Postulaty sierpniowe pana Klicha

Obrazek użytkownika Ponury_Wtorek
Świat

Zdawać by się mogło, że nikt o zdrowych zmysłach nie wierzy już w dobre intencje Rosjan, którzy jak brat bratu z sercem na dłoni pomagają ze wszystkich sił w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Minęło od niej równo sto trzydzieści dni, to jest ponad cztery miesiące, a tak naprawdę oficjalnie nie wiemy nic, oprócz tego, że już w samym dniu tragedii błyskawicznie zwalono winę na śp. pilota nieszczęsnego Tu-154. Żadnych hipotez nikt nie wykluczył, niczego nikt z całą pewnością nie ustalił, do niczego nikt nie dotarł.

I nie dotrze. Przecież już jakiś czas temu nasi bracia Słowiania jasno i otwarcie powiedzieli, że żadnych dokumentów strona polska nie dostanie ("nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?"), żebyśmy się gonili i cieszyli z tego, że car Putin łaskawie przytulił nam Premiera Rządu Ludowego. Tymczasem pan Edmund Klich, co to rzekomo dba o interesy polskie w tym śledztwie (koncept śmiechu warty) oburzony jest brakiem nowych dokumentów i ośmiela się "przygotowywać nowe pismo do MAKu". ]]>Za "Rzeczpospolitą"]]>:

Na swoje poprzednie pismo - jak mówił - dostał odpowiedź, że MAK postępuje zgodnie z procedurami. MAK argumentował też, że nie zawsze wszystko może mu udostępnić, bo lotnisko w Smoleńsku jest wojskowe, więc tego rodzaju kwestie trzeba uzgadniać z wojskiem.

Pobawię się w proroka. W odpowiedzi na swoje "żądania", wyrażone w osiemdziesięciu punktach, pan Klich usłyszy krótkie, żołnierskie "paszoł won, bljatskij Paljak!", być może jakoś inaczej ujęte: na przykład, że z powodu pożarów poczta rosyjska działa nieco wolniej, ale oczywiście, już niedługo, jutro najpóźniej, cała bumaga wyląduje na biurku pana Klicha... Jednak zmiana formy nie pociąga za sobą zmiany treści. Taki scenariusz nastąpi, jeśli Klich będzie miał pecha i ktoś na jego podrygi w ogóle zwróci w Moskwie uwagę. Bardziej prawdopodobne, że MAK ustami pani Anodiny wypnie się na pana Klicha jako takiego i po prostu go zlekceważy; w końcu ustalenia już poszły i chyba jeszcze Donald nie powiedział temu śmiesznemu facetowi, że ma sobie odpuścić. Nie mamy pańskiego płaszcza.

Rosjanie znudzeni są już chyba udawaniem współczucia i gotowości do pomocy. Wracają do starego, sprawdzonego modelu występowania z pozycji siły, według którego mogą sobie pozwolić na ostentacyjne lekceważenie miotającego się karła. Smoleńsk tylko wzmocnił Putina - może teraz "grać skrzynkami", ujawniając tę czy tamtą "nagraną" wypowiedź i wpuszczać durnych Polaczków w takie maliny, jakie się mu tylko zamarzą, bo nie mają już silnego prezydenta, który wprawdzie źle wypadał w telewizji, ale rozumiał, że interesy Polski stoją w rażącej sprzeczności z interesami Wielkiego Brata Ze Wschodu. Jak na razie znakomicie wychodzi nam palenie zniczy na grobach morderców i stawianie pomników gwałcicielom. Wkrótce będzie to wszystko, na co nam Wielka Rosja łaskawie pozwoli.

W roku 1980 Polacy też mieli żądania, też formułowali postulaty. Na jedne władza się zgodziła, na inne nie - a na końcu i tak solidnie kopnęła Polaków w dupę, tak, że do tej pory nie mogą się pozbierać.

Brak głosów