Sędzina: "sprawiedliwości to sobie szukaj na księżycu"

Obrazek użytkownika LunarBird
Kraj

Zbierałem się do opisania tej historii już od jakiegoś czasu. Zaznaczam, że ofiarą padła osoba, którą bardzo dobrze znam i szanuję, siłą rzeczy więc moja relacja może być niewiarygodna. Nie podam też żadnych danych personalnych. Niemniej sytuacja jest na tyle wymowna, że nawet bez tego czytelnik powinien być w stanie się zorientować, o co chodzi.

Dla wygody przyjmijmy następujące personalia:

  • Jolanta – bohaterka,

  • Janina - matka Jolanty, Pawła, Piotra i Jacka,

  • Paweł - brat Jolanty,

  • Ewelina - konkubina Pawła,

  • Elżbieta - córka Pawła z małżeństwa, które się rozpadło,

  • Piotr - brat Jolanty i Pawła,

  • Anna - żona Piotra,

  • Jacek - najstarszy z rodzeństwa Jolanty,

  • Agata - żona Jacka,

  • Stefan - sąsiad.

Bohaterką historii jest matka kilkorga dzieci, niepracująca. Pani Jolanta żyła w domu swojej matki, Janiny. Miała osobne mieszkanie, które jednak formalnie było własnością Janiny. Oprócz niej mieszkali w tym samym domu, ale w osobnych mieszkaniach, dwaj bracia pani Joli, nazwijmy ich Piotrem i Pawłem. Trzeci brat, pan Jacek, mieszkał osobno we własnym mieszkaniu w bloku z żoną Agatą i generalnie nie interesował się zbytnio tym, co się w domu rodzinnym dzieje. Był zresztą oficerem w lokalnej jednostce wojskowej. Janina mieszkała z początku z panią Jolą, ale często się kłóciły. Powodem kłótni była częsta pomoc finansowa, jakiej Janina udzielała synowi Pawłowi, który był nałogowym alkoholikiem, w dodatku żył z renty i miał konkubinę, a z nią dwoje dzieci, z czego jedno z problemami psychicznymi. Dodatkowo co do ojcostwa Pawła jeśli chodzi o te dzieci istniały poważne wątpliwości. Konkubina Pawła, Ewelina, trzymała dzieci w stałym zamknięciu i miała problemy z prokuraturą w tej sprawie. Z żoną Paweł się rozszedł jakiś czas temu, miał z nią jedną córkę, Elżbietę. W końcu Janina oddzieliła z mieszkania pani Joli największy pokój, który miał tylne wejście, i zamieszkała sama. Jej pokój miał teraz wejście od drugiej strony domu, gdzie mieszkał Paweł. Instalacja elektryczna pokoju Janiny również została przełączona na licznik Pawła. Obaj bracia wiedzieli co nieco o elektryce, Piotr zresztą był elektrykiem z wykształcenia.

Minął jakiś czas. Piotr i Paweł obaj pili i często ich sprzeczki, również o finansową pomoc Janiny dla Pawła, kończyły się tym, że Piotr biegał za Pawłem po podwórku z siekierą albo innym twardym argumentem. I często wtedy również otrzymywał od Janiny wsparcie finansowe dla świętego spokoju. Obaj bracia płacili wielokrotnie niższe rachunki za prąd od pani Joli, pomimo iż w mieszkaniu Piotra i jego żony Anny światło potrafiło się palić po całych dniach. Stało się to powodem notorycznego oskarżania przez Jolę obu braci o kradnięcie prądu z jej licznika. Dodatkowe konflikty miała Jolanta z sąsiadem Stefanem, który często pił razem z Piotrem i Pawłem oraz był znany z przemocy, pomimo iż pracował jako kierowca pogotowia. Nie da się ukryć, że Jolanta była kłótliwą osobą i miała skłonności do fantazjowania, toteż jej oskarżenia pod adresem braci generalnie puszczano mimo uszu. Nadmienić też należy, że Anna i jej dzieci nigdy nie uznawały Janinę za członka rodziny.

