dla Stefana Niesiołowskiego.

Ta obalona już przez prokuraturę bajka opowiadana przez samego wicemarszałka sejmu i Benedykta Czumę, pracownika biura poselskiego posła PO, to jedna z najohydniejszych medialnych akcji dokonanych w interesie Platformy Obywatelskiej i to nad trumną śp. Marka Rosiaka. Przy okazji dostaliśmy do ręki kolejny dowód, że profesor i specjalista od bezkręgowców sam pozbawiony jest kręgosłupa z tym, że tylko moralnego. Jak wiemy brak tego narządu w wersji moralno-etycznej powoduje to, iż w III RP da się całkiem nieźle żyć, a nawet robić oszałamiającą karierę.

Ten przypadek dziennikarskiego upadku i zaprzęgnięcia wiodących mediów we wspieranie partii rządzącej oraz niszczenie opozycji najbardziej podłymi metodami, to tylko niewinny wstęp.

Ostatnia debata sejmowa na temat katastrofy smoleńskiej dostarczyła, co bardziej dociekliwym obserwatorom kolejnych dowodów na fatalną kondycję naszego kraju Anno Domini 2011 pod rządami Donalda Tuska.

Okazało się bowiem, że już przed 15 kwietnia 2010 roku, zarówno polska jak i rosyjska strona na podstawie nagrań z wieży kontrolnej w Smoleńsku, wiedziały o zachowaniu się polskiej załogi rządowego samolotu z prezydentem na pokładzie. Wiedziano doskonale, że pilot Arkadiusz Protasiuk wcale nie lądował, lecz po zejściu do wysokości decyzyjnej 100 m wypowiedział komendę „odchodzimy” potwierdzoną po chwili przez drugiego pilota.

Trudno sobie wyobrazić normalnemu człowiekowi to, czego byliśmy świadkami zaraz po katastrofie.

Wynika bowiem niezbicie, że w czasie największej traumy narodowej, oddawania przez Polaków hołdu poległym i trwaniu uroczystości pogrzebowych, gdzieś w zacisznych gabinetach w Warszawie i Moskwie postanowiono, głównie dla ukrycia prawdy oraz dla celów kampanii wyborczej Bronisława Komorowskiego, dopuścić się najohydniejszego i najpodlejszego kłamstwa oraz niewyobrażalnego łajdactwa.

Na zimno i z wyjątkowym wyrachowaniem i cynizmem Tusk i ferajna wraz z przedstawicielami obcego mocarstwa postanowili dla realizacji wspólnych politycznych celów opluć bez skrupułów chowanych właśnie do grobów członków załogi samolotu, dowódcę wojsk lotniczych generała Andrzeja Błasika oraz śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

W tę zorganizowaną akcję włączyły się polskie i rosyjskie media oraz całe tabuny Palikotów, Wałęsów, Hypkich i innych kuczyńsko-podobnych „autorytetów” i „ekspertów”.

Polsko-rosyjska gra jak widać nie skończyła się na dzieleniu uroczystości katyńskich ani nawet na samej katastrofie. Trwała w najlepsze w dniach, w których każdy normalny człowiek nie mógł zebrać myśli i otrząsnąć się z szoku po narodowej tragedii.

Jeżeli wiedziano, że jedną krótką i dobrze znaną już wówczas informacją można było przeciąć te wszystkie zaplanowane i wyreżyserowane spekulacje, a jednak tego nie uczyniono, to dochodzimy do wstrząsających wniosków.

Oznacza to, że Bronisław Komorowski został wyniesiony na najwyższy urząd w Polsce w sposób bezprecedensowo łamiący wszystkie zasady moralno-etyczne, a czynnie w kampanię wyborczą i działając ręka w rękę z propagandystami Donalda Tuska włączył się Kreml.

Jest to skandal i hańba, przy której moskiewska pożyczka dla Mieczysława Rakowskiego, Leszka Millera i komunistycznej spółki, pochodząca ze środków KGB i przekazana przez KPZR dla ratowania polskich postkomunistów z dzisiejszego SLD, to drobiazg.

Po dziewięciu miesiącach od dziejowej tragedii pogrążamy się coraz bardziej w cuchnącym, medialno-politycznym bagnie.

