Lepiej późno niż później...słów kilka o hipokryzji

Obrazek użytkownika Wojciech.Wybranowski
Historia

Trochę ni z gruszki ni z pietruszki. Bynajmniej nie o sprawach aktualnych- choc tematów do dyskusji byłoby bez liku, jak chocby co robi Pitera w sprawie płk Mąki, albo też o tym co szykuje Cwiąkalski- Ziobrze w tym tygodniu. Bo show must go on. Ale, ja chciałbym parę słów krótko, o pewnej bardzo już nieaktualnej sprawie, sprawie z przed roku. Sprawie, której jako poznaniak od urodzenia nie mogę zostawić bez komentarza, choć wydaje się być nieaktualna. A może wprost przeciwnie- czy rozliczenie z naszą peerelowską przeszłośćią nie jest sprawą wciąż aktualną, choć trudną to konieczną?

 Postaram się bardzo krótko żeby nie przynudzać "nieaktualnościami". Buszując dziś po południu po blogach, czytając komentarze i teksty traf chciał- nie powiem, że szczęsliwy- znalazłem się też na blogu pani redaktor Ewy Wanat, szefowej Radia TOK FM. Dokonania tej radiostracji w walce z lustracją są powszechnie znane, obawiam się, że pani Ewa do dziś nie może przeboleć, że Szymborska pierwsza spłodziła dziełko o znamiennym tytule "Nienawiść"..ale nie o lustracji chciałem. Choć ma ona związek ze sprawą. Otóż w swoim ostatnim wpisie z lipca ubiegłego roku ( dlatego twierdzę, że sprawa jest stara- ale naprawdę nie mogłem zostawić jej bez komentarza) pani redaktor wspominała swój przyjazd do mojego rodzinnego Poznania ze słonecznej Hiszpanii. I  taki myk, że akurat trafiła na Plac Wolności, gdzie  W KOŃCU  udało się zorganizować wystawę "Twarze bezpieki". Też, podobnie jak pani Wanat byłem na otwarciu owej "wystawki"- i jeśli mam być oburzony to tylko dlatego, że tych bilboardów z twarzami esbeckich bandytów było zbyt mało, informacje były zbyt skrótowe, a sama wystawa- za słabo nagłośniona. Ale to co spowodowało, że zdecydowalem się napisać parę słów to jedno ze stwierdzeń szefowej TOK FM, które- jako poznaniaka- ubodły mnie do żywego.

 http://ewawanat.salon24.pl/index.html Zacytuję ". Diabeł mnie podkusił i znalazłam się w Poznaniu na pl. Wolności, gdzie trwa wystawa „Twarze bezpieki”. Upał, opustoszałe niedzielnie miasto, a ja snuję się między tablicami – zdjęcia, opisy, fotokopie dokumentów – większość z lat 50-tych, większość w takim wieku, że już pewnie dawno nie żyją. Nagle staję jak wryta przed twarzą, którą znam. I znam nazwisko, czytam podanie z prośbą o przyjęcie do UB. Wszystko się zgadza - imię i nazwisko, wiek, adres ostatniego mieszkania, twarz – ona ma jego oczy, usta, nos, no po prostu skóra zdarta z taty. To ojciec mojej przyjaciółki. To jest jej tata. Wisi na głównym placu miasta – jak w średniowieczu złodziej zakuty w dyby, lub czarownica wystawiona na pośmiewisko gawiedzi, i jak za komuny – szkodnik i bumelant w gablotce POP PZPR w zakładzie – to ten sam mechanizm – zamiast sądu – napiętnowanie. " Dalej nieoceniona pani redaktor nazywa sprawę - odwetem i karaniem dzieci prześladowców.

Cóz. Nie trzeba być poznaniakiem, wystarczy odrobinę interesować się historią miejsca, do ktorego się przyjeżdza by wiedzieć, że niecałe 200 metrow dalej w pobliżu Placu Wolności, o którym pisze pani redaktor, vis a vis nowoczesnej siedziby poznanskiego oddziału "Gazety Wyborczej", który zapewne pani Wanat odwiedziła jest miejsce bardzo szczególne. Maleńka betonowa płyta, zniszczona, poplamiona spreyem, zaniedbana. Psy tam srają- mówiąc dosadnie. Płyta upamiętnia istniejące w tym miejscu do 1956 roku więzienie UB. Do dziś, pod ulicą 27 grudnia, biegnąca przy Placu Wolności, pod okolicznymi kamienicami ciągną się lochy. Lochy śmierci. W nieistniejącym już  budynku o w ciąz istniejących podziemiach w ciągu kilku lat po II Wojnie Światowej  zamordowano, zakatowano   killkuset wielkopolan- żołnierzy AK, Narodowych Sił Zbrojnych, członków konspiracyjnej Narodowej Organizacji Bojowej. MIejsce szczególne- ze względu na lochy to właśnie tam mordowano również więźniów Informacji Wojskowej, której siedziba znajdowała się w innej częsci Poznania, ale z "przyczyn logistycznych" egzekucje wykonywano wlasnie w podziemiach na Placu Wolności.  Żołnierze- kombatanci z AK i NSZ twierdzą, że jeszcze do dzisiaj w tych kazamatach, podziemiach, do których ze względu na katastrofalny stan nie wchodzą nawet przedstawiciele służb miejskich znajdują się nadal szczątki pomordowanych. Najczęsciej tych, co do ktorych ubecja nie miała wątpliwości, ze w czasie II Wojny Światowej  stracili wszystkich bliskich, że nikt się o nich nie upomni. Tych, których pomordowano w podziemiach, a którzy mieli rodziny- szczątki wywożono na teren ZK Wronki ( a rodzina dostawala list, że zmarł w więzieniu, że gruźlica etc), żołnierzy- ofiary IW, zakopywano na poligonie w podpoznańskim Biedrusku.

Pani redaktor płacze rzewnymi łzami nad losem ujawnionych uboli. Ani ona, ani jej koledzy z poznanskiej "Gazety Wyborczej" nie zapłaczą nad losem tych, których zamordowano kawałek dalej. Nie użalą się nad losem ich rodzin, które to miejsce traktują jako symboliczny grób i od lat nie mogą doczekać się jego należytego upamiętnienia. Nie zapłaczą- bo coraz aktywniej promują plany miasta by ten teren ( wszak jest tak tylko niewielki parking i  malenka płyta pamiątkowa) sprzedać prywatnemu deweloperowi, który na tym miejscu postawi kolejny  biurowiec,  albo też niemieckiej firmie- która chciałaby wybidować tam luksusowe delikatesy. A przy okazji wybudować zaplecze, garaże i magazyny, które zasłonią front stojącego opodal Teatru Polskiego z napisem "Naród Sobie"- symbolu walki poznańczyków z germanizacją. Być może już niebawem pani redaktor Ewa Wanat odwiedzając kolejny raz Poznań po pobycie w jednym z dalekich krajów ( polecam Koreę Płn- pani redaktor) będzie miała okazję żażerając się szyneczką "made in germany", popijając kruszon ( made in russia) zapłakać nad losem "biednych ubeków". A pomordowani żołnierze Podziemia? Cóż...widać musi być jak pisał poeta "Ponieważ żyli prawem wilka historia o nich głucho milczy..."

Brak głosów