Wszystko się toczyło takim torem do czasu gdy Piotr niespodziewanie zmarł. Został znaleziony w kuchni letniej na podwórku, martwy, z sinymi śladami po pasku na szyi. Pasek natomiast był zawieszony na zastygłej ręce. Na podwórku był pies i szczekał tej nocy wyjątkowo zajadle, pani Jolanta to słyszała i słyszała jak Piotr wychodzi z mieszkania przez kogoś wywołany. Nie widziała jednak, przez kogo, bowiem okna jej mieszkania nie wychodzą na tę stronę podwórka, a bała się wychodzić na zewnątrz. Stefan zeznał na Policji, że znalazł Piotra martwego, zdjął mu pasek z szyi i powiesił na ręce. To jednak nie wyjaśnia, jakim cudem Piotr się powiesił w pozycji siedzącej z dala od klamek czy żyrandola. Krótko potem żona Pawła zaczęła spotykać się z facetem i zaczęły krążyć słuchy, że zna go od dawna i że zdradzała męża. Śledztwo w sprawie śmierci Piotra zakończyło się orzeczeniem samobójstwa bez sprzeciwu jego żony. Nota bene lekarz, który przyjechał na miejsce wypadku, chciał wpisać jako przyczynę śmierci zawał serca „nie zauważył” bowiem sinych śladów paska na szyi ofiary. Zwróciła mu na nie uwagę dopiero Jolanta.

Janina postanowiła podzielić swoje dzieci majątkiem, połowę domu i duży plac dostał Paweł, drugą połowę wraz z mniejszym placem Jolanta. Trzy inne place przypadły Jackowi, jego żonie i synowi. Pozostał jeden plac, którego Janina nie podzieliła.

Paweł znaczną część swoich nieruchomości zbył niemalże natychmiast. Krótko potem stał się nieprzyjemny dla swojej matki do tego stopnia, że Janina uciekła do Joli pozostawiając zamknięty swój pokój. Wtedy też wyszły na jaw ślady pobicia na ciele Janiny. Jolanta chciała zawiadomić Policję, jednak jej matka się temu sprzeciwiła. Jacek też się o tym dowiedział, ale nie ingerował.

Jolanta po wielu bojach zdołała wyegzekwować eksmisję żony Piotra z dwojgiem dzieci, dzięki czemu sześcioosobowa rodzina Jolanty zamiast w pokoju i kuchni, jak dotąd, mogła mieszkać w trzech pokojach i kuchni. Konieczne było naprawienie instalacji elektrycznej, którą Anna zniszczyła przy wyprowadzce (wisiały gołe kable pod napięciem). Przy tej okazji wyszło na jaw, że Piotr miał gniazdko podpięte na lewo do mieszkania Jolanty. Przy naprawie pionu elektrycznego wyszła na jaw inna ciekawostka: Paweł miał mieszkanie podłączone do pionu, z pominięciem liczników. Również pokój Janiny nie był podłączony do licznika Pawła, jak sądziła Janina, ale do mieszkania Jolanty. Jolanta mogła zgłosić oba przypadki, ale po namyśle zrezygnowała i ograniczyła się do naprawy nieprawidłowości.

Paweł pomimo sprzedanego placu jedyne, co zdołał zrobić, to zbudować bezprawnie nadbudówkę mieszkalną nad chlewem. Nie wziął jednak pod uwagę konstrukcji chlewka, którego ściana pękła pod ciężarem. Resztę życia przeżył w biedzie. Jego córka Elżbieta, która jest lekarzem i na brak pieniędzy nie narzeka, nie interesowała się losem ojca do chwili, gdy nie zabrała go nagle do innego miasta na jakiś zabieg. Paweł zmarł wkrótce po tym zabiegu. Jakiś czas potem zmarła też Janina.

Rozpoczął się bój o niepodzielony plac, który teraz stanowił współwłasność. Żona Jacka, Anna, Ewelina oraz Elżbieta znalazły kupca na ziemię, Jolanta się jednak nie zgodziła na sprzedaż, gdyż jej zdaniem proponowana przez niego cena była za niska. Przepychanka trwała kilka lat i oparła się o sąd. Sąd orzekł podział ziemi na dwie części. Pierwsza przypadła Jolancie. Była to ziemia niskiej jakości, usytuowana dosłownie przez płot obok stacji benzynowej, na dodatek na połowie jej szerokości planowana była droga. Pozostałą część pozbawioną tych felerów pozostawiono w formie współwłasności reszty spadkobierców (to jest: troje dzieci Pawła, dwoje Piotra i Jacek). Nie uwzględniono wniosku Jolanty w sprawie niskiej jakości przysądzonej jej działki oraz tego, że jako osobie na której utrzymaniu była w chwili śmierci właścicielka należy jej się podwójna część. Jolanta w sądzie od sędziny usłyszała słowa takie jak: „sprawiedliwości to sobie może pani na księżycu poszukać” oraz „i tak panią nie stać na apelację”. Jolanta pomimo to odwołała się od wyroku, jednak Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w mocy. Sąd Najwyższy natomiast apelację odrzucił. Jolanta podejrzewa, że swój udział w sprawie mógł mieć mąż Elżbiety, który jest radcą prawnym.