Dowodem na to jest środowisko Gazety Wyborczej, które siedziało cicho, podczas gdy lewaccy oszuści i kłamcy doprowadzali do zapaści gospodarczej Węgry. Dziś Adam Michnik wydaje na cały świat krzyk rozpaczy z powodu „zagrożenia wolności słowa” przez prawicowy węgierski rząd i bezczelnie milczy, patrząc jak w Polsce partia rządząca podporządkuje sobie kolejne media.

Kwintesencją zaś kłamstwa i manipulacji jest napisany przez Jarosława Kurskiego tekst w Gazecie Wyborczej, nazajutrz po sejmowej smoleńskiej debacie, który nieludzkie i zupełnie odczłowieczone poczynania Tuska i spółki przemilcza pisząc bezczelnie

"Wykończyć Tuska i znów dorwać się do władzy - nie ma świętości, jakiej PiS nie złożyłby na ołtarzu tak niegodziwej polityki. Nawet jeśli tą świętością jest narodowa tragedia.(...)Odmawiając polskiemu rządowi godności i honoru, partia Kaczyńskiego w istocie wspomaga Putina."

Czy zna ktoś lepszy przykład hipokryzji i próby kłamliwego ogłupiania tubylczej ludności?

Czy można pójść jeszcze dalej w draństwie? Oczywiście można. Raport MAK i sejmową debatę najlepiej przykryć pieniędzmi dla „pazernych” rodzin ofiar. Oczywiście to nie rodziny trzeba najpierw powiadomić o szczodrości Tuska lecz zdezorientowany plebs poprzez media.

250 tysięcy złotych dla każdej rodziny ofiary katastrofy. Kto pociągnie temat w TVN24?

No któżby inny jak nie mecenas Aleksander POciej, adwokat można powiedzieć historyczny, który chyba jako pierwszy na świecie obrońca wpłacił z własnych pieniędzy kaucję za swoją klientkę, słynną posłankę PO, Beatę Sawicką. Ta z kolei nie mogła się już doczekać kręcenia lodów i zaczęła brać jeszcze przed wyborczym triumfem PO. Szczodrość pana mecenasa przebiła nawet urzędników samego Tuska. Na „uwiedzioną ofiarę miłości” wysupłał, bagatela, 300 tysięcy złotych.

Pewnie jako symbol „krwawego kaczyzmu” pani Sawicka zorganizuje wkrótce, podobnie jak Weronika Marczuk konferencję prasową zaraz po umorzeniu śledztwa przez prokuraturę lub uniewinnieniu jej przez sąd.

Zbliżają się szybkimi krokami wybory parlamentarne i jeżeli ktoś myśli, że Władimir Putin zrezygnuje ze swojego wpływu na decyzje Polaków to jest wielkim naiwniakiem.

Zapewne znowu odtańczony zostanie jakiś bliżej nam jeszcze nieznany moskiewsko- warszawski tanieć nad smoleńskimi trumnami. Na dziś jedno jest pewne. „Choreografowie” już się krzątają, a dla Polski nadchodzą ciężkie czasy.

Nie bez powodu opatrzność w tak krótkim czasie zesłała nam dwóch nowych Błogosławionych w postaci księdza Jerzego Popiełuszki i papieża Jana Pawła II.

Zapewniam, że będzie się o co modlić i dobrze, że już dzisiaj wiemy, kogo błagać o wstawiennictwo u Wszechmogącego. W nim jedyna dla nas nadzieja.

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (4/2011)
 

Brak głosów

Komentarze

Nie dziwię się tym niby dziennikarzom. Przecież dobrze wiedzieli kim był ten "taksiarz"   Więc, po co mieli się fatygować.

A może nie poszło im "wszystkim" po myśli?  I zatkało tych dziennikarzyków.

Vote up!
0
Vote down!
0
#130967

znaczną część Narodu zajmuje adoracja Tuska i Komorowskiego; młodzi i wykształceni są wyluzowani; trwoga i strachy dla głupoli z PiS-u.

Vote up!
0
Vote down!
0

________________________________________________________________ "Nie martwcie się, jeśli nie stanowimy większości. Wszystko czego potrzebujemy, to mniejszość zamiłowana w rozpalaniu ognia wolności w umysłach ludzi." - Samuel Adams

#130969

"Gdzie te stare dobre czasy, kiedy Tomasz Lis, Tomasz Sekielski, Andrzej Morozowski i inne tuzy naszych mediów ruszyli w Polskę by poszukiwać słynnego Huberta H., który bohatersko zbluzgał śp. Lecha Kaczyńskiego?"

taaa...

Vote up!
0
Vote down!
0
#130971