Hołdys, internet ...czyli, jak trafiłem do niepoprawnych .

Obrazek użytkownika rafał be
Blog

Zeszłoroczny fragment mojego Niecodziennika, który przypomniał mi sie dzis p  przeczytaniu wpisu o Woodstockowych wyczynach założyciela Perfektu

 "Piątek, rano

     Pomocy! Do Zbigniewa Hołdysa zawsze miałem wielki szacunek. Za wiele piosenek, za sesję I Cing, za kwartet M,W, N &H. W sporze o Perfect byłem po jego stronie. Zlekceważoną przez krytykę, nieznaną szerzej, solową płytę Hołdys.com uważam za perełkę. Wczoraj wieczorem przeżyłem jednak poważny wstrząs. W telewizyjnej migawce z konferencji Bolka i Olka, ujrzałem go wśród klaszczących. Może to nie on - próbowałem się pocieszać, ale charakterystyczna broda i czapka nie dały większych szans na pomyłkę. Dlaczego to tak bardzo zabolało? Bo nie mam większych złudzeń co do tego, że na takie imprezy, będące wręcz jawną, ubecką inicjatywą, po prostu przyzwoici ludzie nie chodzą. Piszę te słowa z goryczą, jako ktoś, kto siedział w więzieniu m.in. pod zarzutem: „…szedł na czele nielegalnej demonstracji i wznosił okrzyki: Wałęsa…”itp., a także ktoś, kto jako redaktor pisma Szansa, w 1983 roku, umieścił pod jego winietą napis: Lechu! Gratulujemy nagrody Nobla. Zawsze z Tobą! Dzisiaj napisałbym: Z Lechem zawsze. Z Bolkiem nigdy!

      Mam wrażenie, że spełnia się właśnie przepowiednia Michalkiewicza sprzed pół roku. Oto na naszych oczach Razwiedka wycofuje swoje aktywa z Platformy i przenosi rękoma wielkiego rozgrywającego Olechowskiego, na nowy, słuszniejszy twór. Tempo „dziania się” przyspiesza i boję się, że pisanie tego Niecodziennika, szczególnie takich bieżących, felietonowatych fragmentów do szuflady, już na samym początku traci sens. Jednak do przeniesienia się z nim do sieci, pod postacią bloga, też nie jestem przekonany. Zbyt wielki mam szacunek dla własnej roboty, by rzucać ją w odmęty internetowego szlamu. Więc ciąg dalszy eksperymentów z metodami docierania i zadawania pytań. Rozsyłam powyższy fragment na adresy z mojej skrzynki. Pozdrawiam, Rafał.

 

     Sobota, rano

     Długo opierałem się przed wejściem w Internet. Sądziłem, że jest narzędziem, które pozrywa, i tak już bardzo słabe, więzy miedzy ludźmi. Bałem się, byłem nieufny, nie rozumiałem tych, którzy namawiali mnie do przełamania się, do jakiegoś zrozumienia. Tłumaczyli, że przecież każdą rzecz można wykorzystać zarówno w dobrej, jak i złej sprawie. W końcu spróbowałem i, o ile do sieci, jako całości, mam wiele zastrzeżeń, to pocztę internetową uważam za godną, nowoczesną kontynuatorkę poczty tradycyjnej, tej szlachetnej przecież formy komunikacji, jaką jest pisanie listów. Teraz dziękuję tym wszystkim orędownikom nowych technologii, którzy pomogli mi otworzyć szerzej oczy i zrozumieć, z pewnością w niewielkiej części, nie znany do tej pory obszar rzeczywistości. Był wśród nich M. Wczoraj wieczorem, gdy sprawdzałem pocztę, znalazłem taki oto mail od niego, będący odpowiedzią na tekst o Hołdysie: „nie interesują mnie twoje felietony proszę o nie przysyłanie mi swoich tekstów będę je traktował jak spam i bez czytania wyrzucał do kosza pozdr m”.

     Oczywiście, nie mam w zwyczaju narzucać się, gdy ktoś wyraźnie sobie tego nie życzy. Nie będę go zmuszać do czytania, po prostu nie będę mu już nic wysyłać, jednak w tej sytuacji pozwoliłem sobie napisać list ostatni. Tutaj jednak kilka słów odniesienia.

Nie mogę zrozumieć takiego stanowiska, kategorycznie ucinającego dyskusję, nie podającego jakiegokolwiek uzasadnienia. Szczególnie ze strony kogoś, kto taką formę komunikacji w przeszłości gorąco zachwalał. I, przede wszystkim, kumpla. Z pewnością w moim tekście użyłem, wobec słynnej już konferencji, sformułowań ostrych, ale to i tak pestka, wobec określenia, które zacytował Rybiński w dzisiejszym, wysokonakładowym przecież, Dzienniku („Socjaldemokracja Kurewstwa Polskiego i Sitwy”). Ponadto, obok jasno zdefiniowanego poglądu, zadałem przecież pytania. Zacząłem wszak dramatycznie: „Pomocy!”. Potem ponowiłem prośbę, pytałem: ”dlaczego?” Więc chyba zachęciłem do dyskusji, zostawiłem wolne pole na wymianę poglądów?

     Część z Was zapewne zna historię nieudanych prób reaktywacji pisma Szansa. Pomysł upadł, o wydawaniu gazety w sensie papieru, druku itp. należy oczywiście zapomnieć. Ale pewna nadzieja w mojej zbolałej głowie gdzieś jeszcze się tli. Może jakieś forum dyskusyjne właśnie? A może, po prostu, mi się to wszystko śni? Pozdrowienia z wieży, Rafał. "    

Brak głosów

Komentarze

Witam serdecznie wśród niepoprawnych. Może się powtórze - Hołdys już mi dawno zaczął "śmierdzieć". Ostatecznie skompromitował się wg mnie klaszcząc na wspomnianym zebraniu agentów i miłośników PRL.

Jeśli chodzi o gazetkę - to mamy projekt stworzenia gazetki pedeefowej (na razie) pod szyldem niepoprawni. Kiedy będą efekty na razie nie wiadomo..Cierpliwości. Potrzebujemy każdej pary rąk do pracy w niepoprawnych ;)

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#876

Serdecznie witamy na niepoprawnych.  Dziękuje za ten wpis na temat Hołdysa.  Widzę, że nie tylko mnie jednego ten temat zainteresował, skoro ma Pan 42 odsłony.  A samego Hołdysa słuchałem kiedyś z uwielbieniem, tak jak i całego "Perfectu".

Czekam na więcej wpisów i pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#878

który nosi się z zamiarem kupienia ksero, by na nim drukować teksty i sprzedawać je na pielgrzymkach, w kościołach, parafiach, zna mnóstwo ludzi....jest patriotą, ma wolny czas i nie zależy mu za bardzo na pieniądzach, bo mu bieda nie przeszkadza.

Można by kiedyś spróbować na początek odbitki ksero sprzedawać. Gdyby się rozszerzyło, wtedy druk. 

Vote up!
0
Vote down!
0
#880