Dodatkowo Urząd Miasta zabrał część ziemi na drogę i nie poinformował o tym Jolanty. Sąd zaś przysądził Jolancie cały rzeczony fragment, nie uwzględniając faktu, że w chwili podziału część działki już podziałowi nie podlegała, bowiem została wcześniej zabrana przez państwo. O tym Jolanta dowiedziała się dopiero kilka miesięcy po orzeczeniu sądowym, gdyż Urząd Miasta zwlekał z poinformowaniem, co właściwie zabrano, kiedy i na jakiej podstawie. Do dnia dzisiejszego nie zostało też Jolancie wypłacone odszkodowanie, a od dnia zabrania ziemi na drogę minęło ponad pół roku. Prezydent miasta został o tym poinformowany i nie podjął żadnych działań w tej sprawie.

W chwili obecnej został złożony przez pełnomocnika pani Jolanty pozew przeciwko Państwu Polskiemu w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Pozew został już przyjęty do rozpatrzenia. Wszyscy obywatele zapłacą zapewne ciężkie pieniądze z podatków dla pani Jolanty dlatego tylko, że sędziowie oraz prezydent miasta wzięli w łapę.

Jak powiedziałem, nie jestem w tej sprawie obiektywny. Ale w mojej ocenie korupcja i krętactwo w tej sprawie są oczywiste. Co gorsza sięgają prezydenta miasta oraz sędziów. Oto w jakim kraju żyjemy.

 

Ciąg dalszy TUTAJ.

Brak głosów

Komentarze

http://spiritolibero.blog.interia.pl/

władza nigdy nie zastanawia się z czyich pieniędzy będzie płacić za swoje babole.
Pozdrawiam

PS. Sędzina to żona sędziego :)

Vote up!
0
Vote down!
0

SpiritoLibero

#90691

[quote=SpiritoLibero]PS. Sędzina to żona sędziego :)[/quote]

[quote=Słownik Języka Polskiego]sędzina
1. pot. forma ż od sędzia w zn. 1.
2. daw. «żona sędziego»[/quote]
Jak widać, "sędzina" w znaczeniu "żona sędziego" jest formą DAWNĄ, teraz już rzadko używaną. Współcześnie przez sędzinę rozumie się kobietę-sędziego. Tyle tylko, że to forma potoczna.

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.
Vote up!
0
Vote down!
0

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.

#90742

obstawiała, że jednak NIE zsotanie to zapłacone. CO innego, gdyby chciała wyegzekwować usunięcie krzyża z działki krewniaków, a to, wtedy co innego. W tym konkretnym przypadku - nie oczekujcie sprawiedliwości.

Vote up!
0
Vote down!
0
#90701

[quote=bez kropki]obstawiała, że jednak NIE zsotanie to zapłacone[/quote]
Jeśli nie będą musieli, to faktycznie nie zostanie. I dlatego p. Jolanta poszła z tym od razu do prawnika. Domaga się nie tylko zapłacenia za odebraną część, co jest oczywiste - ale też wykupienia przez państwo całej reszty działki. Bo na skutek wykrojenia drogi działka stała się bezużyteczna, jest za wąska by cokolwiek na niej postawić.

A dodatkowo poszła skarga do Strasburga na cuda w procesie sądowym, a także na postępowanie Urzędu Miasta właśnie. Co tylko zwiększa szanse na wygraną. A już odszkodowanie zasądzone przez Strasburg państwo będzie MUSIAŁO zapłacić.

Notabene: krewni Jolanty dostali po tyłku, bowiem nabywca gruntu nagle się wycofał i zostali z ziemią przeznaczoną pod bloki bez nabywcy chętnego ziemię kupić. i teraz mówią, że to wina Jolanty, że mają kiepski grunt. Tyle że sami o taki podział wnioskowali, sąd przychylił się do ich wniosku. Więc jak byk wychodzi, że Jolanta jest winna tego, że... przegrała proces w dwóch instancjach! SIC!

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.
Vote up!
0
Vote down!
0

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.

#90743

chodziło mi o to, że w sprawach tgo typu Strasbourg orzeka niezwykle...egzotycznie (że tak deliaktnie to ujmę). Więc niech P. Jolanta nie oczekuje, że Trybunał przyzna jej odszkodowanie. Osobiście znam sprawę, gdy matka zaskarżyła do Trybunału wyrok polskiego sądu i uzyskała orzeczenie, że Trybunał nie dopatrzył się naruszenia Konwencji:). Wyrok polskiego sądu był taki, że matce orzeczono obowiązek "dostarczania małol. dziecka na widzenia z ojcem" w godzinach... pracy matki. Tak, tak, godziny pracy "nie miały znaczenia dla sprawy". Co więcej, za "brak realziacji widzeń" przysalano matce kolejne grzywny. W dodatku "dostarczanie mało. dziecka" przez osoby inne niż zobowiązana... takoż skutkowało grzywnami, bo to ONA miała to dziecko dowozić a nie niania - nie wykonywała sucz jedna wyroku, więc grzywną jej. Na tak oczywiste absurdy Trybunał się wypiął:). Mam nadzieję, że był to przypadek incydentalny, że P. Jolanta jakoś wybrnie ze sprawy, bez dalszych strat. Jednakowoż uprzedzam, by nie robić sobie zbyt wiele nadziei.
Wspomniana w/w matka dziecu żałuje, że dziecko "dostarczała" na widzenia niania a nie "kochanka matki" - wolno bowiem przypuszczać, że w takim przypadku Trybunał zechciałby się pochylić nad krzywdą;)... Prawnik P. Jolanty powinien rozważyć rozszerzenie skargi o tego typu wątek;) (Nie, nie nabijam się ze sprawy! - Jadę po Trybunale a nie po P. Jolancie.)

Vote up!
0
Vote down!
0
#90939

Trybunał Praw Człowieka nie jest od zasądzania odszkodowań za absurdy prawne. Jest od zasądzania odszkodowań za złamanie praw człowieka właśnie. To zabrzmi brutalnie, ale opisany przez ciebie przypadek praw człowieka w sensie stricte nie złamał. Wśród praw człowieka nie ma prawa do logicznego i zrozumiałego wyroku i tego Trybunał nie rozstrzyga. Rozstrzyga czy państwo złamało prawa człowieka.

A przypadku Jolanty złamane zostało prawo własności:
* pani Jolancie przysądzono NIEISTNIEJĄCY grunt (sąd nie miał prawa dysponowania tym gruntem w chwili wydawania orzeczenia, bo przecież jeśli jest sprawa Iksińskiego z Igrekowskim to sąd nie może w wyroku dysponować ziemią Zetowicza - tak samo jeśli jest sprawa rodzeństwa z panią Jolantą to sąd nie miał prawa przyznać pani Jolancie ziemi wcześniej zabranej przez państwo, które przecież nie było stroną w sprawie),
* część przysądzonego pani Jolancie gruntu znikła na skutek powyższego i nie zostało wypłacone odszkodowanie, pozostała część straciła jakąkolwiek wartość i za ten fakt również nie wypłacono odszkodowania,

Wniosek - pani Jolanta straciła należną jej ziemię, ponosząc ogromne szkody finansowe i stało się tak WYŁĄCZNIE Z WINY PAŃSTWA - na skutej decyzji sądu i Urzędu Miasta oraz licznych zaniechań. Jest więc szansa na wygraną bo prawo do własności to jedno z podstawowych praw człowieka.

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.
Vote up!
0
Vote down!
0

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.

#91005

Zdaje mi się, że w Konwencji o czymś takim czytałam;)))
Ale wracając do tematu: ze względu na p. Jolantę cieszę się, że istnieje szansa na normalziację sytuacji i jakieś załatwienie jej sprawy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#91199

idzie po sprawiedliwość w Strasburgu........10

Vote up!
0
Vote down!
0

Marika

#90787

Lepsze to niż dać się wydymać bez wazeliny.

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.
Vote up!
0
Vote down!
0

rip LunarBird CLH
BOW TO NO MAN. TRUST NO ONE.

#90793